Rozdział 20 ''Idealne połączenie''

Resztę dnia spędziliśmy wspólnie z chłopcami. Moi bracia jak nigdy zaangażowali się w biwakowe przygotowania i nie odstępowali Przemka na krok. Z babcią miałyśmy niezły ubaw, bo bywały momenty, że musiał się od nich wręcz odganiać jak od natrętnych muszek owocówek, chociaż oczywiście robił to w żartach. Dobrze było widzieć go tak szczerze uśmiechniętego i wyluzowanego. Za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się krzyżowały jego tęczówki lśniły jak ekskluzywna czekolada z drobinkami złota. Z tym że nie miałam pewności co było główną przyczyna tego pogodnego nastroju.

Fakt, że wyrwał się z problemowego domu i mógł odetchnąć, nie słuchając dzikich wrzasków? Czy dlatego, że chłopcy odpowiadali na jego wszelkie zaczepki głośnych rechotem? Czy może w końcu dlatego, że był tutaj ze mną? Że ukradkiem, gdy nikt nas nie widział składaliśmy sobie słodkie pocałunki, nasze dłonie od czasu do czasu muskały się w przelocie, a ciała co chwilę szukały tulenia. Wszystko było tak naturalne, że nie mogłam uwierzyć, że to jedynie układ. Nawet, jeśli z początku nim był, teraz nabierał zupełnie poważniejszego znaczenia i to nie wyłącznie z mojej strony.

Gdy nadszedł wieczór, nie mieliśmy wyjścia i rozstaliśmy się, ale tylko na małą chwilę. Przemek pojechał do domu się wykąpać i wziąć rzeczy potrzebne na nocowanie, a ja zagoniłam chłopców do łazienki na szybki prysznic, aby zmyli z siebie całodniową zabawę na upalnym słońcu.

Następnie sama wskoczyłam pod ciepłą wodę. Na rozluźnienie wymyłam się płynem o zapachu zielonej herbaty i na koniec ogoliłam porządnie całe ciało. Podskórnie czułam, że nasze nocowanie mogło zakończyć się bardzo bliskim kontaktem, dlatego wolałam przygotować się z każdej możliwej strony.

Na dodatek całą sytuację podkręcały podekscytowane przyjaciółki. Zwłaszcza Irka, która wszystko przeżywała chyba mocniej ode mnie. A, że w końcu informowałam dziewczyny na bieżąco, one dopingowały i udzielały przeróżnych rad.

To właśnie za ich namową wykorzystałam moment, gdy chłopcy zapatrzeni w telewizor oglądali bajki na dobranoc i pojechałam do apteki na rogu po prezerwatywy. Ręce mi się trzęsły, gdy odbierałam zakupy od farmaceutki, ale nie mogłam pozwolić, aby Przemek po raz kolejny miał się wycofać i to z tak banalnego powodu jak brak zabezpieczenia. Niby na nic się nie umawialiśmy, ale gdy nasze ciała znajdowały się w pobliżu, reagowały coraz intensywniej, a każdy najmniejszy przypadkowy dotyk wzniecał tlące się pragnienie.

Gdy słońce chyliło się leniwie ku zachodowi, siedzieliśmy w piżamach na dworze i czekaliśmy na ostatniego uczestnika biwaku. Mama wyszła już do pracy, a ja pierwszy raz od tak dawna pożegnałam ją ze szczerym uśmiechem. Bo nawet jeśli kłamała i miała wolne, wiedziałam, że spędzi noc w bezpiecznym miejscu. W ciągu dnia przedyskutowałam z babcią moje poranne odkrycie i ustaliłyśmy, że jutro po powrocie mamy od razu odbędziemy z nią poważną rozmowę.

Byłam pewna, że wszystko się ułoży. Mama ze wsparciem trenera jako oficjalnego partnera na pewno stanie na nogi i upora się ze skrywanymi problemami. Wiedziałam, że spotkała na swojej drodze odpowiednią osobę, której można w pełni zaufać. Dzięki czemu nareszcie mogłam być spokojniejsza chociaż w tej jednej kwestii.

