Rozdział 17
☆pov.Luke☆
Zegar wybił po sobie siedem basowych uderzeń kiedy jak złodziej skradałem się korytarzem w miejsce, gdzie ktoś taki jak ja na pewno nie powinien przebywać. Miałem równo godzinę, zanim zacznie się nocna zmiana. Korzystałem z okazji, póki mogłem swobodnie poruszać się po głównych korytarzach.
Moim celem były lochy zamku. Na mapie były one zaznaczone ciemnoszarym kolorem, który zajmował większość podziemi. Normalnie powiedziałbym, że niemożliwym było ich zapełnienie, lecz mając za władcę Duncana, byłem w stanie zmienić swoje zdanie.
W głowie starałem się odtworzyć drogę, która prowadziła do cel. Była ona kręta, a kolory mapy wcale nie ułatwiały mi odnalezienie odpowiednich schodów.
Wszedłem do jednej z komnat, którą tego ranka sprzątałem, by jeszcze raz przejrzeć drogę. Nie chciałem palić światła, by nie wzbudzić tym czyjegoś zainteresowania. Jednak pokoje na mapie zlewały mi się ze sobą tak samo jak ich kolory. Zakląłem, chowając z powrotem kartkę do kieszeni. Musiałem dać sobie radę z tym co pamiętałem. Nie było szans, bym cokolwiek w tych ciemnościach dojrzał.
Wyszedłem z pokoju. Na końcu korytarza zauważyłem idącego w moim kierunku ciemnowłosego wilkołaka. Mężczyzna zatrzymał na chwilę na mnie swoje spojrzenie, jednak odwrócił je chwilę później, obserwując coś znajdującego się za moimi plecami. Ruszyłem w jego kierunku odważnie.
Skoro dawał mi aż tak do wiadomości, że wiedział, kim byłem, to ja również nie miałem zamiaru się przed nim chować.
Miałem zamiar wyminąć go, przez cały czas nie spuszczając z niego wzroku, lecz kiedy byłem od niego na wyciągnięcie ręki, zatrzymał się i odezwał zimnym tonem.
— Szukałeś tam czegoś?
W jego pytaniu czułem tę przytłaczający ton, którego czasami używał Thomas. Niesamowicie mnie to irytowało.
— Wydawało mi się, że zgubiłem tam swoją broń, nie potrafiłem znaleźć jej w pokoju — skłamałem gładko. Nie zająknąłem się nawet na moment.
— Kradzież nie jest tutaj możliwa. Wiesz o tym jeśli czytałeś regulamin. — Czułem, że toczyliśmy małą walkę na spojrzenia, której za wszelką cenę nie chciałem przegrać. Nawet jeśli jego tęczówki zaczęły niebezpiecznie świecić. — Oczywiście w twoim pokoju wyłączyłem alarm, zanim do niego wszedłeś. — Odwrócił wzrok na bok, jednak wcale nie czułem, jakbym był wygranym. On po prostu przerwał naszą walkę. Zarządził przerwę.
— Za chwilę kończy się dzienna zmiana, a chciałbym jeszcze zajść w jedno miejsce, by poszukać broni — oświadczyłem, na co spojrzał na mnie podejrzliwie. — Do ogrodu oczywiście — dodałem.
Uśmiechnęłam się zaczepnie kiedy nie mógł zabronić mi tej czynności i wyminąłem go, idąc dokładnie w tym kierunku, gdzie mieliśmy poranną zbiórkę. Lecz wcale nie zamierzałem tam dojść. Miałem w planach skręcić o wiele szybciej w wąski korytarz, z którego miałem dostać się na schody prowadzące na niższe piętro. Były one raczej tymi rzadko uczęszczanymi, a niewielka warstwa kurzu świadczyła, że miałem rację. To właśnie takimi drogami wolałem chodzić. Nie musiałem wtedy obawiać się, że napotkam zbyt dużą ilość demonów.
