14.02




Otwierasz oczy, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Nabierasz tak łapczywie powietrza w płuca, jakbyś właśnie wynurzyła się ponad powierzchnię wody. Przez dłuższą chwilę nie możesz uspokoić swojego oddechu a Twoje serce uderza tak gwałtownie, że masz wrażenie iż Twoja klatka piersiowa eksploduje. Dusisz się płaczem.

Jest tutaj.

Uśmiecha się delikatnie, wyciągając dłoń w kierunku Twojej twarzy. Ale Ty się odsuwasz. Coś podpowiada Ci, że kiedy wasza skóra się zetknie... On znów zniknie. Zostawi Cię samą na kolejny, długi czas. Chcesz cieszyć się jego obecnością, przecież to jej najbardziej Ci brakowało...

Patrzy na ciebie niezrozumiały. Mimo to, nadal się uśmiecha. Teraz nieco bardziej niepewnie. Mimo to, unosi się na rękach. Jego usta stają się lekko wydęte, niczym do pocałunku, a Ty zamierasz. Obserwujesz go, próbujesz go powstrzymać... Jednak tylko Ci się tak wydaje. W rzeczywistości nie robisz nic... A kiedy jego wargi spotykają na swojej drodze Twoje, spełnia się najgorszy koszmar.

On zniknął.

14 luty...

Dla innych Walentynki, dla Ciebie jedynie kolejny pusty dzień. Każdy następny będzie identyczny. Umysł jeszcze walczy. Wrzeszczy histerycznie, że czas leczy przecież rany... Ale Twoje się już zabliźniły, pozostawiając wieczną pamięć o tym co przeżyłaś. O smutku, cierpieniu, łzach. Pamięć o Nim.




To kolejna noc z rzędu, kiedy budzisz się z mokrymi policzkami. Nieudolnie przecierasz je wierzchem dłoni. Łzy nadal ciekną. Czujesz, że ponowne zaśnięcie graniczy z cudem, dlatego też zatapiasz twarz w poduszce. Po chwili jednak zdajesz sobie sprawę z tego jaki błąd popełniłaś. Materiał nadal przesiąknięty jest jego zapachem. Jeszcze nie dawno leżeliście tu przecież razem, oglądając marną komedię. Co z tego, że nie rozumiałaś większej części filmu? Jego ramiona oplatające Twoją talie były wystarczającą rekompensatą za dwie godziny wypełnione totalną nudą. Pamiętasz, jak przyjemne było to uczucie, kiedy leżąc z głową na jego klatce jedyne co do ciebie docierało to odgłos bicia jego serca? Pamiętasz, jak odurzający był ten dźwięk? Prawie tak bardzo jak jego woda kolońska. Uwielbiałaś ten zapach, nieprawdaż? Do tej pory pamiętasz go tak dobrze, jakby właśnie docierał do Twoich nozdrzy. I mimo, że chcesz - nie potrafisz wyrzucić go z pamięci.


Tak samo zresztą jak dotyku jego dłoni. Zwinnych palców badających z fascynacją fakturę Twojej skóry. A jego usta... Jego usta są niczym pucharek lodów malinowych. Ich kolor i smak sprawiają, że nie jesteś w stanie przestać o nich myśleć. Dobrze wiesz, że to kolejny z Twoich małych nałogów, których chyba nigdy nie będziesz w stanie zaspokoić. I właśnie tu pojawia się problem.


Jego już nie ma.


Odszedł.


Z dnia na dzień. Bez pożegnania.


Tak po prostu.


I mimo, że wiesz iż to się nigdy nie stanie, łudzisz się że w każdej chwili może stanąć pod drzwiami Twojego domu. Oszukujesz sama siebie, że niczego by tym nie wskórał, jednak prawda jest inna. Zamiast zamknąć mu drzwi przed nosem, wykrzykując mu przy okazji jak bardzo go nienawidzisz, jak bardzo Cię skrzywdził i jak bardzo chciałabyś, żeby odszedł - Ty, rzucisz się w jego ramiona gotowa, by wybaczyć mu dosłownie wszystko. Każdy jeden najmniejszy błąd. Każdą wylaną łzę. Każdą nieprzespaną noc.


