●Rozdział III●
- Historia "Coraline" -
Wsiadłam do samochodu, stukając paznokciami o klamkę. Bagażnik został wypełniony drugą już turą walizek, pudeł i worków. Jedna stała już w moim starym pokoju, skorzystałam z okazji, że rodzice są w pracy a rano przed wyjazdem mama zaproponowała mi powrót do domu. Wystukałam ostatnią wiadomość do Giovanni'ego, w którym poinformowałam go o zostawieniu kluczy u sąsiadki. Cieszę się, że przynajmniej to mam z głowy. Usłyszałam trzask drzwi, a po chwili miejsce obok zajęli Victoria oraz Thomas. Nie spojrzałam na nich. Myślami byłam gdzie indziej.
- Możemy pojechać na cmentarz? - mój wzrok odnalazł w lusterku Damiano i pokręciłam przecząco głową.
- Na cmentarz? Po co?
- Dzisiaj 28 czerwca. - zapanował ogólny spokój, ta data dla Nas wszystkich jest zbyt ważna.
Nikt już nie odpowiedział na pytanie Vic, co było może dobrym wyjściem. Każde z Nas wolało przeżyć to wewnętrznie. Chociaż nie wróżyło to niczego dobrego dla De Angelis, zdecydowanie dzisiejszego dnia trzeba uważać na słowa. Wszyscy chcemy jej pomóc, ale ta dziewczyna nie należy do osób które przychodzą po pomoc. Po paru minutach Torchio zaparkował przed parkanem, po czym wysiedliśmy z samochodu. Podeszliśmy do jednego ze stoisk, kupując piękny, złoty znicz. Za chwilę stanęliśmy przed pomnikiem, gdzie widniał napis również w kolorze złotym. Jeanett De Angelis zmarła 28.06. 2016 roku. Objęłam zapłakaną blondynkę, co za chwilę zrobili też chłopcy.
- Victoria, nie płacz proszę. - sama pociągnęłam nosem.
- Strasznie mi jej brakuję.
- Nam też. - Thomas popatrzył na Nas.
- Nie znałem jej, ale z waszych opowiadań wiem, że była cudowna. - Edgar uśmiechnął się pocieszająco.
- Chciałabym się do niej przytulić, usłyszeć jak na mnie krzyczy kiedy wrócę za późno, żeby była z nami na Eurowizji i każdym koncercie. - dziewczyna płakała mi w ramię.
- Vic, ciocia nie chciałaby, żebyś płakała. - próbowałam jej to wytłumaczyć, nie patrząc na to, że aktualnie traktuję ją jak małe dziecko.
- Dobra już koniec użalania się. Posprzątamy Ci trochę, mamusiu. - blondynka popatrzyła na zdjęcie na nagrobku.
- Co mamy robić? - dotknęłam delikatnie jej ramienia.
Dziewczyna rozdzieliła zadania, które cierpliwie wykonywaliśmy. David jak zwykle próbował w jakiś sposób zabrać od basistki jej niepokój oraz stres. Gdy skończyliśmy sprzątanie, dziewczyna poprosiła Nas o zostawienie jej samej. Przytaknęliśmy i rozumiejąc prośbę odeszliśmy kawałek dalej.
- Szkoda mi jej. - westchnął Ethan, opierając brodę na czubku mojej głowy. - Ładnie pachną Ci włosy. Mango?
- Mango, znawco zapachów. - zaśmiałam się, za chwilę znów przybierając smutny wyraz twarzy patrząc na De Angelis.
- Nie jest Ci gorąco? Jest 27 stopni, a ty masz długie spodnie. - Damn spojrzał na mnie podejrzanie.
- Nie. Jest. Mi. Ciepło. - wycedziłam.
- Chiara to nie jest nic okropnego.
- Jest! I to bardzo! - krzyknęłam patrząc na zaskoczonego moim wybuchem chłopaka.
- Hej, Chiari już spokojnie. - perkusista złapał mnie za ramiona, tak bym mogła spojrzeć mu w oczy. - Wszystko dobrze.
- Oh, przepraszam Damiano. Idę do Victorii. - odwróciłam się zostawiając ich w osłupieniu.
- Ja już nie daję rady mamo. Nie o wszystkim mogę porozmawiać z tatą. - dziewczyna znów zaniosła się płaczem. - Tęsknię za tobą. - wydukała.
- Już cichutko, Vi. - objęłam ją, głaszcząc uspokajająco po plecach.
- Chcę do mamy. - wyszeptała. Chyba myślała, że tego nie usłyszałam.
- Wiem, że tęsknisz ale może nie śpiesz się tam. - dziewczyna zaśmiała się. - Spójrz na to z innej strony. Może lepiej, że tak to się skończyło. Miała cierpieć?
- To chyba masz rację.
- Zbieramy się, bierzemy walizki i jedziemy do domku?
