I. Narodziny zła

twitter, tiktok: #valenciawatt

Teraźniejszość

Valencia

      Stukot czarnych szpilek Zanotti odbija się echem, gdy z uniesioną głową stawiam pewne kroki. Moje ruchy są zdecydowane i jednocześnie bardzo ostrożne. Wypięta do przodu klatka piersiowa ma sprawić, by postrzegano mnie jako kogoś naprawdę pewnego siebie. To stary sposób, który zawsze pomagał mi wyjść z każdej sytuacji obronną ręką. Staram się omijać wszelkie nierówności na chodniku, coby nie wylądować twarzą na brudnym betonie. Z gracją przemierzam wąską uliczkę Sztokholmu i skanuję wzrokiem mijane budynki. Z niezadowoleniem stwierdzam, że wszystko wygląda dziś wyjątkowo ponuro. Przyzwyczajona do skandynawskiego klimatu po prostu ignoruję nieprzyjemną pogodę i zaciskam palce na materiale eleganckiej torebki. Wzdycham. Tęsknię za ciepłą Hiszpanią i wszystkim, co z nią związane, a ostatnio coraz częściej się na tym łapię.

      — Ay, Dios mío — mruczę, gdy do moich nozdrzy dociera zapach świeżo palonej kawy pochodzący z pobliskiej kawiarenki.

      Choć to nieco mnie rozbudza, moje myśli wciąż krążą wokół wygodnego łóżka i porządnej drzemki. Dzień zaczęłam dziś bardzo wcześnie, a jako, że nie zaliczałam się do grona wszystkich tych rannych ptaszków, zerwanie się z łóżka przed dziewiątą stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie.

      Poprawiam czarne kosmyki niesfornie opadające na czoło i przyspieszam kroku. Serce prawie podchodzi mi do gardła, gdy znajduję się w bliskim sąsiedztwie tej jednej ulicy, której nazwa pozostanie wyryta w mojej głowie aż do samej śmierci. Jak przez mgłę, oczami wyobraźni widzę wydarzenia tamtego wieczora. Krew, pełno krwi. Rozbity samochód, krzyki i słony smak łez skapujących z mojej brody. Oddycham głęboko, gdy obraz zamazuje mi się niebezpiecznie, a ja odnoszę wrażenie usuwającego się spod stóp gruntu.

      — Przepraszam, czy wszystko w porządku?— słyszę zatroskany damski głos.

      Potrząsam głową i rozglądam się dookoła. Orientuję się, że zwyczajnie tkwię w miejscu i wpatruje się w chodnik. Kiwam głową, a starsza pani, która spogląda na mnie z troską uśmiecha się i odchodzi. Przełykam ślinę, próbując uspokoić myśli. Biorę głęboki wdech i zmuszam bezwładne ciało do wysiłku. Kiedy znajduję się na Birger Jarlsgatan, przytomnieję i wracam do rzeczywistości.

      Wdech, wydech.

      Później z niezadowoleniem docieram do wnętrza budynku JLL Sztokholm – agencji nieruchomości, w której od zaledwie roku pracuję jako sekretarka. Stukot moich szpilek przyciąga uwagę osób znajdujących się w hallu. Wzdycham niezauważalnie i kieruję się w stronę biura, witając się po drodze z Melissą, Friedrikiem i Evą. Zmęczenie rozprasza moją uwagę, ale wtedy myślami przenoszę się do wieczora i tego, kto na mnie czeka. Nie mogę nic poradzić na to, że moje usta formują w szeroki i błogi uśmiech. Pocieszam się tą wizją, gdyż wiem, że to pomoże mi przetrwać ten dzień.

***

      Dotarcie na południe Sztokholmu zajmuje mi zaledwie kwadrans. Z taksówki wysiadam krótko przed dwudziestą i przełykam ślinę. Mimo przyzwyczajenia do luksusowych apartamentów i prestiżowych okolic, podziwiam majestatyczną posiadłość Eliasa Månssona, która robi na mnie ogromne wrażenie. Duże, przeszklone drzwi jak zwykle otwiera mi jedna ze służących – Gabriella lub Frida, nie jestem w stanie przypomnieć sobie jej imienia. Dziękuję jej uśmiechem, kiedy zabiera ode mnie płaszcz. Sprawnym ruchem zdejmuję szpilki i chwytam je w dłoń. Poprawiam ramiączko atłasowej sukni, która rozcina się od mojego biodra w dół i sunę po miękkim dywanie boso. Rozglądam się dookoła, wodząc wzrokiem po ociekającej bogactwem willi jakbym była tu po raz pierwszy. Przystaję na dłuższą chwilę przy dużych rozmiarów lustrze i przyglądam się samej sobie. Przechylam głowę w bok, a zarysowana żuchwa staje się bardziej spiczasta. Z zafascynowaniem obserwuję aksamitną skórę, która wręcz mieni się w świetle żyrandoli i wzdycham na własny widok. Dzisiejszej nocy znów czuję się panią swojego losu i prawdziwą femme fatale.