I choć teraz zapierasz się, że to nie prawda - doskonale wiesz że oszukujesz sama siebie.


Nie ma opcji byś nie uległa jego urokowi. Jego słodkiemu uśmiechowi, utęsknionemu zapachowi... Spragniona jego ponownej bliskości pochłaniałabyś jego słowa, nawet przez chwilę nie myśląc o tym czy rzeczywiście jest z Tobą szczery. Perspektywa odzyskania tego czegoś, co zabrał ze sobą odchodząc od Ciebie, jest niczym trofeum. Trofeum którego cheć zdobycia przesłania Ci wszystko inne. I nawet jeśli wiesz ze nie masz już siły, walczyłabyś o to. Walczyłabyś o Was.


Jednak nic takiego się nigdy nie stanie


A Ty sama doskonale o tym wiesz. Ludzie którzy odchodzą, nie robią tego bez powodu. Coś nimi kieruje, coś podpowiada im że właśnie w tym momencie powinni być zupełnie gdzie indziej z zupełnie inna osobą. Najgorsze jest chyba to, że Ty o tym wiesz i powinnaś to uszanować. Jednak czymże są takie słowa w świetle tego bólu który gnębi Cię nieustannie od dłuższego czasu. To tylko marne wersy rzucane w przestrzeń. Głuche krzyki które nigdy nie znajdą oodzewu a zarazem przytłaczająca cisza raniaca Twoje uszy.




Podnosisz twarz z poduszki by ponownie otrzeć łzy. Te wciąż spływają wzdłuż Twoich policzkow.


Zaintrygowny Twoim nagłym poruszeniem pies, podnosi głowę. Jego oczy błyszczą kiedy wpatruje się w Ciebie. Przez moment nawet masz wrażenie ze Cię rozumie. Wydaje Ci się jakby czuł Twój ból, jakby Ci wswspółczuł. Kiedy przechyla delikatnie pysk w prawo, prostujac uszy i jeszcze bardziej wytezajac błyszczące oczy - miekniesz. Usmiechasz się lekko przez łzy, czułe glaszczac zwierzaka po miękkiej sierści. A gdy ten przybliża się do Ciebie by lepiej poczuć na sobie Twój dotyk, nie możesz powtrzymać się przed kolejną falą łez.


Bo właśnie teraz zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś jak twój mały przyjaciel. Potrzebujesz bliskości, ciepła. Potrzebujesz miłości. Jego miłości. Tylko on jest w stanie ukoić cierpienie Twojej duszy. On jeden wie, jak zaspokoić pragnienia rządzące Twoim ciałem. Przecież nikt inny nie zna Cię tak dobrze. Przejżał Cię na wskroś, skrupulatnie zapamiętując każdy detal.


Kiedy tak o tym myślisz, dociera do Ciebie, że był jedynym lekarstwem. Sensem życia. Ocierając wilgotny nos w zgniecioną w dłoniach chusteczkę, zadajesz sobie bardzo ważne pytanie. Czy można żyć tak po prostu? Bez sensu, celu, pragnień które mogłabyś osiągać?


Odpowiedź przychodzi zbyt szybko i z zbyt wielkim uderzeniem. Mimo tego jak bardzo skomplikowane jest pytanie, rozwiązanie jest proste.


Nie.


To nie jest już życie. To jedynie marna jego namiastka. Można by rzec - koczowanie. Każdy cel, jaki stawiasz na swojej drodze, nadaje jej kierunek. Z jakichś niezrozumiałych powodów pcha Cię właśnie w tą, a nie inną stronę. Marzenia... To one są przyczyną Twoich łez.


Przecież, gdybyś nie pozwoliłam im sie pochłonąć aż w takim stopniu... Gdybyś nie wyobrażała sobie czegoś, co w zasadzie nie miało prawa bytu.... Teraz zamiast bólu, czułabyś dawną radość życia.


Ale jest już za późno. Stało się. Wdepnęłaś w coś, co stale się rozrasta, co pochałania Cię coraz bardziej, nie ważne jak bardzo się bronisz.


