Rozdział 10 ''Bardzo zły pomysł''

Niby się obudziłam, ale w rzeczywistości nadal nie mogłam uchylić powiek. Zmęczone oczy piekły uciążliwie, a na rzęsach czułam resztki makijażu, którego nie byłam w stanie zmyć w nocy. Wydawać się mogło, że gdy mama zgarniała mnie wczoraj z balkonu, byłam niemal trzeźwa. Lecz z nastającym porankiem i z działającą na coraz większych obrotach świadomością, nie ubiegło się, i dopadł mnie bezlitosny kac. Z tym że w pakiecie z kacem moralnym.

Nie wiem co jest grosze. Kac spowodowany alkoholem, koniec końców mija. Przecierpisz się kilka godzin z bólem głowy i rewolucjami żołądkowymi, ale kaca moralnego nie wytępisz z siebie niczym. Choćbyś próbował naprawić swoje błędy, one na zawsze pozostaną w duszy.

Ale właściwie to dlaczego czułam się, aż tak źle? Bo zaproponowałam najlepszemu przyjacielowi pocałunek?

Skrzywiłam się na samą myśl, jak to niedorzecznie brzmiało.

Ale przecież byłam szczera! Pragnęłam tego. Nigdy wcześniej nie odczułam przy nim, ba! Przy żadnym mężczyźnie nie zaznałam takiego przyciągania!

Może wpływ na moje odczucia miała rozmowa z dziewczynami i kontrowersyjne pomysły Irki? Które nie będę ukrywała, ale coraz mocniej zagnieżdżały się w głowie. Ciekawość jak smakowałby pocałunek z chłopakiem, zbliżenie czy nawet utrata dziewictwa, dodajmy do tego wypity w nadmiarze alkohol, wystarczająco otumaniły umysł i popchnęły do odważnego działania. Jak tak dłużej się zastanowić, to Irka miała rację. Błonę dziewiczą przebiję wibratorem albo na kontrolnej wizycie u ginekologa!

Z zażenowania zakryłam twarz dłońmi i energicznie przetarłam. Potrzebowałam zimnego prysznica. Może lodowata woda nie tylko postawi mnie na nogi, ale również zrobi porządek w chaotycznych myślach.

Odgarnęłam zamaszyście kołdrę i wstałam z łóżka. Gdy stanęłam prosto, poczułam ostry ból w skroni, co tylko potwierdziło, że jednak przesadziłam z alkoholem. To do mnie zupełnie niepodobne, tym bardziej musiałam w końcu wziąć się w garść.

Wyszłam cicho na korytarz i podreptałam do łazienki.

Po długiej, orzeźwiającej kąpieli pod deszczownicą wyszłam na korytarz z mokrymi włosami. Nigdy nie mogłam ich suszyć, ponieważ od gorącego powietrza sprężynki się puszyły i wyglądały jak rozczapierzone stonogi.

Nagle podskoczyłam zaskoczona, bo usłyszałam raptowne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Zaraz potem rozległy się inne hałaśliwe stukoty, jakby ktoś rzucał wszystkim co mu się napatoczy pod rękę. Po domu niósł się huk drzwiczek od kuchennych szafek, zamykane z impetem szuflady, aż w końcu brzdęk tłuczonego szkła, co najmocniej mnie zaniepokoiło.

Nie zwlekałam i biegiem ruszyłam na schody. Zeszłam na dół, kierując się prosto do kuchni. Zerknęłam na zegarek, wiszący na ścianie w korytarzu i aż się zdziwiłam, gdy zorientowałam się, że dochodziła godzina dziewiąta. Nie pamiętam kiedy ostatnio pozwoliłam sobie na takie długie leniuchowanie.

Weszłam do kuchni i zastałam w niej kręcącą się nerwowo mamę, która zbierała na szufelkę rozbity kubek. Zgarniała resztki narowistymi ruchami i ciągle mamrotała niezrozumiale pod nosem, wyraźnie zdenerwowana. Ścisnęło mnie w żołądku i z lękiem odważyłam się odezwać.

– Mamusiu, coś się stało? – spytałam zatrwożona i obserwowałam ją z coraz większym niepokojem.

Mama poderwała się na nogi, wzięła głęboki wdech, który raczej jej w niczym nie pomógł, bo zdawało się, że dreszcze i tak telepały całym ciałem. Poczułam, że mi samej również skacze ciśnienie i serce przyspiesza. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie ma teraz jakiegoś ataku i czy nie powinnam wzywać karetki.

– Czy coś się stało?! – mama fuknęła wściekła i cisnęła szczotką do szafki pod zlewem. – Właśnie wróciłam od babci, wyobraź sobie, że nie mogłam porozmawiać z lekarzem, bo zabroniła informować kogokolwiek o stanie swojego zdrowia! Tylko ona ma do tego prawo! Nic nie wiem! Nie znam wyników badań, pielęgniarki też nic nie mówią, bo nie mogą! Jedyne czegokolwiek możemy się dowiedzieć, to to co nam zamierza powiedzieć babcia! – wykrzyczała rozemocjonowana.

