Rozdział 21 ''Spełnienie marzeń''
Nie wiem ile spałam, ale nagle zostałam wyrwana ze snu. Coś mokrego kapnęło mi na nos, a ostatecznie wybudził mnie głośny grzmot. Zerwałam się do siadu i natychmiast spostrzegłam, że kołdry były wilgotne.
– O, cholerka! – powiedziałam na głos i zdezorientowana obmacywałam dłońmi wszystko wokół. – Namiot przecieka! Wstawajcie!
– Co? – Pierwszy zareagował zaspany Przemek.
– Namiot przecieka! – powtórzyłam i dotknęłam materiałowych ścianek, które były całkowicie przemoknięte.
– O, kurde! Faktycznie! – stwierdził po dotknięciu pościeli. Natychmiast poderwał się do siadu i dłonią przetarł zaspane oczy.
– Chłopcy! Benek! Kostek! Wstawajcie, musimy chować się do domu! Namiot przecieka – próbowałam ich obudzić, ale z marnym skutkiem, bo półprzytomni otwierali oczy na sekundę, mruczeli coś niezrozumiałego pod nosem i zasypiali dalej.
– Chodź, zaniesiemy ich. Dasz radę wziąć jednego na ręce? – zapytał Przemek, a ja przytaknęłam głową, bo takie ciężary były w domu normą. Bracia nieraz zasypiali przed telewizorem i nie można ich było obudzić nawet groźbą. Ten kamienny sen akurat odziedziczyli po tacie, który potrafił przespać pół nocy na kanapie w salonie.
Przemek rozsunął namiot, a na zewnątrz zastała nas ściana deszczu. Nic nie było widać, tylko szarą kurtynę z kropli.
– Przykryjmy ich naszymi kołdrami – podsunęłam pomysł i nie otwierając śpiworów, w których chłopcy spali, owinęliśmy ich szczelnie pościelą.
Pierwszy wybiegł Przemek, a ja tuż za nim. Aż pisnęłam cienko, gdy ciężkie krople wylądowały na moich nagich rozgrzanych ramionach. Piżama oraz włosy natychmiast przemokły, przez co przykleiły się nieprzyjemnie do ciała. Wbiegliśmy prosto do domu i skierowaliśmy się bezpośrednio na górę. Musieliśmy zachować ostrożność, aby nie poślizgnąć się na podłodze, więc nieznacznie zwolniliśmy. Gdy byliśmy na piętrze, poinstruowałam Przemka i rozdzieliliśmy się na dwa dziecięce pokoje.
Ułożyłam Benka w łóżku, stwierdzając z ulgą, że jedyne co miał mokre to delikatnie włosy. Uwolniłam go spod kołdry i śpiwora, a następnie otuliłam suchą pościel w samoloty. Wyszłam po cichu i udałam się do pokoju Kostka, żeby upewnić się czy Przemek sobie poradził. Ale on obrał niemal identyczną taktykę i już przykrywał chłopca kołdrą z łóżeczka, a przemoczone rzeczy leżały na podłodze, więc zebrałam wszystko w ręce i oboje wyszliśmy na palcach z pokoju.
Kiwnęłam głową, dając do zrozumienia Przemkowi, aby poszedł za mną. Po drodze rzuciłam do wanny mokre rzeczy i skierowałam się do swojego pokoju. Korytarz przemierzyliśmy w zupełnej ciszy i weszliśmy do środka. Zamknęłam ostrożnie drzwi, a Przemek w tym czasie podszedł do okna i wyglądał na zewnątrz.
– Uspokaja się trochę, chyba będę się zbierał. W zasadzie i tak już mocniej nie zmoknę – zażartował nerwowo i odciągnął od ciała przemoczoną doszczętnie koszulkę.
– Nie wygłupiaj się. Nie będziesz wracał w burzę – odparłam i z nerwów zaplotłam dłonie za plecami.
Odwrócił się w moją stronę. W pokoju było zupełnie ciemno, bo jedynym światłem, jakie dochodziło do środka były niebieskie błyskawice. Wzrok jednak zdążył już się przyzwyczaić do tego głębokiego mroku i wyraźnie widziałam sylwetkę chłopaka. Do jego wysportowanego ciała przykleił się bawełniany biały materiał bluzki, co uwydatniło bardziej perfekcyjnie wyrzeźbione mięśnie. Mogłam się jedynie domyślać, że moja piżama prezentowała się identycznie i najeżone ciało odznaczało się szczegółowo na skąpej koszuli.
– Nie chcę, żebyś szedł – powiedziałam nieśmiało, gdy zobaczyłam, że zaczyna iść pomału w stronę drzwi i sama zrobiłam krok do przodu. Wtedy Przemek zatrzymał się i stanął tuż przy moim łóżku, które miał na drodze do wyjścia.
– To nie jest dobry pomysł – zapierał się, ale ja niezniechęconą jego odpowiedzią podeszłam bliżej.
– Przecież chcesz zostać – stwierdziłam z pewnością, choć w środku drżałam, że się myliłam i źle odczytałam jego wcześniejsze zachowanie oraz wspólną potrzebę czułego dotyku.