Chłopcy grali w badmintona, a ja szperałam po Internecie w poszukiwaniu strasznych historyjek, które obiecałam chłopcom opowiedzieć na dobranoc. W końcu dołączył do nas Przemek. Przyjechał rowerem, uśmiechnięty, wesoły i pachnący tak bosko, że nie potrafiłam odkleić się od jego boku, po tym jak przytulił mnie na powitanie.

– Gotowi na piżama party? – zapytał pozytywnie nakręcony i ściągnął z głowy szarą czapkę z daszkiem. – Czy zagramy jeszcze szybki turniej? Jaśmina, dołączysz do nas? – zapytał i wyciągnął mnie spod swojej pachy, bo nadal stałam wklejona jak miś koala.

– Możemy, tylko chłopcy musicie przynieść rakietki z garażu – zgodziłam się i przyklepałam dłońmi włosy, które rozczochrały się, bo stałam zbyt długo pod jego pachą.

Braciom nie było trzeba dwa razy powtarzać, bo biegiem rzucili się po dodatkowy sprzęt. Przemek w tym czasie zerknął na mój strój, przeskanował uważnie z góry do dołu, a wnikliwą obserwację zakończył na odsłoniętych nogach. Spodziewałam się, że moja granatowa koszula nocna w białe groszki przypadnie mu do gustu, więc z premedytacją nie zakładałam niczego bardziej przyzwoitego. Zresztą nawet nie miałam innych piżam w szafie, inaczej musiałabym spać w spodenkach i zwykłej koszulce.

Chłopak zacisnął nerwowo szczękę, jedną ręką oplótł zaborczo moją talię i znów przyciągnął blisko siebie.

– Nie mów, że zamierzasz w tym spać – mruknął w moje włosy niby niezadowolonym głosem. Bezwstydnie zjechał dłonią niżej i zdusił palcami biodro, a dreszcz z tego miejsca pognał od razu pomiędzy moje uda.

– Z tego co się orientuję, na piżama party śpi się właśnie w piżamach. Sama nazwa na to wskazuje – odpowiedziałam prowokująco, ale Przemek zmrużył groźnie oczy. Złapał materiał mojej koszuli pomiędzy palce i pociągnął go nisko w dół, naprężając go na piersiach. Aż przełknęłam z trudem ślinę, bo wyobraziłam sobie, jak jego ręka łapie tak pewnie mój biust i zaczyna go masować.

– Ja naprawdę przez ciebie oszaleję – sapnął ciężko i poluzował chwyt dłoni, głaszcząc przy tym dyskretnie talię. Schylił się i przytknął twarz w moje rozpuszczone włosy. Pocałował subtelnie czubek głowy, zaciągając się przy tym zapachem, aż cicho westchnęłam na te czułe gesty, którymi tak swobodnie się dzielił, jakbyśmy byli parą od wieków.

W między czasie chłopcy wrócili z drugim kompletem rakietek, przerywając nam tym błogą chwilę. Przemek był zmuszony odsunąć się kilka kroków do tyłu, i skupił całą uwagę na nich.

Rozegraliśmy kilka zaciętych partyjek, dopóki nie przeszkodził nam w tym zapadający zmierzch, bo po ciemku nie dało się dojrzeć latającej lotki oraz zapach gorącej pizzy z pieczarkami, która nareszcie dojechała z dowozem. Załadowaliśmy się z kartonem do namiotu i rozsiedliśmy wygodnie, kładąc po środku opakowanie z jedzeniem. Zasunęliśmy szczelnie wejście i zostawiliśmy odkrytą siatkę, aby nie wleciały krwiożercze komary.

Wnętrze oświetlała żółta latarenka, która wisiała zamocowana trytytką na górze stelaża. Namiot miał spore rozmiary, był sześcioosobowy, więc nawet Przemek mieścił się w nim bez problemu i mógł usiąść komfortowo, a ja zajęłam miejsce tuż obok niego. Usiadłam po turecku, dotykając kolanem umięśnionego uda chłopaka. Jego dłoń wylądowała tuż za moimi plecami, a duże palce co chwilę zaczepiały drobnym dotykiem.

Chłopcy rzucili się na pizzę niczym wygłodniałe wilki i zjedli cztery spore kawałki. Gdy karton został całkowicie wyczyszczony wyrzuciliśmy śmieci do kosza, a jego miejsce zajęliśmy niezdrowymi przekąskami. W ruch poszedł słony popcorn, chipsy bekonowe, żelki żabki i kolorowe skittlesy. Przemek po dokładnym zbadaniu rozrzuconych smakołyków, stwierdził, że nadal jest za mało słodyczy, po czym wyciągnął z plecaka dużą mleczną czekoladę z orzechami i mrugnął do mnie wesoło okiem.