Trzęsącymi dłońmi wyjęła kolejny kubek i zalała do pełna wrzątkiem. Od razu w powietrzu poczułam zapach melisy.

– Ale poczekaj, jak to, o czym ty mówisz? – spytałam, bo nie nadążałam za informacjami. – Dlaczego miałaby tak zrobić?

– Nie wiem! Powiedziała, że jest dorosła i nie potrzebuje nianiek! Że sama potrafi się sobą zająć! – mama mówiła nadal roztrzęsiona. Na twarzy dostała wypieków i teraz była w kolorowych plamach, od bieli po róż i czerwień. – Ona coś przed nami ukrywa, mówię ci Jaśmina! Coś jest nie tak!

Gdy to usłyszałam, poczułam jak mocniej dusi mnie w brzuchu. Od razu przypomniałam sobie zmartwiony wzrok babci w szpitalu, gdy nie wiedziała, że obserwuję ją przez uchylone drzwi.

Mama miała rację, ja także czułam że coś jest na rzeczy.

Podeszłam do niej i bez pytania złapałam za ramiona, i mocno przyciągnęłam do siebie. Mama odwzajemniła uścisk z równą siłą, mimo to nie poluzowałam chwytu, a nawet go pogłębiłam, bo tak bardzo potrzebowałam jej bliskości.

– Została jeszcze jeden dzień w szpitalu, jak twierdzi na obserwację i ewentualnie dodatkowe badania. Mało tego, wyprosiła mnie z sali! Wygoniła pod pretekstem, że musi iść do toalety i na dłuższą kąpiel. Wręcz kazała mi iść do domu! – narzekała, nie dowierzając. – I bezczelnie zasugerowała, że skoro mam tyle wolnego czasu, żeby z nią bezczynnie przesiadywać, to lepiej, abym zajęła się remontem i pomogła Przemkowi – wyjaśniła na jednym wdechu.

Odsunęła się, spojrzała na mnie przytłoczona i wzięła głębszy powolny oddech.

– Tutaj akurat ma rację, powinnam mu pomóc. Chłopak od bladego świtu tam pracuje, ale najzwyczajniej nie mam na to siły. Idę dzisiaj na nockę, a padam z nóg – jęknęła bezradnie, a ja momentalnie się wyprostowałam, słysząc jej słowa.

Podeszłam do okna i spojrzałam z przejęciem na domek babci.

– Chcesz powiedzieć, że Przemek jest właśnie u babci w domu? – zapytałam i czułam, jak tętno same mi przyspiesza. Nie spodziewałam się, że zawita z samego rana, tym bardziej, nie kontaktując się ze mną.

– Tak, przyszedł chyba o szóstej rano, zaczął od gruntowania, a następnie planuje pomalować ściany – wyjaśniła, a ja nie mogłam oderwać wzroku od uchylonych okien, za to mama dalej kontynuowała. – Podłoga została zerwana, bo do niczego się nie nadawała i musimy zdecydować czy chcemy kupić płytki, czy panele. Mogłabyś pojechać z nim do sklepu i wybrać? Ja nie mam do tego głowy, zdaję się całkowicie na was – powiedziała, a ja spojrzałam na nią przerażona, jakby nagle przebywanie w towarzystwie przyjaciela miało być czymś niewykonalnym.

– A nie możesz ty tego zrobić? – zapytałam podenerwowana, zupełnie ignorując jej monolog o zmęczeniu. – Albo niech Przemek sam pojedzie. W czym mu pomogę, skoro się nie znam? – dopowiedziałam, udając wielkie zwątpienie, tak aby mama również w nie uwierzyła. Ale niestety mój plan spełzł na niczym.

– Przemek i tak robi zbyt wiele. Chyba możemy go wyręczyć w jednej, błahej sprawie? Jaśminko, masz poczucie stylu, potrafisz łączyć kolory, więc na pewno sobie poradzisz – mama ucięła moje wypociny, dając jasno do zrozumienia, że nie miałam innej opcji.

Przygryzłam wargę i znów skupiłam wzrok na uchylonych oknach w domku babci. Wzdrygnęłam się, bo nagle w jednym z nich pojawił się Przemek. Automatycznie uskoczyłam w bok, tak by nie mógł mnie zauważyć. Na szczęście mama była już odwrócona w stronę blatu i również nie widziała mojego irracjonalnego zachowania.

– A teraz zanieś mu schłodzoną lemoniadę, jest ukrop, a on tak intensywnie pracuje – zarządziła i wyciągnęła w moją stronę dużą, oszronioną szklankę. Chwyciłam ją rozpaloną od stresu dłonią, aż zimne szkło szczypnęło skórę. – No idź, bo zaraz kostki się rozpuszczą – ponagliła, machnięciem dłoni i odwróciła w stronę drzwi, bo nadal stałam jak odrętwiała.

