Rozdział 2 ''Potrzebujesz faceta''

Teraz

Szurałam podeszwami o chodnik, by zakłócić tę krępującą ciszę. Stopy poruszały się rytmicznie, a chrzęszczący piasek pod butami odwracał uwagę od przygnębiających myśli. Wzrok wbiłam w szarą kostkę brukową i starałam się z całych sił, aby nie zerkać w bok, gdzie ramię w ramię szła moja kolejna nieudana randka.

Jeszcze trzy dni temu, po szalonej tanecznej nocy spędzonej wspólnie na parkiecie studenckiego klubu, wydawało się, że dzisiejsza kolacja, to fantastyczny pomysł. Niestety bardzo się myliłam. Impreza suto zaprawiana alkoholem, zdecydowanie różniła się od spędzania czasu sam na sam.

Po raz kolejny czar prysnął szybciej niż się pojawił, a trzeźwość umysłu nie pozostawiła żadnych złudzeń. Rozmowa nie kleiła się już na dzień dobry, a później było tylko gorzej. Różnice wypływały pod każdym względem i dotyczyły wielu aspektów życia, przez co zniknął nawet dotychczasowy pociąg fizyczny.

Nie wiem, czy Diana czuła to samo, ale mnie już drażnił nawet jej herbaciany zapach, który atakował nozdrza przy każdym małym podmuchu czerwcowego wiatru. Kłopotliwą sytuację ratowała jedynie aura wokół. Noc przyjemnie łaskotała skórę wyższą temperaturą, a ciepłe powietrze wysyłało wyraźne znaki, że zbliżało się upragnione lato. Najcudowniejsza pora roku, jaka istniała.

Zatrzymałyśmy się przy drzwiach bloku, w którym wynajmowałam stancję na pierwszym piętrze, a ściślej jednoosobowy pokój. Diana mieszkała w akademiku, więc było jej po drodze, żeby podejść ze mną ten mały kawałek.

Dziewczyna stanęła naprzeciwko i skupiła swój wzrok na mnie. Jej ładną smukłą buzię, upstrzoną pomarańczowymi piegami, oświetlały teraz białe lampy latarni, a zielone oczy błyszczały niczym szmaragdy. Nic dziwnego, że zwróciłam na nią uwagę w klubie.

– Dzięki za spotkanie – Diana powiedziała miękkim, przyjemnym głosem. Właśnie za to lubiłam i podziwiałam kobiety, za ich naturalną delikatność, której na próżno można było szukać w mężczyznach.

Uśmiechnęłam się skromnie i pomyślałam z żalem, dlaczego znowu nie mogło się udać? Co było ze mną nie tak? Przecież widziałam, jak Diana się starała, zagadywała, a ja z każdą minutą wycofywałam się bardziej. Z takim podejściem i brakiem zaangażowania nigdy nie znajdę miłości. A już nie wspominając o miłości swojego życia.

O ile pierwsze kontakty czy zbliżenia przychodziły mi względnie łatwo, tak gdy tylko nadchodził moment, by się otworzyć, natychmiast szczelnie się zamykałam. I dalej czekałam naiwnie na księcia, a w moim przypadku chyba nawet bardziej na księżniczkę na białym koniu, która wkroczy do akcji i wywojuje w zażartej walce moje względy.

Kolejna komplikująca wszystko sprawa, to moja zagadkowa orientacja seksualna. Jeszcze w liceum byłam pewna, że jestem w stu procentach homoseksualna. Mój wzrok wędrował w stronę koleżanek, zwracałam uwagę na ich figurę i rysy twarzy. A w moich nocnych fantazjach, główne role odgrywały zazwyczaj bohaterki damskiej płci. Lecz prawda jest taka, że dostrzegałam również przystojnych kolegów, podziwiałam męskie kształty, ale do nich podchodziłam sceptycznie i nie miałam ochoty na żadne bliższe relacje.