– Ponoć najlepsze połączenie – odparł wielce rozbawiony i położył otwartą dłoń na dole moich pleców, aż się wyprostowałam odruchowo, i gwałtownie wstrzymałam oddech, gdy poczułam ją tak nisko, niemal na pośladkach.

– Mogłeś wziąć toffifee – odgryzłam się podobnym żartem, ale Przemkowi chyba się nie spodobał, bo jego ręka przejechała po moim kręgosłupie do samej góry i ujęła kark w delikatnym uścisku. Całe ciało stanęło mi dęba, gęsia skórka odznaczyła się na każdym milimetrowym skrawku i zaczęła wszędzie szczypać.

– Nawet tak nie żartuj – szepnął do ucha poważnym głosem, aż zakołatało mi serce. Przemek zaczął masować palcami moją szyję, a z każdym kolejnym subtelnym dotykiem opuszka, tylko mocniej wyrywało się z piersi.

– Waszej siostrze coś za bardzo do śmiechu. Chyba czas najwyższy trochę się postraszyć, tak jak było w planach – zwrócił się do chłopców, a oni zaczęli piszczeć z zadowolenia, aż musiałam przytkać uszy, bo obawiałam się, że pękną mi bębenki.

Pierwszy do opowiadania wyrwał się Kostek. Wymyślił historyjkę o duchu, który straszył w szkole. Byłam pod niemałym wrażeniem dla jego bogatej dziecięcej wyobraźni. Domyślałam się, że najpewniej zaczerpnął pomysł z gier, które krążyły po Internecie, i można było je obejrzeć u niejednego youtubera na kanale. Przecież teraz wszystko udostępniano, nie było żadnej kontroli treści i nie przestrzegano ograniczeń wiekowych.

Następny był Benek i jego opowieść o mumiach, a później przyszła kolej na mnie.

– Pamiętacie ten opuszczony dom na końcu ulicy? – ściszyłam specjalnie głos. Wystarczyła mała wzmianka o budynku, a już widziałam, że bracia mieli nietęgie miny.

Od wieków krążyły legendy o tym mieszkaniu, a prawda była taka, że właściciele w latach osiemdziesiątych wyjechali do Stanów Zjednoczonych i ślad o nich zaginął. Najpewniej dorobili się tam fortuny i nie był już im potrzebny niewykończony bliźniak w polskim miasteczku. Chłopcy oczywiście nie znali prawdy, więc nadal można było koloryzować ją do woli.

– Czasem w środku nocy widać tam jasne, migocące światełka. Jakby małe płomyczki świec, które falują, bo przez wybite szyby wdziera się wiatr i wprawia je w ruch. Słychać wtedy chór jednakowych niskich głosów, ich brzmienie przypomina, jakby ktoś odprawiał tam modły. Można go usłyszeć dopiero, gdy stanie się blisko ściany, jakby to właśnie w jej wnętrzu zostały uwięzione dusze.

Chłopcy mieli już zlęknione miny, ale nadal starali się zgrywać dzielnych, więc bezlitośnie kontynuowałam:

– Ten dom był kiedyś miejscem spotkań pewnej sekty, która w ofierze swojemu bóstwu składała niegrzeczne dzieci. To właśnie ich piszczące głosiki słychać czasem po nocy.

– A najcenniejszą zdobyczą były niezwykłe dzieci z mocno kręconymi włosami – Przemek wtrącił z powagą i spojrzał wymownie na loki naszej całej trójki. – Wiecie jak je łapano? – przejął opowieść i dał się porwać fantazji. – W ciągu zwykłego dnia, jeździli czarnym autem i wypatrywali łobuzów na ulicach. A gdy dojrzeli gdzieś gęstą czuprynę brązowych loczków, od razu wciągali do samochodu i ślad po nich przepadał. To auto jeździ po dziś dzień. Gdy zapada zmierzch, a dzieci nie słuchają swoich rodziców, wyłapują ich i zabierają ze sobą. Ciii, słyszycie? – Przyłożył palec do ust, a każdy ze stresu wstrzymał oddech. Nawet ja się wczułam w jego opowiastkę.