- Chcę jechać do taty i Veroniki. - blondynka dotknęła zdjęcia uśmiechniętej kobiety na nagrobku.
- Mogę z tobą zostać jeśli chcesz. - zaproponowałam.
- Nie, no coś ty. Jedź. Ja przyjadę z chłopakami.
- Na pewno?
- Tak jasne, jedź wcześniej. Chiara, chcę już iść.
- W takim razie idziemy. - wyciągnęłam do niej dłoń, którą przyjęła.
- Do zobaczenia mamo. - wyszeptała i udała się w stronę wyjścia z alejki, co powtórzyłam.
Droga do chłopaków jak i do samochodu minęła w ciszy. Usiadłam z tyłu razem z Tonym i moją przyjaciółką, która oparła się na moim ramieniu. Całą drogę, gładziłam Vincenzo po plecach, a ona bawiła się moją obudową od telefonu.
- Chiari, mam do Ciebie prośbę. - odezwał się David.
- Słucham?
- Skoro jedziesz wcześniej od Nas, możesz zabrać Bideta i Legolasa?
- Pewnie, podrzucisz mi ich?
- Nie ma problemu.
- A mogłabyś wziąć też Chili? - blondynka spojrzała na mnie.
- Jasne.
- A ty w ogóle jesteś spakowana?
- Mhm, wkładałam rzeczy na wyjazd do osobnej walizki.
- Damiano, przyjedziesz do mnie po Chili zanim obierzesz kierunek Chiara? - chłopak pokiwał twierdząco głową, parkując pod domem Raggi'ego.
- Jesteśmy w kontakcie! - krzyknął wychodząc z samochodu.
Następnie obraliśmy kierunek prowadzący do mojego domu rodzinnego. Po pięciu minutach wszyscy wysiedliśmy podchodząc do bagażnika. Pobiegłam otworzyć drzwi, mijając się w drodze powrotnej z moimi znajomymi, którzy pomagali mi z przeprowadzką. Za chwilę moje bagaże stały już w moim nowym-starym pokoju. Podziękowałam przyjaciołom odprowadzając ich do wyjścia, chwilę później zamykając za nimi dębową powłokę. Kiedy wróciłam do pokoju, odstawiłam walizę obok łóżka i zabrałam się za rozpakowywanie tych, które nie będą mi potrzebne.
- Dzień dobry Pani. - oparłam się o futrynę w korytarzu, słysząc przekręcanie klucza w zamku.
- O Boże! Siostra straszysz. - wzdrygnęła się dziewczyna. - Martwiłam się o Ciebie. - przytuliła mnie.
- Wszystko już dobrze.
- Co tu się wczoraj wydarzyło? Bałam się.
- Ja też się o Ciebie bałam, ale już będzie dobrze.
- To mamy? - zerknęła kątem oka, na obuwie.
- Nie, to moje buty.
- Nie mieszczą Ci się w szafie w mieszkaniu?
- Przyzwyczajaj się, trochę tu postoją. - obróciłam się na pięcie, żeby wrócić do pokoju.
- Żartujesz?! - krzyknęła drepcąc za mną. - Wracasz do domu?
- Wracam, na jakiś czas. Dopóki czegoś nie znajdę.
- Jak super. - pisnęła. - Śpię dzisiaj z Tobą.
- Ou, to może nie wyjść. Jadę dzisiaj na do naszego domku, od razu gdy wróci mama. Przepraszam, może zrobimy to jak wrócę?
- Domku letniskowego? - usiadła na łóżku.
- Tak, właśnie tam. Damiano niedługo przywiezie Chili i koty.
- Jadą z tobą?
- Dojadą do mnie wieczorem.
- A kiedy wracacie?
- W środę pod wieczór.
- Nie ma problemu, zanim wrócisz to kupię jakieś lody, popcorn i soki. Co ty na to? -spytała - W końcu pogadamy, jak siostry. - powiedziała nieśmiało.
- Dodatkowo w czwartek babski wypad, na zakupy? - dziewczyna, pokiwała głową na potwierdzenie.
- A teraz choć, rozpakujemy Cię. Ta walizka ma tak zostać? - wskazała na bagaż koło łóżka.
- Tak, zabieram ją ze sobą.
