Rozdział 7 ''Prawdziwy skarb''
O dziwo, noc przespałam bez żadnej pobudki. Wstałam wypoczęta i gotowa, by stawić czoła rzeczywistości. Jeszcze nie do końca rozbudzona, zeszłam na palcach do kuchni, mając na nadzieję, że spotkam w niej mamę. Spałam tak kamiennym snem, że nawet nie słyszałam, o której wróciła do domu. Chciałam, wypytać o więcej szczegółów dotyczących babci, niż te jakich dowiedziałam się wczoraj późnym wieczorem przez telefon.
Tak jak przeczuwałam, mimo wczesnej godziny, bo zegarek na ścianie w kuchni pokazywał, że ledwo dochodziła siódma, zastałam mamę siedzącą przy stole. Zdawała się być mocno zamyślona, a jedynym łącznikiem ze światem była filiżanka z kawą, którą przysuwała rytmicznie do ust.
– Jak się czujesz? – spytałam specjalnie ściszonym głosem, żeby jej zbytnio nie wystraszyć, ale mama i tak delikatnie drgnęła, bo została wyciągnięta z głębokiego transu.
– Co mówiłaś? – zapytała zaspanym głosem i spojrzała na mnie.
W gardle, aż zdusiłam pisk, gdy zobaczyłam jak marnie wyglądała. Jej blada twarz jeszcze mocniej zbielała, co teraz niekorzystnie kontrastowało z śliwkowymi sińcami pod oczami, których nabawiła się najwidoczniej w ciągu tej jednej nocy.
– Pytałam, jak się czujesz. Chyba kiepsko spałaś. O której tak właściwie wróciłaś? – spytałam strapiona i dosiadłam się do stolika na krzesełko obok.
– A co to za przesłuchanie?! Wróciłam, o której wróciłam! – podniosła głos, a mnie aż wdusiło w krzesło i twarde oparcie wbiło się mocno w łopatki.
Oniemiałam i spojrzałam na nią wzrokiem przepełnionym prawdziwym przerażeniem. Miałam wrażenie, że przede mną nie siedziała moja mama, tylko zupełnie obca osoba. Instynktownie, by ją odnaleźć, wysunęłam dłoń i ułożyłam na jej ręce.
– Mamo, ja się tylko po prostu martwię. Spytałam, jak się czujesz, nie miałam nic złego na myśli – pisnęłam smutno, a każde słowo wydusiłam, walcząc ze łzami. Mama chyba musiała to dostrzec, bo jej mina natychmiast złagodniała. Następnie zabrała rękę i przetarła nią swoją zmęczoną twarz.
– Przepraszam – powiedziała i w końcu ton jaki przybrała, przypominał moją ukochaną mamę. – Nie chciałam na ciebie nakrzyczeć. Po prostu nadal jestem podenerwowana. Wróciłam późno... – Przygryzła wargę, jakby dręczyła ją jakaś myśl, ale odtrąciła ją szybko i mówiła dalej. – I nie odpoczęłam wystarczająco – wyjaśniła i na powrót położyła swoją dłoń na mojej.
Z ulgą splotłam z nią palce i rozkoszowałam się matczynym dotykiem. Jego delikatności niczym pierzastej chmurki na dziecięcym beztroskim niebie, nie można do niczego porównać. Choćbyś w życiu dotknął miliard innych dłoni, żadnego dotyku nie poczujesz tak jak swojej matki. Pełnego troski, bojowego wsparcia, ciepła bijącego prosto z serca i mocy niekończącej się miłości.
– Rozumiem mamusiu, połóż się póki chłopcy śpią. Ja zamierzam zjeść śniadanie i pojechać do babci. Na pewno można ją odwiedzać? – dopytałam na wszelki wypadek, żeby nie zostać odprawioną z kwitkiem, ale mama skinęła twierdząco głową. – A wiadomo już coś nowego? Zrobiono dodatkowe badania?
– Póki co nie, dzisiaj ma mieć kolejne. Tomografię komputerową i wizytę u neurologa, może to rozjaśni, co tak właściwie się wydarzyło. Wiemy tylko, że babcia wstawiła wodę, żeby odgrzać pierogi i najprawdopodobniej o tym zapomniała – mama objaśniła i niedowierzając w to co mówi rozłożyła ręce.