Czułam, jak robi mi się coraz bardziej gorąco, twarz przybierała krwistych rumieńców, a skóra jeżyła się nastroszona na każdym najmniejszym fragmencie. Serce biło jak oszalałe, gdy zbliżałam się do domku, a od wejścia do środka dzieliły mnie już zaledwie pojedyncze kroki. W głowie miałam mętlik, panika mieszała się ze wstydem i z zakłopotaniem.

Gdy zerknęłam na swój strój, dopiero dotarło do mnie, że miałam na sobie kusy, bawełniany szary komplet, na którym piersi odznaczały się demonstracyjnie. Jakby tego było mało, włosy nadal były mokre, przyklapnięte i moczyły cienki materiał.

Już zamierzałam zawrócić, choćby po to, aby przebrać się w coś bardziej stosownego, gdy niemal wpadł na mnie, wychodzący ze środka Przemek. W ostatniej chwili zatrzymał się i wykonał unik, aby nie doprowadzić do zderzenia i rozlania napoju, który trzymałam tak desperacko, aż obawiałam się, że od tego mocarnego nacisku zaraz pęknie szklanka.

Mimo to jeszcze mocniej zacisnęłam dłoń, a wzrok, który do tej pory wlepiałam w lemoniadę, przeniosłam na stojącego przede mną chłopaka. W brzuchu poczułam, jak przelewa mi się cała zawartość, serce nacisnęło gazu i jego dudnienie odbijało się echem po pustych ścianach. A twarz jeszcze mocniej zaczęła pulsować z zawstydzenia, gdy w oczy rzuciła się naga, spocona klatka przyjaciela.

– Jaśmina? – Przemek wymamrotał zdziwiony, a moje serce mocniej załomotało od strachu, gdy usłyszałam w głosie rezerwę. – Yyy, tak właściwie to cześć – odchrząknął zmieszany, jakby sam zorientował się, jak sztywno zabrzmiało jego powitanie. – Jak się czujesz? – spytał i odwrócił się do mnie plecami, bez żadnego przywitania, gdzie zazwyczaj nigdy nie szczędził czułych buziaków bądź przytulasów.

– Mam dla ciebie lemoniadę – powiedziałam przez zaciśnięte gardło, równie mocno zasznurowane co biedne serce. – Wypij, póki jest zimna.

– Dzięki – odpowiedział i udawał, że czegoś szuka w reklamówkach, stojących przy ścianie. W końcu dał za wygraną, wyprostował się i odwrócił się z powrotem do mnie.

Wyciągnęłam rękę ze szklanką, a gdy chłopak chwycił szkło i opuszkami musnął subtelnie moją dłoń, od razu spuścił wzrok na buty. Pod wpływem dotyku zadrżały mi palce, więc szybko zawinęłam rękę w pięść, żeby zdusić szalejące mrówki. Posmutniałam, bo Przemek wyglądał, jakby marzył o tym, aby stąd uciec. Nie potrafił ukryć tego, jak bardzo był niezadowolony z mojej niezapowiedzianej obecności.

Ale moje początkowe zasmucenie spowodowane jego zdystansowanym zachowaniem, przemieniło się szybko w złość. Do tej pory zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, a raptem Przemek zaczynał mnie unikać. Między nami pojawiało się coraz więcej tematów tabu, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Kiedyś wszystko skomentowałby wprost, nawet moją dwuznaczną prośbę o pocałunku, a nagle zgrywał zawstydzonego.

Wypił jednym duszkiem lemoniadę i odstawił szklankę na parapet. Od razu zamierzał zabierać się do dalszej pracy, bo chwycił pędzel, ale nie wytrzymałam. Miałam ochotę wręcz krzyczeć, aby tylko dowiedzieć co teraz myślał. Jeśli był na mnie wściekły za wczoraj, wolałaby o tym wiedzieć niż znosić takie milczenie, które nic nie wyjaśniało.

– Teraz będziesz mnie unikał i ignorował? – zapytałam, nie panując nad kiełkującą złością.

– Nie wiem o czym mówisz – odpowiedział nawet na mnie nie spoglądając, więc prychnęłam głośno pod nosem.

– Nie żartuj sobie! Czemu nie napisałeś, że będziesz dzisiaj malował, przecież bym ci pomogła? – wyrzuciłam z siebie.

– Myślałem, że będziesz odchorowywała wczorajszą imprezę, nie chciałem cię budzić – odparł spokojnie, ale nadal mnie olewał. Nagle zajęty wszystkim innym, jakby oderwanie na sekundę od tego wzroku, mogło go kosztować zbyt wiele strat, a ściana miała się zawalić, gdy nie przejedzie po niej po raz kolejny pędzlem.

– Czyli o to chodzi, tak? – zapytałam i zdenerwowana podeszłam bliżej niego. Stanęłam bokiem i czekałam, aż raczy zerknąć na mnie łaskawie. – Jesteś zły za wczoraj – stwierdziłam przekonana. Przemek westchnął i w końcu opuścił dłonie wzdłuż ciała. – Za to, że się upiłam czy za to, że poprosiłam cię o pocałunek?

