Rozdział 28
☆pov.Wendy☆
Siedziałam na ziemi, bo nie potrafiłam ustać, widząc to, co działo się przed moimi oczami. Z niepokojem spoglądałam na Luke'a. Zdawałam sobie sprawę, że znałam go zaledwie kilka dni. Kiedy przesiadywałam u Thomasa, szatyn dosyć rzadko wychodził z pokoju Kiry. Nie miałam więc zbyt wielu okazji, by wyrobić sobie o nim swoje zdanie. Jednak doskonale pamiętałam, jak zachowywał w dniu, w którym wrócił do miasteczka. I tak nie było to to samo co słyszałam z opowiadań wilkołaka, ale wtedy kiedy rozmawiał z Thomasem, widziałam, że był miłym, radosnym chłopakiem. Ufałam Thomasowi, że naprawdę taki był, nawet jeśli przez ostatnie kilka dni widziałam całkiem coś innego.
Lecz to, co zobaczyłam tego dnia, sprawiło, że przestałam ignorować cichy głosik w mojej głowie, który mówił, że coś bardzo złego się z nim działo. I nawet nie mówiło to do mnie drugie ja. Bardziej mogłam nazwać to intuicją.
Powinniśmy się schować.
Zaproponował głos w głowie. Musiałam przyznać jej częściowo rację. Zostając na widoku, mogłoby skończyć się to dla mnie nie najlepiej. Nawet zapewnienia szatyna, które kierował do Thomasa, że mnie obroni, nie uniknęły uczucia strachu. Tym bardziej po tym co zobaczyłam.
Pobiegłam za drzewo, mając nadzieję, że każdy skupi się na walce mężczyzn. Wzięłam głęboki oddech. Musiałam się uspokoić. Pomimo wciąż niespokojnego bicia serca, czułam, jak po moim ciele przebiega przyjemny prąd, a ja wiedziałem już, że udało mi się stać dla nich niewidzialna.
Może głupie było to, co zrobiłam następnie, ale przecież nikogo nie powinno to już dziwić. Odkąd weszłam na dobre w ten zwariowany świat, często robiłam coś, przez co inni pomyśleliby, że upadłam na głowę.
Wyszłam ze swojej kryjówki i od razu ruszyłam w kierunku łowcy, który z trudem zatrzymał pnącza posłane przez Luke'a w jego stronę. Wyglądał, jakby wcale nie chciał z nim walczyć.
Przeskoczyłam gałęzie przywołane przez Luke'a. Były one niepokojąco ciemne i kolczaste. Nie powinno tak być. Byłam tego pewna.
Zatrzymałam się obok szatyna. Spojrzałam na jego wściekły wyraz twarzy z niepokojem.
— Luke — odezwał się łowca. W jego głosie słychać było ostrzeżenie, czy chłopak na pewno wiedział, co robi.
Wzrok mężczyzny na moment opuścił sylwetkę Luke'a. Przeniósł się za niego, gdzie i ja powędrowałam swoim spojrzeniem. Daleko za chłopakiem, między gęstym krzakami, zauważyłam leżącego na ziemi mężczyznę. Z początku nie wiedziałam kim był, ani co robił, jednak po chwili to do mnie dotarło.
Oczywiste było to, że Carl nie przyszedłby sam. Nie mógł tyle ryzykować, będąc szefem całego oddziału łowców. Jego życie było zbyt cenne. Wywołałoby zamieszanie, więc nic dziwnego, że przyszedł z ochroną, która właśnie w tym momencie celowała w głowę Luke'a.
Przerażona, że mężczyzna nie zechce dłużej zwlekać, położyłam na ramieniu Luke'a swoją dłoń. Chłopak wzdrygnął się pod moim dotykiem i na moment jego złość została zastąpiona zaskoczeniem. Lecz nie trwało to długo. Wystarczyło, że stwierdził, iż nie byłam zagrożeniem i ponownie wrócił ostrym spojrzeniem do łowcy.
— Luke, mieliśmy udowodnić, że jesteś niewinny — starałam się uspokoić chłopaka swoim głosem. Choć wiele kosztowało mnie, by nie zadrżał on pod natłokiem emocji.
Chłopak zmarszczył brwi gniewnie, ale wyprostował się, odpuszczając odrobinę. Widać było, że wciąż się wahał. Prosiłam w myślach, by się zgodził. Nie chciałam, by łowca, który ukrywał się w krzakach, był zmuszony zaatakować.
Podczas gdy żołądek ściskał mi się w środku ze strachu, Luke westchnął głęboko, spojrzał na mnie, po czym schował swoje skrzydła jak i większość pnączy, którymi odgrodził mężczyźnie ucieczkę. Zostawił tylko te, które pierwsze zdołało dostać się w pobliże łowcy.
— To naprawdę nie był Luke — zwróciłam się do mężczyzny.
Odwrócił głowę w moim kierunku. Od jego przenikliwego wzroku, po moim ciele przeszły mnie ciarki. Podobno był człowiekiem, ja jednak miałam wrażenie, jakby samym spojrzeniem zdołał dowiedzieć się, kim byłam i co potrafiłam. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazał się odrobinę mniej ludzki, niż wszyscy przypuszczali. Ja kiedyś też myślałam, że byłam normalna. Przynajmniej jeśli chodziło o moje człowieczeństwo.
— Jesteś bardzo pewna swoich słów — stwierdził, na co przytaknęłam głową. — Skąd zwykła Nakali może o tym wiedzieć?
Nie podobał mi się sposób, w jaki to powiedział. Czułam, jakby próbował wyciągnąć ode mnie informacje, które sam doskonale znał, lecz chciał, bym powiedziała je na głos.
Zacisnęłam usta w linie, starając się nie opuścić wzroku jako pierwsza.
— Za chwilę sam się przekonasz czy mówię prawdę — wydusiłam wreszcie, nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia. Było w nim coś z szaleństwa. Jakiś taki mały błysk, który przerażał mnie i utwierdzał w przekonaniu, że nigdy nie chciałabym mieć nic wspólnego z tym facetem.
— Już myślałem, że się pozabijacie. — Caisy podeszła do nas, omiatając Luke'a przelotnym spojrzeniem, podczas którego mały uśmiech rozciągnął jej usta.
— Radosna jak zwykle. Zupełnie jak matka — odezwał się łowca, patrząc na wampirów z góry.
Dziewczyna zacisnęła szczękę, a jej oczy błysnęły czerwienią.
— Jeszcze jedno słowo, a sprawie, że do końca twojego marnego życia będą nawiedzać cię koszmary — wysyczała rozjuszona.
Obserwowałam z wahaniem, jak wyciągnęła rękę w stronę mojej głowy. Spięłam się kiedy jej zimne palce dotknęły mojej skóry.
— Chcę mieć to już z głowy — mruknęła pod nosem. — Robiłam to tylko raz, ale może nie wypiorę wam mózgu — zażartowała, jednak mi nie było do śmiechu.
Przełknęłam ślinę z trudem. Spojrzałam zlękniona w miejsce, gdzie poprzednim razem znajdowała się ochrona Carla. Obawiałam się, że jeśli uznają nas za zagrożenie, zastrzelą nas. Lecz nie zdążyłam się odezwać, a nagle poczułam mocne kłucie w głowie. Moje ciało zdrętwiało samoistnie, a przed oczami zamiast lasu, zobaczyłam zaniepokojoną twarz Thomasa.
— Proszę, uważaj na siebie — wyszeptał w moje włosy, kiedy podeszłam do niego.
Moje ciało samo się ruszyło, choć ja nie miałam nad nim żadnej kontroli.
— Obiecuję — odpowiedziałam, równie cicho co on, jednak wcale nad tym nie panowałam.
Tak jakbym oglądała film z pierwszej osoby głównego bohatera. Jakbym grała w grę. Tylko nie mogła dokonać żadnego wyboru.
Przed oczami przelatywały mi wspomnienia z domu łowcy. Mogłam jeszcze raz zobaczyć to, jak dom powoli pogrążył się w płomieniach. Po raz kolejny usłyszałam krzyk dziewczynki, lecz tak samo jak wtedy, nie mogłam nic zrobić. Nawet nie potrafiłam zapłakać. Mogłam tylko patrzeć. Jeśli łowca w tym momencie przeżywał to samo, to nie chciałam wiedzieć, co czuł. Musiał patrzeć jak jego rodzina ginie i nic nie mógł z tym zrobić. Jednak to było jedyne wyjście, by uwierzył, że Luke był niewinny.