Jednym słowem byłam zagubiona we własnym ciele i uczuciach. Szukałam szczęścia, lecz nie wiedziałam zupełnie gdzie je znaleźć. Księżniczki w bajkach zazwyczaj nigdy się nie starały, wystarczyło, że były w opałach, a już zjawiał się najdzielniejszy rycerz i ratował ją przed wszelkim złem.

– Jaśmina?

Westchnęłam zdołowana. Całkowicie odleciałam i zapomniałam gdzie i z kim byłam. Ponownie skupiłam spojrzenie na dziewczynie, która stała przede mną i przybliżyła się nieśmiało.

– Jasne, ja też dziękuję – bąknęłam z rezerwą.

Byłam na siebie coraz bardziej zła, że tak szybko ją skreśliłam. Przecież, by człowiek poczuł się swobodnie w czyimś towarzystwie i zaufał mu, potrzeba czasu. Jedna wspólna, niezapomniana impreza nie przybliży nas do siebie. Musiałam wreszcie wrzucić trochę na luz i nie szukać gruszek na wierzbie.

– Spotkasz się jeszcze ze mną? – Diana spytała niepewnie i nerwowo przygryzła dolną wargę, a ten gest naprawdę wyglądał ponętnie.

Szlag, może po prostu nie nadawałam się do głębszych uczuć, tylko czysto fizycznych?

– Wiem, że rozmowa nam się dzisiaj nie kleiła, ale byłam trochę zestresowana... – Diana zaczęła ostrożnie.

– Dianka, poczekaj – wtrąciłam się i zatrzymałam tym samym bieg jej myśli. Nie chciałam, żeby się tłumaczyła, bo zupełnie nie miała z czego. – Z przyjemnością spotkam się z tobą po raz drugi – odparłam, obiecując sobie w duchu, że dam jej szansę. Chociaż jedną. Jeśli znowu nie wypali, nie będę męczyła ani siebie, ani nie będę dawała jej złudnych nadziei.

Dziewczyna, słysząc moje słowa posłała mi promienny uśmiech, którego nie byłam w stanie nie odwzajemnić, więc również uniosłam kąciki do góry. Wtedy Diana nachyliła się nisko, ostatni raz spojrzała mi w oczy i przysunęła swoje usta do moich. Miękkie wargi musnęły nieśmiało, jakby obawiając się mojej reakcji, ale nie zaprotestowałam i oddałam leniwy pocałunek.

Pieszczota płynęła spokojnie po ciele, niosła lekkość, ale nie rozpalała wnętrza. Znowu szybciej zgasło niż zapłonęło. Rozbłysło niczym zimne ognie, które narobiły hałasu, zachwyciły widokiem, a potem znikły, zostawiając po sobie jedynie cienką strużkę dymu.

Przyjemność trwała krótką chwilę i zniknęła razem z oderwaniem warg dziewczyny. W moim brzuchu nie rozszalały się egzotyczne motyle, a w głowie nie ćwierkały skowronki. Mogłam się z nią całować, dotykać ją, ale nie chciałabym się w nią wtulić i poszukać oparcia na jej ramieniu.

Może po prostu nie nadawałam się do głębszych uczuć? Tylko do jednorazowych powierzchownych zbliżeń bez zaangażowania? W dodatku tylko takich, które nie przekraczałyby mojego komfortu i intymnej nagości. Bo na samą myśl, że miałabym się przed kimś obnażyć, dostawałam skurczów żołądka.

– Może uda nam się spotkać w wakacje? Mogłabym do ciebie przyjechać – Diana zaproponowała z nadzieją, po czym odsunęła się nieznacznie, a ja odetchnęłam, gdy odzyskałam luźną przestrzeń.

– Fajny pomysł, jeszcze się zgadamy w takim razie – spławiłam ją subtelnie, bo póki co sama nie wiedziałam, co powinnam myśleć na ten temat. Miałam tylko cichą nadzieję, że na głos nie zabrzmiało tak niemiło jak w moich myślach. W końcu postanowiłam dać jej szansę, przecież to nie jej wina, że w głowie miałam mętlik.