Faktycznie dziwne, żeby babcia miała takie zaniki pamięci, bo nigdy wcześniej się nie zdarzały. Zresztą jest mistrzynią w rozwiązywaniu krzyżówek, zna odpowiedzi na najtrudniejsze hasła, więc jak miała zapomnieć o banalnym garnku?!
– Gdy zorientowała się, że pali się rondelek, w pierwszej kolejności chciała uciec, więc najpewniej przez nieostrożność i panikę upadła, uderzyła się, i straciła przytomność. Taki zbieg nieszczęśliwych wypadków, całe szczęście, że w samą porę znaleźliście się z Przemkiem pod domem. Jeszcze kilka minut... – mama urwała i złapała się za serce, a ja poczułam, jak w nos szczypią mnie zbierające się łzy. – Musimy podziękować Przemkowi, że tak bohatersko postąpił.
– Już to robiłam, ale masz rację, trzeba ponownie. Był ze mną do późnej nocy, pomógł we wszystkim, przy chłopcach, z kolacją, pootwierał okna w domu babci – wyliczałam. – Gdyby nie on, to pewnie ociągałabym się nawet z dzwonieniem na straż pożarną, byłam w takim szoku – przyznałam ze wstydem.
Człowiek, gdy nie ma wcześniej potrzeby, nie zastanawia się, jakby się zachował w tak stresującej sytuacji. Nie przypuszczałabym kiedyś, że gdy przyjdzie co do czego, będę tak bierna, a strach całkowicie mnie sparaliżuje.
– Fantastyczny przyjaciel, taki mężczyzna u boku, to prawdziwy skarb – mama podsumowała z rozczuleniem, po czym załopotała intensywnie powiekami, by zapewne przegonić ckliwe wspomnienia o tacie i związane z tym niechciane łzy.
Wzmianka o Przemku była niezaprzeczalnie trafna. Z kimś takim u boku, człowiek pomimo wielkiej tragedii nadal widzi we wszystkim sens. Ma siłę stanąć do walki i wygrać każdą rozgrywkę, nawet jeśli droga do tego okaże się być wykańczająca. Uświadomiłam sobie, jak wiele razy Przemek tak stawał na mojej straży i dodawał odwagi. Jak pilnował, troszczył się i dogadzał jak najprawdziwszej księżniczce.
Czy robił tak dlatego, że byłam mu najdroższą przyjaciółką? W końcu przecież to naturalne, że tak się dba o najbliższych. Czy może dlatego, że jednak darzył mnie głębszymi uczuciami? Choć przecież ostatnio stwierdził wprost i zawsze podkreślał, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale może dlatego, że to ja już na wstępie tak zaszufladkowałam naszą znajomość? Obnażając się z domniemanej homoseksualności, która aktualnie nie była niczym takim pewnym.
– A co to za zamieszanie?!
Aż się wzdrygnęłam, bo podniesiony głos mamy wyrwał mnie z ciężkich rozmyślań.
– Co to za ludzie?! – powiedziała zdumiona i wyglądała przez okno, wyciągając przy tym mocno szyję.
Zaintrygowana wychyliłam się za nią i próbowałam dojrzeć co wprawiło ją w takie ożywienie. Zmarszczyłam czoło, gdy spojrzałam w stronę bramki.
– Przecież to Przemek – stwierdziłam, bo już z daleka rozpoznałam muskularną sylwetkę.
Wielki niczym dąb, kręcił się wokół nieznajomych mężczyzn i górował nad nimi, jakby stał z krasnalami. Gestykulował o czymś energicznie, wskazywał na dom babci, następnie otworzył bramę i ruszył w stronę naszego.
W tym samym momencie rozdzwonił się mój telefon, chwyciłam go w dłoń, ale nie odebrałam, tylko podbiegłam do drzwi. Gdy otworzyłam, Przemek wchodził już po schodkach na taras. Mieszkaliśmy w typowym klocku, jakie budowano w latach osiemdziesiątych z wysoką piwnicą i strychem na poddaszu.
– Cześć, Pchełko! Dzwoniłem właśnie – przywitał się, podszedł blisko i zanim nachylił się, żeby pocałować mnie na przywitanie, przekręcił sobie czapkę daszkiem do tyłu.
