Rozdział 2 - Apokalipsa

„Gdy już nas nie będzie, to co po nas zostanie?"


Witaj, Nieznajomy.

A może powinnam napisać: Przyjacielu lub Czytelniku?

Ciekawe, kim jesteś? Ile lat minęło? Czy świat się zmienił tak, jak chcieliśmy? Czy słyszałeś o nas, a może pamięć przeminęła i umarła wraz z nami?

Tyle dylematów. Tyle niewiadomych.

Ale wypadałoby się przedstawić. Nazywam się I5005225. Miło mi Cię poznać. Chociaż tak naprawdę się nie znamy. Przecież nigdy się nie widzieliśmy. A może mylę się i kiedyś, gdzieś w innym życiu, poznaliśmy się, choć jeszcze nie teraz? Bo czym jest przeszłość i przyszłość, jak nie sumą wypadkowych.

Przepraszam Cię, jeśli piszę bez sensu, ale te myśli kołaczą się w mojej głowie i nie pozwalają mi zapomnieć, w jakim świecie przyszło mi egzystować. Teraz mogę dumać bez obaw. Strach? Co ja plotę, przecież wtedy to uczucie było wykluczone.

Ciągle roztrząsam swoje dawne czyny, choć niewiele z nich pamiętam, ale czuję się dzięki temu oczyszczona. Toż to właśnie one czynią nas ludźmi, a nie tylko workiem kości. Nieraz widzę, jak bliskie mi osoby przerywają wpół zdania lub ręka zawisa im w powietrzu, jakby jakaś tajemnicza siła zamieniła ich w kamień. Ale to nieprawda, oni nadal żyją, tylko coś sobie przypomnieli, poznali kolejny element układanki sennego koszmaru. I tak trwają w bezruchu, by po chwili wybuchnąć niespodziewanie gromkim śmiechem, gdy zrozumieją komizm sytuacji, albo płaczem, kiedy owa myśl jest nie do zniesienia. Lecz najważniejsze, że w końcu znamy smak radości, ale również i smutku. I uwierz mi, jest to dla nas najcenniejszy z darów.

I znowu odpłynęłam. Przepraszam. Postaram się tego nie robić. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to moje małe dziwactwo.

Więc jestem... Nie, byłam I5005225. Co to znaczy? Tak się nazywałam przed Przebudzeniem. Byłam liczbą, numerkiem w szeregu. Skąd się wzięłam? Nie wiem, z probówki czy z łona – to nie było ważne, nie wtedy. A teraz jest za późno. Pojawiłam się na tym anonimowym świecie 22 maja 150 roku po apokalipsie, która zniszczyła ludzkość. Byłam piątym dzieckiem urodzonym w tym dniu. Czy dostrzegłeś już schemat? Czy już wiesz, czemu tak się zwałam? Czasami chciałabym uciec w pustkę przed przeszłością, lecz nie mogę. Jednak są takie dni, kiedy przeraża mnie, że nie pamiętam tak wielu rzeczy z mojego dziewiętnastoletniego życia. Jednak teraźniejszość jest moim wybawieniem. Myśli, słowa, uczucia; wszystko teraz mnie cieszy, nawet ból i łzy, bo znam prawdę.

APOKALIPSA... To ona zapoczątkowała wszystko. Ludzie wpadli w żądzę władzy, wir nienawiści – tak głęboko, że zapomnieli, co jest ważne. I doprowadzili do wojny, która zmieniła wszystko. Przez swoją ślepotę wyniszczyli prawie całą ludzkość. No właśnie, prawie. Ocalała garstka zamknęła się za wielkim murem w mieście pogrążonym w chaosie. Jednak to nic nie zmieniło. Serce skalane mrokiem, nadal wyniszczało ich powoli. Wtedy pojawił się ubrany w biel ,,bohater" , niosąc srebrny płyn i przynosząc nadzieję. Lekarstwo na najgorszą chorobę ludzkości... UCZUCIA. I świat zmienił ponownie swoje oblicze. Narodziła się UTOPIA, a wraz z nią powstaliśmy MY.

Ile razy to słyszałam? Powtarzano nam tę historię dzień w dzień jak mantrę. A my w nią wierzyliśmy, bo przecież uczucia to nienawiść i żądza, które prowadzą do zguby. Jednak słowa, tak dobrze znane, były jedynie dźwiękiem bez wyrazu, bo czy może je rozumieć człowiek, który nie ma uczuć? Odebrano nam wszystko, ale dla nas to było obojętne, bo nie znaliśmy innego życia. Lek, który miał nas wyzwolić, stał się złotą klatką.


Chłopak przerwał i przeczytał jeszcze raz ostatnie słowo; dobrze wiedział, kim są i nienawidził ich całym sercem. Przez moment walczył z chęcią rzucenia dziennikiem w szalejące płomienie, jednak, nie rozumiejąc sam siebie, kontynuował. Jakaś cząstka w nim pragnęła poznać resztę jej historii.


Jestem jedną z nich. Jestem Uśpioną.

Razem z M i resztą wyruszamy na południe poszukać innych ludzi. To niemożliwe, żebyśmy tylko my ocaleli. Chcemy poznać również świat, który stoi teraz przed nami otworem. M poprosił mnie, abym spisała najpierw wydarzenia, które doprowadziły do Przebudzenia, żeby nigdy nie zapomniano o prawdzie.

Dlatego opiszę je w tym dzienniku, a później go ukryję. Bo, jak często powtarza M, historia ma to do siebie, że z biegiem lat zaciera się i obrasta mitami...


— Mitami, jasne... — prychnął Mannix. — Banda szaleńców, gdybym ich znał, nigdy bym nie dopuścił do Przebudzenia — zasyczał, a w jego oczach pojawił się złowrogi błysk.

— Czemu tak ich nienawidzisz? — Moira posmutniała, widząc jego wykrzywioną złością twarz. — Przecież nie wiesz, jak wyglądał świat przed Przebudzeniem — stwierdziła stanowczo, jakby wiedziała więcej niż on.

— Ale wiem, jak wygląda teraz, i to mi wystarczy. — Gdyby wzrok mógł zabijać, na pewno byłaby w tej chwili martwa. — Przez nich jestem sam, tak samo jak ty!

— Nie jestem sama. — Na jej twarzy zagościł nikły uśmiech. — Mam teraz ciebie, a ty mnie.

Chłopak spojrzał na nią, porażony znaczeniem ostatnich słów; zbladł, a rysy jego twarzy złagodniały. Przeraziły go jej uczucia, a jeśli i on przywiąże się do niej, to kiedyś na pewno ją straci. Zapadła ciężka do zniesienia cisza, którą zakłócał jedynie szybki oddech chłopaka.

— Proszę, czytaj dalej — poprosiła cicho, unikając jego przepełnionego cierpieniem wzroku.

Mannix, nadal milcząc, z ulgą powrócił do dziennika.


Czyżbym była mitem?

Nie! Nie jestem mitem! Żyję! Żyłam!

Ani nie jestem już tylko numerkiem w świecie bez uczuć.

Mam imię, które jest tylko moje.

Jestem Aurola. Cześć, Przyjacielu.

Bo nim jesteś, prawda?


☽☉☾


Dawno, dawno temu...

Co dalej? Od czego powinnam zacząć? Tyle się wydarzyło od tamtego pierwszego dnia, czy zdołam sobie przypomnieć wszystko?

Dziewczyna zaczęła w zamyśleniu podgryzać długopis. Już dawno przekonała się, że pamięć jest zawodna, zwłaszcza gdy było się bezduszną maszyną. Wtedy nikt nie przejmował się wartościami moralnymi swoich czynów. A ona nie różniła się w tym od pobratymców.