– Nie wracajmy nawet do tego tematu – sapnął i zerknął na mnie z ukosa. Momentalnie zawrzała mi krew i znów przyspieszyło bicie serca. Z kolei jego czekoladowe tęczówki teraz zbielały, jakby ktoś dolał do nich mleka, przez co wydawały się kruche i niepewne.

– Od kiedy to między nami są zakazane tematy? Przecież możesz powiedzieć, że nie podobał ci się ten pomysł i nie życzysz sobie takich tekstów z mojej strony. Cokolwiek! Abyś coś powiedział, a nie ignorujesz mnie, jakbym była powietrzem! – wybuchłam, bo nie kontrolowałam już emocji ani słów.

– Po prostu uznajmy, że nie było tematu – obstawał nieugięty przy swoim, czym mnie tylko rozjuszył. Nadal stał bokiem i tylko co chwilę zerkał skąpo, jakby głębokie spojrzenie prosto w moje oczy mogło go zabić.

– Spójrz na mnie – poprosiłam najłagodniej jak byłam w stanie. Złapałam go ostrożnie za umięśnione ramię i delikatnie skierowałam w swoją stronę. Poczułam, jak pod opuszkami drgnęły coraz intensywniej napięte mięśnie.

Przemek w końcu bez większych oporów obrócił się przodem do mnie i wyprostował tak, że musiałam mocno zadrzeć głowę do góry.

– Przepraszam za wczoraj... – zaczęłam niepewnie, a chłopak wypuścił głośno powietrze ustami. – Przede wszystkim, to dziękuję ci za bezpieczne odtransportowanie do domu – powiedziałam potulnie, nie odrywając od niego spojrzenia nawet na sekundę, bo chciałam kontrolować jego mimikę, gdy będę się tłumaczyła. – Wiem, że byłam bardzo pijana, ale pamiętam wszystko dokładnie. Moja prośba może i była nie na miejscu, ale... – zawahałam się, dojrzałam w jego oczach panikę i dało mi to jasny znak co powinnam dalej powiedzieć. – Ale... ten pomysł podsunęła mi Irka – postanowiłam zrzucić całą winę na przyjaciółkę.

Wolałam nie przyznawać się do tego, że naprawdę tego chciałam. Skoro chłopak zdawał się być na mnie obrażony przez samą propozycję, nie wiem co mogłoby się wydarzyć, gdyby okazało się, że naprawdę pragnęłam go pocałować.

– Dajmy już sobie z tym spokój – odpowiedział zniecierpliwiony i w dłoni obracał ciągle pędzel do gruntowania.

– Co się z tobą dzieje? Od kiedy zrobiłeś się taki nieśmiały i wstydliwy? Jeszcze w liceum rzuciłbyś wszystko i zabierałbyś się za całowanie, a teraz nie możemy nawet o tym porozmawiać, bo nagle takie tematy są zakazane? – narzekałam coraz bardziej poirytowana. – Czy to ze względu na Amandę? – spytałam z rosnącym lękiem w sercu, bo najzwyczajniej w świecie bałam się usłyszeć odpowiedzi.

– Co? Nie, to znaczy nieważne. Jaśmina, proszę cię nie wracajmy już do tego. Uznajmy, że byłaś pijana i nic takiego nie miało miejsca – sapnął zrezygnowany.

– Nie. Muszę to wyjaśnić, bo między nami zrobiło się niezręcznie – zaprotestowałam i zaczęłam chodzić nerwowo po pomieszczeniu. – Chcę wytłumaczyć skąd wzięła się w ogóle taka prośba. Powiem wprost, chodzi o to, że od dawna nie całowałam się z żadnym chłopakiem, nie pamiętam nawet kiedy to było ostatnim razem. Nie potrafię do żadnego się zbliżyć, a tylko przy tobie czuję się swobodnie – mówiłam, kręcąc się w kółko, a za mną podążał sceptyczny wzrok przyjaciela.

Przemek stał wyprostowany i zawzięcie milczał, więc korzystałam z okazji, i mówiłam dalej.

– Wczoraj Irka podsunęła mi pewien szalony pomysł, a mianowicie uważa, że zanim zwiążę się na stałe z kobietą, muszę znów pocałować faceta. Zobaczyć, czy coś poczuję, czy będę w ogóle potrafiła... A że do ciebie mam największe zaufanie, pomyślałam, że mógłbyś mi w tym pomóc. Wiem, jak to niedorzecznie brzmi, ale to byłaby tylko przyjacielska przysługa, nic więcej. Może dzięki temu, będę potrafiła otworzyć się na innych? – wpadłam w słowotok, a chłopak miałam wrażenie, że z każdym moim słowem tylko mocniej się zapowietrzał.

– Irki lepiej nie słuchaj, nie od dzisiaj wiemy, że jest zdrowo stuknięta – odparł i skrzywił usta niby w uśmiechu.