Ale Ty już tego nie robisz. Poddałaś się. Twoja wrażliwość i uczuciowość pokonała wolę walki. A przecież tak ważnej... Walki o samą Ciebie.




Płaczesz jeszcze bardziej, kiedy to wszystko do Ciebie dociera. Bolesne wspomnienia ponownie opanowują Twój umysł. Jego oczy. Inteligentne, wesołe. Bujne, lekko niesforne blond włosy. Usta. Małe blizny na klatce piersiowej. Pieprzyk na prawym biodrze...


Znasz go na pamięć. Prawdopodobnie lepiej niż samą siebie. Z Waszej dwójki, Jego kochasz bardziej. Troszczysz się, martwisz... Codziennie zasypiałaś z absolutną pewnością, że to ktoś, dla kogo pójdziesz do piekła, że dla niego oddałabyś wszystko.


Teraz wiesz, że zrobiłaś to już dawno. Podarowałaś mu swoje serce a razem z nim, zabrał część Twojej duszy. Cząstkę, bez której teraz nie możesz się pozbierać. Wiesz, że zabrał coś, co oddałaś mu w największym zaufaniu. Wierzyłaś mu. Wierzyłaś w niego.


~*~


Nawet nie orientujesz się, kiedy sen zabiera Cię w otchłań podstępnej podświadomości. Oszukuje Cię. Mimo, iż jesteś w swoim pokoju, wiesz, że teraz to zupełnie inne miejsce. Czujesz ciepło uderzające z drugiej połowy materaca. Przerażona otwierasz szerzej oczy. Dezorientacja paraliżuje Cię w każdym calu.



Budzisz się po raz kolejny tej nocy. Nie potrafisz nad sobą zapanować. Okrutny sen jest niczym sztylet przeszywający Twoje ciało. Najgorsze jednak przed Tobą. Puste, zimne miejsce... Ten widok jeszcze nigdy nie przytłaczał Cię tak bardzo. Coś w Tobie umiera. Czujesz to bardzo wyraźnie. To coś, to Twoja miłość. Ale nie do Niego. Wiesz, że jej nigdy się nie pozbędziesz. Umiera w Tobie miłość do samej siebie, miłość do życia. Nie potrafisz się nim cieszyć. Nie potrafisz już żyć.




Spoglądasz w otępieniu na ekran telefonu, zanim znów położysz się na poduszce ryzykując zaśnięciem.

14 luty...

Dla innych Walentynki, dla Ciebie jedynie kolejny pusty dzień. Każdy następny będzie identyczny. Umysł jeszcze walczy. Wrzeszczy histerycznie, że czas leczy przecież rany... Ale Twoje się już zabliźniły, pozostawiając wieczną pamięć o tym co przeżyłaś. O smutku, cierpieniu, łzach. Pamięć o Nim.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kochani, w ten jeden mało szczególny dla jednych, a wyjątkowych dla drugich dzień, chcę Wam życzyć kilka prostych ale jak najbardziej szczerych słów. Jeśli macie taką okazję, cieszcie się obecnością drugiej osoby. Starajcie się ją doceniać, szanować i obdarzać uczuciem na jakie zasługuje. Mówi się że wartość poznaje się dopiero jak się coś straci. Wierzcie mi na słowo, to nie jest uczucie które chcielibyście poznać. I mówię to z własnego doświadczenia. Rozłąka, z jakiegokolwiek powodu by nie była, otwiera oczy. Dopiero kiedy nie będziecie mogli przytulić drugiej osoby, zatęsknicie za jej ciepłem. A wierzcie lub nie, takiego ciepła nie zastąpi nic. 

Ale mimo iż Walentynki to święto zakochanych, nie zapominajcie o innych najbliższych, których kochacie... O rodzinie, przyjaciołach... Miłość ma wiele postaci, a my musimy ją pielęgnować. Przemierzanie życia w pojedynkę to nic przyjemnego. Dlatego dajcie poczuć ukochanym osobą że są dla Was ważne. Dzisiaj, ale i przez cały rok. 

Buziaki! eMikka 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: