Rozdział 18

Leżałem na łóżku, nie mogąc zasnąć. Choć nie było sensu, bym próbował jeszcze to zrobić, za pół godziny otwierały się zamki i musiałem stawić się na zbiórce. Minęły zaledwie niecałe dwa dni, a ja zacząłem postrzegać swoją rolę jako coś, co faktycznie musiałem zrobić. Może to nawet dobrze. Potrafiłem lepiej wczuć się w postać, którą grałem. Najpierw musiałem wykonać swoje obowiązki, bym mógł zacząć szykować swoją ucieczkę z Kirą.

Sen z powiek dodatkowo spędzała mi wciąż krążąca w moich żyłach złość. Nie potrafiłem spać, kiedy myślałem, co działo się kilka pięter pode mną. Mogłem mieć tylko nadzieję, że tamten demon mówił prawdę i faktycznie nie mogli jej nawet dotknąć. Gdyby jednak było inaczej, własnoręcznie przebiłbym im serca.

Podniosłem się z łóżka, kiedy wskazówki zegara wskazały za piętnaście ósmą. Złożyłem swoje skrzydła. Tylko w pokoju mogłem je rozkładać bez obawy, że ktoś mógłby wejść i mnie zobaczyć. Drzwi były zamknięte dla wszystkich, może oprócz wilkołaka, jednak nigdy nie zasypiałem z nimi na widoku. A zanim strażnik wszedłby do środka, zdążyłbym je ukryć.

Pobyt w podziemiu wyjątkowo dosadnie dał mi znać, że nie było to moim naturalnym miejscem egzystowania. Moje skrzydła były obolałe i czułem to nawet kiedy je ukrywałem. Ich ból, choć nie istniały fizycznie, cały czas mi doskwierał.

Obejrzałem się za siebie, upewniając się, że nie było śladu, który mógł mnie ujawnić. Tak jak myślałem, na łóżku leżało kilka moich piór. Wziąłem je do ręki przyglądając się im.

Kiry był śnieżnobiałe.

Zacisnąłem pięść ignorując ból, gdy kilka z piór wbiło mi się w dłoń. Wyrzuciłem je do kosza, przykrywając papierami. Nie chciałem na nie patrzeć. Zbyt różniły się od tych, które miała dziewczyna.

Z pokoju wyszedłem za pięć ósma. Przed swoim pokojem zauważyłem stojącego wilkołaka, który opierał się o ścianę i najwyraźniej na mnie czekał, bo gdy tylko mnie zauważyły, podszedł do mnie. Nie byłem w nastroju na jego gry. Tym bardziej że widziałem, jak poprzedniej nocy zaprowadził Duncana do Kiry. Miałem ochotę skręcić mu za to kark.

— Pozostali zaczynają niepokoić się, dlaczego ktoś inny zajął komnatę ich byłego sąsiada — odezwał się kiedy do mnie podszedł.

Najwidoczniej chciał sprawdzić moją reakcję. I jak pierwszego dnia mogłem nawet się wystraszyć, tak w tym momencie miałem już naprawdę gdzieś czy mnie podejrzewał. Kolejnego dnia miało mnie nie być w tym miejscu. Gdyby nie wilkołak, to zapewne zaraz po porannej zbiórce ponownie zszedłbym do lochów. Nie zamierzałem czekać już ani chwili dłużej.

Co nie znaczyło, że informacja, którą udzielił mi ciemnowłosy była mi na rękę. Zdawałem sobie sprawę, jak mało czasu miałem. Wiedziałem, że prędzej czy później ktoś musiał się zorientować. Byłem nawet zaskoczony, że jeszcze tego samego dnia tamten demon nie przyszedł do zamku zgłosić kradzież. Najwidoczniej los był z jakiego powodu po mojej stronie. Liczyłem, że i tego dnia tak będzie.

— Nie miałem czasu się tobą zająć, dlatego pójdziesz teraz ze mną — oświadczył twardo, myśląc, że mnie tym przestraszy.

Jednak moja złość względem niego przewyższała obawę przed tym co mógł mi zrobić. Jeśli od początku wiedział kim byłem, to zapewne był to moment, w którym planował mnie wydać. Lecz jeśli jakimś cudem się nie zorientował, to na pewno teraz był ten czas, w którym miał to zrobić. Jedna jak i druga opcja nie wdrożyła mi świetlanej przyszłości. Nie mogłem dłużej zwlekać. Zbyt bardzo nadużyłem już swojego szczęścia, chodząc bezkarnie po zamku. Zdawałem sobie sprawę, że była to moja ostatnia szansa.

— Nareszcie odzyskam swoją komnatę — rzuciłem z udawanią radością, patrząc mu wyzywająco w oczy.

Wilkołak zmarszczył brwi na ułamek sekundy, najwidoczniej nie spodziewając się po mnie takiej arogancji, lecz zaraz przywrócił się do porządku i ruszył do przodu, każąc mi pójść za sobą.

Szedłem za nim, a w mojej głowie zaczął tworzyć się plan. Musiałem się go pozbyć, zanim zdążyłby poinformować kogokolwiek kim byłem. Miałem niewielką przewagę nad nim będąc za jego plecami, jednak nie mogłem zapominać, że był wilkołakiem. Bez zaskoczenia, to źle by się dla mnie skończyło. Poza tym nie mogłem zaatakować go kiedy staliśmy na głównym korytarzu. Musiałem być cierpliwy i zaczekać aż będziemy sami. Istniała możliwość, że, tylko kiedy znajdziemy się w miejscu, gdzie miał sprawdzić moje dane, a w zasadzie ich brak, zostaniemy sami. A przynajmniej na to liczyłem.

Wilkołak odwrócił się przez ramię, spoglądając na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zawsze był poważny i nie zdradzał nic swoją mimiką, ale tym razem mogłem zobaczyć coś jeszcze. Jakby lekkie zaciekawienie.

Spojrzałem na niego obojętnie, dzięki czemu odwrócił się ponownie w kierunku, w którym zmierzaliśmy.

Upewniłem się, że przy moim boki wciąż znajdował się rewolwer i nóż. Tak w zasadzie tylko ostrze nadawało się do obrony. Rewolwer mógłby zrobić zbyt duży hałas i zwołać pozostałych, a to wcale by mi nie pomogło. Mogłem jeszcze liczyć, że w tamtym pomieszczeniu znajdzie się jakiś kwiat. Tylko po tym co mogłem zauważyć na korytarzach, była na to raczej marna szansa.

Musiałem dać radę. Był zagrożeniem dla mnie i Kiry.

Zauważyłem kobietę, która szła w naszym kierunku, patrząc się na wilkołaka z uśmiechem.

— Kade — zawołała mężczyznę, kiedy ten chciał ją wyminąć. — Nie chcesz się do mnie przyznać przed świeżakiem? — zapytała urażona.

Kade? Coś mówiło mi to imię. I nie miałem na myśli tego, że słyszałem je od demonów poprzedniej nocy.

Przyjrzałem się nowej rozmówczyni. Nie posiadała oznak bycia demonem. Nie wyglądała również na wampira. Z tego co zauważyłem, posiadali oni nocne zmiany i nieczęsto pokazywali się za dnia. Założyłem więc, że tak jak ciemnowłosy kobieta była wilkołakiem.

— Zechcesz mnie przedstawić? — Uśmiechnęła się zalotnie, odwracając się w moim kierunku.

— Może innym razem — odparł szorstko wilkołak, ignorując jej starania. — Idziemy — rozkazał.

Spojrzałem przelotne na kobietę kiedy przechodziłem obok. Na jej czole pojawiła się ledwie widoczna zmarszczka, świadcząca o tym jak niezadowolona była zlekceważeniem wilkołaka.

Jak posłuszny pies poszedłem za mężczyzną, lecz tylko dlatego, że to wyjście wydawało mi się bardziej rozsądne. Wdając się w pogawędki z kobietą, mogłaby dowiedzieć się zbyt wiele na mój temat. Co do wilkołaka miałem plan. A gdyby ona odkryła, kim byłem przy wszystkich. Nie miałbym szans.

— Zaczekaj! — krzyknęła za nami.

Kade odwrócił się za nią rozdrażniony. Widocznie była typem kobiety, która lubiła działać mu na nerwy, może nawet o tym nie wiedząc. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kogo interesowały plotki i rozmowy ze swoimi towarzyszami.

— Co znowu? — poddenerwował się.

— Nie tak szorstko — oburzyła się. — Jakiś facet chcę z tobą rozmawiać. Chyba to ten sam co wcześniej. Ten, który skarżył się, że został okradziony — powiedziała lekceważąco, ze wciąż widocznym grymasem na twarz. — Co nas obchodzą kradzieże w mieście? Jak nie pilnują swoich zdobyczy to ich wina. Są demonami, powinni kraść — żaliła się. Przewróciła oczami, a jej spojrzenie zatrzymało się na mojej twarzy przypominać sobie o mojej obecności. — To ty idź do niego, a ja chętnie zajmę twoje miejsce — zwróciła się do wilkołaka i stanęła obok mnie, by objąć rękami moje ramie.

Wilkołak warknął coś pod nosem i spojrzał ostro na mnie. Lub na kobietę, nie byłem pewien. Na żadnym z nas nie zrobiło to większego wrażenia.

— Pójdę do niego — poinformował kobietę, nie kryjąc rozdrażnienia. Miałem wrażenie, że jedyne emocje, jakie okazywał to niechęć. — Wróć do swojej komnaty, przyjdę po ciebie — rozkazał, przenosząc na mnie swój wzrok. — Bez towarzystwa — podkreślił, patrząc na kobietę.

— Jesteś zazdrosny? — Zachichotała, wtulając się w mój bok. Spojrzałem na nią ostro. Jednak ta tylko uśmiechnęła się niewinnie. — Przecież sam przestałeś do mnie przychodzić — mruknęła z żalem.

Wilkołak nie odpowiedział na jej zaczepkę. Zignorował ją i po prostu odszedł od nas. Widocznie stwierdził, że tylko w taki sposób mógł uniknąć wdania się w dłuższą rozmowę z kobietą. Tylko tym sposobem to ja przejąłem jego role. Niezbyt podobał mi się ten pomysł.

— Więc jak się nazywasz? — usłyszałem pytanie przy swoim uchu.

Odtrąciłem jej dłonie, uwalniając się z uścisku. Nie potrzebowałem sympatii. Skoro Kade poszedł na rozmowę, z demonem którego okradłem, byłem pewien, że mój czas zaczął kurczyć się z każdą sekundą o wiele bardziej, niż przypuszczałem. Nie mogłem więcej czekać. Musiałem dostać się do Kiry jak najprędzej. To właśnie zamierzałem uczynić, jednak zanim to bym zrobił, musiałem wstąpić jeszcze do swojej komnaty. O wiele bardziej preferowałem jako broń coś, co potrafiłem kontrolować swoją mocą, niż mały nóż do jabłek.

Kobieta warknęła oburzona moim zachowaniem wobec niej. Ja również zignorowałem jej wołania i zostawiłem ją samą. Chyba nie taki miała plan. Myślała, że zgodzą się na jej towarzystwo. Tylko jedna kobieta mogła być przy moim boku i na pewno nie była to ona.

Tak jak poprzedniego wieczora moja droga prowadziła prosto do zamkowych lochów. Mając przy sobie swoją broń, za którą posłużył mi ostry kawałek drewna, czułem się o wiele pewniej. Lecz natychmiast skarciłem się za takie myślenie. Nie mogłem być pewien wszystkiego. Co prawda większość demonów nie posiadała nadzwyczajnych umiejętności, ale nigdy nie mogłem z góry założyć, że właśnie na kogoś takiego trafiłem.

Przyłapałem się na tym, że zacząłem analizować wszystko dokładnie w ten sam sposób co Thomas, w momencie kiedy zamiast pójść prosto do celi białowłosej, musiałem najpierw sprawdzić poboczne uliczki czy nikt nie odetnie mi drogi gdy będę uciekał z dziewczyną.

Dziwnie było być takim ostrożnym. Nigdy nie zwracałem na to aż tak dużej uwagi. Może dlatego, że do tej pory nie zależało mi aż tak bardzo.

Uciekając przed łowcami, starałem się nie wychylać, ale kiedy doszło już między nami do konfrontacji, to działałem spontanicznie. Nie zastanawiałem się nad swoim ruchem. Twierdziłem, że w taki sposób będę bardziej nieprzewidywalny. Skoro do tej pory żyłem, to jednak w jakimś stopniu musiałem mieć rację. Tylko że w tym momencie prędzej bym zginął, niż uciekł.

Po upewnieniu się, że w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mi przeszkodzić, skierowałem się do ogromnych, ciemnych drzwi znajdujących się na końcu korytarza. Wiedziałem, że już tylko one oddzielały mnie od dziewczyny. Czułem jednocześnie radość i obawę.

Co jeśli jej tam nie będzie? Może źle wyniosłem wnioski?

Odgoniłem złe myśli z głowy. To właśnie tam zniknęli strażnicy, którzy mieli jej pilnować. Musiała tam być.

Podszedłem do drzwi i złapałem za klamkę, prosząc, by były otwarte. Odetchnąłem z ulgą, czując, jak zamek ustąpił pod moim naciskiem, pozwalając mi wejść do środka.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

No to co, w kolejnym rozdziale zobaczymy długo wyczekiwane spotkanie naszej pary? 😌
A może pojawią się komplikacje? 🤔
Myślę, że będzie to coś czego się nie spodziewacie 😁😜
A co z Kade'em? Co o nim myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top