Niespodziewanie na stół wskoczyła słodka istota. Zrobiła to jednak tak niefortunnie, że zahaczyła o szklankę, którą przewróciła, a pomarańczowy, lepki płyn rozlał się po świeżo zapisanych kartkach. Aurola krzyknęła wystraszona, zagłuszając nieprzyjemne szuranie drewnianych nóg krzesła o kamienną posadzkę, i złapała dziennik, ponownie popychając naczynie, które potoczyło się po równym blacie i spadło. Po niewielkim pomieszczeniu rozniósł się głuchy odgłos rozbijanego szkła. Biedne kocisko miauknęło żałośnie, szukając dla siebie kryjówki. Momentalnie zza framugi wysunęła się czarna czupryna. M zaczął nerwowo szukać źródła hałasu, już po chwili go odnajdując. W końcu wszedł do pokoju i stanął obok rudowłosej dziewczyny.

— Co się stało? — Spojrzał z troską na zapłakaną twarz. Nie odpowiedziała mu, tylko wyciągnęła ku niemu bezradnie książeczkę, z której powoli skapywały gęste krople soku.

— Ach, ten Ancymon, jak zwykle coś nabroił.

Roześmiał się szczerze i wyjął z rąk załamanej Auroly nieszczęsny przedmiot. Położywszy notes z powrotem na stół, zaczął go delikatnie czyścić zamocowaną na suszce bibułką, która całkiem zgrabnie poradziła sobie z plamami. Po chwili wyprostował się, eksponując dumnie przed nią białe kartki z gdzieniegdzie przebijającymi, jasnożółtymi plamami i zaciekami.

— Popatrz, nic się nie stało. A nawet zyskał charakteru.

Mrugnął do niej zawadiacko i wytarł knykciem palca wskazującego spływającą jej po policzku łezkę. Aurola skinęła lekko głową w niemym podziękowaniu i zerknęła na nieszczęsny przedmiot jej chwilowego załamania.

— Faktycznie wygląda ciekawie.

M z rozbawieniem poruszył brwiami, jakby chciał powiedzieć: ,,A nie mówiłem?". Zaraz prawą ręką przyciągnął ją do siebie i usadził na krześle, przysuwając je do blatu.

— Jak ci idzie?

— Nie idzie... — W jej oczach ponownie zalśniły krople smutku. — Nawet nie zaczęłam. Nie wiem od czego.

— Od tego, co ci podpowiada serce. — Silne dłonie wylądowały na drobnych ramionach, a koniuszki kciuków zaczęły z czułością muskać kark. Dziewczyna uspokoiła się pod wpływem jego dotyku. — Jak tylko skończysz, wyruszamy. Robi się coraz bardziej niebezpiecznie. — Nachylił się i szepnął jej do ucha. — To pomoże ci uporać się z demonami przeszłości, uwierz mi. — Pocałował pieszczotliwie płatek, wypuszczając ją z uścisku, i oparł się o blat stołu, aby lepiej widzieć twarz Auroly.

W tej samej chwili czarny kocurek – widząc, że pani rozpływa się w uśmiechu – wskoczył beztrosko na jej kolana i zaczął uklepywać sobie miejscówkę, mrucząc leniwie. Aurola wybuchnęła radosnym śmiechem, gdy tylko łypnęła w zielone oczka, które niewinne wyzierały spod białych łat. Właśnie te niezwykłe okulary sprawiły, iż od razu zakochała się w zwierzaku. Przypomniała sobie, gdy go zobaczyła pierwszy raz i poczuła pod palcami aksamitną sierść. Było to takie niezwykłe doświadczenie, że wówczas popłynęły jej łzy; lecz te piękne, bo przepełnione szczęściem.

— Masz rację.

Pocałowała troskliwie niesfornego kotka i podniosła pióro, nieświadome tego, jakie ważne rzeczy przyjdzie mu uwiecznić. Po chwili zatopiła się w swoich wspomnieniach, nie zauważywszy nawet, kiedy M ponownie zniknął za drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top