Schody zaprowadził mnie do kolejnego labiryntu korytarzy. Cały zamek był jak pieprzony dom Minotaura. Wszędzie było pełno zakamarków, ślepych zaułków, nigdy nie wiadomo było, co kryło się za drzwiami. Mógł być to zwykły schowek, komnata strażnika lub następny korytarz. Gdyby nie mapa, nigdy nie odnalazłbym tych schodów.
Rozłożyłem kawałek papieru, próbując rozeznać się w tym gdzie się znajdowałem. Wyjątkowo utrudniały mi zadanie stuki kroków piętro wyżej. Pomimo grubych ścian miałem wrażenie, że stali tuż za rogiem, a echo niosące się we wszystkich kierunkach utrudniało mi orientację, skąd dochodziły te dźwięki.
Zatrzymałem się przy skrzyżowaniu dróg. Na wprost miałem zwykłe cele więzienne. To właśnie tam zamierzałem udać się w pierwszej kolejności, lecz kiedy jeszcze raz spojrzałem na mapę, zauważyłem, że droga po mojej lewej stronie na niej nie widniała. Zapisany był tylko korytarz naprzeciw mnie oraz mały schowek po prawej.
Spojrzałem w głąb tajemniczego korytarza, na jego końcu stały potężnie wyglądające drzwi. Będąc tutaj i widząc je, zacząłem wątpić, czy na pewno dobrym pomysłem było sprawdzenie najpierw więzienna. Kira nie była zwykłą więźniarką. Duncan na pewno chciał ukryć ją gdzieś, gdzie nie mogliby wejść zwykli strażnicy.
Zrobiłem krok w kierunku nowego korytarza, jednak w tym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi za sobą. Choć nie mogłem być tego pewien. Dźwięki odbijały się od ścian, co skutecznie mnie myliło.
Nie wiedząc, skąd nadchodzili, ukryłem się w jedynym, bezpiecznym miejscu, skąd wiedziałem, że nie przyjdą. Do pokoju z mojej prawej strony. Co prawda drzwi wyglądały jak te ze starych cel. Były w całości drewniane i posiadały mały otwór mniej więcej na wysokości oczu.
Schowałem się za nimi pomimo ciemności, jaka panowała w pomieszczeniu. Wpadało tam zaledwie odrobinę światła przez szczelinę.
Przy samym wejściu stało małe drzewko. Kiedyś musiało wyglądać cudownie. Zatrzymało się na swoim etapie wzrostu, kiedy zostało odcięte od promieni słonecznych. Jego liście opadły, pozostawiając jedynie idealnie przycięte, suche gałęzie. Urwałem jedną z nich. Była martwa, ale może mogła się jeszcze na coś przydać.
Na podłodze pod moimi nogami leżało mnóstwo pozłacanych naczyń, kielichów, znalazła się nawet królewska korona.
To wszystko stało w tym pomieszczeniu i nikt tego nie pilnował? Gdybym wziął stąd choćby jedną rzecz, dostałbym za nią mnóstwo pieniędzy. Dlaczego drzwi były do tego otwarte? Wyglądało to jak zamkowy skarbiec. Tylko w opłakanym stanie.
Pod ścianą na ziemi oparty o metalowy stojak stał olbrzymi obraz. Nie mogłem ujrzeć całości, lecz przedstawiał on kobietę, królową, która stała wyprostowana, dumnie patrząc przed siebie. Jej wargi były lekko uchylone, a z ust wystawały kły. Była wampirem. Na jej ręce siedział potężny i równie dumny co ona feniks. Na jej klatce piersiowej widniało coś, co wyglądało jak tatuaż z dziwnym wzorem. Ubrana była w ciemną suknię, a jej głowę zdobiła korona, która w tej chwili leżała na ziemi obok mnie.
Obok tego obrazu stał kolejny, o wiele mniejszy. Przedstawiał tym razem mężczyznę. Nie posiadał on korony, a jego ubrania były bardziej codzienne. Jednak wzrok, którym patrzał na przód, był zdecydowanie odważny i opanowany. Tło wokół niego było niedokończone, a na białym płótnie widniało imię "William".