Nagle nocną ciszę, jak na zawołanie przerwał głośny warkot najpewniej jakiegoś sportowego auta. Chłopcy pisnęli tak głośno, aż im w tym zawtórowałam.

– Jaśmina! – Benek zaszlochał i rzucił mi się w objęcia.

– Oszalałeś?! – wykrzyknęłam wkurzona do Przemka i walnęłam go pięścią w wielki biceps. Chłopak zrobił kwaśną minę i rozmasowywał ramię dłonią, ale w oczach błyszczały mu łzy prawdziwego rozbawienia.

– Oj, dzieciaki nie znacie się na żartach? Przecież to tylko bajki wyssane z palca – próbował nas udobruchać, ale w trójkę patrzyliśmy na niego spod byka.

– Już spokojnie, kładźcie się. Kończymy tę zabawę. Teraz opowiem wam prawdziwą bajkę na dobranoc – uspokajałam chłopców z troską i przygotowałam miejsce do spania.

– Ale my śpimy w środku! – zarządził Benek i już gramolił się na wskazane miejsce.

– Ja obok Przemka, bo bardzo się boję! Obronisz mnie, gdy po mnie przyjdą? – Kostek zapytał zlękniony i położył głowę na poduszkę, która uprzednio została przygotowana dla mnie. Przemek spojrzał na mnie załamanym wzrokiem.

– Nie no bez jaj, chłopcy, przecież to były tylko żarty. Wracajcie na swoje miejsca – jęknął przeciągle. Teraz to on zdawał się być zrozpaczony, co bardzo mnie rozbawiło. Wbił we mnie paniczne spojrzenie i szukał ratunku, abym poparła jego słowa, ale ja zamierzałam się z nim podroczyć.

– Twoja wina – odparłam oskarżycielsko. Wzruszyłam niby obojętnie ramionami, udając, że nic wielkiego się nie stało i nie robił na mnie żadnego wrażenia fakt, że nie będę mogła położyć się tuż obok niego, i wtulić w ciepłe ciało.

Bez gadania położyłam się obok Benka i z całych sił walczyłam z uśmiechem, bo wiedziałam, że gdy tylko chłopcy zasnął, pójdę do Przemka i położę się przy nim, choćby miało być nam przez to bardzo ciasno.

– Jaśmina – mruknął srogo, próbując przywołać mnie jeszcze do porządku, ale ja ziewnęłam ostentacyjnie i odparłam lakonicznie:

– Dobranoc. – Ułożyłam głowę na dziecięcej poduszce. – A teraz moja bajka. Miłych snów, kochani – powiedziałam miękkim głosem, aby wprawić towarzystwo w odpowiedni wyciszony nastrój.

Przemek westchnął mocno niezadowolony i mamrocząc coś pod nosem ułożył się grzecznie do snu. Nie musiałam długo czekać, jak wyciągnął ramię, żeby pogłaskać ręką czubek mojej głowy. Uśmiechnęłam się szeroko i automatycznie powędrowałam dłonią do góry, po to by złączyć nasze palce. Chłopcy umościli się wygodnie na materacach, przytulili ulubione maskotki i już zamknęli oczy gotowi na sen. Było bardzo późno i wiedziałam, że wystarczy chwila, a zaraz zasną, słuchając mojego spokojnego szeptu.

Zaczęłam opowiadać historyjkę o krainie wróżek, którą w dzieciństwie wymyśliła mi mama. Miała dosyć tego, że w każdej znanej bajce, występuje czarny charakter bądź dzieją się straszne rzeczy i stworzyła samodzielnie magiczną opowieść pełną dobrych kojących zwrotów akcji.

Już po kilku zdaniach usłyszałam miarowy oddech braci i pochrapywanie Przemka, który najwidoczniej też zasnął. Zamierzałam poczekać, aż wszyscy zapadną w głębszy sen i będę mogła zmienić miejsce bez budzenia chłopców. Ale ciepła dłoń Przemka, wygodny materac i odgłosy spania tuż przy uchu, sprawiły, że też przymknęłam zmęczone powieki, i zasnęłam z błogim uśmiechem na ustach. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top