Kiedy zobaczyłam z powrotem twarz Thomasa, myślałam, że na tym zakończy się film, który byłam zmuszona obejrzeć. Jednak po chwili poczułam jedynie ostry ból głowy, a zamiast twarzy wilkołaka zobaczyłam regały książek, przy których widniały zdjęcia jakichś ludzi. Była to tylko sekunda, tak jak klatka w filmie, zanim otoczenie całkowicie się zmieniło. Tym razem widziałam biały pokój umieszczony za szybą, a w nim małą dziewczynkę. Siedziała na łóżku, machając swoimi nóżkami. Na jej twarz opadały blond włosy, jednak kiedy uniosła wzrok, mogłam zobaczyć jej wręcz nienaturalnie błękitne oczy. Nie zdążyłam dłużej się przyjrzeć, bo obraz ponownie się zmienił. Przed oczami mignęły mi jeszcze zdjęcia starannie ułożone na korkowej tablicy, zanim wróciłam całkowicie do siebie.
Upadłam na ziemię, kiedy nagle moje ciało stało się dla mnie zbyt ciężkie. Wzięłam kilka głębokich oddechów, próbując dojść do siebie. Wciąż nie mogłam zrozumieć tego co widziałam. Podejrzewałam, że były to wspomnienia mężczyzny, których raczej nie miałam zobaczyć.
Uniosłam na niego swoje zlęknione spojrzenie. To, co widziałam jako ostatnie. Te kilka zdjęć, które przedstawiały jedną osobę w różnym wieku. Wiedziałam kogo przedstawiały. Do tej pory tylko jedna osoba, którą spotkałam, posiadała białe włosy. Do tego wcale tak bardzo się nie zmieniła.
Mężczyzna złapał się za głowę i podniósł się na nogi, ponieważ również wylądował na kolanach. Minęła chwila, zanim doszedł do siebie, tak samo jak ja.
— Ostrzegałam, że nie mam wprawy — odezwała się nagle wampirka, jednak żadne z nas nie zwróciło na nią większej uwagi.
Każdy z takim samym zainteresowaniem obserwował reakcję łowcy. Nie musieliśmy długo czekać. Albo faktycznie miał jakieś dodatkowe zdolności, albo po prostu przywykł do ekstremalnych warunków, bo kiedy ja wciąż nie potrafiłam otrząsnąć się z otumanienia, to on w pełni sił zwrócił się do Luke'a tak, jakby nic przed chwilą się nie stało.
— Chciałeś im pomóc — odezwał się cicho.
Całe napięcie, które się we mnie zebrało, po słowach mężczyzny zaczęło opadać. Wierzyłam, że zrozumiał. Cieszyłam się, jakbym dostała prezent na gwiazdkę, że jednak nie zamierzał nas po tym wszystkim zabić.
Westchnęłam cicho, nie chcąc ponownie zwrócić na siebie jego uwagi.
— To nie ty położyłeś ogień. — Miałam wrażenie, że mówił bardziej do siebie niż do nas.
Musiałam się mylić, bo zaraz przeniósł wzrok na Luke'a. Jego twarz ponownie nabrała twardych rys, odchrząknął i odezwał się do chłopaka.
— Miałeś rację, myliłem się — przyznał.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Przez moment myślałem, że się przesłyszałam. Albo głos w głowie chciał się ze mnie ponabijać, ale widząc podobną reakcję u wampirki, utwierdziłam się w przekonaniu, że tak nie było. Carl naprawdę przyznał się do błędu. Nie wiedzieć czemu zakładałam, że tego nie zrobi. Wydawał się zbyt dumny, by przeprosić. A jednak.
— Widzę, że liczysz na przeprosiny, ale nie usłyszysz ich ode mnie — dodał, zerkając na Luke'a podczas otrzepywania swoich ubrań z ziemi.
A jednak wcale tak dużo się nie myliłam z jego dumą.
— Zmarnowałem przez ciebie ostatnie pół roku — wysyczał z wrogością szatyn. — Straciłem dziewczynę, którą kochałem — wyliczał dalej, a pnącze, które pilnowało mężczyzny, poruszyło się niespokojnie. — Groziłeś moim bliskim. Naprawdę uważasz, że nie zasługuję, na choćby jedno jebane przepraszam? — warknął na koniec.
— Po tym co dzisiaj zobaczyłem, powinienem cię zabić — odpowiedział mu chłodno Carl. — Uznaj to za rodzaj przeprosin, że będziesz mógł wrócić do swojej nowej dziewczyny.
Szatyn zacisnął szczękę i już obawiałam się, że zaatakuje łowce, jednak powstrzymał się, choć widziałam, jak wiele go to kosztowało.