Zaciekawiłem się, kogo przedstawiły obrazy, lecz głosy zbliżające się w moim kierunku sprawiły, że odwróciłem wzrok i skupiłem go w miejscu drzwi. Chciałem zobaczyć przez dziurę, kim byli ci, którzy mi przeszkodzili.
Jako pierwszy przeszedł znajomy mi wilkołak. Wstrzymałem oddech, w obawie, że mógłby mnie usłyszeć. Wszystko co robiłem, było dla mnie zbyt głośne, nawet bicie własnego serca.
Mężczyzna obejrzał się, stając na rozdrożu. Wyczuł mnie?
Odrzuciłem te myśl kiedy ruszył ponownie, a za nim pojawił się Duncan. Kiedy mężczyźni minęli drzwi, za którymi się schowałem, podszedłem bliżej, chcąc przyjrzeć się, gdzie zmierzali. Tak jak podejrzewałem, szli w kierunku tajemniczego pomieszczenia.
Zacisnąłem dłoń na gałęzi, którą trzymałem w ręce. To tam musiał trzymać Kirę. Byłem już tak blisko niej, jednak nie mogłem wyjść i do niej pójść. Wychodząc naprzeciwko Duncana, skazałbym się na pewną śmierć. Byłem wściekły na myśl, że on był teraz przy białowłosej kiedy ona leżała będąc uśpiona i niezdolna do obrony. Krew gotowała się we mnie, a patyk tkwiący w mojej dłoni zaczął trzeszczeć, wydłużają swoją długości.
Zamknąłem oczy. Nie mogłem dać się pochłonąć złości. Byłem już tak blisko niej, wystarczało poczekać, aż Duncan wróci do swojej komnaty. Tak niewiele dzieliło mnie od zobaczenia białowłosej. Władca od siedmiu boleści, nie wchodziłby do katakumb gdyby nie było to dla niego opłacalne. Kira musiała być za tamtymi drzwiami. Nie brałem innej możliwości pod uwagę.
Opadłem na ziemię, nadsłuchując kroków wracających mężczyzny. Oparłem głowę o zimną ścianę. Czując na sobie dwa spojrzenia postaci z obrazów, miałem wrażenie, że oceniały mnie, czy dam radę.
Były tylko cholernymi malowidłami, nawet one nie wierzyły we mnie. Postacie na nich i tak zapewne były już martwe. To ja wciąż żyłem.
Spojrzałem na patyk trzymany w dłoni, jego odcinek, który wyrósł dzięki mojej mocy, był o wiele ciemniejszy od reszty. Widocznie ciemność całkowicie go zabiła i trzymałem roślinę zombie? Ważne, że się mnie słuchał.
Zacisnąłem zęby przez rosnącą we mnie wściekłość, w głowie wciąż miałem obraz nieprzytomnej dziewczyny i Duncana, który zabierał jej moc.
Miałem ochotę go zabić.
》☆《
Tkwiłem w jednym miejscu kolejne kilkadziesiąt minut, lecz nawet nie było słychać, by Duncan miał zamiar wrócić. Zacisnąłem dłoń na klamce.
Jeśli nie wrócę do pokoju kiedy zamki zostaną zamknięte, mogę nie mieć tyle szczęścia jak poprzednim razem.
Byłem prawie pewien, że wilkołak wiedział kim byłem, a przynajmniej tyle, że nie strażnikiem. Jednak wciąż istniał we mnie kawałek wątpliwości i nie chciałem zdradzić się przed nim gdyby okazały się one prawdziwe.
Po upływie kolejnych minut całkowicie straciłem nadzieję, że zdołam uwolnić dziewczynę tej nocy. Musiałem postąpić rozsądnie, nawet jeśli nie było to w moim stylu, to ten jeden raz zamierzałem posłuchać rad Thomasa, które często mi powtarzał. Dając się złapać, tylko straciłbym szansę na jej uwolnienie.
Wyszedłem ze swojej kryjówki i zacząłem kierować się w stronę wyjścia z katakumb. W dłoni wciąż ściskałem kawałek drewna. Przejeżdżałem po nim palcami, co chwilę zmieniając jego pozycję w dłoni gdybym nagle musiał użyć go do obrony. Każdy najmniejszy stukot zwracał moją uwagę i irytowało mnie to, kiedy okazywało się to tylko fałszywym alarmem.