– Nie ma znaczenia czego ja chcę. To jest po prostu zły pomysł. To nam się wymsknie spod kontroli – szepnął drżącym głosem i stał w bezruchu, jakby obawiał się do mnie zbliżyć. Ale ja nie zgubiłam kroków, szłam uparcie do przodu. Wyciągnęłam powolnie ręce do przodu i ułożyłam na jego wysportowanej klatce. Czułam na dłoni, jak serce biło mu w przyspieszonym rytmie, kotłowało się coraz głośniej, dokładnie tak samo jak moje.
– Przecież oboje tego chcemy. Jeśli chodzi o ten układ to... – zaczęłam z lękiem. Chciałam wyznać, że już mi na tym nie zależało. Że nie interesowało mnie żadne sprawdzanie ani eksperymentowanie. Po prostu zależało mi na nim. Niestety zanim cokolwiek powiedziałam, Przemek mi przerwał.
– Jaśmina, poczekaj... Muszę ci coś powiedzieć... Ja... – zaczął się plątać i zrobił przerwę, aby głośno westchnąć. Dłonią roztarł nerwowo kark, ale w niczym mu to nie pomogło, bo wydawało się, że jego barki spięły się jeszcze mocniej. – Ja... Już dawno powinienem... – zacinał się zagubiony.
Widziałam jak walczył sam ze sobą. Ta niepewność w jego zachowaniu trochę mnie zaniepokoiła. Może chciał zakończyć ten nieszczęsny układ? I przywrócić naszej znajomości poprzedni prosty tor. Tylko dlaczego miałam wrażenie, że pragnął mnie równie mocno? Coś go jedynie blokowało i obawiałam się, że mogło mieć to związek z Amandą.
– Mam pomysł – wtrąciłam, bo bałam się, że to co zamierzał wyznać bezpowrotnie popsuje obecną chwilę i ona już nigdy nie powróci. – Nie martwmy się dzisiaj niczym. Nie roztrząsajmy tego, po prostu pozwólmy sobie czuć – zaczęłam go przekonywać ściszając zmysłowo głos.
Przejechałam dłońmi po jego bicepsach, potem niżej wzdłuż przedramion, a opuszkami zahaczyłam o luźno wiszące dłonie i splotłam nasze palce, wtedy Przemek gwałtownie wstrzymał powietrze. Spojrzał wprost w moje oczy, następnie wciąż z poważną miną powędrował wzrokiem po całej twarzy, a na dłużej zatrzymał się na ustach i to było wystarczającym bodźcem do dalszego działania.
Chwyciłam bez skrępowania brzeg jego koszulki i uniosłam wilgotny materiał do góry. Przemek już się nie bronił, potulnie podniósł ręce i pomógł mi zdjąć z siebie ubranie, które rzuciłam na ślepo na podłogę. Moje dłonie najpierw niepewnie dotknęły nagiego wyrzeźbionego torsu, a palce zaczęły wyznaczać tylko sobie znaną trasę po skórze. Przy każdym muśnięciu jego mięśnie drżały i spinały się coraz mocniej.
– Pozwól mi dzisiaj czuć. Pierwszy raz w życiu kogoś pragnę – szepnęłam i przysunęłam usta do torsu. Złożyłam na piersi przeciągły pocałunek, później drugi i następny. A jego rozgrzana skóra raziła aż moje czułe wargi. – Pragnę ciebie – dodałam, i to wystarczyło, aby Przemek stracił nad sobą kontrolę i odważył się przekroczyć granicę.
Ujął moją twarz, zadarł do góry i nie zwlekając złączył zachłannie nasze usta. Pierwszy raz całował mnie tak żarliwie. Każde pojedyncze muśnięcie języka rozpalało w moim wnętrzu ogień, który palił intymne miejsca. Opuścił dłonie i jednym stanowczym ruchem złapał mnie za biodra, podniósł do góry, i usiadł na łóżku, a ja wylądowałam na nim okrakiem. Nasze wilgotne ciała przywarły do siebie mocno, a niespokojne dłonie krążyły po plecach. Był tak szeroki w barkach, że ledwo oplatałam jego ramiona, a pod opuszkami czułam twarde jak skały mięśnie, co tylko potęgowało pragnienie, które rodziło się pomiędzy moimi udami. Pobudzona zaczęłam poruszać nieśmiało biodrami tył przód, a moja łechtaczka stawała się coraz bardziej wrażliwa.
W pewnym momencie Przemek chwycił mnie za talię, płynnym ruchem zdjął ze swoich kolan i położył na łóżku na plecach, a sam ukląkł na materacu. Podsunęłam się wyżej, aby miał więcej miejsca i odważnie rozchyliłam uda. Znów głośno westchnął, a jego dotąd czekoladowe tęczówki, rozbłysły, jakby rozświetlił je blask księżyca. Dłonie już nie czekały na następne zaproszenie, tylko odważnie wylądowały na udach i zaczęły sunąć powoli w górę. Badały każdy skrawek ciała z uwielbieniem i niesamowitą delikatnością, a każdy taki dotyk przynosił ze sobą dreszcze przyjemności, które wiły się po skórze, i wędrowały nisko w podbrzusze.
