Rozdział 13
☆pov.Wendy☆
Ściskałam nerwowo rączkę od walizki. Czułam ogromny ciężar i presję na sobie. Już za chwilę mieliśmy wyjechać razem z Thomasem w stronę Barfleur. Dawniej marzyłam o wyjeździe do Francji. Niewiele się zmieniło. Nadal chciałam tam zawitać, jednak mieliśmy zatrzymać się daleko od głównych miast tego państwa. Z tego co słyszałam, było to miasto przepełnione brudnym pieniędzmi i tanim alkoholem. Ze skrajności w skrajność jak to powiadają. Zestawienie było godne apartamentu królowej i obskurnego baru na rogu ulicy. Mój przyjaciel Edwin byłby dumny z mojego porównania. On najbardziej lubił, w jaki pokręcony sposób potrafiłam je wymyślać.
Uniosłam wzrok na Thomasa przytakującego na słowa wypowiedziane z ust mojego taty. Miałam ochotę wyciągnąć go stamtąd siłą, byleby tato dał mu spokój. Wyglądało, że to ja bardziej przeżywałam ich rozmowę niż sam wilkołak. Albo potrafił tak dobrze grać, albo naprawdę brał na poważnie to wszystko, co mówił mu mój tata.
Odwrócił się na moment, a ja posłałam mu przepraszający uśmiech. Wiedziałam, że tata szybko nie puści mnie samej z chłopakiem. Byłby problem gdybyśmy mieli wyjechać na kilkudniowe wakacje do sąsiedniego miasta, a co dopiero za morze. W jego głowie tworzyło się zbyt wiele wyobrażeń, co mogliśmy robić będąc sami.
Mogłam narzekać na jego nadopiekuńczość godzinami, ale i tak na końcu przyznałabym, że go kocham. Cieszyłam się, że taki był, bo wiedziałam, że i on mnie kochał. I nie potrafił pogodzić się z tym, że już nie był jedynym ważnym dla mnie mężczyzną.
Thomas podszedł do mnie razem z moim tatą. Byłam pewna, że gdyby nie obecność mojego rodzica, brunet złożyłby na moich ustach długi pocałunek. Odrobinę na to liczyłam, ale i ja i chłopak wiedzieliśmy, że tata nie był jeszcze na to gotowy. Thomasa poznał kilka dni temu. Ciężko było mu się przyzwyczaić do widoku jego córki całującej się ze swoim chłopakiem. Olivera, mojego byłego chłopaka nie poznał, a ja nigdy nie odnosiłam się tak z czułościami. Do czasu aż nie poznałam wilkołaka, choć nadal wolałam gdy w pobliżu była tylko nasza dwójka.
— Uważajcie tam na siebie.
Spojrzałam na moją mamę, która tuliła do siebie moją siostrę.
— Niedaleko portu stoi jeden z lepszych hoteli. Będzie on najlepszym wyborem — odezwał się po raz kolejny tata, zwracając się do Thomasa — Nie patrzcie na ceny, za wszystko zapłacę.
Zacisnęłam ręce, wiedząc, że już za chwilę mieliśmy wyjechać. Miałam tylko nadzieję, że dam radę. Nie chciałam zawieść Thomasa. On naprawdę liczył, że uda mi się pomóc Luke'owi.
— Trzymajcie się razem, to niezbyt przyjemna okolica — ostrzegł nas po raz kolejny tata.
— Oczywiście, nie spuszczę jej z oka — powiedział brunet z delikatnym śmiechem w głosie.
— Tyczy się to miasta. W pokoju będzie bezpieczna i bez twojego oglądania się za nią — odparł ostrzegawczo tata.
Prychnęłam śmiechem. Widząc na sobie wzrok swojego taty, starałam się zatuszować to kaszlem. Jednak zdawałam sobie sprawę, że i tak wiedział, że się zaśmiałam.
Podeszłam do taty i objęłam go za szyję.
— Nie martw się, wrócimy jak najszybciej.
Tata przycisnął mnie do siebie, żegnając się ze mną. Uśmiechałam się szeroko, wciąż będąc w jego ramionach. Tak mi go brakowało.
Widząc przez okno, że Thomas wkłada moją walizkę do samochodu, podeszłam do mamy i Ivy, by je również pożegnać. Mała roszpunka zawiesiła mi się na szyi i dopiero mama zdołała ją ode mnie odkleić.