– Super! – odparła entuzjastycznie. – To do zobaczenia i daj znać, jak wyniki egzaminu – powiedziała, wyciągnęła otwarte ramiona, więc skopiowałam ruch i objęłam ją po przyjacielsku.

Na klatkę wbiegłam bez zbędnego oglądania się za siebie. Schody pokonałam w kilku krokach i już otwierałam drzwi na stancję. W progu od razu potknęłam się o rozrzucone buty Sebastiana. Z niechęcią sięgnęłam po adidasy współlokatora i ustawiłam w równym rządku pod ścianą z zresztą butów domowników.

Nigdy nie pojmę, skąd w ludziach bierze się lenistwo. Wszystko wolą zrobić szybciej, byle jak, aby tylko odbębnić i mieć labę. Zachowują się, jakby przestrzeń wokół nie miała znaczenia dla naszego lepszego funkcjonowania. A przecież to, czym się otaczamy, ma ogromny wpływ na samopoczucie. Jeżeli wokół króluje brud i bałagan, w jaki sposób w sercu ma zapanować ład?

By zbudować szczęśliwe życie, trzeba zacząć od niezbędnych podstaw. Od schludnego otoczenia, pełnowartościowego jedzenia, harmonii snu, szczerej przyjaźni i co najgorsze od prawdziwej miłości. Niestety mogłam sobie tylko o tym pomarzyć, więc dlatego tak pedantycznie podchodziłam do codzienności.

Nawet nie zahaczałam o kuchnię, bo wolałam nie widzieć w jak opłakanym jest stanie. Akurat tego mogłam być pewna, ze względu na odgłosy, dochodzące z drugiego pokoju. Głośne śmiechy, mieszały się z muzyką trance, a w całym domu unosił się ostry zapach palonego zielska. Mieszkanie z dwoma chłopakami, to nie lada wyzwanie. Czasami czułam się jak ich matka, sprzątaczka i opiekunka w jednym.

Weszłam do pokoju i rzuciłam torebkę na łóżko zasłane kocem w brązową panterkę. Lubiłam zwierzęce motywy, więc sporo rzeczy można było u mnie znaleźć z takim wzorem. Rozejrzałam się po pokoju z dziwnym uczuciem nostalgii. Ten rok akademicki niewiarygodnie szybko minął, a ja naprawdę pokochałam te cztery kąty i czułam się w nich jak u siebie w domu.

Pomieszczenie może nie było imponujące, jeśli chodzi o metraż, ale jak na samotną studentkę pierwszego roku historii, zdecydowanie wystarczające. I tak większość czasu spędzałam poza mieszkaniem. Po zajęciach zazwyczaj gnałam na trening koszykówki do miejskiego klubu, a wieczorem prowadziłam zumbę w popularnym ośrodku fitness. Miesiąc temu ukończyłam szkolenie i otrzymałam licencję oraz legitymację instruktora, więc mogłam oficjalnie podjąć pracę w studenckim klubie.

Usiadłam przy biurku i włączyłam laptop. Zerknęłam jeszcze na zegarek na nadgarstku. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, więc wyniki z ostatniego egzaminu powinny pojawić się lada chwila na wirtualnym indeksie.

Załadowałam stronę i od razu zalogowałam się do uczelnianego portalu. Czekałam dłuższą chwilę, aż zawieszona klepsydra się ruszy i w końcu wyświetli upragnioną informację. W końcu pojawiło się moje konto i odetchnęłam z wyraźną ulgą. Przy przedmiocie widniała czwórka.

Czyli oficjalnie zaczęłam wakacje. Skoro zaliczyłam ostatni egzamin, mogłam spokojnie wracać do domu już jutro, a nie w niedzielę, jak wstępnie planowałam. Musiałam tylko sprawdzić połączenie Gdańsk-Chełm i zarezerwować bilet.