Leżałam przed nim w samej koszulce nocnej, cienki bawełniany materiał wkleił się w ciało, ale nie czułam się skrępowana. Nie chciałam się chować ani wzbraniać, jak to bywało do tej pory w intymnych sytuacjach. Teraz ufałam i pragnęłam każdą cząstką. Dzięki niemu w końcu zrozumiałam czym jest prawdziwe pożądanie.
Przemek schylił się i z czułością musnął ustami brzuch, zaczął na nim składać skąpe pocałunki, pnąc się w górę w parze z dłońmi, które przesuwały się po talii, zadzierając piżamę, aż doszły do biustu. Opuszkami nieśmiało popieścił przez materiał sterczące sutki, jakby obawiał się, że jednak zrezygnuję. Ale ja drgnęłam niespokojnie, bo te subtelne pieszczoty jedynie mnie drażniły i kumulowały jeszcze większe pragnienie, więc zniecierpliwiona chwyciłam swoją piżamę i sama spróbowałam ją podnieść wyżej.
– Pchełko, spełniasz moje największe marzenia – sapnął cicho, aż zdusiło mnie w klatce od tego wyznania.
Odsunął się nieznacznie i stanowczym ruchem ściągnął mi przez głowę koszulę. Teraz leżałam półnaga, jedynie w koronkowych kremowych majtkach. Zupełnie bezbronna, bo trzęsłam się od narastającego pożądania i czekałam ufnie na jego dalsze kroki, bo sama nie wiedziałam co należało robić.
– Jesteś tego pewna? – Przemek szepnął i wrócił do poprzedniej pozycji, tak że zawisł nade mną nisko. – Bo za chwilę, już nie będę w stanie się powstrzymać – mruknął, przyssał wargi do mojej szyi i zaczął całować namiętnie, krocząc pocałunkami na dekolt.
Ledwo łapałam oddech, a gdy ustami zahaczył o stwardniały sutek, jęknęłam zaskoczona. Nie sądziłam, że tak wiele przyjemności może przynieść subtelny dotyk, wręcz minimalne muśnięcie koniuszkiem języka. Przemek, widząc moją reakcję ponownie polizał sterczące brodawki, a ja wiłam się pod nim z rozkoszy.
– Przemek, proszę... Chcę to zrobić właśnie z tobą – wyszeptałam drżącym głosem, bo nie byłam w stanie zapanować nad dreszczami, które zawładnęły całym ciałem. – Mam w szafeczce przy łóżku prezerwatywy i żel – powiedziałam i wpatrywałam się w niego z przejęciem. Czułam, jak płonie mi cała twarz, a wypieki rozlewają się niżej na szyję.
Chłopak usiadł pomiędzy moimi nogami i wpatrzył się poważnie w moje oczy. Już o nic więcej nie pytał, widział w nich pewnie wszystko. Pragnienie. Ufność. Pożądanie. Jego dłonie odważnie złapały za moje majtki i zdecydowanym ruchem ściągnął je z nóg. Zacisnęłam chyba wszystkie możliwe mięśnie w ciele, a największy ucisk wystąpił pomiędzy udami.
Przemek wychylił się, sięgnął ręką w stronę szafeczki nocnej i po omacku wysunął szufladę. Wyjął uprzednio przygotowane tam rzeczy i znów usiadł na łóżku. Chwycił moje rozdygotane nogi i mocniej rozszerzył uda. Nie zwlekał i sam się rozebrał, a ja na widok jego nagiego, wielkiego ciała wstrzymałam oddech. Ponownie skupił na mnie głęboki wzrok, nachylił się nisko i złączył nasze usta w idealnym połączeniu. W naszych ruchach odnajdywałam wzajemną pasję, a wspólna harmonia łączyła spragnione ciała.
Oplotłam rękoma jego kark i przyciągnęłam do siebie jak najbliżej się dało. Przemek pogłębił pocałunek, musnął palcami talię, a od wytworzonych łaskotek wciągnęłam gwałtownie brzuch i zatrzymał dłoń wysoko na udzie. Zaczął wędrować opieszale opuszkami wewnątrz uda, aż powoli z lekką obawą przejechał kciukiem po łechtaczce. Syknęłam i odruchowo drgnęłam biodrami, bo tak spodobał mi się dotyk w tym miejscu, więc odważniej zaczął pieścić wargi, zataczając na nich małe kółeczka. A ja drżałam coraz mocniej i walczyłam z napływającą rozkoszą. Oderwał usta od mojej szyi i spojrzał mi z powagą w oczy. Ledwo zdążyłam złapać rwany oddech, gdy nagle poczułam, jak wsunął się we mnie płynnie, zdecydowanie, ale z pełnym szacunkiem.
Przymknęłam oczy, bo zapiekło mnie w środku i początkowe podniecenie zostało tym przyćmione. Przemek nie zwolnił, tylko miarowo się poruszał, aż pomału mijał pierwszy dyskomfort.