Wsiadłam do samochodu bruneta i pomachałam przez szybę do mojej mamy i siostry stojących przed domem oraz tacie, który był za szybą kuchennego okna. Nie chciał wychodzić, by nie narazić się, że jeden z sąsiadów mógł go rozpoznać. Wciąż był poszukiwany przez policję.
— Boisz się? Tego gdzie jedziemy? — zapytał Thomas, widząc, jak nerwowo zaciskam dłonie na materiale swojej kurtki.
— Nie, po prostu boję się, że was zawiodę — przyznałam otwarcie. Nie widziałam sensu, by ukrywać swoje obawy przed brunetem.
Mówiłam prawdę. Nie bałam się samego pobytu w miasteczku. Wiedziałam, że przy Thomasie nic mi nie groziło. Był jak wielki zły wilk, który odstraszał wszystkie inne drapieżniki. Gdy tylko ktoś, by się do mnie zbliżył, byłam pewna, że zacząłby na niego warczeć. Może niedołowienie... chociaż? Taka też istniała możliwość.
— Niepotrzebnie — odpowiedział na moje obawy. — Jestem pewien, że poradzisz sobie bez żadnego problemu. — Położył swoja dłoń na moim kolanie, dodając mi tym otuchy.
Uśmiechnęłam się do niego. Gdyby nie on, już dawno zakopałabym się przed światem pod kocem. Kiedyś tak było. Poznałam przypadkiem jakąś część nadprzyrodzonego świata, lecz nie chciałam się w niego zagłębiać. Bałam się, co mogłabym w nim znaleźć. Ale kiedy raz do niego weszłam, nie mogłam tak po prostu o nim zapomnieć. Z perspektywy czasu widać, że wyszło mi to na dobre. No i sama nie byłam całkiem normalna. W każdym znaczeniu tego słowa.
Kiedyś nigdy bym nie pomyślała, że wokół siebie mogę mieć tak wiele różnych istot. Wilkołaki, wampiry, Damiry, elfy czy nawet Nakali to wszystko istniało i mogłam zobaczyć ich na własne oczy. Jednego z nich widziałam każdego dnia, a i tak było mi mało. I wcale nie mówiłam tu o sobie.
Położyłam swoją dłoń na ręce bruneta. Ścisnęłam ją, chcąc przekazać mu, że wierzyłam w wypowiedziane przez niego słowa. Z jego pomocą perspektywa tego co miałam zrobić była tak jakby prostsza. Powinnam do tego przywyknąć.
》☆《
Stanęliśmy na twardym lądzie, a nogi uginały się pod moim ciężarem. Miałam wrażenie, że jestem o kilka kilo cięższa niż na łodzi.
Zaciągnęłam się świeżym, morskim powietrzem. Zbliżał się wieczór. Port oświetlały wysoko zawieszone latarnie, lecz i one nie dawały rady dać tyle światła, by rozproszyć ciemność wokół nas.
Rozejrzałam się dookoła. Między nami przechodziło mnóstwo ludzi. Złapałam za rękę Thomasa, nie chcąc zgubić się w tłumie. Chłopaka przyciągnął mnie do swojego boku, obejmując ramieniem.
Rozejrzałam się ponownie pozwalając sobie na dokładniejsze obserwacje. Wiele osób nosiło niecodzienne dla mnie łowieckie ubrania. Prawdziwe portowe miasto.
— Chodźmy. Za chwilę będzie całkiem ciemno. — Thomas nachylił się nad moim uchem, bym lepiej dosłyszałam jego słowa w panującym gwarze.
Zgodziłam się z nim. Sama byłam już okropnie zmęczona. Był to nasz drugi dzień podróży i zarówno ja jak i brunet padaliśmy z nóg. Ja drzemałam w samochodzie kiedy chłopak prowadził. Nawet jego geny wilkołaka nie potrafiły utrzymać go całkowicie bez snu.
Taksówkę złapaliśmy przy wyjściu z portu. Kierowca podjechał pod same drzwi hotelu, nie patrząc na trąbiące za nim samochody kiedy zatrzymał się na środku ulicy. Wysiadłam szybko z pojazdu, nie chcąc tamować ruchu, jednak ludzie wokół chyba byli przyzwyczajeni do takich akcji, bo nawet się nie obejrzeli, by sprawdzić, co się działo.
