Chapter 1
Gdy ostatni raz go widziała — miał białe włosy niedbale uczesane, przez co każdy kosmyk sterczał w inną stronę. Pamiętała także te ukochane, turkusowe oczy. Nawet po jego pierwszej utracie nie zapomniała o ich intensywnym kolorze. Barwie przypominającej kawałki kryształków rozmieszczone w mrocznej jaskini. A ich blask przebijał się przez mrok. Nie potrafiła wyprzeć także z pamięci, gdy kilka lat temu zaczynała spadać z dachu, a te oczy przysłoniły granatowe niebo zasypane gwiazdami. Na zdjęciach uwieczniła ich tyle, ile była w stanie. I teraz pozostało jej tylko to.
Nie była lalką, za jaką wielu ją uważało. Nie miała potrzeby dzielić się swoimi uczuciami czy myślami z obcymi ludźmi, których naprawdę nie interesowało, co się z nią stanie. Przyjaźń z bohaterem, siedzącym naprzeciwko niej z przybitą miną, nie mogła dać jej wygodnego wyjścia z tej sytuacji. A przecież posiadanie informacji otwierało drzwi do upragnionych rezultatów. Dlaczego tym razem zawiodła? Czemu ten jeden raz imię Hawks nie sprawiło, że wszelkie problemy zniknęły. Wspomniany mężczyzna wbijał spojrzenie złotych oczu w blat stołu, na którym stały dwie filiżanki z kawą. Nie przepadał za kawą robioną przez przyjaciółkę, lecz nigdy nie odmawiał jej. Tym razem nie wypił jej z innego powodu. Choćby stał przed nim kubełek z kurczakiem, nie dałby rady nic przełknąć. Żal rozrywał go od środka.
Kątem oka spojrzał na nieporuszającą się od dobrych dwudziestu minut dziewczynę. Swoim czułym słuchem słyszał ciche pociąganie nosem. Nie umknęły mu kręgi na powierzchni kawy spowodowane jej łzami. I co miał powiedzieć w tej sytuacji? Choć potrafił przez długi czas udawać sojusznika swoich wrogów, nie był w stanie udawać współczucia dla Inoue. On osobiście nie czuł smutku spowodowanego tym, co się stało. O karze śmierci syna Endeavora mówiono w internecie, telewizji i w gazetach. W przeciwieństwie do zabójcy poprzedniego premiera Japonii, nikt nie pokazał egzekucji Dabiego. Oddano jej tylko ciało. Na przybycie Endeavora nie musiała czekać długo — zjawił się z Rei, nie wydającą się być przerażoną jego obecnością.
Przykro mi, chciał powiedzieć, ale nie mógł jej okłamywać. Nie było mu przykro! Nienawidził tego drania całym sercem, gardził go i zgodnie uważał z niemal całym społeczeństwem, że zasłużył najpierw na tortury, a potem na śmierć, ale przecież Hawks był bohaterem a nie złoczyńcą. Odpowiadała mu bardziej humanitarna kara — natychmiastowa śmierć. Państwo Todoroki wyraziło swoją szczerą skruchę, on nie potrafił. Po tym sukinsynie pozostały mu paskudne blizny i do dziś miewał koszmary o spalonych skrzydłach.
— Więc... — odezwał się w końcu, przytłoczony tą ciszą. — Jeśli potrzebujesz czegoś, powiedz mi, a ja...
— Czy cierpiał? — zapytała pusto, a Hawksa zabolało serce. Spojrzała na niego w ten sam sposób, co przy ich pierwszym spotkaniu. Jak na obcego. Z obojętnością. — Czy...
— Odbyło się to szybko —odparł, zaciskając dłonie na swoich udach pod stołem, czego Kamiya nie mogła zobaczyć. — Bydlak uśmiechał się do końca — dodał ostrożnie, badając reakcję przyjaciółki. — Nie musicie tu zostawać, możecie zamieszkać ze mną.
Inoue pokręciła głową.
— To nasz dom. Mieszkalimy tu razem — spojrzała w stronę pokoju będącego salonem, gdzie bawił się dwuletni chłopiec. — Tu urodził się Shinji. Nie odejdziemy stąd — powiedziała stanowczym głosem. — Zostaniemy tutaj...
Hawks walczył ze sobą, by nie paść na kolana jak imbecyl i błagać na kolanach, że zawiódł swojego pierwszego przyjaciela, pozwalając, aby Kamiya została sama z dzieckiem. Jak mógł myśleć, że przetrwa to jak niejedną tragedię w życiu. Poznał ją na tyle, by naiwnie wierzyć, że zagryzie zęby i pójdzie dalej. Bez Dabiego. Bez ojca swojego dziecka. Bez miłości życia. Był durniem myśląc, że to takie proste. Kiedy kilka dni temu Rena strzeliła mu w twarz, kończąc ich związek, a także znajomość, dał radę. Nie załamał się. Uznał, że tak musi być.
Ale Kamiya nie była nim. Cierpiała i to z jego winy, bo zawiódł. Ale co miał zrobić? Nadstawiać karku dla złoczyńcy, co od początku mu nie ufał i usiłował zabić? Inoue dostrzegła zawahanie u przyjaciela, po czym otarła łzy. Starała się uśmiechnąć, choć czuła jak wewnętrznie umiera. Po raz drugi. Cieszyła się jak nastolatka, gdy odkryła, że Touya żyje. I straciła go po raz drugi.