– W porządku? – zapytał z czułością i ucałował moją skroń, a ja w odpowiedzi pokiwałam tylko głową. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Serce skakało rozpędzone i miałam wrażenie, że przedostało się do gardła. Nawet nie miało szans na zwolnienie, bo nagle znów poczułam jego palce na łechtaczce.
– Co robisz? – wykrztusiłam ciężko, bo podniecenie znów zaczęło rosnąć w okamgnieniu, a każde otarcie opuszka skręcało moje mięśnie od środka i odwracało skutecznie uwagę od pieczenia.
– Rozluźnij się. Chcę, żebyś też miała dobrze – sapnął i znów zatopił nasze usta w pocałunku. Przyspieszył ruchy, teraz wsuwał się rytmicznie i bez zawahania, co na pewno ułatwiał nam żel intymny, którego użył.
Z każdym pchnięciem byłam coraz bliżej granicy, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie było dane mi zaznać. Jego palce nie odpuszczały i z zapałem szurały po nabrzmiałej łechtaczce. Czułam, że Przemek również coraz częściej pulsował i rozpychał się mocniej, co wskazywało, że zbliżał się do orgazmu. Gdy ustami zjechał niżej i zaczął ssać sutek, nic więcej nie było potrzeba. Jego gorąca ślina i szorstki język wystarczyły, aby przez moje ciało przeszedł intensywny dreszcz. Zacisnęłam wszystkie mięśnie i desperacko wbiłam dłonie w kark Przemka. Chłopak nadal całował moje piersi i coraz ciężej dyszał, wdmuchując w nie rozpalone powietrze, aż w końcu poczułam jak dochodzi we mnie. Łagodnie, z wyczuciem, dzięki czemu leżałam spełniona i zaspokojona.
To był najpiękniejszy pierwszy raz, jaki tylko mogłam sobie wymarzyć.
– Dziękuję – odparłam jeszcze zdławionym od emocji głosem. Przemek pokręcił głową i zsunął się ze mnie.
– To ja dziękuję – powiedział równie przejętym tonem.
Położył się obok, ale tak aby nadal być blisko. Dłoń położył na moim brzuchu i przysunął się, żeby ucałować czule skroń. Gdy leżałam opatulona bezpiecznie jego ramionami, było idealnie, niemal jak w romantycznej książce. Nie chciałam, aby ten czar prysnął, ale moje ciało oraz mięśnie pomału wracały do normalności. Serce wpadało w coraz większą panikę, bo przecież musiałam wyznać mu prawdę. Powiedzieć otwarcie, że się zakochałam, a tak potwornie bałam się odrzucenia.
– Pchełko, nie wiem, czy to odpowiedni moment, ale chyba musimy w końcu poważnie porozmawiać – zaczął zadziwiająco statecznym tonem.
W oczach momentalnie zakręciły mi się łzy, nie byłam gotowa na szczerość ani na koniec naszej relacji. Przecież właśnie ukończyliśmy eksperyment, sprawdziłam to co mnie nurtowało, teraz wszystko mogło wracać do normy, której już nie chciałam. Potrzebowałam ochłonąć i zebrać myśli, bo na razie po przeżytej ekstazie w głowie panował chaos. Na samą myśl, że miałabym wyznać uczucia trzęsłam się od środka. W dodatku było mi niezręcznie, bo pomiędzy nogami czułam, że coś zaschło na skórze. Podejrzewałam, że to krew, która najpewniej pociekła podczas przebicia błony i resztki lubrykantu.
– Yhym, tylko pójdę się przemyję – wykrztusiłam zakłopotana ze świadomością, że najprawdopodobniej leżeliśmy w mojej krwi, a Przemek mógł mieć ją nawet na sobie. W dodatku dzięki temu zyskam nieco czasu, będę mogła ułożyć słowa, które wypadałoby powiedzieć na głos.
– Okej. – Przemek kiwnął ledwo głową i szepnął niemal do siebie, jakby się z tym nie zgadzał, ale potulnie poluzował ramiona, więc wyswobodziłam się z ciepłych objęć. Usiadłam na brzegu łóżka i chwyciłam z podłogi piżamę. Naciągnęłam jeszcze wilgotny materiał i szybko wyszłam z pokoju.
Spanikowana otworzyłam naprędce drzwi od łazienki. Pierwsze co, to skupiłam się na przemywaniu okolic intymnych. Tak jak podejrzewałam, na prawym udzie została szeroka strużka zaschniętej krwi. Chwyciłam za gąbkę i zaczęłam szorować nogę, a mięśnie drżały od narastającego stresu.
Gdy jako tako doprowadziłam się do porządku z wyglądem, tak w dalszym ciągu nie mogłam opanować roztrzęsionego ciała. Wpadałam w coraz większą absurdalną panikę. Wiedziałam, że Przemek wciąż na mnie czekał i jeśli wrócę do pokoju będziemy musieli przeprowadzić poważną rozmowę, której nie mogliśmy dłużej odkładać. Ale co się stanie jeżeli powiem głośno co czuję i nagle wszystko się skończy? Nie przeżyłabym tego. Nie teraz, gdy poczułam jego bliskość, dotyk i czułość.