Innym razem jego docinka na pewno by mnie rozśmieszyła, ale teraz nie była na to odpowiednia pora. Przemek zorientował się, że nie czas na żarty, więc tylko głośno westchnął, po czym znów przybrał poważną minę.

– Rozumiem wszystko co mówisz, twoje rozterki i naprawdę chciałbym ci pomóc...

– Ale...? – wtrąciłam mu się w pół słowa, a Przemek przygryzł dolną wargę i założył ramiona na piersi, co tylko objętościowo powiększyło jego muskuły.

– Daj mi dokończyć – uciął chłodno. – Jaśmina, jesteś dla mnie najważniejsza, zrobiłbym dla ciebie absolutnie wszystko, ale nie to. Nie pocałuję cię. Nie będę twoim testerem. Po za tym jesteśmy przyjaciółmi – zaznaczył wyraźnie. – Nie psujmy tego, skoro nie widzimy dla siebie żadnego związku.

– Czemu z góry zakładasz, że jeden pocałunek zniszczy naszą przyjaźń? – uparcie drążyłam. Zawinęłam kolejne koło i stanęłam znów blisko Przemka.

– Bo... bo jeśli zbliżę się do ciebie w ten sposób... Jaśmina, ja... – zaczął się jąkać. Podniósł jedną rękę do góry i nerwowo roztarł sobie kark. – Ja... To po prostu bardzo zły pomysł, więc nie rozmawiajmy już o tym.

– Przemyśl to, chociaż jeszcze raz na spokojnie. Naprawdę wolałabym pocałować ciebie, niż innego, jakiegoś zupełnie obcego chłopaka – powiedziałam otwarcie i spojrzałam mu prosto w oczy, ale Przemek nadal chował zacięcie wzrok.

– Naprawdę chciałbym ci we wszystkim pomóc, ale nie mogę... I nie wiem jak...

Przygryzłam dolną wargę i obserwowałam jego skruszoną minę. Teraz miałam szansę, żeby dokończyć rozmowę do końca i powiedzieć mu o wszystkich swoich rozterkach, i miłosnych kłopotach.

– Domyślam się, skąd się biorą te wszystkie moje problemy... Nadal mogę ci powierzyć wszystko? Nawet najskrytsze sekrety? – zapytałam chyba zbyt tajemniczo, bo Przemek ściągnął brwi.

– Aż się boję. Co ty nawywijałaś? – spytał z trwogą i odsunął się ode mnie na wszelki wypadek o krok.

– Mam większy problem i bardziej wstydliwy niż dawny pocałunek z mężczyzną i to też utrudnia wszelkie relacje. Wydaję mi się, że właśnie w tym tkwi duży problem – odparłam i przejechałam dłońmi po swoich prawie już suchych włosach. – Jak już wiesz nie potrafię zbliżyć się do żadnego mężczyzny, a co za tym idzie, ja nigdy jeszcze...

W tym momencie straciłam na pewności siebie, ale czy takie wyznanie było trudniejsze niż przyznanie się do innej orientacji? Wzięłam głęboki wdech, a Przemek mi w tym zawtórował, jakby domyślał się odpowiedzi.

– Bo chodzi o to, że ja nigdy nie współżyłam – dodałam ciszej i wbiłam ufny wzrok w przyjaciela. – Jestem dziewicą...

Przemek w jednej chwili upuścił pędzel na podłogę i rozszerzył swoje i tak duże oczy. Nie zdążył powiedzieć nawet słowa, bo do domu jak huragan wpadli chłopcy.

– Siema, Przemek! – krzyknął Benek.

– Możemy pomóc?! – zapytał Kostek i podbiegł blisko mojego przyjaciela, który nadal stał zastygnięty w wielkim szoku, i nie odrywał ode mnie spojrzenia.

– Mama musiała gdzieś pilnie wyjść i kazała nam z wami posiedzieć – wyjaśnił starszy i zaczął szukać sobie czystego pędzla.

Zmarszczyłam czoło. Przecież chwilę temu jeszcze narzekała, że jest morderczo zmęczona, przez co nie może pojechać z Przemkiem na zakupy, a raptem miała pilne sprawy do załatwienia?

– A gdzie ona niby musiała wyjść? – zapytałam podejrzliwie, ale w odpowiedzi dostałam tylko wzruszenia dziecięcych ramion.

Wróciłam wzrokiem na Przemka, który nareszcie ocknął się z poprzedniego letargu. Rozejrzał się za koszulką, którą chwycił z krzesełka i włożył naprędce ubranie.

– Czym pojechała? – zapytał chłopców.

– Rowerem – odpowiedział mu Kostek.

Przemek spojrzał na mnie wymownie, więc w mig pojęłam co chodziło mu właśnie po głowie.

– Idę na małą przejażdżkę – powiedział zaszyfrowanym kodem i mrugnął okiem. – Wstąpię do sklepu z płytkami i porobię zdjęcia produktów w najkorzystniejszych cenach. Wieczorem ci pokażę i razem coś wybierzemy – dodał, spiesząc się już do wyjścia.

