13.

Patryk POV

Od dwóch godzin chodziłem z Laurą i Filipem po galerii. Czemu zgodziłem się im towarzyszyć w zakupach? Przecież można było się zanudzić. Przeglądałem coś na telefonie zanim ktoś do mnie nie przybiegł na wysokich szpilkach.

— Patryś, Patryś! — usłyszałem jej cukierkowaty ton głosu. 

Nie zdążyłem na nią spojrzeć, a już przystawiła do mnie górę eleganckiego, czarnego garnituru.

— W tym mógłbyś dobrze wyglądać na naszym ślubie, jak myślisz?

— Skoro tak uważasz, zapewne tak jest — burknąłem.

Za jakie grzechy musiałem tu być? To chyba moja kara za kłamstwa, które mówiłem mojej całej rodzinie i znajomym na studiach.

— Bierzesz ten czy wybierzesz jakiś inny ze swoim ojcem? — zapytała.

— Rany, Laura. Nie gorączkuj się tak. Ślub dopiero za niecałe dwa tygodnie — chwyciłem się za głowę.

Od jej pisku zaczęła boleć mnie głowa. A może dostałem migreny, której nigdy nie miałem?

— Już za dwanaście dni! Wiesz jak mój ojciec musiał się targować z wynajęciem sali? Normalnie termin byłby za jakieś dwa lata!

Tak bardzo śpieszyło jej się posiąść moje nazwisko? Często wspominała o tym jak bardzo nie znosiła swojego odziedziczonego po ojcu. Zawsze mogła je zmienić w urzędzie. Ewentualnie też przyjąć panieńskie swojej matki. Nawet nie wiedziałem jakie miała. Istniała możliwość, że mogło być gorsze od tego, które obecnie nosiła.

Jej entuzjazm kiedy zaczęliśmy planować ślub był nieziemsko nierealny. Już od drugiego dnia od zaręczyn zaczęła polowanie i odwiedzała salony ślubne w poszukiwaniu idealnej sukni. Oczywiście z koleżaneczkami. A z Filipem musiałem zostawać ja albo odstawiałem go do firmy i dziadek się nim zajmował. W końcu nie mogłem zaniedbać moich studiów. Została mi nauka do obrony. Nie mogłem tego zawalić przez jakiegoś gówniaka, którym nawet własna matka nie mogła się zająć.

Czy mnie to dziwiło? Prawie wcale. Filip był rozpuszczony przez dziadków i ich pieniądze jak dziadowski bicz. Tak bardzo marudnego dziecka w życiu nie widziałem. Może moi przyszli teściowie popełnili błąd pozwalając Laurze na urodzenie go? Sama przecież była wtedy piętnastoletnią gówniarą która nie miała pojęcia o świecie. I chyba to zostało jej do dzisiaj.

Karciłem siebie samego, że zamiast powtarzać pytania do obrony, siedziałem w galerii i oglądałem jak Laura przebiera w ciuchach i służyłem jej jedynie za wieszak. Starałem się ze wszystkich sił do niej przekonać. Totalnie nic nie mogłem do niej poczuć. Czułem tylko przymus bycia z nią.

Mój ojciec bardzo nienawidził Darii. To chyba była jedyna osoba, do której żywił taką nienawiść. Kiedy z nim rozmawiałem o planach by jej się oświadczyć, opieprzył mnie od góry do dołu. Przekonywał mnie, że ona była tylko ze mną dla pieniędzy, że wcale mnie nie kochała. Szukała tylko wejścia do rodziny i fortuny jaką posiadaliśmy. Kiedy Darka skończyła studia, zaproponowałem jej by poszła porozmawiać z dyrektorem działu IT w firmie mojego ojca.

Pan Leszek twierdził, że znała się na rzeczy, ale ostateczną decyzję podejmował zawsze mój ojciec. Gdyby miał do niej inne podejście, wszystko mogłoby inaczej wyglądać. Nie skończyłaby w tym sklepie i nie byłaby w związku z kolegą z jej pracy. Nie byłoby tej jebanej komedii.

Widocznie ułożyła sobie życie. Wyglądała na szczęśliwą przy jego boku. Zazdrościłem jej, że tak szybko się pozbierała. Była silna, dzielna i odważna. Chciałbym żeby matka moich dzieci też taka była. Ale klona Darii nie mogłem wyczarować, nawet jeśli bym posiadł wszystkie pieniądze tego świata.

Oglądałem Laurę, która przebierała w garniturach na dziale dziecięcym. Racja, młody też musiał się jakoś prezentować. Wstałem i wyciągnąłem pierwszy lepszy komplet.