Zerknęłam na telefon, który nagle zawibrował kilkukrotnie. Leżał na pralce, bo zostawiłam go, gdy wrzucałam do niej mokre rzeczy. Nawet nie orientowałam się, która była godzina, więc odblokowałam i zobaczyłam, że na czacie z przyjaciółkami jest pełno nieodczytanych wiadomości. Rzuciłam na nie pobieżnie okiem. Obie dziewczyny wypytywały przejęte, żebym dała znać jak przebiegało nocowanie, a ja czując nagłą potrzebę nacisnęłam ikonkę z mikrofonem i nagrałam im krótką wiadomość głosową.
– Dziewczyny! Błagam, ratujcie mnie! Co ja najlepszego zrobiłam! Ten eksperyment to był jeden wielki błąd! Jaka byłam głupia! – zaczęłam chaotycznie dukać, bo nagle do oczu napłynęły mi łzy. – Po co to wszystko wymyśliłam?! Przed chwilą zrobiliśmy ,,to'' z Przemkiem! Kochałam się z nim! Nie wiem co teraz robić! Jak mam mu wytłuma...
Obróciłam się nagle, bo za plecami zdawało mi się, że usłyszałam szmer. Myślałam, że to może, któryś z chłopców się przebudził i chciał skorzystać z toalety, ale nikt nie wchodził do pomieszczenia. Najwidoczniej się przesłyszałam. Zauważyłam za to, że pozostawiłam niedomknięte drzwi, więc sięgnęłam ręką do klamki i zamknęłam się, aby spokojniej dokończyć rozmowę.
– Jestem przerażona! Ja się w nim zakochałam! Kocham go! Nie chcę już żadnego pieprzonego układu! Nie chcę eksperymentować, bo go kocham! Ale nie mogę mu tego powiedzieć, bo to przecież będzie koniec naszej przyjaźni! Co mam robić?!
Kliknęłam wyślij, po czym zerknęłam rozdygotana w lustro. Zaskoczona zobaczyłam w odbiciu, że miałam mokre i zaczerwienione policzki oraz szkliste oczy, bo przez całą rozmowę płakałam. Pochłonięta rozterkami nawet nie zwracałam uwagi, że czas płynie nieubłaganie i utknęłam zbyt długo w pomieszczeniu. Przemyłam twarz zimną wodą i starałam się wyregulować niespokojny oddech. W głowie panowała pustka, a ja próbowałam podjąć najsłuszniejszą możliwą decyzję. Ale pomogła mi w tym jak zwykle niezawodna Irka i jej niewyparzony język. Dziewczyna odpisała wielkimi literami:
TY GŁUPIA CIPO! NATYCHMIAST DO NIEGO WRACAJ! I POWIEDZ MU, ŻE GO KOCHASZ! ON NA TO CZEKA OD KILKU LAT! ON CIĘ KOCHA!
Na końcu wiadomości stała niezliczona liczba wymownych wykrzykników. Dostałam mentalnego kopa. Taki agresywny atak od razu podziałał i dodał mi brakującej odwagi. Może Irka miała rację? Musiałam w końcu zaryzykować, gdybym tego nie zrobiła już zawsze bym żałowała. Czasami, aby zdobyć upragnione szczęście należy postawić wszystko na jedną kartkę i zaryzykować. Podbudowana rzuciłam telefon z powrotem na pralkę i wyszłam bojowo z łazienki. Przemierzyłam błyskawicznie korytarz, ale nie zdążyłam wejść do pokoju, bo gdy tylko chciałam przekroczyć próg natknęłam się na Przemka.
Ubranego. Gotowego do wyjścia.
Zerknęłam na niego przerażona, a on uciekł wzrokiem za moją głowę, jakby zatopiona w mroku ściana była niesłychanie interesującą konstrukcją. Zauważyłam, że usta drgnęły mu nerwowo, więc zacisnął wargi w wąską linię, jakby chciał powstrzymać niektóre słowa i powiedział tylko:
– Pójdę już. Pewnie chcesz zostać sama i ochłonąć.
– Ale...
– Spokojnie Jaśmina, wszystko rozumiem. Jeśli potrzebujesz oddechu nie musisz się chować w łazience, to twój dom i twój pokój, ja tu jestem gościem, więc zmywam się i nie będę już przeszkadzał – odparł na jednym wdechu, nadal nie zerkając na mnie nawet na ułamek sekundy.
– Przemek, to nie tak, ja... – próbowałam zaprotestować, ale mój głos nie było zbytnio przekonujący, bo ze strachu aż piszczał.
– Nie tłumacz się, naprawdę rozumiem. Przecież to tylko układ i domyślam się, że mnie teraz nie potrzebujesz, bo wolisz przetrawić wszystko w samotności. Wiedziałem na co się piszę – rzucił gorzko i nadal wpatrywał się wysoko ponad moją głowę.
– Przemek, poczekaj – szepnęłam. Złapałam go za przedramię, ale on czujnie się uchylił i zabrał rękę spod moich palców.
– Nie ma sprawy – wydusił przez zaciśnięte zęby, wyminął mnie i ze spuszczona głową poszedł w stronę schodów.