Pudła, worki i walizy w zawrotnym tempie znikały z podłogi a my przy okazji dobrze się przy tym bawiłyśmy. Co chwilę do moich uszu dobiegało pytanie brunetki "Czy to jest na Ciebie za małe?". Na fotelu tworzyła się już niezła kupka ubrań, które przejmie ode mnie nastolatka. Co do wyglądu mojego pokoju, rozmiarowo jest idealny dla mnie. Cały pokój pomalowany jest na biało, po prawo od wejścia stoi również biała, drewniana szafa, w której mieszczą się wszystkie moje ubrania. Ścianę na przeciwko garderoby pokrywają okna z drewnianymi okiennicami oraz szeroki parapet z masą szarych poduszek, gdzie często przesiadywaliśmy z moimi przyjaciółmi. Po prawej stronie znajduje się ogromne, wygodne łóżko, z białą ramą, przykryte szarą narzutą oraz z dużą ilością bordowych jak i szarych poduszek. Po obu stronach łoża stoją białe szafki nocne z lampkami i świeczkami. Na przeciwko stoi drewniane biurko na cienkich nóżkach oraz szary, skórzany, obrotowy fotel. Na blacie można dostrzec pudełeczko z pędzlami do makijażu natomiast nad wisi podświetlane lustro a blisko ściany znajduje się ruchomy, wiklinowy koszyczek z moimi kosmetykami w środku. Obok biurka jest niska, drewniana meblościanka do której przymocowany telewizor, na półeczce niżej stoją książki a reszta nich jest w szafkach nocnych. W rogu pokoju, blisko okna mój tato przymocował hammock chair w kolorze waniliowym z poduszką i kocem. Na ścianie w kącie wisi sześć sznurów lampek, do których spinaczami przypięte są zdjęcia między innymi z dzieciństwa, kiedy z Damiano zgoliliśmy Ethanowi wąsy. Ten pokój przeżył mnóstwo, wszystkie kłótnie między nami, płacz mój i Victorii, latające kartki z tekstami piosenek, które zespół uznał za niewarte uwagi. Uwielbiam wspominać te wszystkie chwilę tu przeżyte.
*retrospekcja| 18.02.2016 roku*
- Macie już wszystko? - spytałam podchodząc do ogniska.
- Jeszcze Thomas, przyniesie pudło i wszystko jest. - odparł szatyn i wrócił do oglądania zdjęć.
- Powinniście mieć więcej szaf w domu, to na pewno byłbym szybciej. - dołączył do Nas wspomniany wcześniej chłopak, podając blondynce przedmiot
- Narzekasz Raggi. - dziewczyna postawiła pudełko na ławce i wyjęła z niego związane kartki papieru. - Trzymaj je Ikar.
- Myślicie, że to dobry pomysł? - zawahał się chłopak.
- A w jaki inny sposób chcesz się tego pozbyć?
- Masz rację Vic.
Nie zwracałam uwagi na to co robią moi przyjaciele, próbowałam odszukać wzrokiem długowłosego chłopaka kręcąc się jak głupia. Uśmiechnęłam się delikatnie kiedy spostrzegłam siedzącego perkusistę na murku, blisko tarasu. Podeszłam do ławki, sięgnęłam kupkę fotografii oplecionych sznurkiem, które podpisane zostały imieniem bruneta i skierowałam się w jego stronę.
- Nie idziesz do Nas? - usiadłam obok.
- Chyba nie mam na to siły.
- Edgar, nie przejmuj się Alice. Jeśli nie pokochała Cię takiego, to znaczy, że. To znaczy, że nie wiem co mam powiedzieć. Jest mi Ciebie cholernie szkoda, wiem, że cierpisz bo strasznie zaangażowałeś się w ten związek ale serio uważasz, że na odległość to by przetrwało?
- Nie mam pojęcia. Jeszcze wszyscy za mną chodzicie i pytacie czy wszystko dobrze.
- Po prostu nam Ciebie szkoda, od dwóch miesięcy jesteś wrakiem człowieka. Nie skupiasz się na próbach, masz słabe oceny. Ethan wczoraj prawie wszedłeś pod samochód. - zaczęłam żywo gestykulować. - Ja już nie daj rady i myślę, że reszta też, chcę mi się płakać kiedy patrzę na to jak załamany jesteś.
- Kochałem ją. Może to ja zrobiłem coś źle?
- Wiem, ale czasu nie cofniesz. Moim zdaniem nie powinieneś mieć sobie nic w tej sprawie do zarzucenia. Pisałeś, dzwoniłeś ona nie skorzystała.
- Ale dalej będę ją widywać, w końcu to przyjaciółka Victorii. - to mnie zabolało. Spędzam z blondynką mnóstwo czasu, powierzamy sobie tajemnice, płaczemy w ramiona a ona dalej przedstawia mnie jako swoją znajomą, natomiast byłą już dziewczynę Torchio jako swoją przyjaciółkę. Czy to zależy od miejsca zamieszkania? Mam przeprowadzić się do Danii?
- Może lepiej będzie jak wtedy szczerze porozmawiacie?
- Tak myślisz? - przytaknęłam, zwracając uwagę na to, że chłopak nie spojrzał na mnie całą rozmowę.
- Idziecie czy wolicie siedzieć? - krzyknął Thomas.
- Idziemy? - spojrzałam na chłopaka.
- To ten moment?
- Jeśli tak uważasz.