Odszukałam ikonkę Skype i nawiązałam rozmowę z przyjaciółkami z rodzinnego miasta. Mimo że każda z nas poszła w swoją stronę, pilnowałyśmy, by pisać do siebie kilka razy w tygodniu i co najmniej dwa razy odbywać rozmowę na kamerce. Poznałyśmy się w gimnazjum, gdzie każda z nas uczęszczała do klubu koszykarskiego. Wspólna pasja połączyła nas na lata i sprawiła, że byłyśmy nierozłączone.

Po chwili oczekiwania, na ekranie laptopa pojawiły się twarze dziewczyn.

– Siemanko! – Pierwsza w okienku wyskoczyła, jak zwykle roześmiana, Irka. – Jak się cieszę, że cię widzę!

Dziewczyna siedziała w swoim cukierkowym pokoju, prosto z bajki o małej księżniczce. Jej ulubionym kolorem był róż, który wplatała nie tylko w wystrój wnętrz, ale też w codzienny ubiór, co zjawiskowo kontrastowało z jej czarnymi, krótkimi włosami.

Czyli Irka zjechała już na stare śmieci z Warszawy, gdzie studiowała i mieszkała ze swoim chłopakiem Bartkiem.

– Cześć, Jaśminko!

Obok uchachanej Irki, wyświetliła się twarz Blanki, która była zupełnym przeciwieństwem naszej zwariowanej kumpeli. Dziewczyna z długimi blond włosami niczym Roszpunka, była roztropna i zawsze panowała nad emocjami.

Blanka chyba też wróciła do Chełma, co prawda nie rozpoznawałam pomieszczenia w tle, ale na pewno nie był to pokój w rodzinnym domu ani stancja, którą wynajmowała w czasie studiów. Zapewne musiała być w domu swojego chłopaka Ariela, z którym była nierozdzielna niczym papużki nierozłączki.

Moje najdroższe przyjaciółki odnalazły swoje miłości w liceum, a ja mogłam jedynie przyglądać się temu z zazdrością. Oczywiście pomimo moich niepowodzeń, kibicowałam im z całego serca i cieszyłam się ich szczęściem.

– Aśka, opowiadaj jak randka?! – krzyknęła podekscytowana Irka, która zawsze była głodna pikantnych historyjek.

Dziewczyny zazwyczaj zwracały się do mnie używając ksywki „Asia'', której dorobiłam się, trenując koszykówkę. Trener Darek wymyślił ten zwrot, by był szybszy i łatwiejszy w przekazie niż imię Jaśmina. Przydomek się przyjął i w liceum byłam znana wyłącznie jako Asia. Z kolei na studiach zwracano się do mnie już pełnym imieniem, w domu również i zawsze robił to mój przyjaciel Przemek, który twierdził, że mam bajeczne imię niczym księżniczka Disneya.

– Randka... – westchnęłam zawiedziona, bo nie wiedziałam, jak ubrać w słowa swoje uczucia. – Czuję, że to nie to – dodałam i zdołowana drgnęłam barkami.

– Oj Aśka, naprawdę zaczynasz zachowywać się jak zrzędliwa stara panna. Wymyślasz i doszukujesz się wszędzie cudów – zaatakowała mnie Irka, która nigdy nie przebierała w słowach i mówiła otwarcie co myśli.

Ja z kolei zawsze starałam się, aby swoją wypowiedzią nikogo nie urazić i dla każdego chciałam dobrze. Między innymi dlatego postanowiłam dać drugą szansę Diance.

– Irka, daj jej spokój, nie naskakuj, przecież to nie jest wyścig – stanęła w mojej obronie Blanka.

– I dlatego będzie nam teraz zrzędzić całe wakacje, jaka to ona nieszczęśliwa. Czego tak właściwie szukasz? – zapytała Irka z poirytowaną miną. Dla niej sprawa zdawała się być prosta, ale najwidoczniej dziewczyna zapomniała, jak sama szukała swojej drugiej połówki.