— Zabierz to pismo — warknęła, odsuwając od siebie kopertę nadaną przez Komisję. — Nie chcę nic od nich, co nazwaliby rekompensatą, czy chuj wie czym.
— To zadośćuczynienie — wyjaśnił bohater. — Nie powinni tego robić, bo był niebezpiecznym złoczyńcą, ale ze względu na jego przeszłość, Endeavora i Shinji'ego, zdecydowali się dam wam chociaż tyle.
Pieniądze. Nie chciała ich. Nie potrzebowała monet splamionych krwią jej ukochanego.
— Keigo... — zaczęła Inoue, ale ponownie się rozpłakała. — Tęsknię za nim. Tak bardzo tęsknię.
Wiem, chciał powiedzieć, ale głos utknął mu w gardle. Czy jesteś zadowolony z siebie skurwielu? Dopytywał w myślach Dabiego, lecz nie spodziewał się od niego odpowiedzi.
,,Ej, ptasi móżdżku — zawołał za nim Dabi, zakuty w kajdanki — nie ufałem ci, zdrajco, gdy byłeś w naszych szeregach i grałeś ten swój teatrzyk podwójnego agenta. — Pamiętał szaleństwo w jego oczach, gdy to mówił, które ustąpiło dziwnej emocji, jakby prośbie. — Czy mogę jednak zaufać, że zaopiekujesz się nimi?''
Przytaknął mu, choć nie potrzebował tej prośby, a Dabi odpowiedzi. Oboje ją znali i wiedzieli, że Hawks nigdy nie zostawi w potrzebie osoby, która została jego pierwszym przyjacielem i darzył mocną sympatią. Dabi zostawiał rodzinę w dobrych rękach.
— Endeavor również oferował mi wsparcie finansowe — powiedziała Inoue. — W końcu jestem jego synową, tak powiedział, a także zależy mu na jego wnuku. Jednak powiedziałam, aby poszedł do diabła. Wrócił do domu. Chyba chciał spojrzeć w lustro, nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — Przepraszam, Keigo.
— Za co?
— Za to, co ci zrobił. — Już druga kobieta przyłączona do rodziny Todoroki przepraszała za czyny tego drania. Inaczej się czuł, gdy robiła to Rei, ale kiedy przepraszała go Inoue, odczuwał pewe wyrzuty sumienia, że pozwolił jej na to. — Twoje skrzydła, blizny... — Wyciągnęła dłoń, aby dotknąć policzka, przez który przedchodziła paskudna, szeroka blizna. Wyglądała i tak nieco lepiej od czasu zagojenia. — Uważasz, że na to zasłużył, prawda?
— Skrzywdził wiele osób, ponad trzydzieści zabił. Był socjopatą, nieobliczalnym złoczyńcą i owszem, zasłużył na to, co go spotkało. — Inoue przygryzła wargę. — Ale ze względu na was nie potrafię odetchnąć z ulgą, że go nie ma. Może też dlatego, że tylko on tak skończył? Nie wiem, nie jestem pewien. Nawet Shigaraki dostał łagodniejszy wyrok. A przecież...
— A przecież Touya był taką samą ofiarą All for One'a jak Shigaraki. Do tego jego krzywdy z dzieciństwa. Życie jest paskudnie niesprawiedliwe, prawda?
— Tak.
Siedzieli w ciszy przy zimnej już kawie. Z salonu dało się słyszeć ciche piosenki dla dzieci z bajki, które oglądał Shinji. Malec jeszcze nie był świadomy, że więcej nie złapie taty za palec, co lubił robić od swoich pierwszych dni na tym świecie. Nie wiedział, że głos rzucający groźby na społeczeństwo, nucił mu kołysanki, by odgonić złe sny i dać mu ukojenie. Touya Todoroki był skurwielem dla świata, ale najlepszą wersją siebie dla nowej rodziny. Skoro jego nie dała mu miłości czy wsparcia, zbudował nową. Lepszą. Kochańszą. I została mu odebrana, a raczej on został jej odebrany. Shinji wstał na nóżki, by chwiejnie przejść się do kuchni. Na widok wujka Hawksa, zaczął gdakać, co też zawdzięczał Dabiemu. Przeklęty piroman, chcąc nie chcąc, musiał pogodzić się z tym, że Inoue wybrała bohatera na ojca chrzestnego ich dziecka — co dla niego było absurdalne!
Dziewczyna wzięła na ręce swojego syna, prezentując Keigo ich podobieństwo. Wpatrywał się w mały nosek podobny do nosa mamy. Tylko rysami twarzy przypominał Inoue, turkusowe oczy miał po ojcu, podobnie jak uśmiech. Brązowo-białe włosy przypominały góry posypane wartwą śniegu. I to był wnuk Endeavora. Syn Dabiego.
Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, jak potężny ten dzieciak się może stać, a jego mentorem okaże się ktoś z niegdyś wybuchowym temperamentem.
— Shinji, mamusia tu jest — powiedziała Inoue, wtulając się w dziecko. — Mamusia cię kocha. Mamy siebie.
I macie mnie, dodał w myślach Hawks.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top