– Hej? – zdążyłam zareagować, ale w sekundę zamilkłam, bo chłopak przysunął się do mnie i musnął ustami policzek, a ja odruchowo złapałam go za ramiona, i przyciągnęłam blisko siebie.
Dopiero, gdy znalazł się o krok przede mną, znów poczułam, jak bardzo potrzebowałam się przytulić, więc wkleiłam się w niego całym ciałem.
– Co ty tu robisz? – spytałam nadal trzymając się go kurczowo.
– Przepraszam, że tak bez ostrzeżenia, ale ojciec ogarnął ekipę sprzątającą. To jego dobry znajomy i zajmą się priorytetowo mieszkaniem twojej babci, nawet przed godziną ósmą, żeby nie przesuwać w czasie za dużo innych zleceń – wytłumaczył, zbliżającą się w naszym kierunku ekipę ze specjalistycznym sprzętem.
– Przemek, nawet nie wiem co powiedzieć...
Usłyszałam za plecami wzruszony głos mamy, więc oderwałam się od chłopaka i odwróciłam w jej stronę.
– Nie wiem, jak mamy dziękować za to co dla nas robisz – wykrztusiła już z oczami pełnymi łez, podeszła do niego i mocno przytuliła.
– Naprawdę, nie ma za co, pani Sylwio. Cieszę się, że mogę chociaż w taki sposób pomóc – Przemek odparł uprzejmie, potem schylił się niezdarnie, by odwzajemnić uścisk. Mama była niższa ode mnie, więc tym bardziej miał utrudnione zadanie. – I tak jak obiecałem Jaśminie, proszę się nie martwić kwotą, wszystko zostało już opłacone.
– Nie zgadzam się na to, z czasem wszystko oddamy, co do gorsza – mama zapewniała zakłopotana, a ja odczuwałam te emocje razem z nią i zgadzałam się z jej słowami.
– Nie ma takiej potrzeby. To przyjaciel taty, załóżmy, że był winien mu przysługę, więc proszę tym się nie kłopotać – Przemek odpowiedział grzecznie i poklepał ją przyjacielsko po plecach.
Ze wzruszenia zaczęłam ocierać mokre kąciki oczu, w nadziei, że chociaż trochę uda się zatamować kolejny, słony potok. Przemek uniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy, na co moje serce się rozszalało i zaczęło biec w nieznanym dotąd tempie. Posłał mi skromny uśmiech, taki pełen wsparcia i niosący pomoc nawet na odległość, który z ledwością odwzajemniłam, bo miałam tak zduszone gardło.
– Już do państwa idę! – mama zwróciła się do mężczyzn zgromadzonych na podwórku.
Wyswobodziła się z objęć Przemka, opatuliła się szlafrokiem i zeszła z tarasu. Ruszyłam automatycznie za nią, bo również chciałam być uczestnikiem rozmowy, ale gdy tylko zrobiłam dwa kroki, Przemek złapał mnie za przedramię i powstrzymał.
– Jaśmina, gdzie idziesz? – zapytał, a ja spojrzałam na niego jak na szaleńca, bo nie rozumiałam o co mu chodziło i czemu zadał tak idiotyczne pytanie. – Poczekaj, załóż coś – stęknął zmieszany, jak nigdy dotąd i przelotnie zerknął na mój strój.
Spojrzałam na dół i w mig się zarumieniłam, bo miałam na sobie jedynie koronkową czarną koszulę nocną. Chłopak nie czekał na moją reakcję bądź tłumaczenie, tylko zdjął przez głowę szarą bluzę i podał mi.
– Załóż chociaż to – bąknął spłoszony i nadal unikał ze mną kontaktu wzrokowego.
– Dzięki – mruknęłam, chwyciłam szybko pożyczone ubranie i narzuciłam na siebie bez sprzeciwu. Sama zapragnęłam, schować przed nim odsłonięte zbyt odważnie ciało. Teraz w dodatku zjeżone od elektryzującej gęsiej skórki.
Minęłam go niewiarygodnie skrępowana i zbiegłam po schodkach w stronę mamy, która stała przed domem i rozmawiała ze starszym mężczyzną. On jako jedyny nie brał udziału w sprzątaniu pomieszczeń. Zapewne był to wspomniany przez Przemka znajomy jego rodziców, który właśnie tłumaczył szczegółowo etapy oczyszczania i mówił ile mniej więcej to potrwa.