— Kiedyś zarzekałeś się, że nie wydasz mi swoich — odezwał się łowca kiedy zaczął odchodzić. — A jednak dzisiaj dałeś mi ciekawy obiekt do obserwacji. — Uśmiechnął się pod nosem, a jego wzrok na moment zatrzymał się na mnie.
Wzdrygnęłam się obrzydzona. Cieszyłam się, że wciąż siedziałam, bo mogłabym ponownie upaść.
Luke w chwili zasłonił mnie sobą przed mężczyzną.
— Już raz udało mi się przed tobą obronić, a byłem głupi i naiwny — zaczął tajemniczo Luke. — Zrób jej coś, a wtedy nasze role się odwrócą. Poczujesz, co to znaczy być na miejscu swojej zwierzyny.
Zagryzłam wargę. Z jednej strony bronił mnie, chciał dobrze, ale z drugiej, robił to w sposób całkowicie do niego niepodobny. Z opowiadań innych słyszałam, że był miłym i urokliwych chłopakiem, a jednak przed oczami miałam całkiem inną osobę. Nie powinno tak być, prawda?
— Powodzenia, Luke — pożegnał się łowca i zaczął odchodzić, znikając nam powoli za drzewami.
Dopiero kiedy odszedł, zdołałam podnieść się z miejsca. Stanęłam na nogi. Otrzepałam się z brudu i bezwładnie przeniosłam spojrzenie na Caisy, która z zadowoleniem opierała się o drzewo obok. Nie wiedziałam, co ją ucieszyło. To, co stało się przed chwilą, na pewno nie było zabawne.
— Dziękuję, że... — zaczęłam, widząc, jak Luke odwraca się w moim kierunku, jednak on wtrącił się mi w zdanie niegrzecznie.
— Nie mów Thomasowi o tym co tu widziałaś — spojrzał na mnie z góry twardym spojrzeniem.
Cofnęłam się automatycznie o krok. Nagle ogarnął mnie strach. Już nie przed łowcą, a samym szatanem. Sposób, w jaki się do mnie odezwała, wcale nie był prośbą. Kazał mi siedzieć cicho.
— Ale... — wyszeptałam wystraszona jego postawą.
— Ma o niczym kurwa nie wiedzieć — warknął rozwścieczony na moją odnowę.
— Będzie pytał, co się działo. Nie mogę go okłamać — zaprzeczyłam z obawą. Naprawdę nie chciałam okłamywać wilkołaka, a i tak zawsze wiedział kiedy to robiłam. Słabo mi to szło. Liczyłam również, że będzie w stanie pomóc on szatynowi.
— Gówno prawda, wszyscy kłamią, więc nie pierdol, że jesteś taką świętoszką — zadrwił.
Miałam ochotę skulić się pod jego wzrokiem. Czułam się gorzej niż kiedy mój były okazał się szaleńca i przywiązał mnie do starego domu w środku lasu zimą. A myślałam, że gorzej już się nie dało.
— Dobrze, nie powiem mu — wydusiłam w końcu z siebie, odważając się spojrzeć w jego oczy na moment. Jednak tak jak się spodziewałam, zobaczyłam w nich jedynie złość.
— Dowiem się jeśli będzie inaczej — zagroził, po czym wyminął mnie i ruszył w drogę powrotną.
Wypuściłam nieświadomie wstrzymywane powietrze. Obejrzałam się za nim. Na pewno to nie był ten sam chłopak, którego widziałam na tapecie laptopa Kiry.
— Nareszcie zmądrzałeś — wymruczała zadowolona wampirka. Podeszła do niego i złapała go za rękę, jednak ten od razu ją odrzucił.
Ruszyłam powoli za nimi, nie chcąc zostać samej. Lecz zachowałam bezpieczny odstęp od tamtej dwójki.
Pomimo gróźb chłopaka i mojej zgody milczenia, musiałam powiedzieć o wszystkim Thomasowi. Nie mogłam pozwolić, by to, co się z nim działo, pozostało w tajemnicy.
Luke miał rację, wszyscy kłamaliśmy, dlatego ja nie zamierzałam milczeć.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Teraz już chyba nikt nie ma wątpliwości, że z Luke'iem dzieje się coś złego 😕
Czy Wendy zdąży powiadomić o wszystkim Thomasa? 😐
I czy jeszcze kiedyś zobaczymy naszego starego Luke'a? 😔
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top