      — Valencia.

      Gdy słyszę swoje imię wypowiedziane tak niskim i zachrypniętym głosem, czuję satysfakcję. Ogromną rozkosz, która przyjemnie łechce ego. Moje pełne usta, które czerwieniły się krwiście za sprawą Rouge Allure Intense od Chanel, formują się w niewinny uśmiech. Wzrokiem skanuję nagą klatkę piersiową Eliasa, którą pokrywają małe kropelki wody. Z zadowoleniem stwierdzam, że ma na sobie tylko skąpy ręcznik nisko wiszący na biodrach.

      — Wybacz, że musiałaś czekać. Brałem prysznic — tłumaczy się pospiesznie, przebiegając dłonią przez mokre włosy. — Kurwa mać, wyglądasz jak greckie bóstwo.

      Przygryzam wargę, gdy wewnątrz mnie z każdą sekundą rośnie pokusa pragnienia. Z gracją kroczę prosto w stronę mężczyzny. Po drodze upuszczam szpilki, które z głuchym echem zderzają się z marmurową posadzką i zerkam zalotnie spod wachlarza długich rzęs.

      — Jesteś niesamowita — mruczy mężczyzna, kiedy długimi paznokciami drapię jego klatkę piersiową.

      — Wiem — Uśmiecham się zalotnie i oblizuję usta.

      Szczęka Elisa zaciska się coraz bardziej, nadając mu nieco ostrych rysów. Kolejny raz zwilżam wargi językiem, a wtedy on odwraca mnie plecami do torsu. Na pośladkach czuję znajome wybrzuszenie, a kiedy Elias łapie mnie za talię, chichoczę niewinnie.

      — Czekałem na ten wieczór przez cały weekend, przysięgam na Boga — mruczy zachęcająco i sunie dłońmi w górę mojego ciała.

      Uśmiecham się lekko i gryzę wargę. Elias od samego początku sprawiał, że czułam się komfortowo, a teraz nie jest inaczej. Gdybym wiodła inne, lepsze życie, powiedziałbym, że to idealny materiał na chłopaka. Potrafił rozpieszczać i rozpalać zmysły do czerwoności. Głównie dlatego spotykałam się z nim dłużej niż z innymi. Miał w sobie coś, co przyciągało jak magnes i nawet ja nie do końca zdołałam się temu oprzeć. Nieziemsko przystojny, obrzydliwie bogaty, ale też opiekuńczy i odpowiedzialny. Doceniałam jego uroczy charakter i całkiem miłe usposobienie. W świecie, w którym jedynie pieniądze określały ludzką wartość, łatwo było stracić głowę i doprowadzić się do destrukcji. Nikt nie przejmował się moralnością, a zasady istniały tylko wtedy, kiedy ktoś miał ochotę ich przestrzegać.

      — Pozwolisz? — pyta krótko.

      W odpowiedzi kiwam tylko głową. Doskonale wiem, o jakie przyzwolenie prosi mnie Elias. Cicho sapie, niedelikatnie ściskając moje pośladki, kiedy ja czuję narastające wewnątrz podniecenie. Odwracam się i staję na palcach, by dosięgnąć jego pełnych ust. Reaguje natychmiastowo: unosi mnie i zaczyna kierować się w stronę salonu, kiedy ciasno oplatam go nogami w pasie. Trzyma mnie mocno, a ja wplątuję dłonie w gęstą czuprynę jasnych loków i ciągnę za miękkie kosmyki. Elias cicho syczy, ale sposób, w jaki pożera moje usta daje mi do zrozumienia, że to mu się podoba. Potem zasiada na skórzanej sofie i dociska mnie do swojego krocza. W swoich gestach jest trochę brutalny, ale to jedynie podsyca atmosferę.

      — Dzisiejszej nocy jestem cała twoja — szepczę mu zalotnie wprost do ucha i gryzę mocno wargę.

      Te słowa pobudzają go jeszcze bardziej. Przez krótką chwilę czuję uścisk na szyi, który częściowo odcina mi dopływ powietrza. Uśmiecham się, a Elias całuje mnie niedelikatnie. Szamocze się z moją sukienką, kiedy wbijam paznokcie w jego naprężone bicepsy. Gdy zamek ustępuje, obłąkanym wzrokiem spogląda na czerwony biustonosz. Doskonale widzę, że koronkowe wykończenie bielizny podoba się mężczyźnie. Uśmiecham się zwycięsko i pozwalam mu przenieść usta na moją szyję i dekolt. Sapię głośno, kiedy kąsa tam skórę i przyprawia mnie jednocześnie o zawrót głowy.