– Mogą państwo wracać do domu, tak jak mówiłem, gdy skończymy ozonowanie poinformuję panią. Niestety, ale trochę nam się zejdzie, ponieważ musimy oczyścić dwa pomieszczenia – objaśniał prostym językiem. – Po ozonowaniu należy wywietrzyć pokoje i najlepiej wchodzić do nich nie wcześniej niż po czterech godzinach od odkażania – poinstruował, a mama kiwała głową w pełnym skupieniu.
– Rozumiem wszystko, bardzo dziękujemy za taką błyskawiczną interwencję – odpowiedziała z wyraźną ulgą i widziałam, jak schodzi z niej pomału jedno zmartwienie.
Pożegnała się z mężczyzną i ruszyła w stronę domu. Minęła mnie i po raz drugi poklepała Przemka wdzięcznie po ramieniu. Chłopak niedawno do nas dołączył i przysłuchiwał się rozmowie. Po mamie ulotnił się również kierownik ekipy i raptem zostaliśmy sami na całym podwórku.
Znów powietrze jakby zgęstniało, bo ledwo dyszałam i utrudniało odwrócenie się w stronę chłopaka, którego ciepły oddech czułam niemal na plecach. Ale nie miałam wyjścia i powoli, jak na zwolnionej rolce filmu, odwróciłam się do przyjaciela, przy akompaniamencie walącego w piersi serca. A od tych mocnych uderzeń, aż przytykało mi uszy. Co się ze mną działo?!
– Jeszcze raz naprawdę dziękuję, za wszystko co dla nas zrobiłeś – powiedziałam cicho i drgnęłam nieporadnie barkami, bo zdawało mi się, że moje podziękowania są śmieszne i nic nieznaczące w porównaniu do jego zasług. Speszona odnalazłam spojrzenie Przemka i znów poczułam nieznajome dotąd ukłucie serca.
– Całe nic, naprawdę chciałbym dużo więcej. Obiecuję, że pomogę przy remoncie – powiedział gorliwie, a ja nie mogłam tego wręcz słuchać, bo nie mieściłam już w głowie całej oferowanej pomocy.
– Nie umniejszaj sobie, mało kto zachowałby się tak na twoim miejscu – odpowiedziałam przekonana. Nie każdy byłby zdolny do takiego zaangażowania, a co dopiero do tego, by wskoczyć dla kogoś w ogień, ryzykując tym własne zdrowie.
– Nie przesadzaj. – Przemek machnął obojętnie dłonią, jakby zapomniał, że wczoraj wbiegł prosto w płomienie. – Jak się czuje babcia?
– Póki co dobrze, dzisiaj ma mieć kompleksowe badania, żeby sprawdzić czy nie doszło do urazu głowy i czy nie miała wstrząśnienia mózgu podczas upadku – powiedziałam i schowałam dłonie w kieszenie jego bluzy. Była tak długa, że sięgała mi do kolan i udawała efektownie dresową sukienkę. – Zamierzam zjeść śniadanie i do niej pojechać. Mama zostanie w domu i odpocznie, bo wróciła późno w nocy.
– Mogę cię podwieźć. Pojadę do domu, zostawię rower i wrócę samochodem. Obrócę w dwadzieścia minut, akurat powinnaś być wtedy gotowa – zaoferował się zaangażowany.
– Nie ma potrzeby – odmówiłam, kręcąc przy tym zdecydowanie głową. – Zamówię taksówkę albo pojadę rowerem. Ty już zrobiłeś zbyt dużo. Jedź do domu, odpocznij, wyśpij się, zasługujesz na odpoczynek.
– Na pewno? – Przemek westchnął zawiedziony i spuścił głowę. – To dla mnie żaden problem, dzisiaj i tak odpuszczam pracę w ośrodku, więc nie mam żadnych istotnych planów – przekonywał niezrażony.
– Dziękuję, ale nie. Zrób coś dla siebie, pograj, odpocznij, może spotkaj się z Amandą i przeproś ją w moim imieniu, że musiałeś odwołać randkę – powiedziałam, a słowa ciężko przebiły się przez zadziwiająco zduszone gardło.