— Co uważasz o tym Filip? — zapytałem.

Błagam kurwa, zgódź się.

— Mamo, Patryk ma lepszy gust od ciebie! — powiedział.

Dziękuję ci, że usłyszałeś moje wołanie.

— Rzeczywiście — zabrała wieszak ode mnie i przyglądała się pod każdym kątem. — Byłam przekonana że przeglądałam tę alejkę.

— Może potrzebujesz okularów? — zapytałem.

— Przecież noszę soczewki misiu — odparła.

— To może mocniejsze? 

— Są idealne. Nie zdarzyło ci się kiedyś czegoś nie zauważyć mimo że było przed twoim nosem?

— Nie. A wiesz czemu? Bo noszę okulary — poprawiłem moje oprawki, które zsunęły się z nosa.

Uwielbiałem ją wkurwiać na swój sposób. Najlepsze było to, że ona uważała, że się droczyłem. Przez ten czas wiedziałem gdzie ją uderzyć żeby zabolało. Gdyby obrażała się za każdy taki tekst, chyba dostałbym pierdolca i zamknęliby mnie w wariatkowie. Chociaż jakby nie patrząc to nie była jej wina, że nasi starzy swatali nas od dziecka.

— Mamo, mamo! Weźmy je! — przyniósł komplet kolorowych spodni.

— Filipku, do czarnego garnituru pasują tylko czarne spodnie — wyjaśniła po czym pogłaskała go po głowie.

— Mamo, ale ja je chcę! — zaczął tupać nogami.

— I do czego ty je założysz, co?

Nie chciała dać za wygraną. Chciała przytemperować młodego. Wystarczył fakt, że nasz ślub pochłonął ćwierć miliona polskich złotych. Ale takie pieniądze można było odrobić w dwie, maksymalnie cztery doby.

— Założę na bal przebierańców!

— Nie mówiłeś mi o żadnym balu przebierańców. Kiedy on ma być?

— Nie wiem, ale ja go zorganizuję!

Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Nawet zacząłem jej współczuć. Filip miał bujną wyobraźnię. Żył światem bajek i bawił się w ich inscenizacje w swoim pokoju. W sumie jak większość dzieciaków w jego wieku. Próbowałem go przekonać do książek. W końcu był na tym etapie edukacji, że musiał czytać szkolne lektury. Laura to ignorowała i twierdziła, że ekranizacje w zupełności mu wystarczą.

⛓⛓⛓

— Mamo, ileż można? — stałem przed lustrem i przyglądałem się jak moja mama męczyła się z wiązaniem krawata.

— Musisz się dobrze prezentować skarbie. Laura będzie tak pięknie wyglądać, a ty miałbyś wyglądać jak jakiś najgorszy, roztrzepany cieć? Nawet nie ma mowy że na to pozwolę!

— Może sam zawiążę?

Miałem wprawę w wiązaniu. W końcu na kawalerski moich znajomych sobie sam go wiązałem. I nie było to takie złe.

— I co myślisz?

Spojrzała na mnie w lustrze i odwróciła się.

— Rzeczywiście lepiej sobie poradziłeś.

— Widzisz. Trzeba było się kłócić?

Wystarczyło mi już, że stresowałem się całą ceremonią. A do tego musiałem przeżyć całą noc... i noc poślubną. W głębi duszy liczyłem, że mógł się wydarzyć jakiś wypadek po drodze.

— Już czas! — przyszedł do nas mój świadek, Paweł. Najlepszy kumpel ze studiów.

Kamerzysta nagrał mnie jak wychodziłem z willi rodziców prosto do limuzyny, a akordeonista przygrywał.

Po kilku minutach jazdy, stanąłem przed urzędem stanu cywilnego. O tyle dobrze, że nikt nie naciskał na nas ślubu kościelnego. Wierzyłem, że ślubowanie przed Bogiem mogło sprawić, że związałbym duszę z duszą Laury. Że stałaby się jednością. Nie chciałem się aż tak wkopywać w te małżeństwo. Nadal nie umiałem jej pokochać. Współczułem jej, że musiała żyć w kłamstwie przez taki czas.

Stałem przed urzędnikiem. Nagle tłum się podniósł kiedy Laurka przekroczyła próg sali. Wyglądała uroczo. Nawet na to, że miała paskudną gębę. Biała suknia ciągnęła się po ziemi, a welon zakrywał jej koka. Szła pod rękę z moim teściem.

— Przekazuję ci ją synu. Dbaj o nią — uśmiechnął się i zajął miejsce w pierwszym rzędzie obok swojej żony.