- Idziemy! - odpowiedział perkusista. Położyłam zdjęcia obok niego i postanowiłam dołączyć do moich przyjaciół. Poczułam lekki ucisk na nadgarstku na co się odwróciłam. - Dziękuję. - uśmiechnęłam się, już otworzyłam usta z chęcią odpowiedzi ale przerwał mi krzyk.
- Ratujcie mnie! Przecież ja nie będę miał włosów, wtedy na pewno nie znajdę dziewczyny! - odwróciłam się w kierunku ogniska gdzie Damiano skakał trzymając kosmyk włosów. Ruszyliśmy biegiem do nich, mijając z Tonym który pobiegł do domu.
- Co się stało? - spytałam zdenerwowana.
- Nie trafił z wrzuceniem kartki do ogniska, przychylił się żeby rzucić ją jeszcze raz i się zajarł. - blondynka przygryzła wargę.
- A gdzie Cobra? - tym razem pytanie zadał Edgar.
- Już biegnie! - krzyknęłam. - Co ty masz? - spojrzałam na chłopaka, trzymającego w rękach wielką, czerwoną butlę.
- Thomas przecież to jest ... - nie dokończyła basistka, bo na twarzy Sidema pojawił się biały proszek.
- Idioto nie po twarzy! Po włosach! - oburzył się David.
- Przecież się paliłeś! - oburzył się gitarzysta.
- Paliły mi się włosy, nie twarz. - próbował oczyścić swoją twarz. - Mogłeś wodą, nie gaśnicą. A Was co tak bawi? - spojrzał na Nas.
- Wystarczy, że spojrzymy na twoją twarz i masz odpowiedź. - zaśmiała się blondynka, a my dalej zwijaliśmy się ze śmiechu. Po chwili dołączył do Nas Tony, czemu uległ Damiano. Śmiech blondyna zdecydowanie jest zaraźliwy.
*koniec retrospekcji*
- Halo, Chiara gdzieś odleciałaś? - Paula machała mi ręką przed oczami.
- No tak na chwilę. Czy ty droga panno wiesz jaki jest dzisiaj dzień?
- No póki co panna jestem. - zaśmiała się. - Co jest dzisiaj, poza smutnym dla Nas wydarzeniem? - wspomniała mamę mojej przyjaciółki.
- Przecież dzisiaj są wyniki twojej matury.
- O Boże! To serio dzisiaj?
- Serio, serio. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Mogę zalogować się z twojego laptopa?
- Jasne, tylko wpiszę Ci hasło. - odpaliłam komputer stojący na biurku następnie sunąc palcami po klawiaturze. - Proszę bardzo. Tylko się nie stresuj, nie masz czym. - nie odpowiedziała, tylko logowała się na stronie swojego liceum. Zauważyłam łzy w jej oczach na co automatycznie ją przytuliłam.
- Zdałam. Zdałam maturę. - szeptała patrząc pusto w monitor. - Ja zdałam! - wstała gwałtownie z krzesła, na którym usiadłam obserwując jak moja siostra skacze z radości. Nie potrafiłam przyswoić tej informacji. W końcu kiedy to do mnie dotarło oczywiście do niej dołączyłam, po prostu zaczęłam cieszyć się jej szczęściem. Tak samo wyglądałyśmy kiedy zobaczyłam swoje wyniki matur, skakałyśmy na środku mojego pokoju krzycząc i piszcząc.
- Co u Was tak głośno? - obróciłyśmy się w stronę drzwi, dostrzegając opierającą się o futrynę mamę.
- Zdałam maturę! - rzuciła się w ramiona kobiety, która złapała ją w ostatnim momencie.
Opanowałam się szybko i wróciłam do rozpakowywanie ostatniego worka. Czułam się delikatnie niekomfortowo, od wczoraj nie rozmawiałam z rodzicami a teraz będę z nimi mieszkać. Z tyłu głowy miałam gdzieś tą świadomość, że mogą pomyśleć, że od nich zwiewam co po części było prawdą. Wczoraj wróciłam dzisiaj zwiewam. Tak jak umówiłam się z Paulą odkładałam na jej kupkę ubrania, które są już na mnie za małe aby bez problemu mogła je po mnie "odziedziczyć". Ten wór wyjątkowo nie był wypełniony po brzegi, więc po chwili wszystkie moje rzeczy wróciły na miejsce z przed przeprowadzki.
- Cześć Chiara. - mama zajrzała do pokoju z chęcią wejścia do środka.
- Hej. - przepchnęłam się obok podążając na korytarz, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach docierając do dębowej powłoki za chwilę ją otwierając. - Damiano, wejdź. - gestem dłoni zaprosiłam go do środka.
- Heyo. - pocałował mnie w policzek.- Pamiętałaś.