Przemek, gdy usłyszał moją sugestię, zacisnął szczękę i pokiwał rytmicznie głową, jakby wpadł w trans niczym piesek kiwaczek na desce samochodu.
– Pomyślę o tym – odparł krótko. Zdjął czapkę, przetarł dłonią włosy i założył z powrotem, tym razem układając daszkiem do przodu. – W takim razie wracam do domu, a ty daj znać jak się czegoś dowiesz nowego o babci bądź jeśli będziesz potrzebowała jednak podwózki, czy po prostu pomocy – powiedział, stawiając już małe kroki do tyłu i zwiększając między nami odległość.
– Dobrze. Jeszcze raz dziękuję za wszystko – rzuciłam, a chłopak posłał mi życzliwy uśmiech, który wyglądał na nieco wymuszony.
Zacisnęłam usta w wąską linię, bo nagle zrobiło mi się przykro. Zdawało mi się, że atmosfera między nami zmieniała się w zastraszającym tempie, czy może tylko niepotrzebnie się nakręcałam? Może to był wytwór mojej wyobraźni, która w ostatnim czasie mocno szwankowała na wielu płaszczyznach. Gubiłam się nie tylko w uczuciach, myślach, ale nawet w swoim zachowaniu. Doszukiwałam się w Przemku wymownych znaków, a to przecież ja zaczynałam czuć przy nim nowe doznania. Nawet teraz moje ciało kryło się nastroszoną skórką i nie chciało złagodnieć pomimo ciepłej bluzy, którą miałam na sobie. Patrzyłam na plecy oddalającego się chłopaka i nie potrafiłam oderwać oczu.
No właśnie bluza!
– Przemek! – krzyknęłam, a chłopak niemal natychmiast się odwrócił, jakby tylko na to czekał. – Zapomniałeś bluzy! – Chwyciłam za ściągacz i już chciałam zdjąć ubranie, ale mnie powstrzymał
– Zostaw – odparł i skrzyżował ze mną łagodny czekoladowy wzrok. – Na tobie lepiej leży – dodał z lekkim uśmiechem, odwrócił się i zaraz potem zniknął za furtką.
Przymknęłam oczy i objęłam się szczelnie ramionami, a nos zanurzyłam w dobrze znanym mi zapachu. Który od dłuższego czasu był tak swojski, jakby należał do mnie samej, a przecież był zapachem perfum mojego przyjaciela.
Sprawa komplikowała się coraz mocniej i nie wiedziałam co począć. To odpowiedni moment, na szczere pogaduchy z dziewczynami. Po wizycie w szpitalu, musiałam koniecznie zorganizować spotkanie z przyjaciółkami.
*
Nie lubiłam zapachu szpitala. Ciężka, drażniąca nozdrza woń przywodziła na myśl, jedynie ostatnią drogę taty. To tutaj spędziliśmy ostatnie wspólne chwilę całą rodziną. Do końca nie mogłam się pogodzić z niesprawiedliwym losem, a tato tak bardzo chory, pozbawiony swoich sił, potrafił nadal walczyć o nasz uśmiech i udowadniał, że świat nadal jest piękny. To właśnie dzięki niemu miałam siłę pozostać sobą, chciałam udowodnić mu, że miał rację i pragnęłam, aby podziwiał moje życiowe kroki z góry.
Odnalazłam interesującą mnie szpitalną salę i ostrożnie uchyliłam drzwi. Na drugim łóżku przy oknie, leżała babcia Marysia. Nie spała, miała otwarte oczy i wpatrywała się zacięcie w pustą ścianę przed siebie, jakby mocno czymś przejęta. Moje serce momentalnie przyspieszyło i zaczęło walczyć z nagłymi uciskami. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego, choćby nie wiem jaką maskę planowała przede mną zaraz przywdziać, zapamiętam wyraz wystraszonych oczu.
Przełknęłam ślinę i wzięłam powolny wdech, w tamtej chwili mógł nam pomóc wyłącznie spokój. Nikomu nie potrzeba już więcej stresu.
– Dzień dobry – powiedziałam półszeptem, żeby nie zaskoczyć zbytnio starszych pań, ale pomimo dobrych zamiarów, obie gwałtownie odwróciły się w moją stronę.