Przytaknęłam mu z wdzięcznością i odprowadziłam wzrokiem, z nadzieją, że może dowiemy się co ukrywała mama. Może Przemek wyśledzi, gdzie znikała w ciągu dnia.

Szkoda tylko, że moje wyznanie zostało tak przerwane i nie usłyszałam żadnego komentarza ze strony przyjaciela. Na jego twarzy dojrzałam jedynie szok. I miałam wrażenie, że zjawienie się chłopców, spadło mu jak gwiazdka z nieba i wybawiło z kłopotu.

*

Resztę dnia spędziłam jak na szpilkach. Czekałam na wiadomość, a najlepiej na pojawienie się Przemka. Niestety około południa napisał, że nie ma sensu, żeby przyjeżdżał ponieważ za malowanie weźmie się dopiero jutro. Jedynie wpadnie wieczorem, aby zerknąć, jak zaschło gruntowanie i sprawdzimy próbki farb, które wstępnie wybrał.

Nie miałam innego wyjścia i musiałam do tego czasu cierpliwie poczekać. Wolne popołudnie wypełniłam, zajmując się chłopcami, gotowaniem i sprzątaniem. Mama wróciła dosyć późno i od razu skryła się w sypialni, tłumacząc się konieczną drzemką przed nocną zmianą. Nie miałam siły na dyskusje ani dociekanie gdzie znów zniknęła na pół dnia, gdy wokół miałam wrażenie, że waliło się coraz więcej spraw.

Babcia, mieszkanie, moje miłosne zawirowania, a teraz niedomówienia z Przemkiem. To wszystko nie dawało mi spokoju i czułam się coraz bardziej przemęczona. A zamartwianie się każdym zaczęło się nawarstwiać i rosnąć do olbrzymich rozmiarów.

Cały dzień usilnie wynajdywałam sobie zajęcia, aby tylko czymś zająć ręce, a przy okazji też głowę. Mama wyszła do pracy, więc przygotowałam braciom ciepłą kolację. Chłopcy rozsiedli się z talerzami na kanapie przed telewizorem, a po domu rozchodziły się odgłosy dinseyowskich samolotów. Wysprzątałam całą kuchnię na błysk, co chwilę zerkając w stronę okna, z nadzieją że ujrzę w nim w końcu przyjaciela. Niestety wciąż nie miało to miejsca, a kończyły mi się powoli zajęcia i zostało jedynie wyrzucić śmieci.

Chwyciłam worek i wyszłam z domu. Na dworze panowała zupełna cisza, jakby ktoś zatrzymał świat w miejscu, jedynie z oddali dochodziły pojedyncze dźwięki, krzyki dzieci bawiących się jeszcze na podwórkach i gruchanie gołębi sąsiada.

Ten moment w ciągu wakacyjnego dnia, na godzinę tuż przed zachodem słońca zawsze był dla mnie magiczny. Trwał tylko krótką chwilę, jakby spychał świat w wygłuszoną przestrzeń, zmieniał odcień światła, a nawet miał swój specyficzny zapach.

Zachwycona zwolniłam kroku i wolnym tempem podeszłam w kąt podwórka przy głównej bramie, gdzie mieliśmy pojemniki na odpady. Otworzyłam ten przeznaczony na frakcję mokrą i jednocześnie zmarszczyłam czoło. Na wierzchu leżał przepiękny, wielki bukiet jasno-kolorowych kwiatów. Zdawał się być świeży, jedynie gdzieniegdzie tylko przygnieciony zapewne od leżenia na różnych resztkach.

Wyjęłam go ostrożnie, bo wciąż był w folii ozdobnej, a na jego miejsce wrzuciłam worek ze śmieciami. Nadal zdezorientowana zajrzałam do środka, gdzie znalazłam liścik, na którym widniał napis ,,Mojej słodkiej toffifee. S''. Jeszcze mocniej ściągnęłam brwi, bo nie przypominałam sobie, żeby dzisiaj przyjeżdżał kurier bądź poczta kwiatowa, więc tym bardziej nie rozumiałam czemu bukiet znalazł się w koszu.

Raptem usłyszałam ostre stuknięcie furtki. Metal zadzwonił tak niespodziewanie, aż podskoczyłam wystraszona i upuściłam na ziemię kwiaty. Kątem oka dostrzegłam, że na podwórko wchodził Przemek, który prowadził ze sobą rower. Podniosłam bukiet, a gdy się wyprostowałam mój wzrok spotkał się z czujnym spojrzeniem chłopaka. Natychmiast coś ścisnęło mnie w środku żołądka, aż wolną ręką złapałam się za skurczony brzuch.

– Po co ci te badyle? – Przemek spytał i ustawił rower na stopkę.

– Właśnie nie wiem, o co chodzi, bo znalazłam je przed chwilą w koszu – wyjaśniłam, spuściłam głowę i zaczęłam skubać różową wstążkę. – Nie wiem skąd tam się wzięły, bo żadnych dzisiaj nie odbierałam.