- Nie znam, drugiej, bardziej przesądnej osoby. Nie było trudno. - kucnęłam głaszcząc Chili, która domagała się mojej uwagi.
- Za ile jedziecie? - zmienił temat.
- Niedługo. Wezmę na chwilkę tego dziada na spacer. - popatrzyłam na czworonoga przede mną. - I będziemy wyjeżdżać.
- Dobra, to choć zamontuję Ci w samochodzie ich transportery. - wypuścił koty z klateczek przeznaczonych do podróży.
- Czekaj chwilę. Paula! Możesz zejść na dół? - krzyknęłam do siostry.
- Coś się stało? Cześć Damn. - stanęła przed nami, a chłopak tylko skinął głową na przywitanie.
- Możesz chwilę na nich zerknąć?
- Pewnie. Idziesz z nią na spacer? - kiwnęła głową na suczkę tarzającą się po posadzce.
- No powinnam iść przed wyjazdem.
- A nie chciałabyś puścić mnie z nią samej. Proszę. - oczy a'la kot ze Shreka zdecydowanie zaczęły działać.
- Dobrze, pod warunkiem, że pójdziesz dopiero kiedy wrócę.
- Nie ma problemu. A gdzie idziesz?
- Wiesz, że ciekawość nie służy?
- No weź.
- Sidem pokaże mi jak zapiąć ten zwierzyniec. - zabrałam kluczyki od samochodu z szafki. - Pilnuj ich! - krzyknęłam po czym zamknęłam drzwi.
Otworzyłam samochód, pomagając wokaliście przenieść rzeczy dla psa Victorii. David szybko zamontował wsuwane legowisko na siedzenie pasażera przy okazji tłumacząc mi zapięcie smyczy aby po drodze nic się nie stało. Ja natomiast torbę z psimi zabawkami postawiłam w zasięgu ręki. Nim się spostrzegłam na tylnych siedzeniach wylądowały dwa, kocie transportery. Na szczęście ich obsługa okazała się prostsza. Podziękowałam chłopakowi obiecując, że powiadomię ich o naszym przybyciu na miejsce. Szybko się z nim pożegnałam i wróciłam do domu. Bidet i Lego wylegiwali się na dywanie, a Chil uparcie próbowała dogonić czarną piłeczkę. Dałam pozwolenie na wyjście na spacer prosząc o telefon gdy będą już w drodze powrotnej do domu. Pognałam do pokoju skąd zabrałam walizkę i zniosłam ją na korytarz. Znów wyszłam na zewnątrz tym razem wkładając walizę do bagażnika. Wiedziałam, że spacer brunetki i białej kulki zajmie około 20 minut, więc przyspieszyłam ruchy. Po powrocie udałam się do kuchni, zdając sobie sprawę, że oprócz płatków z mlekiem czyli dzisiejszego śniadania nie zjadłam nic. Zrobiłam szybko kanapki, usiadłam przy wyspie kuchennej i zaczęłam jeść korzystając z okazji scrollując Instagrama.
- Był Damiano? - moja rodzicielka wparowała do pomieszczenia, przytaknęłam w ramach odpowiedzi. - Zamierzasz się do mnie odezwać?
- A ty zamierzałaś się wczoraj odezwać? - spiorunowałam ją wzorkiem, nie odpowiedziała. - Tak myślałam. - odniosłam talerz do zlewu i wyszłam z kuchni.
- Chiara, nie traktuj mnie jak powietrze.
- Groził Pauli, próbował mnie zniszczyć a ty mówisz o tym tak spokojnie. Trudno, że nie stanęłaś w mojej obronie, przeżyję. Ale nie zrobiłaś tego w stosunku do mojej siostry! - przysięgam, że słyszałam jak krew gotuje się w moich żyłach.
- Postaw się na moim miejscu.
- A ty postaw się na moim mamo. - w tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo. Coś się stało?
- Nie, chciałaś żebym zadzwoniła jak będziemy blisko. Z chwilę pod domem. Pomogę Ci ogarnąć ten zwierzyniec.
- Dzięki, już się zbieram. - rozłączyłam się.
Popatrzyłam na brunetkę, która wpatrywała się we mnie przenikliwie. Wiedziałam, że za chwilę przyjdzie moja siostrzyczka z Chili, więc bez zbędnych ceregieli pobiegłam do swojego królestwa po torebkę. Postawiłam ją na szafce wciągając szybko trampki. Wyszłam szybko z domu zgrywając się z brunetką, która oddała mi smycz przypiętą do obroży . Zabrałam się za zabezpieczenie Chili, którą chwile wcześniej włożyłam do legowiska w międzyczasie uzgadniając z dziewczyną, że pojawi się tutaj, zaraz z Legolasem. Trzasnęłam drzwiami obchodząc samochód dookoła.