– Och, moja najdroższa wnusia, witaj! – babcia odpowiedziała lekko drżącym głosem i podsunęła się do góry, żeby przybrać bardziej siedzącą pozycję. – Jaśminko, co tu robisz?
– Musiałam cię zobaczyć – odparłam zmartwiona i nie potrafiłam ukryć uczuć, więc moja twarz przedstawiała teraz zapewne smutny obraz.
Obeszłam łóżko pierwszej pacjentki, chwyciłam za małe białe krzesełko i przysunęłam do babci najbliżej jak tylko się dało.
– Jak się czujesz? – spytałam, nachyliłam się i ucałowałam babcię w policzek. Kobieta od razu odnalazła moją dłoń i złapała z uczuciem, tak jak zazwyczaj to robiła. Tylko tym razem miałam wrażenie, że nasze role się odwróciły i to ja byłam tutaj po to, żeby pocieszać.
– Już dobrze kochanie, mam nadzieję, że mnie wypuszczą dzisiaj, najpóźniej jutro – odparła ufnie, a ja przyjrzałam się jej z bliska.
Ona również przez tę noc się postarzała, mimo młodego ducha jej twarz zbiedniała i straciła dotychczasową radość. Wyglądała krucho i nieporadnie z wielkim białym gipsem na ręce. Ciekawe, czy po mnie też było widać trudy ostatnich nocnych przeżyć?
– Wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu. Nie ma to jak własne kąty – rzuciła, a ja zakłopotanym spojrzeniem chyba wystarczająco dałam jej do zrozumienia, że to nie taka prosta sprawa. – A no tak... – przyznała, gdy dotarły do niej wczorajsze wydarzenia i związane z tym konsekwencje.
– Nie martw się babciu, wszystko mamy pod kontrolą. To kwestia kilku dni, jak będziesz mogła już wrócić do siebie. Póki co masz dach nad głową, u nas jest mnóstwo miejsca. Mogę odstąpić ci mój pokój – uspokajałam, żeby nie zamartwiała się dodatkowo.
– Jest, aż tak źle? – zapytała z grymasem i czujnie przyglądała się mojej twarzy.
– Nie, naprawdę wszystko jest na dobrej drodze. Dzięki Przemkowi, mieszkanie jest właśnie oczyszczane, poczekamy kilka godzin na wywietrzenie z ozonu i zamierzamy pomału remontować – wyjaśniłam, próbując mieć ciągle opanowany głos, żeby bez problemu przekonać nim babcię.
– Słyszałam od mamy co zrobił... – urwała i położyła sobie dłoń na piersi. Wystraszyłam się i spojrzałam na nią zlękniona, ale ona spokojnie zmrużyła powieki, i subtelnie pokręciła głową, dając mi znak, że po prostu się wzruszyła.
– Tak, Przemek zachował się jak prawdziwy bohater. Zrobił tak wiele i jeszcze ma w planach dalszą pomoc, chociaż nikt go o to nie prosił. Gdyby nie on... – zatrzymałam się słowami, ale moje łzy nie miały najmniejszego zamiaru na postój i właśnie wylewały się wartkim strumieniem. – Naprawdę nie wiem, jak mu dziękować, tak dużo zrobił.
Babcia okryła dłonią moją rękę i zaczęła ją pieszczotliwie głaskać. Zawsze tak robiła, gdy kładła nas do snu bądź, gdy próbowała powstrzymać przypływ smutku.
– Opowiesz mi wszystko? – zapytała niepewnie.
Uznałam, że miała prawo wiedzieć, jak to wyglądało z mojej perspektywy. Otarłam łzy, uspokoiłam rozszalały oddech i zaczęłam ostrożnie opowiadać po kolei wszystkie fakty, od momentu ujrzenia dymu w oknie, po akcje ratowniczą i dzisiejsze sprzątanie. A prawda jest taka, że każda z tych faz tragedii została opanowana dzięki obecności i niezawodnej pomocy Przemka.
Babcia w skupieniu wysłuchała całej historii i ponownie strapiona wyjrzała przez okno, żeby zebrać myśli.