– Ja to zrobiłem.

Usłyszałam niski głos przyjaciela i podniosłam na niego zaskoczony wzrok. Mogłabym przysiąść, że słyszałam w nim nutkę złości.

– Jak to? Co zrobiłeś? – zapytałam zdezorientowana, nawet jeśli przyjął bukiet adresowany do mnie, dlaczego wrzucił je od razu bez pytania do kosza? – Ty je wyrzuciłeś?

– Rano, jak jeszcze spałaś, przyjechał kurier. Odebrałem kwiaty, zobaczyłem liścik – odparł niby obojętnie, ale w tym momencie zacisnęła mu się szczęka. – I uznałem, że ten bukiet też wolisz wyrzucić tak samo jak poprzedni. Chyba, że coś się zmieniło?

Zamurowało mnie, bo przez ułamek sekundy, zdawało mi się, że widzę w jego postawie zazdrość. Czy to było możliwe? Wcześniej miałam wrażenie, że tylko się nabijał, gdy wspominałam o prezentach, ale tym razem brzmiało to inaczej.

Przemek podszedł bliżej, a ja natychmiast poczułam mocniejszy skurcz żołądka. Z lekkim wietrzykiem, który niespodziewanie się zerwał doszedł do mnie jego imbirowy zapach.

– Potrzebujesz go? – spytał, schylił się i sięgnął po bukiet, a ja bez oporów pozwoliłam, aby wysunął go z dłoni. – Chcesz go zachować? – zapytał ponownie, ale wyminął mnie i już kierował się w stronę kosza, nie czekając na moją decyzję, jakby sam uznał co należało zrobić.

Gdy przechodził obok otarł się subtelnie ramieniem o mój bark i to wystarczyło, aby moje serce podskoczyło wysoko, podchodząc aż do gardła. A na plecach poczułam drażniący skórę dreszcz, który dotarł pod samą szyję. Nie wiedziałam co się działo, byłam przerażona swoimi odruchami. Czy właśnie tak wygląda zakochanie? Dziewczyny wspominały o motylach w brzuchu, o przyspieszonym sercu i problemach z oddechem. Czy to oznaczało, że ja...

– Jaśmina? – zapytał, więc rozkojarzona spojrzałam mu w oczy, a moje kolana momentalnie zmiękły, gdy jego wzrok tak intensywnie się wwiercał. – Chcesz te kwiaty?

– Nie – odpowiedziałam nadal wpatrzona w jego tęczówki, które słysząc moją odpowiedź złagodniały.

Nie czekał już ani sekundy, tylko wrzucił z powrotem bukiet do kosza i z łomotem zamknął klapę. Podszedł do mnie i bez ostrzeżenia złapał za dłoń. A w moje ciało uderzyły nagłe iskry, które postawiły dęba wszystkie włoski.

– Chodź, wybierzemy farby – oznajmił jak gdyby nigdy nic i pociągnął mnie w stronę domu. A ja nie byłam w stanie skupić się na niczym innym, jak tylko na tym, że jego dłoń zatopiła całą moją drobną rękę. I było to idealnie relaksujące uczucie.

Gdy przekroczyliśmy próg domu, niestety natychmiast mnie puścił i bez słowa zabrał się za dokładne sprawdzanie ścian. Stanęłam po środku kuchni i obserwowałam co robił, w międzyczasie, próbując zapanować nad wciąż rozdygotanym ciałem. Miałam nadzieję, że chłopak tego nie wychwyci i nie zauważy mojej przemiany w galaretkę.

– Super, nie trzeba drugi raz gruntować, jutro od razu zabieram się za malowanie – stwierdził i przejechał otwartą dłonią po gładkiej ścianie.

– Będę mogła pomóc? – od razu mi się wyrwało i dziwnie zniecierpliwiona schowałam dłonie w kieszenie ogrodniczek.

– Skoro chcesz – odparł i wzruszył łagodnie ramionami, dzieląc się przy tym ciepłym uśmiechem, który świadczył, o tym że chyba przypadła mu do gustu moja propozycja.

Odetchnęłam nieznacznie, byłam już spokojniejsza, bo Przemek zdawał się być bardziej otwarty niż rano. Może ochłonął i rzucił w niepamięć wszystko to co powiedziałam, i o co go prosiłam? Jeżeli to prawda, to uważam, że tak było o wiele lepiej. Cieszyłam się, że znów na mnie patrzył, nie unikał mnie, więc uznałam, że bezpieczniej będzie, jeśli nie powrócę na razie do tematu pocałunku i mojego dziewictwa.

– A teraz chodź, sprawdzimy próbki farb, jakie wybrałem i pokażę ci jeszcze raz zdjęcia paneli – powiedział i zaczął zdejmować swoją beżową bluzę przez głowę. Przy tym ruchu, podniósł mu się podkoszulek do góry i odsłonił wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha, które układały się perfekcyjnie w kształcie sześciopaku. Zawstydzona uciekłam wzrokiem w bok, choć i tak czułam, że na policzki wkradł się rumieniec.