- Trzymaj Lego, a ja pójdę bo Bideta. - podała mi kota, a ja zaczęłam głaskać go uspokajająco zanim włożyłam zwierzaka do transportera. - Dobrze? - przytaknęłam, a nastolatka pobiegła do domu.
Po chwili futrzak, był już w transporterze przejęłam jasnobrązowego kotka od siostry i za chwilę wylądował z tyłu obok "brata". Szybko zgarnęłam torebkę razem z kluczami do domku, zatrzymałam swój wzrok na mamie, która z pewnego rodzaju bólem w oczach patrzyła na mnie z salonu.
- Dam znać jak będę na miejscu.- rzuciłam i nie czekając na odpowiedź wróciłam do dziewczyny na zewnątrz.
- Masz wszystko? - to zdanie padło z ust nastolatki.
- Nie wiem, chyba tak. Poczekaj, sprawdzę. - włożyłam telefon do uchwytu. - Nie wzięłam sobie wody.
- Dobra, przyniosę Ci. - uśmiechnęłam się delikatnie i odłożyłam torbę na wycieraczkę pod fotelem na którym siedziała Chili. - Proszę.
- Dzięki Paula. - wrzuciłam butelkę do torebki.
- Uważaj na siebie, dobrze Chiari?
- Dobrze, a ty na siebie. Wie, że masz już wakacje ale zdrowy rozsądek na pierwszym miejscu. - przytuliłam ją. - Gratuluję matury.
- Dziękuję, że mi pomogłaś się do niej przygotować.
- W końcu jesteśmy siostrami - przerwało nam szczekanie mojej towarzyszki podróży. - Chyba pasażerka się niecierpliwi. Będziemy już jechać. - puściłam dziewczynę i skierowałyśmy się do samochodu. - Dam znać jak dojedziemy. - zajęłam miejsce za kierownicą, zapięłam pasy uprzednio zamykając drzwi i odpaliłam silnik. Pomachałam brunetce i kliknęłam pilot od bramy, która na moje szczęście została już naprawiona.
Włączyłam radio i dołączyłam do włoskiego ruchu. Wiatr, który dostawał się do środka przez otwarte okna rozwiewał moje włosy. Ja natomiast dobrze się bawiłam słuchając Olivii Rodrigo. Nie wiem czy jestem dobrym kierowcą, jeśli można tak nazwać osobę, która prawo jazdy ma od dwóch lat to może i nim jestem. Ale jest jedno miejsce w całych Włoszech, które mnie przeraża. Oddalone 40 kilometrów od mojego domu rodzinnego.
- Halo? - odebrałam połączenie.
- No co się nie odzywasz?
- Przepraszam Cię bardzo, ale mam lekkie zamieszanie życiowe.
- Uuu rewolucje życia, lubię to. Opowiadaj puchu marny.
- Nie będę Cię tym zamęczać. Mów lepiej co u Was.
- Nic się praktycznie nie zmieniło. Gjon'a nie ma w domu, cały czas jest w studio, pracuje nad nowym materiałem. Wychodzi jak śpię ,wraca jak śpię. A zresztą, wiesz jak jest.
- Nie możesz do niego zajrzeć? - przełknęłam głośno ślinę. To miejsce.
- Myślisz, że mnie wpuści? - prychnęła. - Ja nie wiem jak moje ego i jego mieści się w jednym domu. - nie odpowiedziałam, prędkość samochodu znacząco się zmniejszyła. Korzystałam z tego, że na moście nie było wiele samochodów. Patrzyłam tempo przed siebie.
Ciemność
Krzyk
Ból
Kocham Cię córeczko! - to ostatnie co usłyszałam
- Hej? Chiara jesteś tam? - głos dziewczyny wyrwał mnie z letargu.
- Jestem, bardzo Cię przepraszam Suzana. (WorldCup18)
- Coś się stało?
- Nie, wszystko jest dobrze. - starałam się zabrzmieć pewnie.
- Kiedy do Nas wpadacie?
- Chyba nie prędko.
- Jak to? Do końca wakacji widzę Cię u Nas, w Szwajcarii. Chyba, że do tego czasu wyląduję w psychiatryku. Ja już kwiaty w domu nazywam . To nie jest normalne. - zaśmiałyśmy się.
- Postaram się.
- Albo ja przylecę do Was.
- Zapraszam do Nas.
- OMG! Nie zgadniesz co się stało! Zgaduj.
- Nie zgadnę.
- Gjon's Tears przyszedł wcześniej do domu.
- W takim razie korzystaj póki możesz.
- A ty się zastanawiaj.
- Cześć Chiar! - usłyszałam męski głos w słuchawce.
- Hej Gjon. Dobra parka, muszę kończyć bo prowadzę.
- To co nie mówisz? - powiedziała z pretensją w głosie Suz.
- Mam Was na zestawie głośnomówiącym w samochodzie.