– Sama nie wiem... – odparłam bezradnie i podparłam brodę na ręce. – Zrozumienia, wspólnych tematów, motyli w brzuchu i tej słynnej chemii. Żeby ktoś się o mnie troszczył, był wsparciem na dobre i na złe. Żebym zawsze mogła na nim polegać – wymieniałam smutnym głosem, bo naprawdę marzyłam o tym, by obok był ktoś bliski. Aby wieczory nie były już samotne, tylko żebym mogła przytulić się do czyjegoś boku i w jego objęciach spędzić całą noc.

– Przecież Przemka już masz – Irka walnęła jak zwykle bezpośrednio, przywołując na tablicę mojego najdroższego przyjaciela.

– Irka, opanuj się! – skomentowałam pouczającym tonem i popukałam się rozbawiona w czoło.

– Taka prawda! Otwórz oczy, bo on ci to wszystko daje! No dobra oprócz motyli, ale one jeszcze przyfruną chmarą, tylko musisz spróbować! – przekonywała zapalczywie, a ja nie dowierzałam w to co słyszę.

– Co ty wygadujesz? On jest tylko moim przyjacielem! – zarzekałam się zbulwersowana, ale ona kręciła głową nieprzekonana. Tak naprawdę, to od zawsze doszukiwała się podtekstów w mojej znajomości z Przemkiem.

– I tak się dzieje, tylko dlatego, że ty się przy tym upierasz. Mogę się założyć, że on ma inne zdanie na ten temat – zasugerowała dwuznacznie, a ja poczułam, jak moje policzki nie wiedzieć czemu się rumienią. – Nie mów, że ci się nie podoba.

– Oczywiście, że Przemek jest bardzo atrakcyjny... – przyznałam i w myślach odtworzyłam obrazek wielkiego szatyna, z wiecznie rozczochranymi włosami.

Chłopak mierzył dwa metry, w dodatku był bardzo zbudowany, mówiąc bardzo, dosłownie miałam to na myśli. Jego umięśnione ramiona, klatka i nogi wyglądały niczym u Herkulesa. Przemek trenował siatkówkę, ale jego największą pasją były ćwiczenia siłowe, na które poświęcał niemal każdą wolną chwilę. Ja ze swoim metr sześćdziesiąt osiem wyglądałam przy nim jak krasnal. Sięgałam mu do mostka, więc razem wyglądaliśmy komicznie.

– To nad czym jeszcze się zastanawiasz? Kiedy ostatnio byłaś z facetem? Może o to się rozchodzi, znudziły ci się dziewczyny i potrzebujesz nowego zastrzyku. A chłopcy dają dobre zastrzyki, wiem co mówię! – zagalopowała się nakręcona.

– Irka!

Krzyknęłyśmy jednocześnie z Blanką, próbując ostudzić naszą rozpędzoną koleżankę i jej zawsze wysokie libido.

– Uwierz, jeśli kiedyś jakiś facet będzie mnie pociągał, na pewno skorzystam – zapewniłam dziewczynę, aby już zakończyć niewygodny temat.

– Mówię ci, potrzebujesz faceta. Przekonasz się, jak jest z mężczyzną i będziesz miała chociaż porównanie. A nawet może dzięki temu rozjaśni ci się w głowie, czego tak konkretnie szukasz – tłumaczyła zażarcie, gestykulując przy tym jak podekscytowana włoszka.

– Już się boję wracać, czuję, że nie dasz mi żyć w te wakacje – jęknęłam, a Irka roześmiała się złowieszczo jak czarny charakter z bajki. Czyli naprawdę planowała uprzykrzyć mi lato swoimi mądrościami.

– A właśnie kiedy wracasz? Już masz wyniki z egzaminu? – spytała zainteresowana Blanka i dzięki niej rozmowa o miłości została dyskretnie zakończona. Chociaż przeczuwałam, że tak naprawdę dopiero się rozkręcała.

– A tutaj mam dla was niespodziankę! Jutro! Zdałam wszystkie egzaminy i mam wolne! – wykrzyczałam przeszczęśliwa, bo stęskniłam się za wszystkimi niemiłosiernie.