Przemek położył bluzę na krzesełku, poprawił sobie biały t-shirt i sięgnął po plecak, z którego wyjął małe opakowania z próbkami farb. Od razu zabraliśmy się za testowanie i zgodnie, po kolei sprawdzaliśmy jedną po drugiej, aby na koniec wspólnie wybrać dwa najlepsze odcienie. W końcu między nami pojawiła się znowu luźna atmosfera, Przemek sam podejmował różne tematy i nawet nie zauważyłam kiedy minęła godzina.

– Idę sprawdzę, tylko co robią chłopcy, bo całkowicie o nich zapomniałam – przyznałam i potrząsnęłam głową z lekkim uśmiechem. Wiedziałam, że nic im nie grozi, byłam pewna, że wykorzystują fakt, że nie ma mnie w pobliżu i oglądają ulubionych youtuberów.

– W zasadzie, to będę już się zbierał, bo wszystko mamy ustalone. Jutro rano zrobię zakupy i przyjadę pewnie około jedenastej – powiedział i chwycił plecak.

Wyszliśmy razem i okazało się, że na dworze zdążył zapaść już zmierzch. Zrobiło się trochę chłodniej, więc opatuliłam się ramionami i energicznie przetarłam po nich dłońmi. Przemek zerknął na mój ruch i wykonał gest ręką, wyciągając ją delikatnie do przodu. W pierwszej chwili byłam pewna, że złapie mnie w objęcia i przyciągnie do siebie, ale on jakby wycofał się ostatecznie ze swojego zamiaru i wcisnął je do kieszeni spodenek. A ja musiałam przełknąć po cichu wywołany tym zawód, bo zapragnęłam wtulić się w jego ramiona.

– Może zostaniesz na kolacji? Zrobiłam pizzę, co prawda już wystygła, ale podgrzejemy – zaproponowałam i zaczęłam dziwnie gestykulować dłonią, bo tak rozpaczliwie chciałam, aby został.

– Dzięki, ale jest późno, pojadę do domu i odpocznę, bo od rana znowu czeka mnie robota – odparł i przyglądał mi się uważnie. Może dostrzegł, że zachowywałam się dziwnie? Musiałam wyglądać śmiesznie przez to nerwowe machanie, jakbym odganiała od siebie niewidzialne muchy.

– Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz i nie masz czasu, naprawdę – zapewniłam, bo poczułam się winna, że tak dużo pracował.

– Przestań, żaden problem, pchełko – odpowiedział szybko, a ja słysząc w końcu słodkie zdrobnienie delikatnie się uśmiechnęłam, więc Przemek równie nieśmiało odwzajemnił uśmiech.

Znów między nami zrobiło się drętwo. Dopadało nas to znienacka i nie wiedziałam skąd ten problem. Jakby ktoś w pewnym momencie zmieniał program naszej relacji.

– A, bo zapomniałbym całkowicie – wtrącił i klepnął się w czoło. – Pojechałem rano za twoją mamą. Starałem się trzymać w takiej odległości, żeby mnie nie zauważyła. Ale, gdy skręciła na osiedle Kościuszki, zgubiłem ją na blokowisku. Jakby weszła do którejś klatki – powiedział i wzruszył ramionami, a ja przygryzłam wargę w zamyśleniu.

– Mówisz, Kościuszki? – zapytałam, a Przemek przytaknął. W mojej głowie chodziły przyspieszone trybiki. Co mogła robić na tym osiedlu?

– Wiesz, kto tam mieszka? Może któraś z jej znajomych? – Przemek również dociekał, a ja nadal w myślach szukałam, ale nic konkretnego nie przychodziło do głowy.

– Pewnie tak, muszę się subtelnie podpytać gdzie mieszkają koleżanki, bo nic mi to nie mówi. Jedynie wiem, że na tym blokowisku mieszkał i pewnie nadal mieszka trener Darek – powiedziałam, bo nagle sobie przypomniałam.

– Będzie można go zapytać czy ją widział – podsunął Przemek, a ja skinęłam twierdząco głową. Trener znał moją mamę, wiedział doskonale jak wyglądała, więc może faktycznie spotkał ją przypadkiem i coś zapadło mu w pamięć.

– Niedługo mamy mecz towarzyski, absolwentki kontra obecny skład, więc wtedy będzie dobra okazja do rozmowy – stwierdziłam i w duchu zrobiło mi się lżej. Miałam nadzieję, że znajdę w tym chociaż jeden, mały punkt zaczepienia do rozwiązania zagadki znikającej mamy.

– Doskonale się składa, to mamy już wstępny plan. A jeśli jutro będzie potrzeba i okazja, to znowu pojadę ją śledzić – stwierdził z zapałem, który mi także w końcu się udzielił. Widziałam w tym coraz większy sens.

Skoro mama nie chciała mi zdradzić swojej tajemnicy, postanowiłam, że nie spocznę póki sama jej nie poznam. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top