      — Jesteś... — dyszy — niesamowita.

      Nie komentuję w żaden sposób tych słów, a jedynie rozpinam biustonosz, uwalniając piersi. Elias sięga do stolika i łapie za prezerwatywę, a potem sprawnie ją zakłada. Zagryzam wargę, kiedy układa mnie na sofie, a następnie gorąco całuje obojczyki. Wzdycham, a potem wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko.

      Zmęczona opadam na jego klatkę piersiową i staram się unormować oddech. Pozwalam mężczyźnie unieść wiotkie ciało, nad którym teraz nie mam kontroli. Niesie mnie delikatnie w stronę sypialni, a ja obserwuję jego skupioną twarz. Mocno zarysowana szczęka pokryta kilkudniowym zarostem, ostry nos i iskrzące, niebieskie oczy tworzą niesamowicie pociągającą mieszankę. Unoszę dłoń i łapię za jego brodę. Spogląda na mnie w dół i uśmiecha się seksownie, a potem przelotnie całuje w usta.

      — Mam dla ciebie niespodziankę — oznajmia, kiedy przekraczamy próg sypialni.

      W nozdrza natychmiastowo uderza niesamowicie kusząca woń: woda kolońska, papierosy i stare drewno. Uśmiecham się lekko, kiedy delikatnie kładzie mnie pośród miękkiej pościeli, przesiąkniętej jego zapachem. Zatapiam się w tej cudownej, wonnej mieszance i przytulam głowę do wygodnej poduszki. Elias grzebie w szafie, a potem wciąga na siebie obcisłe bokserki. Obserwuję jego wyrzeźbione ciało pokryte tatuażami i cicho wzdycham. On, widząc tę osobliwą reakcję, chichocze pod nosem i obrzuca rozbawionym spojrzeniem. Potem zza łóżka wyciąga ogromną torbę z logo Chanel, którą z uśmiechem mi wręcza i czeka na moją reakcję. W duchu chcę skakać ze szczęścia, jednak pozwalam sobie jedynie na wzrok pełen zachwytu. Ze środka wyciągam nowiutką torebkę, która byłaby spełnieniem marzeń każdej kobiety z obsesją na punkcie galanterii.

      — Czy to jest to co myślę? — pytam, oglądając ją z każdej strony.

      Mężczyzna przytakuje, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem.

      — Ona kosztuje majątek, a zdobycie jej graniczy z cudem — jęczę, marszcząc brwi. — Upadłeś na głowę?

      — Jeśli trzy miliony to dla ciebie majątek, to zgadza się — śmieje się i delikatnie gładzi moje udo. — Jesteś warta każdej korony, kochanie.

      Zagryzam wargę, a potem nachylam się i składam pocałunek na jego miękkich ustach.

      — Dziękuję — mruczę, a potem pozwalam, by chwycił mnie za talię i usadził na kolanach.

      Elias zaczyna opowiadać mi o swoim dniu w pracy, a ja co jakiś czas jedynie kiwam głową dla pozorów. Zastanawiam się jedynie co zrobię z pieniędzmi, kiedy już sprzedam tę piękną torebkę. Dzięki Bogu, że ludzie nie posiadają zdolności czytania w myślach.

***

      Odkąd skończyłam osiemnaście lat, Linus Nattklubb stał się moim drugim domem, choć rodzice przez cały ten czas starali się wybić mi to miejsce z głowy. Niespecjalnie się tym przejmowałam. Wolałam bawić się w klubie niż tkwić w wiecznie pustym domu czy wysłuchiwać jęków niezadowolenia, kiedy oboje byli w kraju. Ojciec nie znosił tego, że imprezowałam w klubach. Wiedziałam, że nie chodziło o moje bezpieczeństwo, a o łatwość wplątania się w jakiś skandal. W Linus przynajmniej przebywałam wśród ludzi, których znał, dlatego zawsze mógł mieć na mnie oko. Przez wzgląd na niego byłam zawsze mile widziana w tamtejszych kręgach i często wykorzystywałam ów przywilej.