– Cudownie! Przemek się posika! – skomentowała Irka, nie odpuszczając, ale mimo przytyku wszystkie trzy po równo się roześmiałyśmy. Cieszyłam się już na samą myśl, że zrobię mu niespodziankę wcześniejszym przyjazdem.

Nagle otrzymałam powiadomienie o nowej, oczekującej na potwierdzenie rozmowie.

– Oho, o wilku mowa! Dziewczyny rozłączę się, dzwoni Przemek. Oby miał na sobie pampersa! – odparłam, podtrzymując żart Irki i po wymianie buziaków przełączyłam okienka.

– Cześć, pchełko!

Usłyszałam pieszczotliwe zdrobnienie, od czego natychmiast zawibrowało mi w brzuchu. Uwielbiałam, gdy Przemek tak się do mnie zwracał, podkreślając w ten sposób różnicę w naszym wzroście.

– Cześć – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy, którego w jego towarzystwie nigdy nie byłam w stanie pohamować.

Humor od razu mi się poprawił. Wystarczyło, że spojrzałam w jego oczy udekorowane wesołymi iskierkami. Chłopak miał najcudowniejsze tęczówki na świecie, ich odcień był słodki niczym mleczna czekolada, a ja uwielbiałam się w nich rozpuszczać jak pianki.

– Widzę humor dopisuje, czyżby randka się udała? – zapytał i przejechał dłonią po gładkiej brodzie. Kręcił się przy tym na krześle, jakby siedział na stosie szyszek, a nie na swoim gamingowym fotelu.

– Randka, jak zwykle niewypał. Chyba nic z tego nie będzie, nawet nie miałyśmy o czym rozmawiać. Nie wiem, co jest ze mną nie tak... – odparłam zgaszona i odrzuciłam do tyłu niesforne włosy. Moją głowę zdobiła gęsta dżungla kasztanowych sprężynek, która była nie do okiełznania i zgubione kosmyki zawsze wpadały w oczy.

– Z tobą wszystko jest w porządku, tylko po prostu nie możesz trafić na właściwą osobę. Nie martw się, na pewno przyjdzie na to czas – zapewnił podbudowująco. Właśnie to w nim ceniłam, że zawsze mnie wspierał i ciepłymi słowami dodawał sił.

– Obyś miał rację. A jak z Amandą? Widziałeś się już z nią po powrocie? – zapytałam zaciekawiona.

Chłopak spotykał się z rok młodszą dziewczyną. Ale ze względu na to, że uczyła się jeszcze w liceum w dodatku w innym mieście, widywali się bardzo rzadko. W rezultacie ich znajomość znajdowała się głównie na wirtualnym poziomie, co z pewnością nie sprzyjało rozwojowi uczuć.

– Jeszcze się nie spotkaliśmy. Jak tylko zjechałem, rodzice dosłownie zwariowali, wykorzystują mnie na każdy możliwy sposób i przedstawili mi całą listę zadań do zrobienia – powiedział i skrzywił się znacząco.

Jego rodzice mieli ośrodek wczasowy niedaleko naszej miejscowości, więc siłą rzeczy wiedział, czym będzie zajmował się w przyszłości. Zapowiedzieli, że to on przejmie rodzinny interes, na co chłopak przystał ochoczo, bo w głowie miał już pełno nowatorskich pomysłów w jaki sposób rozwinąć firmę. W dodatku studiował zarządzanie, a w planach miał jeszcze hotelarstwo.

– Ale może w ten weekend się uda... – zastanawiał się na głos.

A ja poczułam, jak podskoczyło mi serce, na samą myśl, że może jutro będzie zajęty i nie znajdzie dla mnie chwili.

– Rozmawiamy głównie przez telefon i to coraz rzadziej – Przemek kontynuował. – Zobaczymy, jak będzie przez wakacje i okaże się do czego to zmierza – odparł trochę zbyt przygaszony jak na niego.