Thomas zapłacił kierowcy i już po chwili wchodziliśmy przez ogromne, szklane drzwi, mijając przy tym dwóch osiłków przy wejściu. Obejrzeli się za nami, zapewne oceniając czy byliśmy godni wejścia do tego hotelu. Prawie otworzyłam usta na widok czerwonego dywanu prowadzącego nas do recepcji. Poczułam się okropnie nie na miejscu w zwykłej skórzanej kurtce, jeansach i ptasim gniazdem z włosów. Pani za ladą również musiała tak sądzić, bo spojrzała na mnie krzywo, ale zaraz przykleiła na twarz szeroki, sztuczny uśmiech.
Podeszłam sama do niej, bo Thomas zatrzymał się przy jednym z pracowników hotelu, podając mu nasze bagaże.
Pomimo oceniającego wzroku, jakim obdarzyła mnie recepcjonistka na wstępie, rozmowa przebiegała zwyczajnie. W końcu była w pracy i nie mogła pozwolić sobie na cokolwiek, co miałoby mnie odstraszyć.
Przez moment zawahałam się przy wyborze pokoju.
Odwróciłam głowę w kierunku Thomasa. Widząc, że rozmawiał z portierem, odwróciłam się w kierunku recepcjonistki i szybko odpowiedziałam na jej pytanie.
— Jeden pokój z łożem małżeńskim.
Kobieta spojrzała na mnie z powątpiewaniem, ale wymruczała zgodę i odwróciła się w kierunku swojego komputerka.
Pomimo tego, że wiele razy zostawałam u wilkołaka na noc, to wynajęcie wspólnego pokoju jakoś mnie stresowało.
Poczułam za sobą czyjąś obecność. Do mojego nosa dotarł zapach sosnowych igieł i już wiedziałam kim, była osoba za mną. Nie wiedziałam, jak on to robił, że ciągle pachniał lasem. Może tarzał się pod jakimś drzewem. Innej opcji nie widziałam.
Recepcjonistka uniosłam głowę zainteresowana nowym klientem, a kiedy jej oczy napotykały Thomasa, uśmiech, który przykleiła do twarzy, nagle stał się bardziej naturalny. Tęczówki też zabłysnęły jak u sroki, która znalazła jakąś błyskotkę. Założyła kokietownie kosmyki włosów za ucho, powracając spojrzeniem do ekranu.
Złapałam zaborczo rękę Thomasa, wystawiając nasze splecione dłonie na ladę. Chyba wilkołactwo bruneta przeszło w jakimś stopniu i na mnie, bo byłam w stanie odwarknąć jej coś niemiłego gdyby próbowała cokolwiek w kierunku mojego chłopaka.
— Jeden pokój z dwoma łóżkami... — chciała kontynuować, ale Thomas wtrącił się w jej zdanie.
— Jedno łoże... małżeńskie — odparł ze słyszalny rozbawieniem.
Słyszał?
Opuściłam głowę, czując pieczenie policzków.
Byłam zawstydzona, ale równocześnie zła na kobietę, bo doskonale słyszałam, jak prosiłam o jedno... łoże.
W obecności wilkołaka, wszystkie dalsze formalności poszły o wiele sprawniej. Nie umknęło mi jednak, jak kobieta rzucała co chwilę zalotnie spojrzenia w kierunku bruneta.
Zacisnęłam zęby ze złości, jednak nie chciałam robić scen, dlatego dzielnie to wytrwałam, widząc, jak Thomas ignorował każde z jej zalotów.
Ostatecznie udało nam się dostać do pokoju, a ja mogłam odetchnąć z ulgą, mogąc usiąść wygodnie na łóżku.
Thomas natomiast wyjątkowo nabrał energii, ponieważ odkąd weszliśmy do pokoju, nie przestawał chodzić z uśmiechem na twarzy. A kiedy przechodził obok mnie, by dostać się do walizki, obserwował mnie swoim rozbawiony spojrzeniem.
W czasie kiedy brunet poszedł wziąć prysznic, ja zajęłam się odpisywaniem mojemu tacie, który zaczął martwić się zaraz po moim wyjeździe.
Razem z wysłaniem ostatniej wiadomości z zapewnieniem, że wszystko było w porządku, ktoś zapukał do naszego pokoju.
Podeszłam do głównych drzwi i otworzyłam je kiedy kolejny dźwięk pukania rozniósł się dosyć szybko po poprzednim. Osoba po drugiej stronie musiała być bardzo niecierpliwa.