- Ostrożnie tam. Ty na drodze to niebezpieczeństwo. - ostrzegł mnie chłopak.
- Na razie. - zakończyłam rozmowę.
Muzyka zastąpiła wypowiedzi moich znajomych w głośnikach. Ja znów zaczęłam podśpiewywać piosenki z albumu "SOUR". Starałam się nie myśleć o tym przeklętym miejscu. Mam odpocząć, podróże samolotem serio bywają ciężkie. Uśmiechnęłam się widząc znajomą uliczkę i coraz bardziej nastawiałam się na nic nie robienie. Choć wiem, że z członkami Måneskin nie jest to możliwe, to cztery, chodzące wulkany energii, osoby nie umiejące siedzieć w miejscu. Zaparkowałam samochód daleko od bramy, którą swoją drogą wyszłam otworzyć. Po chwili wjechałam na podwórko i wyłączyłam silnik. Zaczęłam od wyjęcia walizki z samochodu, udałam się w stronę drzwi, które odkluczyłam i od razu po wejściu zdecydowałam się pójść do pokoju, który będę dzielić z Victorią. Następnie wróciłam po Legolasa i Bideta zostawiając ich na puchatym dywanie co zdecydowanie przypadło im do gustu. Zawiesiłam torbę na ramieniu i razem z Chili poszłyśmy do domku. Za chwilę psinka dołączyła do kotów, połączyłam telefon z przenośnym głośnikiem włączając losową playlistę. Przebrałam się w bluzkę z krótkim rękawem i krótkie spodenki korzystając z tego, że moi przyjaciele jeszcze nie przyjechali. Usiadłam na kanapie głaszcząc białą kuleczkę, która zwinęła się obok mnie. Popatrzyłam na moje udo dostrzegając wielką bliznę ciągnącą się na nodze. Jak na złość do moich uszu dobiegł spokojny głos Damiano. "Coraline" zdecydowanie dla każdego z Nas jest ważna, bo tytułowa dziewczyna stworzona jest z naszej piątki. Pamiętam jak dzisiaj, kiedy siedzieliśmy w pokoju Davida i mówiliśmy o naszych słabościach. Ta piosenka mówi o naszych słabościach, przypomina, że jesteśmy ludźmi, nie maszynami. Że mamy uczucia i słabsze dni.
Ma dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline Coraline
Coraline bella come il sole
Guerriera dal cuore zelante
Capelli come rose rosse
Preziosi quei fili di rame amore portali da me
Se senti campane cantare
Vedrai Coraline che piange
Che prende il dolore degli altri
E poi lo porta dentro lei
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline
Però lei sa la verità
Non è per tutti andare avanti
Con il cuore che è diviso in due metà
È freddo già
È una bambina però sente
Come un peso e prima o poi si spezzerà
La gente dirà: "Non vale niente"
Non riesce neanche a uscire da una misera porta
Ma un giorno, una volta lei ci riuscirà
E ho detto a Coraline che può crescere
Prendere le sue cose e poi partire
Ma sente un mostro che la tiene in gabbia
Che le ricopre la strada di mine
E ho detto a Coraline che può crescere
Prendere le sue cose e poi partire
Ma Coraline non vuole mangiare no
Sì Coraline vorrebbe sparire
E Coraline piange
Coraline ha l'ansia
Coraline vuole il mare ma ha paura dell'acqua
E forse il mare è dentro di lei
E ogni parola è un'ascia
Un taglio sulla schiena
Come una zattera che naviga
In un fiume in piena
E forse il fiume è dentro di lei, di lei
Sarò il fuoco ed il freddo
Riparo d'inverno
Sarò ciò che respiri
Capirò cosa hai dentro
E sarò l'acqua da bere
Il significato del bene
Sarò anche un soldato
O la luce di sera
E in cambio non chiedo niente
Soltanto un sorriso
Ogni tua piccola lacrima è oceano sopra al mio viso
E in cambio non chiedo niente
Solo un po' di tempo
Sarò vessillo, scudo
O la tua spada d'argento e
E Coraline piange
Coraline ha l'ansia
Coraline vuole il mare
Ma ha paura dell'acqua
E forse il mare è dentro di lei
E ogni parola è un'ascia
Un taglio sulla schiena
Come una zattera che naviga
In un fiume in piena
E forse il fiume è dentro di lei, di lei
E dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline, dimmi le tue verità
Coraline, Coraline
Coraline, bella come il sole
Ha perso il frutto del suo ventre
Non ha conosciuto l'amore
Ma un padre che di padre è niente
Le han detto in città c'è un castello
Con mura talmente potenti
Che se ci vai a vivere dentro
Non potrà colpirti più niente
Non potrà colpirti più niente
Pierwszy fragment piosenki opowiada o Ethanie. Chłopak ponoć nie należał do osób, które chciały się zwierzać i były otwarte na nowe znajomości. Jego mama kiedyś opowiadała mi jak musiała się starać aby wiedzieć na przykład co w szkole. W tej placówce gościła dość często, ponieważ chłopak nie odpowiadał nawet na pytania zadane przez nauczycielkę. Niektóre cechy zostały mu do tej pory i woli nie odzywać się w pewnych kwestiach.