Nadal do mnie nie docierało co zaraz miało się stać. Ja się żeniłem. Zaraz miałem mieć żonę i przestać być kawalerem. Brałem ślub z kimś, kogo ani przez moment nie kochałem. 

⛓⛓⛓

Nadeszła północ. Niedługo na salę miał wjechać weselny tort. Wszyscy bawili się dobrze. Nawet nie miałem chwili wytchnienia by usiąść. Wiecznie kolejni goście do mnie podchodzili i mówili jak to ładnie ze sobą wyglądaliśmy. Miałem ochotę ich wyśmiać, ale jak usłyszałem tą samą gadkę po raz pięćdziesiąty, przestało mnie to bawić. Powstrzymywałem się od alkoholu. Nie chciałem żeby przez przypadek moje prawdziwe "ja" się uwolniło.

Tylko pozornie cieszyłem się z wesela. Zapewne po skonsumowaniu ciasta, goście powoli będą się rozjeżdżać. Marzyłem żeby ta szopka się zakończyła. Ten garnitur był tak niewygodny. Ale oczywiście w nim mój ojciec brał ślub z moją matką, więc koniecznie musiałem też go ubrać.

Gdy znalazłem chwilę spokoju, poszedłem do kibla. Zatrzasnąłem się w jednej z dwóch kabin. Usiadłem na zamkniętej desce i opuściłem głowę do dołu. Zaczesałem włosy dłońmi.

— Ja pierdolę — szepnąłem do siebie.

Zdarzało mi się chodzić na imprezy, ale taki tłum widziałem ostatnio będąc na koncercie Metallicy w Warszawie. Szmery w różnych częściach sali powodowały swojego rodzaju hałas i chaos. Nawet będąc w kiblu słyszałem dudnienie muzyki.

Postanowiłem, że wyjdę się przewietrzyć. I to był błąd. Muzyka była głośniejsza. Nie przemyślałem faktu, że przecież okna były pootwierane by ludzie w środku się nie udusili z gorąca.

— Ciasto jest na sali, chodź! — zawołał mnie Pablo, czyli mój świadek.

Ani chwili westchnienia. 

Kiedy prowadzący zauważył mnie na sali, od razu skomentował:

— I jest nasz zagubiony pan młody!

W tym miał rację. Zagubiłem się w swoim życiu.

— Zgodnie z tradycją, pierwszy kawałek je para młoda.

Widziałem kamerzystę oraz nasze rodziny, które kierowały komórki w naszą stronę. Wziąłem rękę Laury.

— Weź nóż.

Gdybym ja go wziął, mógłbym cię przez przypadek ugodzić. 

Wykonała moje polecenie i razem wykroiliśmy kawałek tortu. Przełożyliśmy na talerz i odłożyliśmy nóż. Podniosłem talerz, poczułem jej rękę pod moją. Nadzialiśmy kawałki słodkości na widelczyki i zgodnie z tradycją nakarmiliśmy się wzajemnie.

Goście zaczęli wiwatować i śpiewać ,,Sto lat". Nigdy nie rozumiałem po co śpiewać skoro nikt nie miał urodzin. Chociaż przy tylu gościach ktoś na pewno je miał. Uśmiechnąłem się jak głupi do sera kiedy śpiewali urodzinową piosenkę.

— A kto? Laura i Patryk! — zakończyli.

Zaczęli bić brawo, a ja uznałem że chyba powinniśmy się pocałować. Złączyłem z nią usta. Wyglądała na zaskoczoną.

— Co się stało, że chciałeś mnie pocałować?

— Przecież jesteś moją żoną. Chyba nic w tym złego — wzruszyłem ramionami.

Żoną. Czemu to tak dziwnie brzmiało z moich ust?

Po chwili ustawiła się kolejka. Z pomocą naszych rodziców zaczęliśmy rozkrajać ciasto dla gości. Po jakichś dziesięciu minutach wszyscy dostali swoją porcję i siedzieli grzecznie przy stołach. Uznałem, że to była dobra pora żeby ewakuować się na chwilę z sali.

— Gdzie idziesz? — zapytała mnie Laura.

— Załatwić się. Może chcesz mi pomóc?

— Nie —  pogłaskała mnie po policzku. — Jesteś dużym chłopcem.

Gdyby się zgodziła, chyba bym tego nie zniósł. Na czas konsumpcji DJ wyciszył muzykę. Moje uszy dziękowały za tą chwilę spokoju. Udałem się znowu do toalety i zatrzasnąłem się w tej samej kabinie.

Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Wyczerpałem swoje baterie społeczne. Mamo, chciałem już do domu. Miałem wrażenie, że odechciało mi się wesel do końca życia. Obiecałem sobie tego nie robić, ale wyszedłem na dwór. Widziałem moich kumpli ze studiów na szlugu.

— Dajcie bucha — poprosiłem.

— Patryk, ty palisz? — zapytał Natan.

— Nie pierwszy i nie ostatni raz zajaram — bąknąłem i wziąłem papierosa do ust.

Oddałem go jego właścicielowi.

— Gdybyś nadal był z Darią, opierdoliłaby cię.

— Gdybym nadal z nią był... — mruknąłem smutno.

Odblokował moje wspomnienia. Kiedy podobnie jak w tamtym momencie - stałem na zewnątrz z Pawłem i jego ziomkiem i dali mi zajarać, Darka mnie przyłapała. Musiałem jej przysiąc na wszystkie świętości, że już więcej tego świństwa nie tknę.

Złamałem obietnicę. Ale jakie to miało znaczenie? Żadne. Nie była już w moim życiu, ani ona w moim. Jedynie cudowne, a zarazem bolesne wspomnienia prześladowały mnie każdej nocy. Każdy sen z jej udziałem zamieniał mi się w koszmar. Zawsze kończyło się tym, że Laura ją pobiła. Raz widziałem jak została potrącona, a ja musiałem to obserwować zza jakichś krat.

— Czemu nie zaprosiłeś jej na wesele?

— A jak myślisz? Chciałbyś oglądać swojego ex, który rzucił cię ze względu żeby być z inną? — moje oczy się zaszkliły. — Zraniłem ją. Nawet gdybym chciał ją zaprosić, ona by się nie zgodziła. Wyśmiałaby mnie.

— Bracie, ty cierpisz — powiedział Paweł.

— To wszystko jest zbyt skomplikowane — wytarłem łzy, żeby nikt nie zauważył mojej chwili słabości.

Dzisiaj mijał 139 dzień od zerwania z Darią. Nadal liczyłem dni. Byłem na swój sposób dziwny.

Niespodziewanie usłyszałem stukot szpilek o brukowy chodnik.

— Ooo.. Patryś! Tu jesteś! Chodź do fotobudki, proszę! — zjawiła się Laurka.

— Byliśmy już z pięć razy. Mało ci? — odwróciłem się do niej.

— Przecież jest zapłacone — wzięła mnie za rękaw. — No choodź! Filip też chce mieć z tobą zdjęcia!

— Przecież to twój syn — odpowiedziałem.

— Ale jesteś jego ojczymem. Musisz mu zastąpić ojca, którego nigdy nie miał.

— No dobra — wziąłem ją za rękę i wróciliśmy do sali.

Co mogłem zrobić jak się nie zgodzić? Męczyłaby mnie albo by się komuś poskarżyła. Musiałem grać idealnego męża jeśli nie chciałem podpaść już na samym wejściu.

— Jest i nasza para młoda! Czas na wybranie nowej pary młodej! — zapowiedział prowadzący imprezę.

— Chyba nici ze zdjęć — powiedziałem jej na ucho.

— Za chwilę pójdziemy — odpowiedziała.

⛓⛓⛓

Impreza skończyła się po czwartej. Szofer odwiózł nas do mojego... nie, już naszego mieszkania. Po wejściu do mieszkania od razu pobiegłem do pokoju i zamknąłem się na klucz. Laura dobijała się do drzwi.

— Patryk do cholery jasnej! To jest nasza noc poślubna. Nadal nie masz ochoty tego ze mną zrobić?

Rety. Jak dobrze, że nie naciskała na zbliżenia. Tłumaczyłem, że chciałem to zrobić dopiero po ślubie, sugerując że nigdy tego nie robiłem. Czułbym się jak ostatni zdrajca mimo, że legalnie byłem z nią w związku. Mój sprzęt odmawiał posłuszeństwa. Może dlatego, że nie czułem do niego pociągu seksualnego? Laura mogłaby być idealnym materiałem na przyjaciółkę, ale nic poza tym.

— Nie będę tego robić jak jesteś pijana w trupa — odpowiedziałem.

Chciałem przeciągnąć ten moment jak najdłużej.

— Nie jestem pijana! Otwórz mi! Chyba nie będziesz miał nic przeciwko żeby ze mną spać w jednym łóżku!

— Nie krzycz, proszę cię — otworzyłem.

Rzuciła się na mnie i wylądowaliśmy na łóżku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top