Pani z recepcji stała uśmiechnięta po drugiej stronie, jednak na mój widok jej radość szybko zmalała.
— Przyniosłam dodatkowy komplet ręczników. — Uśmiechnęła się sztucznie.
Odebrałam od niej ręczniki, a na ich wierzchu było wyhaftowane słowo "on". Dodatkowy męski ręcznik?
Spojrzałam na nią z uniesioną brwią, lecz ona uśmiechnęła się niewinnie.
Poprawiając ręcznik w dłoni, coś zaszeleściło mi w jego wnętrzu. Sięgnęłam po to ręką. Na małej karteczce napisany był numer telefonu i kobiece imię, jak się domyśliłam jej.
— Co to ma być? — zapytałam oburzona.
— To... numer do recepcji gdyby państwo czegoś jeszcze potrzebowali.
Prychnęłam na jej odpowiedź.
— Przecież mamy telefon w pokoju, który łączy się bezpośrednio z recepcją. Możemy porównać czy będą takie same — zaatakowałam ją, na co i ona przestała udawać i spojrzała na mnie z wrogością.
— Myślisz, że kogo wybierze, mnie czy ciebie? — zaczęła szorstko. — Spójrz na siebie w lustrze i na niego. Nie pasujesz do niego. Taki mężczyzna jak on też ma swoje potrzeby. Czym miałby się u ciebie zadowolić? Pewnie cię jeszcze nawet nie przeleciał — oceniła mnie spojrzeniem, pod którym miałam ochotę się skulić. — I jeszcze to coś na twojej twarzy — skrzywiła się z obrzydzeniem.
Doskonale wiedziałam, że byłam zwyczajna. Nie wyróżniałam się niczym od innych dziewczyn. Byłam świadoma swoich wad, a blizna na policzku była moim największym kompleksem. Przy Thomasie prawie o niej zapomniałam. Ale gdy kobieta o niej wspomniała, na nowo przypomniałam sobie o jej obecności.
Zacisnęłam rękę na kłamcę, czując zbierające się łzy.
— Lepsze to niż wypchane cycki — warknęłam i zatrzasnęłam jej drzwi przed twarzą.
Zgniotłam kartkę w pięści, równie mocno zaciskając zęby. Z łazienki nie było słychać odgłosu lecącej wody. Nie mogłam rozkleić się kiedy Thomas z niej wyjdzie.
Zamrugałam szybko oczami i wróciłam do pokoju. Kucnęłam przy walizce, wyciągając z niej swoją piżamę. Wilkołak właśnie wszedł do pokoju, kiedy ja szukałam piżamy. Chwyciłam w dłoń jego koszule, którą mu kiedyś ukradłam.
A może kobieta miała rację? Nie ważne co bym nie ubrała, nigdy nie byłabym taka jak te wszystkie aktorki w filmach, które zakładały koszulę swoich chłopaków i wyglądały w nich niesamowicie seksownie.
Już chciałam odłożyć jego koszule z powrotem do walizki kiedy nagle odezwało się moje drugie ja.
Zabieraj to z powrotem.
Drgnęłam na jej rozkazujący ton.
Nie daj się tej suce.
Poleciła mi ta druga ja.
Zagryzłam wargę. Może faktycznie miała rację?
Ostatecznie zabrałam jego koszule ze sobą. Po coś ją w końcu ze sobą wzięłam.
Wmawiałam sobie, że recepcjonistka była w błędzie, ale im dłużej nad tym myślałam, tym większych obaw nabrałam. Doszłam do wniosku, że pod prysznicem wcale najlepiej się nie myślało. Nawet bez swojej drugiej ja, kłóciłam się sama z własnymi myślami. Nie potrafiłam zatrzymać głosów w głowie, które podawały mi coraz więcej obaw.
Wyszłam szybko spod prysznica, nie mogąc pod nim dłużej wytrzymać. W łazience było okropnie duszno, co nie pomagało mi na mój już i tak zepsuty humor.
Kiedy się ubrałam, uchyliłam drzwi, by dostarczyć sobie świeżego powietrza. Stanęłam przed lustrem. Pomimo jego zaparowanej powierzchni i tak widziałam zarysy swojej sylwetki. Wyglądałam w jego koszuli jak w worku. Czyli wcale nie seksownie. A kiedy para opadła, lustro ukazało blizne na mojej twarzy. Nie mogłam znieść jej widoku. Thomas musiał widzieć ją za każdym razem kiedy na mnie spojrzał. Już prawie pozbyłam się wstrętu na jej widok. Jednak to nie było takie proste.