A mnie z kolei zamurowało. Stałam z wyciągniętą dłonią i nie wiedziałam czy właśnie miałam najgorszy koszmar w życiu, czy to była jednak brutalna rzeczywistość. Ale wymowne stuknięcie drzwi wejściowych ocknęło mnie na dobre i uświadomiło, że to najprawdziwsza jawa.
Wyszedł. Zostawił mnie. Uznał, że chciałam być sama. W tak ważnej chwili pomyślał, że wolałam zostać sama. Tylko dlaczego? Przecież, gdy leżeliśmy po wszystkim w łóżku patrzył na mnie czule i z prawdziwą troską w oczach. Czułam wtedy od niego ciepło i szczere wsparcie, a nagle całkowicie zmienił swoją postawę. Nabrał dystansu i odsunął się. Pewnie za długo siedziałam w tej przeklętej łazience, nie powinnam była w ogóle do niej wychodzić bez odbycia tak ważnej rozmowy. A teraz nie było na to szansy, słowa ugrzęzły niewypowiedziane i może już nie znajdą dogodnej chwili oraz odwagi, aby wyjść na zewnątrz.
Stałam w odrętwieniu, a po moich policzkach zaczęły sunąć łzy. Najpierw jedna za drugą w równych rządkach, żeby zaraz zamienić się wielki wodospad. Nie orientowałam się ile tak stałam bezczynnie, zamiast zebrać się w sobie i pobiec za nim. Gdy w końcu podjęłam taką decyzję, czułam w głębi, że już było za późno. Że nie spotkam go na podwórku, bo będzie daleko stąd.
Mimo złych przeczuć zbiegłam po schodach i wypadłam na zewnątrz, gdzie przywitał mnie jedynie rześki podmuch wiatru, i powietrze wypełnione zapachem deszczu, który tracił pomału na sile. Burza już dawno przeszła bokiem, ale pozostawiła po sobie ulewę.
Z bezradności usiadłam na schodach, nie zważając, w jak cienkiej byłam piżamie i że siedziałam prawie gołą pupą na zimnych płytkach. Było mi wszystko jedno, bo w moim zranionym sercu panował chłód, którego nie przepędziłyby tropikalne upały. Tępy wzrok wbiłam przed siebie, ale obraz miałam całkowicie rozmazany, bo z oczu bez przerwy sączyły się łzy.
Nie wiedziałam, która mogła być godzina. Straciłam rachubę czasu, ale na dworze pomału świtało, co wskazywało, że było w okolicach piątej rano. Niespodziewanie usłyszałam gdzieś w pobliżu odgłos zamykanych drzwi. Zdezorientowana obejrzałam się do tyłu czy to przypadkiem nie któryś z chłopców, ale dom był nadal zamknięty, więc odwróciłam znów głowę i zobaczyłam, że przez podwórko idzie opatulona grubą chustą babcia Marysia.
Na jej widok jeszcze mocniej zdusiło mnie w sercu, a do oczu naleciało więcej łez. Babcia przebiegła w kilku krokach po mokrej trawie i weszła na schody. Od razu kucnęła, aby przysiąść tuż obok mnie. Bez słowa objęła ramieniem i przycisnęła do siebie z całych sił, na jakie było ją stać z chorą ręką w gipsie.
– Moje dziecko, co się stało? – spytała zatrwożonym głosem, a przez moje ciało przetoczył się dreszcz, niosący kolejną falę płaczu. – Pokłóciłaś się z Przemkiem? Widziałam, że jakiś czas temu wybiegł z domu – powiedziała ostrożnie i nie przestawała pocierać mojego ramienia dłonią, jakby próbując w ten sposób wykrzesać odrobinę ciepła. Najwidoczniej czuła, jak bił ode mnie ból zranienia niczym mroźny arktyczny ziąb.
Już zamierzałam się wypłakać i wyznać po kolei wszystkie powody rozpaczy, gdy do moich uszu doszedł dźwięk furtki od ogrodzenia. Nawet nie spojrzałam w tamtą stronę, tylko poderwałam się na równe nogi pełna nadziei i gotowości, aby rzucić się w ramiona przyjacielowi. Moje naiwne serce uwierzyło, że wrócił i będziemy mieli szansę wszystko sobie wyjaśnić. Ale gdy przeniosłam wzrok na przód podwórka, natychmiast opadłam bezsilnie na schody i zapłakałam ponownie.
– Co się stało?!
Usłyszałam stłumiony krzyk mamy, która już po chwili klęczała przede mną i trzymała mnie za kolana. Musiała dostać nadludzkiej mocy, że w tak błyskawicznym tempie dobiegła do schodów.
– Co się dzieje?! Chłopcy cali?! – dopytywała wystraszona i w oczekiwaniu na odpowiedź, potrząsała lekko moimi nogami.
Wytarłam rękoma zapłakaną twarz i spróbowałam chociaż na chwilę zapanować nad łkaniem, żeby wyjaśnić co się stało.
– Przemek... on...
– Coś mu się stało?! Była burza, a wy spaliście w namiocie! – Mama wpadała w coraz większą panikę, więc pokręciłam głową.