Kolejne wersy opowiadają o Damiano. Szatyn z natury jest osobą, która swoich najbliższych traktuje jak największy skarb. Kiedy widzi, że cierpią, cierpi razem z nimi. Byłby w stanie zabrać od nich wszelkie cierpienie, ból i żal aby przeżyć to za nich.
Thomas od zawsze był inny, co niestety nie podobało się jego rówieśnikom. Podobnie jak Torchio, blondyn nie miał łatwej podstawówki. Czasem zastanawiam się jak okropni są ludzie oceniając tylko po wyglądzie.
W "Coraline" to ja jestem tą, która płacze i boi się wody. Kiedy miałam pięć lat, tato zawoził mnie na weekend do babci. Paula miała wtedy trzy latka i chora została z mamą. Siedziałam z tyłu, w foteliku, śpiewając z mężczyzną piosenki dla dzieci. Wtedy jechaliśmy tym przeklętym mostem. Nie należy on do najdłuższych w Rzymie, prowadzi on nad jedną z rzek i po bokach zabezpieczony jest barierkami. Że w tym momencie zachciało mi się pić. Tato podał mi wtedy butelkę z wodą. Kiedy popatrzył znowu na drogę, zobaczyliśmy tira, który jechał pod prąd. Jest to jedyny jednokierunkowy most w całych Włoszech. Ciągnikiem uderzył w Nas z całą siłą psując barierę i strącając samochód prosto do rzeki. Szyba obok mnie rozbiła się tworząc bliznę na moim udzie. Pamiętam krzyk, ciemność, ból i słowa taty w, których powiedział mi, że mnie kocha. Miałam złamaną rękę i wstrząs mózgu, na skutek wypadku miałam parę wizyt u psychologa dziecięcego. Czymś co tacie przypomina o wypadku są uszkodzone nerwy w prawej stopie, przez co nic nie czuje. Ja myślę o tym wypadku tylko patrząc na bliznę.
Ostatni fragment opowiada o Victorii. Po śmierci cioci, to ona była tą osobą, która była twarda. Veronica nie mogła sobie z tym poradzić a wujek popadł w depresje. Vic stała się dla nich oparciem, wiążąc ledwo koniec z końcem. Pracowała z siostrą aby dziewczyna mogła lepiej funkcjonować, pilnowała swojego taty żeby regularnie uczęszczał na terapię. A sama płakała po nocach, starając się zrozumieć dlaczego spotkało to właśnie ją. Kiedy w końcu udało się to zrozumieć, wujek znalazł sobie nową partnerkę co spotkało się z niezrozumieniem De Angelis. Dziewczyna uważała, że nie docenił tego co dla nich zrobiła.
Nie zdałam sobie sprawy z tego jak długo siedziałam i rozmyślałam nad sensem tej piosenki. Kiedy sprawdziłam na Spotify, "Coraline" skończyła się cztery utwory temu. Ten tekst jest dla Nas ważny i nikt nie wie jak bardzo. Otarłam łzy, które jak większość razy zaczęły lecieć przy tym wykonaniu. Mój telefon zawibrował, wtedy zobaczyłam wiadomość od Edgara.
Od: Ethan
Otwórz bramę.
Wstałam z kanapy i zabrałam pilot. Zerknęłam czy mini zwierzyniec na pewno został w domu a następnie wpuściłam busa zespołu na działkę. Podeszłam blisko pojazdu, po chwili drzwi otworzyły się centralnie przede mną i ze środka wystrzelił mężczyzna.
- Tony wziąłeś Ruggero? - spytałam chłopaka kiedy wysiedli.
- Coś ty. Idę zjeść pizzę. - zabrał pudełka z rąk perkusisty.
- To kto to jest?
- Ty głupia jesteś, przecież to Damiano! - krzyknęła Victoria na co wytrzeszczyłam oczy.
- Sidem coś ty zrobił? Pod kosiarkę wpadłeś?
- Nie usiadłem na fotelu i kazałem zakryć lustro.
- Zwariowałeś? Ale w sumie bardzo dobrze wyglądasz.
- Idziecie jeść?- zapytał Nas Raggi.
- Idziemy. - uśmiechnęłam się do reszty i poszliśmy do środka.
----------
Cóż miesiąc bez rozdziału robi swoje. Wena jest weną. Ten rozdział wyjątkowo podzielony jest na dwie części i jeśli wszystko dobrze pójdzie, druga pojawi się jutro bądź dziś wieczorem. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Miłego dnia.
Volley_fan
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top