Kiedy dotarłem do schodów, ktoś otworzył drzwi na górze. Schowałem się w bocznym korytarzu, a trzymany w mojej dłoni patyk zaostrzył się samoistnie. Musiałem nieświadomie to zrobić. Zamierzałem zaatakować intruza kiedy tylko wyłoni się zza zakrętu. Cofnąłem dłoń, by nie marnować czasu na zrobienie zamachu. Byłem gotowy uderzyć, gdyby zwrócił się w moim kierunku, jednak widząc, że wyszedł zza zakrętu i skręcił w przeciwnym kierunku, opuściłem broń.
Czasami Thomas miał rację. Za mężczyzną szedł kolejny demon i gdybym zaatakował tego pierwszego, on na pewno ruszyłby mu na pomoc. Poza tym czy naprawdę chciałem go zabić? Byłem w stanie to zrobić?
Schowałem się za ścianą korytarza prowadzącego do wyjścia. Chciałem uciec stąd jak najszybciej, jednak zatrzymałem się, słysząc słowa wypowiedziane z ust demonów.
— Już myślałem, że Kade nigdy mnie nie przydzieli do tej roboty — ucieszył się jeden z nich.
— Nie widzę nic dobrego w spędzeniu całej nocy, stojąc w jednym miejscu — dziwił się drugi. — O wiele bardziej odpowiada mi warta w mieście, tam się przynajmniej coś dzieje.
— Ale tam nie jesteś sam z nieprzytomną suką.
Byłem pewien, że na jego twarzy pojawił się obrzydliwy uśmiech. Zamknąłem palce na broni, a zęby zacisnąłem tak mocno, że słyszałem, jak zaczęły trzeszczeć pod naciskiem szczek. Zerwałem się w ich kierunku, jednak zatrzymałem się, zanim zdążyłem wyjść zza ściany. Jeszcze nie teraz.
— I co z tego jak nie możesz jej nawet dotknąć, Duncan by cię od razu zabił, jeśli Kade by go nie uprzedził — odparł zirytowany drugi demon.
— Dotknąć jej nie mogę, ale nikt nie zabroni mi patrzeć.
Uspokoiłem się odrobinę na wieść, że nie mogli jej nic zrobić. Jednak sam fakt, że przebywali w tym samym pomieszczeniu i wiedza, jakie myśli chodziły im po głowie, wprowadzały mnie w szał.
— Mnie nie kręcą takie fetysze. Pamiętaj tylko, że ja też jestem tam z wami — odparł ze słyszalnym obrzydzeniem pierwszy demon.
Zebrałem w sobie resztki rozsądku i mimo swojej woli wycofałem się, wracając do tymczasowej komnaty.
Ogień wściekłości rósł we mnie z każdą kolejną sekundą, w której wiedziałem, że tamte demony przebywały blisko białowłosej. Czułem, jakby w moim ciele rozpalił się ogień. Jakby tylko zabicie tamtych demonów i odsunięcie ich od Kiry było tym, co zaspokoiłoby ten ogień.
Już kolejnego dnia. Kolejnego dnia cię stąd zabiorę.
Ogarnięty furią, ścisnąłem w dłoni ostro zakończony kawałek drewna i wbiłem go w szafkę stojącą przy wejściu. Mebel poddał się pod naciskiem mojej broni, jakby był zrobiony ze styropianu, a patyk rozgrzanym metalem. Spojrzałem na to z aprobatą.
Uwolnię cię i nikt już nie stanie mi na drodze.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Prawie się nie wyrobiłam, ale jeszcze jest sobota 😅
Luke chyba jest jakiś inny ostatnio, nie uważacie? 🤔
Zrobił się bardziej nerwowy i agresywny 😶
Jak myślicie to przez ostatnie wydarzenia? Czy może już w Barfleur mogliśmy zobaczyć u niego takie zachowanie? 🧐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top