– Kocham go... – wyszeptałam załzawionym głosem, a mama z wrażenia, aż siadła na mokrym schodku, babcia z kolei mocniej zacisnęła dłoń na moim ramieniu. – Kocham go, tak bardzo go kocham. I to nie jak przyjaciela...
– Dziecinko, ale to dobrze, przecież on też ciebie kocha – babcia zapewniała, ale uśmiechnęłam się smutno i zaprzeczyłam ruchem głowy.
– Mylisz się – zaprzeczyłam z goryczą. – Gdyby tak było to... My... – westchnęłam, nadal byłam roztrzęsiona, więc ciężko było złożyć składne zdania. – Dzisiaj przeżyłam swój pierwszy raz... Straciłam dziewictwo. A on po tym wszystkim wyszedł, nie wiem dlaczego – wychlipałam i wtuliłam się w ramię babci, a mama zaczęła mnie głaskać po kolanach.
– Jaśminko, to na pewno jakieś nieporozumienie. Musicie ze sobą porozmawiać. Przecież on cię kocha – babcia zaciekle powtarzała, a każde jej słowo tylko prowokowało we mnie większy płacz.
– Nic nie wiedziałam... Dziecko kochane, dlaczego nic nie mówiłaś? Wy się spotykaliście? Byliście parą? Byłam pewna, że to tylko kolega – mama mówiła zdezorientowana.
– Sylwia, gdybyś była chociaż trochę obecna duchem w domu i interesowała się rodziną, zauważyłabyś sama. Co się z tobą dzieje do jasnej cholery?! – babcia nie wytrzymała i wypruła bezpośrednie żale do mamy.
Takie ostre słowa nawet mnie zaskoczyły, więc oderwałam się od jej pomocnego ramienia i przeniosłam zapłakany wzrok na mamę. Z kolei ona podniosła się jak rażona prądem i zobaczyłam, że na jej twarzy miesza się przerażenie z poczuciem winy.
– Spotykam się z kimś... – odparła cicho i spuściła głowę.
Nareszcie powiedziała to na głos! Bez najmniejszego zawahania. W końcu nabrała odwagi i podzieliła się z nami swoją tajemnicą.
– Wyobraź sobie, że wszystko wiemy! Same musiałyśmy się dowiedzieć, bo tak się o ciebie martwiłyśmy! – babcia nadal nie odpuszczała i karciła swoją synową.
– O Boże... – Mama pobladła i zakryła usta dłonią. Teraz to ona opadła niemal bezwładnie na schodek i na nim usiadła. Złapała się rękoma za głowę i zaczęła kręcić nią na boki. – Codziennie walczę z ogromnym poczuciem winy. Gdy wchodzę do domu i patrzę na ciebie, chłopców, czuję się jak najgorsza osoba na świecie. A, gdy widzę ciebie Marysiu... – mamy głos zadrżał, ale kontynuowała. – Mam wrażenie, jakbym zdradzała Pawła. Jestem pewna, że patrzy na swoją żonę i nie może pogodzić się z tym co wyprawia, ale ja tak bardzo potrzebuję Dariusza – jęknęła i znów zasłoniła całą twarz dłońmi.
– My wszystko rozumiemy. Sylwio, nikt ciebie nie wini – babcia próbowała teraz przebić się do zrozpaczonej mamy, ale ona nie chciała jej słuchać.
– Ale ty tyle lat żyjesz samotnie, jakoś potrafisz być wdową – zauważyła smutno i spojrzała na nią ze wstydem.
– Bo nie spotkałam nikogo odpowiedniego, a ty zdaje się, że darzysz tego mężczyznę prawdziwym uczuciem. Sylwia, to nic złego, jesteśmy tylko ludźmi, którzy nadal czują – tłumaczyła mądrze.
– Mamo, babcia ma rację. Gwarantuję ci, że żadna z nas, nawet chłopcy, nikt nie ma nic przeciwko temu. Naprawdę bardzo martwiłam się o ciebie, ale gdy dowiedziałam się, że po prostu się zakochałaś, poczułam niesłychaną ulgę. Trener Darek, to najwspanialszy człowiek na świecie! Jestem pewna, że zaopiekuje się tobą, będzie cię kochał, szanował, wspierał. Tak się cieszę, że masz kogoś bliskiego, uwierz mi – przekonywałam ją i teraz to ja głaskałam subtelnie jej przygarbione plecy.
– Dziękuję, Jaśminko, nawet nie zdajesz sobie sprawy ile to dla mnie, dla nas znaczy. Przepraszam was obie za te wszystkie tajemnice, obiecuję, że to już koniec. Zamierzam pójść do psychologa. Darek mi tak radzi, bo uważa, że zżera mnie od środka niepotrzebne poczucie winy – powiedziała mimo wszystko zgaszona. Ciężko patrzyło się na nią, gdy tak motała się bezradnie między tym czego pragnęła, a tym co uważała za słuszne.
– To bardzo dobry pomysł mamusiu. Na pewno sobie poradzisz. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć – zapewniałam i złapałam dłonią jej drobną rękę, a mama równie subtelnie odwzajemniła uścisk.