      Klub Erikksona, jego dawnego przyjaciela i wspólnika, co weekend gromadził samozwańczą elitę sztokholmskich bogaczy. Nic dziwnego, skoro za obsługę odpowiadali najlepsi barmani z Europy, a wnętrze ociekało luksusem. Tancerki także dawały z siebie wszystko i często potrafiły zakręcić w głowie... choć jeśli zanurzyć się głębiej w tym nieciekawym półświatku, można było się domyślić, że to nie one były za to odpowiedzialne.

      Cała śmietanka towarzyska pojawiała się o stałej porze w specjalnej loży zarezerwowanej przez samego Erikksona i bawiła się w najlepsze. Niektórym kobietom udawało się napić z którymś z nich drinka, ale zaliczało się to do rzadkości. Z reguły trzymali się na uboczu, palili cygaro i gadali o interesach. Z czasem Linus stało się moją prywatną diabelską jamą. Niepozorność tego miejsca zwabiała głupców, a takich lubiłam najbardziej. Wystarczyło wcisnąć się w skąpą kieckę, zrobić wyrazistszy makijaż i grać chętną. Tej nocy zamierzałam nie tylko poznać swoją kolejną ofiarę, ale przede wszystkim dobrze się bawić. Potrzebowałam czasu dla siebie i odrobinę zdrowego szaleństwa, za którym zdążyłam już mocno zatęsknić. Notoryczne spotkania z Eliasem wyssały ze mnie całą energię i czułam się jak w potrzasku.

      Przeglądam się w dużym lustrze i dokonuję ostatnich poprawek. Kruczoczarne włosy zarzucam na plecy i spryskuję się ulubionymi perfumami, które kiedyś podarował mi Nils. Choć jestem przyzwyczajona do tego zapachu, za każdym razem, gdy sięgam po flakonik i rozpylam jego zawartość, przechodzą mnie dreszcze. Może powinnam je wyrzucić? Wzruszam ramionami. Tego wieczora odpycham myśli jak najdalej i skupiam się na teraźniejszości.

      Usta poprawiam krwistoczerwoną szminką i z dumą stwierdzam, że jestem gotowa do wyjścia. Na ramiona zarzucam czarne futro, a do ręki łapię niewielką kopertówkę. Choć ledwo zaczął się sierpień, temperatury o tak późnej godzinie potrafiły sięgać trzynastu stopni, a chłodny wiatr wcale pomagał. Taksówka podjeżdża pod mój dom kilka minut po ósmej, a ja z uśmiechem zajmuję miejsce pasażera. Kwadrans później stoję przed neonowym, choć eleganckim szyldem głoszącym z dumą: „Linus Nattklubb". Przełykam ślinę, a następnie mrugam zalotnie do wysokiego ochroniarza stojącego tuż obok wejścia. Uśmiecha się w moją stronę i natychmiastowo otwiera drzwi, mrucząc jedynie:

      — Dobry wieczór, panno Vasquéz.

      Rzucam mu jedynie krótkie spojrzenie i z gracją wchodzę do środka. W moje nozdrza natychmiastowo uderza zapach drogich perfum i palonego cygaro. Czerwone neony rozświetlają nieco mroczny klimat tego miejsca, kiedy zewsząd rozbrzmiewa zmysłowa muzyka. Loże, jak zwykle, mieszczą najróżniejszych biznesmenów czy innych wpływowych ludzi Sztokholmu, seksowne tancerki hipnotyzują uwodzicielskim tańcem, a Diego sprawnie uwija się za barem. Zajmuję wysokie krzesło przy wyspie i opieram brodę na łokciach.

      — Hola, cariño — witam się niemalże krzycząc, by przebić się przez głośną muzykę.

      — Hola, hermosa — odpowiada z uśmiechem Diego. — Znów w zimnym Sztokholmie?

      Wywracam oczami i kiwam niechętnie głową. Diego śmieje się, a potem sięga po butelkę Jacka Daniellsa.

      — Nie denerwuj mnie — buczę z niezadowoleniem i zakładam kosmyk włosów za ucho. — Tęsknię za Alicante i całą Hiszpanią.

      Wzdycham. Wakacje w rodzinnym Alicante zawsze upływały mi zbyt szybko, przez co powrót do Sztokholmu wydawał się wyjątkowo trudny. Czasami żałowałam, że ojciec nie pochodził z Hiszpanii. Jego serce i interesy znajdowały się w Szwecji, dlatego kilka lat po moich narodzinach mama zdecydowała się opuścić dla niego Alicante.

      — Ani trochę ci się nie dziwię — żartuje i sięga po wysokie szklanki. — Dla ciebie to, co zwykle? — pyta, a ja kiwam głową.

      Diego zawsze śmiał się z faktu, że jako Hiszpanka z krwi i kości zamieszkałam w zimnej i nijakiej Szwecji. Tym razem również nie mógł odpuścić sobie tej przyjemności, mimo że sam pochodził z Sewilli, a mieszkał w Sztokholmie.