Przygryzłam wargę kiedy zaatakował mnie stres, że miałam do niego wyjść, by po raz kolejny ją zobaczył. Szybko zasłoniłam ją mokrymi włosami. Jednak wciąż była widoczna. Ale mniej.
Wyszłam do pokoju. Thomas siedział na łóżku z telefonem w ręce, ale gdy tylko mnie usłyszał, podniósł głowę.
Spojrzał na mnie i zacisnął szczękę. Widziałam, że coś mu nie pasowało. Opuściłam głowę.
Może naprawdę miał dość już mojej blizny? Oliver miał rację. Była obrzydliwa.
Uniosłam wzrok kiedy nagle sylwetka wilkołaka pojawiła się przede mną. Otworzyłam usta zaskoczona. Chciałam coś powiedzieć, ale zostałam skutecznie uciszona ustami chłopaka, które spoczęły na moich. Zdezorientowana dopiero po chwili oddałam jego pocałunek. Pomimo zaborczego i mocnego uchwytu, którym trzymał moja talie, jego ruchy były spokojne, powolne, trochę leniwe.
Stawiałam małe kroki w tył kiedy zaczął popychać mnie delikatnie w stronę ściany. Oparłam się o nią plecami, a pocałunki bruneta zjechały na moją szyję. Jęknęłam mimowolnie i pochyliłam głowę na bok. Położyłam dłonie na jego klatce, ściskając w rękach materiał, kiedy jedna z jego dłoni powędrowała pod moją koszulę, badając opuszkami palców skórę brzucha. Mój oddech przyspieszył, a mi od razu zrobiło się gorąco. Miałam wrażenie, że było między nami mniej tlenu niż w zaparowanej łazience. Ciepło bijące z jego ciała tylko podsycało wzniecony we mnie płomień.
Thomas z cichym warknięciem wrócił do całowania moich ust, a jego dłonie znalazły się na moich pośladkach. Sapnęłam w jego usta kiedy uniósł mnie do góry. Automatycznie oplotłam jego biodra nogami, a ręce zarzuciłam mu na szyję, ciągnąć za jego końcówki włosów. Chciałam po raz kolejny usłyszeć jego warknięcie.
Nawet nie wiedziałam kiedy znaleźliśmy się w pobliżu łóżka, a ja opadłam na miękki materac plecami.
Ruchy Thomasa stały się powolne, a odstępy od pocałunków dłuższe, aż przerodziła się w delikatne muśnięcia. Starałam się uspokoić mój rozszalały oddech, ale nie ułatwiał mi tego widok świecących się z pożądania złotych tęczówek bruneta. Moje podbrzusze ścisnęło się przez sposób, w jaki na mnie patrzał.
Podniósł rękę, kładąc ją na moim policzku. Przejechał kciukiem po mojej bliźnie, wtedy wszystkie moje wcześniejsze myśli powróciły, a ja spięłam się na jego dotyk. W tęczówkach Thomasa pojawił się smutek.
— Nigdy nie myśl, że czegoś ci brakuje — odezwał się zachrypniętym głosem, na którego brzmienie przeszły mnie przyjemne dreszcze. — Jesteś najlepszym co mnie spotkało. Nic mojego zdania nie zmieni. — Uśmiechnął się, opierając swoje czoło o moje. — Ani twoja blizna, ani napalona recepcjonistka — wyszeptał ze śmiechem przy moich ustach.
Łzy szczęścia zaczęły zbierać się w moich oczach. Czasami wydawało mi się, jakby był tylko moim wyobrażeniem. Bo przecież ktoś tak wspaniały jak on nie mógł istnieć. A jednak naprawdę miałam go przy sobie.
Przyciągnęłam go do siebie, ponownie łącząc nasze usta ze sobą.
Byłam ogromną szczęściarą.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Kolejny dłuższy rozdział z perspektywy Wendy.
Chyba wciąż nie mam mało pisania o nich 😅
Ale tutaj jeszcze wiele razy ich zobaczymy więc mam okazję się jeszcze wykazać 😜
Wracając do głównego wątku. Thomas i Wendy dotarli do Barfleur, a co za tym idzie zaczną szukać dowodów niewinności Luke'a. Tylko czy wszystko pójdzie tak łatwo jak do tej pory? 🤔
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top