Rozdział 22

☆pov.Wendy☆

Odkąd razem z Thomasem zostaliśmy parą, miałam już wiele okazji przekonać się o tym jak nadopiekuńczy był. Czasami śmiałam się z jego absurdalnych wyobrażeń i zabezpieczeń, a innym razem nawet mnie to odrobinę denerwowało.

Przy naszym pierwszym spotkaniu nigdy bym nie pomyślała, że tamten on i ten, którego miałam teraz przy sobie to jedna i ta sama osoba. Prędzej porównałabym go do jednego z zakapturzonych gości spod ciemnej gwiazdy. Przecież moja pierwsza myśl o nim to taka, że był mordercą, który właśnie zakopał czyjeś ciało nieopodal. Kiedy przypomnę sobie jego zimny wzrok, jakim wtedy mnie obdarzył, nie mogę powstrzymać śmiechu cisnącego mi się na usta. Bo ja tu zachować powagę kiedy ta sama osoba wpatrywałam się w tym momencie we mnie zmartwionym, stanowczy i wyjątkowo upartym spojrzeniem.

— Mówiłem ci, że nie można mu ufać — brunet zaprotestował po raz kolejny.

— Sam mówiłeś, że jego siostra może pomóc Luke'owi. — Uniosłam brwi.

Thomas westchnął ciężko i warknął coś pod nosem. Byłam pewna, że nie było to nic, co chciałam usłyszeć z jego ust. Najprawdopodobniej zdał sobie sprawę, że mój, jak to powiedział nieodpowiedzialny i nieprzemyślany pomysł, był spowodowany jego wcześniejszymi słowami. Nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu. Była to jego wina. Rozumiałam, że się bał. W ostatnim czasie przysporzyłam mu wielu zmartwień i źle się z tym czułam, ale miałam słuszny cel.

— Obiecuje, że to będzie ostatni raz. — Uśmiechnęłam się do niego niewinnie. Lecz jego mina wciąż wskazywała na to, jaki był nieugięty. — Później koniec z moimi szalonym pomysłami — dodałam z przekąsem.

Brunet złapał się za nasadę nosa i westchnął po raz kolejny. To był znak, że właśnie postawiłam na swoim.

— Masz mieć włączony telefon i chcę słyszeć całą waszą rozmowę. — Postawił warunek, który nawet mi odpowiadał.

Zamierzałam spotkać się z Aidenem. Wampir był... no cóż, lekko mówiąc specyficznym chłopakiem. Już wiele razy dał mi do zrozumienia, że wiedział o wszystkim, co robiłam. Zastanawiało mnie tylko dlaczego właśnie ja stałam się jego obiektem zainteresowania. Już kilka razy mi pomógł, nie licząc na nic w zamian. Twierdził, że dostał już swoją zapłatę, tylko ja nawet nic nie zrobiłam. Odrobinę mnie to przerażało, bo jednak wolałabym wiedzieć jeśli coś planował. Podobno nawet raz uratował mi życie. Teraz miałam do niego jeszcze jedną prośbę. Liczyłam, że tak jak i poprzednimi razy zgodzi się na nią bez większych przeciwwskazań.

》☆《

Stojąc sama przy opuszczonym domu, pośrodku lasu, czułam się, jakbym cofnęłam się w czasie o kilka miesięcy. Dokładnie w tym samym miejscu spotkałam niegdyś wampira. W tamtym momencie nasze spotkanie nie było mi na rękę, ale ostatecznie dosyć mocno popchnęło moją relację z Thomasem. Wtedy byłam wystraszona i niepewna czy to, co robiłam, było w jakikolwiek sposób słuszne i bezpieczne. Może wcale nie było to coś złego? W końcu w momencie kiedy po raz kolejny stałam w tym miejscu czekając na wampira, moje rozumienie bezpieczeństwa zmieniło się w dużym stopniu, a przynajmniej jego wartość. Mogło mnie to w przyszłości zgubić i chyba w tę stronę właśnie to zamierzało.

Dokładnie tak jak się spodziewałam, sylwetka wampira wyłoniła się zza jednego z drzewa, jakby dopiero co z niego zaskoczył. Nie widziałam, żeby się do tego miejsca zbliżał, więc innej opcji jak jego siedzenia na gałęzi niczym małpa nie widziałam. Ewidentnie z moim umysłem było coś nie tak, ponieważ w myślach natychmiast pojawił mi się obraz małpy z bajki o tarzanie. Tylko że rola dzikusa była już zajęta.

Wampir podszedł do mnie, nigdzie się nie spiesząc. Widziałam jego kroki, lecz nie słyszałam, by liście trzeszczały pod jego stopami. Poruszał się niczym duch. Jeśliby nie wydał żadnego dźwięku, Thomas nawet nie wiedziałby, że się pojawił. Dlatego postanowiłam odezwać się jako pierwsza.