      Rozmawiamy jeszcze kilka minut, podczas kiedy Diego robi mi drinka. Pozwalam sobie na dyskretne omiecenie wzrokiem całego klubu. Usiłuję wypatrzeć jakieś interesujące, nowe twarze, ale jak na złość nikt nie przykuwa mojej uwagi. Lożę w rogu zajmują, jak co wtorki, Vigo Edner i jego kompani. Patrzę na ich znudzone twarze, bystre oczy i muśnięte siwizną, starannie ułożone włosy. Wyglądają nieco dziwnie pośród błyskających neonów, półnagich tancerek i całej tej grzesznej atmosfery będąc takimi... poważnymi biznesmenami. Odwracam wzrok i przypatruję się zwinnym ruchom barmana. Nasza rozmowa ani trochę nie dekoncentruje Diego, który sprawnie uwija się za barem. Obserwuję jego szerokie ramiona, opaloną skórę, a także pokryte tatuażami ręce. Co jakiś czas odgarnia z czoła roztrzepane w nieładzie loki, a później uśmiecha się do mnie, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów i niewielkie dołeczki. To typ faceta, który wygląda jednocześnie groźnie i uroczo. Przedziwna mieszanka.

      Przełykam ślinę i opowiadam Diego o wakacjach w Alicante. Słucha mnie uważnie i kiwa co jakiś czas głową. Później poprawia kołnierzyk rozpiętej koszuli, przez co przypadkiem odsłania niewielki fragment klatki piersiowej, na której dopiero teraz dostrzegam sporą, świeżą bliznę. Na chwilę marszczę brwi, ale wtedy Diego odwraca się do mnie plecami, by sięgnąć po butelkę jakiegoś nieznanego mi alkoholu.

      — García! Butelka The Macallan i dwie szklanki z lodem na już. Nie interesuje mnie, czy jesteś zajęty — zachrypnięty, surowy głos z włoskim akcentem dobiegający tuż zza moich pleców sprawia, że przestaję mówić.

      — Proszę, proszę. Zaire Brennon. Miło cię widzieć — Diego ignoruje nieprzyjemny ton nieznajomego i w odpowiedzi śmieje się przyjacielsko.

      Krzywię się i poprawiam ramiączko sukienki.

      — García jest barmanem, a nie twoim niewolnikiem — mówię z nutą złośliwości, a później obracam się na krześle.

      Wtedy mój wzrok spotyka się z zimnym spojrzeniem głębokich, ciemnych oczu. Stojący przede mną wysoki, barczysty mężczyzna z kamienną twarzą przeszywająco patrzy na mnie z góry. Intensywność jego spojrzenia sprawia, że mam ochotę spuścić głowę, ale hardo unoszę podbródek. On natomiast chrząka i nonszalancko przeczesuje palcami czarne, kręcone włosy opadające mu niesfornie na czoło. Kilkudniowy zarost dodaje mu seksapilu, ale też nieco charakteru. Biała koszula opina jego bicepsy, ale też podkreśla ciemniejszą karnację. Garniturowe spodnie wiszą luźno na biodrach, a na nadgarstku błyszczy złoty zegarek warty najpewniej dobrych kilkaset tysięcy koron. Przełykam ślinę i oblizuję usta. Nie wygląda na wzruszonego, ba, odnoszę wrażenie, że moje słowa zniknęły gdzieś pośród dźwięków muzyki i głośnych rozmów. Zaciskam szczękę.

      — Coś jeszcze? — rzuca nieprzyjemnie i lekceważąco zerka w górę, najpewniej na Diego.

      — Estúpido — burczę pod nosem z wyraźnym niezadowoleniem i odwracam się do niego plecami.

      Diego serwuje mi Pornstar martini, a następnie sięga po błyszczącą w świetle neonów butelkę The Macallan i dwa tumblery. Gryzę wargę, kiedy kątem oka widzę jak nieznajomy nachyla się nieco, a następnie lekko unosi mój podbródek. Intensywny zapach perfum sprawia, że marszczę brwi.

      — Nie dąsaj się, złośnico — rzuca ironicznie, a później chwyta za trunek i szklanki. 

      Kiedy wzdycham i wyciągam rękę w kierunku drinka, mężczyzna niby przypadkiem strąca łokciem kieliszek, a jego zawartość ląduje prosto na mojej sukience.

      — Cuida tu boca! — słyszę jeszcze w oddali, ale gdy się odwracam, widzę tylko jego sylwetkę znikającą gdzieś w tłumie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top