– Wyrosłaś na wspaniałą, mądrą kobietę. Jesteś małą kopią taty, a to wbrew pozorom daje mi ogromną siłę, bo mam wrażenie, że w tobie pozostała jego cząstka – odparła z wzruszeniem i drgnęła smutno kącikami ust, które walczyły o słaby uśmiech. – Ale koniec o mnie. Ważniejsze co teraz będzie z tobą i Przemkiem, musimy coś na to zaradzić, skoro ci na nim zależy.
– Tutaj nie ma co wymyślać. Nie zależy mu, nie kocha mnie, inaczej nie zostawiłby mnie samej. Może nawet pożałował, że współżyliśmy – bąknęłam strapiona, bo to przecież wyłącznie ja napierałam na seks, a on ciągle się wzbraniał.
– Kolejna wymyślaczka. Ja normalnie z wami kiedyś zwariuję – odezwała się poirytowana babcia. – Jaśmina, połóż się, odpocznij, daj Przemkowi chwilę, niech ochłonie i nabierze dystansu. Dopiero wtedy pojedź z nim porozmawiać, tylko szczerze, bez zatajania uczuć. Po prostu wyznaj mu, że go kochasz – przekonywała.
– Babcia ma rację. Życie jest zbyt krótkie, aby nie zawalczyć w nim o miłość. Jeśli nie spróbujesz zawsze będziesz żałowała – ostrzegła mnie mama i teraz obiema dłońmi chwyciła moją zimną dłoń.
– W końcu gadasz od rzeczy, aż miło posłuchać, że wraca ci rozum do głowy – wtrąciła kąśliwie babcia, ale mimo wszystko wywołała tymi słowami na naszych twarzach jedynie uśmiechy. – Skoro jesteśmy już takie szczere wobec siebie, to i ja muszę wam coś powiedzieć... – wymownie westchnęła i zrobiła przeciągającą się, dziwnie niepokojącą pauzę. – Nareszcie jestem o was spokojna, wiem, że każda z was ma u swego boku kogoś bliskiego i poradzicie sobie ze wszystkim. Nawet nie wiecie jaką czuję ulgę...
– Babciu, do rzeczy, bo coś za mocno kręcisz – teraz to ja przywołałam ją do porządku. – Czyżbyś też się zakochała, planujesz rzucić wszystko i wyjechać z arabem na koniec świata?
– To byłby dobry pomysł – podsumowała z cwaną miną, jakby naprawdę rozważała taką opcję. Ale ten uśmiech był inny niż zazwyczaj, wątły, a kąciki ust ledwie poderwały się do góry. Coś je stopowało. Coś złego. – Mam guza mózgu.
Rzuciła w nas bez ostrzeżenia bombą. Z mamą puściłyśmy dłonie i spojrzałyśmy na nią w przerażeniu.
– Szczęście w nieszczęściu został wykryty po wypadku. Niedowład ręki, zaniki pamięci i osłabnięcia były pierwszymi objawami. W następnym tygodniu idę do szpitala na kolejne badania i najprawdopodobniej kwalifikuję się do operacji. Jest szansa, że uda się wyciąć to cholerstwo, ale wiadomo jakie to niesie ze sobą ryzyko – wyrzuciła z siebie na jednym wdechu i dopiero na koniec powoli odetchnęła.
– O Boże, babciu! – pisnęłam spanikowana, poderwałam się na równe nogi i od razu się w nią wtuliłam.
– Marysiu, trzeba to koniecznie skonsultować jeszcze w innych szpitalach! Porozmawiać z różnymi lekarzami! – Mama również podniosła się ze schodów i zaczęła głośno rzucać propozycje.
– Spokojnie, wszystko już załatwione. Córka koleżanki pracuje w klinice w Warszawie, pomogła mi umówić wizytę – uspokajała babcia, a moje serce wyło z bólu, na samą myśl przez co musiała w ostatnim czasie sama przechodzić.
– Pojedziemy z tobą. Będziemy cię wspierać, zobaczysz, że będzie dobrze. Musi być – zaczęłam powtarzać głośno w nadziei, że słowa staną się prawdą.
– Nieważne jak będzie, najważniejsze, że o was mogę być spokojna. Nawet, gdyby mi się coś stało, to nie będziecie same...
– Nie mów tak! – zaprotestowałam słabym głosem.
– Jaśminko, proszę cię, porozmawiaj z Przemkiem. Wyznaj mu swoje uczucia i nigdy więcej ich nie ukrywaj. Dziewczyny, obiecajmy sobie jedno, dosyć tajemnic między nami. Kto to widział, aby dorosłe kobiety odstawiały takie szopki, chyba, że nazywamy się ,,Cyrk Orzeszki'' i otwieramy rodzinny interes? – babcia zażartowała i zgarnęła nas obie blisko siebie.
Odwzajemniłam objęcia z mieszaniną żalu, strachu i miłości. I obiecałam na głos, że zawalczę o swoją miłość. Babcia miała rację, szkoda marnować życia na niedomówienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top