— Zawsze mnie śledzisz? — zapytałam, chowając ręce do kieszeni.

Może nabrałam więcej pewności siebie co do wilkołaka, lecz to nie znaczyło, że stara Wendy gdzieś się ulotniła.

— Tylko kiedy nie mam nic do roboty. — Podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu, obejmując mnie ręką.

— Musisz mieć więc nudne życie, skoro zawsze wiesz, co robię — odgryzłam mu się.

Dzięki naszym poprzednim spotkaniom zdołałam połapać sposób rozmowy, który chłopak zazwyczaj prowadził. Był to ten luźny typ, który mógłby wydawać się osobą trzecim nawet lekką sprzeczką i próbą obrazy drugiej strony.

— Będąc wampirem, mało rzeczy interesuje mnie, bym poświęcił im więcej zainteresowania niż jeden dzień — odpowiedział z udawanym żalem, zmuszając mnie, bym ruszyła z nim w stronę domu. — Możesz czuć się wyróżniona — wyszeptał przy moim uchu.

Spięłam się na ten gest, jednak nie odsunęłam się od niego. Usiedliśmy za to na drewnianych schodach domu.

— Zastanawia mnie jedna rzecz — zaczął i zabrał swoją rękę, lecz nie odsunął się.

Modliłam się tylko w myślach, by Thomas nie przybiegł tu po słowach wampira. Telefon z włączoną rozmowa spoczywał w mojej kieszeni, a brunet pewnie siedział w swoim samochodzie niedaleko wejścia do lasu, by być gotowy do obrony mnie przed Aidenem. Gdyby tu teraz przyszedł, byłam pewna, że ciężej byłoby przekonać wampira do spotkania z jego siostrą. Miałam u niego jakiegoś rodzaju ulgi. Podobało mi się to do czasu, aż nie zażąda zapłaty za te wszystkie sytuacje, w których mi pomógł.

— Nie przyszłabyś do lasu sama bez powodu — odezwał się ponownie chłopak. — Chciałbym uwierzyć, że z tęsknoty za mną się tutaj zjawiłaś, jednak wiem jakie relacje łącza cię z waszym burkiem, dlatego zapytam. W co tym razem chcesz się wpakować? — Rozbawiony uśmiech wpłynął na jego twarz, świadcząc tylko, jak doskonale wiedział, że czegoś od niego oczekiwałam. — Oczywiście pomogę ci we wszystkim jeśli tylko będę mieć pewność, że napsuje to trochę krwi Thomasowi.

— To na pewno — mruknęłam pod nosem, lecz będąc blisko wampira, nie łudziłam się nawet, że tego nie usłyszał. — Chciałabym twojej pomocy — zaczęłam ostrożnie. Wampir pokiwał zachęcająco głową, czekając na dalszą część. — A tak dokładnie to od twojej siostry.

Zaczepny uśmiech bruneta zniknął w chwili kiedy wspomniałam o jego siostrze. Po złośliwym i zbyt aroganckim wampirze zniknął ślad, a na jego miejscu pojawił się ten, przed którym ostrzegał mnie Thomas.

Aiden spojrzał na mnie chłodnym spojrzeniem zielonych tęczówek. Myślałam, że tylko głodne, czerwone oczy wilka z mojej przeszłości mogły spowodować ciarki strachu na moim ciele, ale najwidoczniej Aiden również zakwalifikował się do tego grona.

— Z tym ci nie pomogę — odparł dosadnie, po czym wstał, będąc teraz wyższy, a ja przez to poczułam się przytłoczona jego obecnością. Byłam na straconej pozycji.

— Podobno potrafi czytać w myślach — zaczęłam w panice, że mógłby sobie pójść. — Mogłaby odczytać moje myśli i przekazać łowcom, że Luke jest niewinny. — Musiałam zabrzmieć naprawdę na zdesperowaną, bo na jego twarzy pojawił się grymas pobłażania.

— Słyszałaś pewnie o mnie wiele historii. Powinnaś zrozumieć, że nie w moim stylu jest pomaganie wesołej brygadzie Luke'a, a tym bardziej jemu. — Włożył ręce do kieszeni. Wiedziałam, że za chwilę chciał odejść.

— Ale pomogłeś uwolnić Kirę — powiedziałam, byleby go zatrzymać.

— Wolałem, by rada nie miała jej po swojej stronie — wyjaśnił podirytowany tym, że musiał dalej ze mną dyskutować.

Uchyliłam usta, chcąc podać mu kolejny powód, dla którego miałby zgodzić się nam pomóc, ale zdałam sobie sprawę, że takiego nie było. Jak sam powiedział, nie w jego stylu była bezinteresowna pomóc i dobre serce. Jeśli był pewien, że nic nie zyska ze swojego trudu, to nie widział w nim sensu.