– Przemek, to niesamowity mężczyzna. To szczęście, że spotkałyśmy go w swoim życiu. Taki mały skarb – podsumowała, a ja nie mogłam się z tym nie zgodzić i słysząc jej słowa nareszcie uśmiechnęłam się szeroko. – No może nie taki mały, całkiem, całkiem spory – rzuciła i już wróciła spojrzeniem do mnie po to, by mrugnąć zaczepnie okiem.
– Babciu, że też ci przychodzą nadal takie skojarzenia do głowy. – Mimo wszystko roześmiałam się, dzięki takiej luźnej pogadance miałam szansę nabrać dystansu. Skoro babcia była w dobrym nastroju, może jednak nic poważnego jej nie dolegało, a jedynie ja nadal przewrażliwiona wczorajszym wypadkiem, doszukiwałam się nowych kłopotów.
– Przypomina mi bardzo twojego tatę – wyznała, a ja w moment poczułam, jak klatka mi się zwęża i utrudnia swobodny oddech. – Wiecznie wesoły, ambitny, pomocny, energia go wręcz roznosi, a świat widzi w samych jasnych kolorach. Takimi ludźmi trzeba się otaczać. Pilnuj się go Jaśminko, czy jako przyjaciela, czy jako faceta, sama zdecyduj, ale miej go przy sobie, będę wtedy spokojna – powiedziała ze słyszalną prośbą w głosie.
Zmarszczyłam czoło i już chciałam spytać, czy miała coś konkretnego na myśli, gdy na salę weszła pielęgniarka.
– Dzień dobry, pani Orzechowska – zwróciła się do mojej babci. – Jedziemy na tomograf, proszę siadać na wózek.
– Kobiecino, czyś ty zwariowała?! Jaki wózek?! Mam jeszcze sprawne nogi i nie zamierzam się wozić! – oburzyła się babcia i odgarnęła zamaszyście kołdrę.
– Babciu, może posłuchaj pani, po co masz się przemęczać? – zasugerowałam subtelnie, bo nie widziałam sensu, by się stawiać.
– Nie gadaj bzdur, chodzić jeszcze umiem. Podaj mi rękę – odparowała i wyciągnęła w moją stronę zdrowe ramię. Nie miałam wyjścia, musiałam jej pomóc, bo zaraz byłaby skłonna oznajmić, że na żadne badanie nie pójdzie, jeśli nie mogła zrobić tego o własnych nogach.
Babcia złapała mnie kurczowo za rękę i poderwała się z łóżka. Na stopy wsunęła białe klapeczki i posyłając zawistne spojrzenie pielęgniarce wyszła z sali z gracją. Nie powstrzymałam się i parsknęłam cicho pod nosem, obserwując, jak bujała biodrami niczym modelka na fashion week.
– A ty Jaśminko, leć do domu, to trochę potrwa, nie ma sensu, żebyś tutaj sama siedziała – odezwała się babcia, zanim zniknęła na korytarzu.
Ruszyłam szybko przed siebie i wyszłam z sali zaraz za nią.
– Jesteś pewna? – zapytałam sceptycznie, bo nie widziało mi się zostawiać ją samą po raz kolejny. Niby była tutaj pod stałą opieką, ale nie chciałam, żeby poczuła się osamotniona.
– Tak, wnusiu. Powiedz mamie, że odezwę się po badaniach – odparła lekko i posłała w powietrzu buziaka, którego odwzajemniłam, całując swoje palce.
Korciło mnie, żeby pójść poszukać lekarza, aby wypytać o stan babci, jednak koniec końców uznałam, że może lepiej się wstrzymać, bo po tym badaniu będzie więcej wiadomo. Zresztą mama na pewno przemaglowała w nocy cały personel, więc byłyśmy na bieżąco.
Wyszłam ze szpitala i z ulgą zaczerpnęłam świeżego powietrza. Mimo że nadal była wczesna godzina z nieba lał się żar. Postanowiłam, że przeszukam piwnicę w domu, wyciągnę basen i rozstawię chłopcom na podwórku. Może sama skorzystam i chociaż trochę odgonię od siebie każdą dołującą i niepokojącą myśl.
W międzyczasie wystukałam wiadomość do dziewczyn i wyszłam z propozycją wieczornego spotkania, na którą każda ochoczo przystała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top