Spojrzałam na niego z wyraźną prośbą, lecz jego wzrok wciąż był nieugięty. Litość również nie była w jego stylu, a moje próby okazały się bezcelowe.

Zagryzłam wargę z frustracji. Zapewne gdyby nie trwająca rozmowa z Thomasem, właśnie szukałabym kolejnego, szalonego pomysłu, by przekonać wampira. Gdybym zrobiła to w tym momencie, byłam pewna, że nie minęłoby pięć minut, a wilkołak znalazłby się przy mnie, by wybić mi ten pomysł z głowy. To było coś bardziej niż oczywistego.

Wampir cmoknął rozdrażniony i najwidoczniej nie miał zamiaru dłużej zwlekać. Bez słów pożegnania zaczął oddalać się ode mnie. Podążałam za nim zawiedzionym spojrzeniem.

— Thomas mówił, że to Colin podpalił dom łowcy! — krzyknęłam za nim, łapiąc się ostatniej deski ratunku.

Co prawda podejrzenia Thomasa jak sam przyznał były tylko domysłami. Colin był mężczyzną, który przysporzył im sporo kłopotów. Zajmował jedno z głównych miejsc w gronie podwładnych Duncana. Skoro wampir w jakimś stopniu należał do podziemia, a na takiego wyglądał, to może skusiłby się, by przejąć jego rolę. Miałam co do tego ogromną nadzieję. Powiększyła się ona kiedy chłopak zatrzymał się w miejscu na imię mężczyzny.

Zagryzłam wargę, oczekując w niepewności jego dalszej reakcji. Skoro zareagował w ten sposób, to znaczyło, że musiał go znać.

Zdenerwowanie rosło z każdą kolejną przemilczaną sekundą, w której niepewna oczekiwałam odpowiedzi. Może źle oceniam ich relacje i był tym który chciał pomóc Colinowi? W końcu byli po jednej stronie, prawda?

— Pogadam z Caisy — odezwał się nagle wampir.

Drgnęłam na jego nagły głos wśród ciszy. Nie brzmiał już na takiego złego. Nie był to też arogancki ton. Nie mogłam zobaczyć jego miny, ale mogłam przysiąc, że była głęboko zamyślona. Słysząc go takiego nieobecnego, nie potrafiłam połączyć tego z jego wyglądem.

— Dziękuję — ucieszyłam się.

Wampir nie odpowiedział na moje słowa. Zniknął tak szybko jak się pojawił, pozostawiając po sobie dziwne uczucie. Może Thomas zbyt szybko go ocenił? Czemu miałam wrażenie, że jego zachowanie, które pokazywał innym było udawane. Może źle się wyraziłam, nie udawane, a wywołane przekonaniami, że tak tylko mógł zyskać niezależność. Wszyscy się go obawiali. Nie ufali mu i niczego od niego nie wymagali. Wyjątkowo wygodne było takie życie. Jednak prowadzące do samotności. Sam przyznał, że wszystko szybko go nudziło. Będąc wampirem żył przez te wszystkie lata sam. Wszelkie znajomości, które nawiązywał, sprowadziły go do tego miejsca. Miejsca, w którym został sam. Może nie mi było oceniać, jak się czuł, bo mógł to wiedzieć tylko on, ale zrobiło mi się go żal. Może naprawdę nie był taki zły, tylko nie trafił jeszcze na kogoś, kto by go o tym uświadomił.

— Wendy! Wszystko w porządku?

Usłyszałam zduszony przez materiał głos Thomasa. Minęła zaledwie chwila, w której zapadła cisza, a on już panikował. Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nie chciałam trzymać go dłużej w niepewności. Już i tak nadwyrężyłam jego cierpliwość dosyć mocno.

— Tak. Chyba mi się udało — powiedziałam, sama trochę w to niedowierzając.

Brałam pod uwagę możliwość, że wampir mógłby odmówić. Jednak nie chciałam o tym myśleć z samego początku, bo pewnie takie myśli spowodowałaby moje szybkie poddanie się. A tak mogłam walczyć o swój cel. Jak widać, się opłacało.

— Wracam już — oświadczyłam, odwracając się w kierunku dróżki, którą przyszłam.

Jednak zatrzymałam się od razu, widząc na drugim jej końcu, stojącą w oddali sylwetkę wilkołaka. Roześmiałam się do telefonu, kręcąc niedowierzająco głową.

Głupek.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

W umiejętności Wendy w przekonywaniu wampira nie można wątpić 😜
Ale może faktycznie wampir zażąda niedługo czegoś w zamian?
I dlaczego Aiden tak zareagował na wzmiankę o Colinie? 🤔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top