– Przykro mi – odpowiedziałam smutno, bo szczerze życzyłam mu jak najlepiej i chciałabym, aby znalazł szczęście. – Mam nadzieję, że w końcu ci się ułoży.

Przemek z trudem wysilił się na uśmiech, więc natychmiast mnie to zaalarmowało, bo chłopak rzadko kiedy miewał takie nastawienie. Raczej był z tych wiecznie zadowolonych, beztroskich i pełnych energii.

– Wszystko w porządku? Bo wydajesz się jakiś nieswój – zagadnęłam, bo doskonale widziałam, że zachowywał się jakby coś go mocno trapiło.

– Nie zamartwiaj się o mnie – zbył mnie i nerwowo obrócił się do tyłu.

Nagle w tle rozbrzmiały krzyki, świadczące o gorącej kłótni. Przemek zerwał się z krzesła i podbiegł do drzwi, żeby je zamknąć. Huknął nimi z całej siły, a ja aż się wzdrygnęłam, pomimo że siedziałam po drugiej stronie monitora. Stał przy nich przez dłuższą chwilę, a gdy wracał do biurka szedł ze spuszczoną głową.

– Przepraszam za to – jęknął skołowany. Mimo że zamknął drzwi, to i tak po całym domu echem niosła się awantura.

– Znowu? – zapytałam ostrożnie.

Jego rodzice tworzyli burzliwy związek. Wspólne życie w domu i praca nie dawały im wytchnienia, bo przebywali ze sobą na okrągło, i od dłuższego czasu toczyli wojnę. Nie potrafili ze sobą rozmawiać, a ich kłótnie z każdym kolejnym razem coraz bardziej się zaostrzały.

Zdawałoby się, że niczego im nie brakowało w życiu. Dorobili się własnego biznesu, który przynosił spore dochody, podróżowali po całym świecie, mieli cudowne, uzdolnione dzieci i byli zdrowi. Jednak w małżeństwie brakowało najważniejszego, mianowicie zrozumienia i wsparcia. Dwóch czynników, które pomimo upływu czasu pozwalają, by relacja nigdy nie wygasła.

– Raczej nie znowu, a ciągle – Przemek bąknął zawstydzony. A na widok jego zbolałej miny, moje serce ścisnęło się z żalu.

Nikt z naszych znajomych nie wiedział o jego sytuacji rodzinnej, tylko ze mną się tym podzielił. Nigdy nie spotykaliśmy się paczką u niego, mimo że miał chyba największy dom z nas wszystkich. Skutecznie unikał rozmów na temat rodziców i zawsze każdego zbywał. A jego wiecznie wesoły nastrój, skory do żartów efektownie to ukrywał. Nikt nawet nie przypuszczał, co się działo w środku rodziny państwa Radziwiłów, tak idealnej na zewnątrz.

– Przykro mi – wydusiłam, chociaż wiedziałam, że nie będzie zadowolony, bo nie lubił, gdy ktoś się nad nim rozczulał.

– Niepotrzebnie. Staram się ich unikać, jak tylko mogę i nie zwracam na to uwagi – powiedział i wyprostował się mocno na krześle. – Mów lepiej kiedy wracasz, może twój przyjazd poprawi mi chociaż trochę humor – odparł i zaczął rozciągać prawe ramię.

Zapewne niedawno wrócił z siłowni, bo zauważyłam, że pod obcisłą, sportową koszulką mięśnie odznaczały się wyraźnie i były napompowane od wysiłku. A sylwetka zdawała się być jeszcze szersza i mocniej zarysowana niż ostatnio.

– Jeśli to pomoże... – zacięłam się, bo trochę się zagapiłam, ale szybko zmobilizowałam się, aby wrócić do głównej rozmowy. – To mam chyba świetną wiadomość... – zawiesiłam głos, by zrobić pauzę potęgującą napięcie. – Wracam jutro!

– Kurwa! Nie żartujesz?! – zapytał, a jego twarz momentalnie rozjaśniła się jak niebo po burzy stulecia.

Zacisnęłam usta, hamując satysfakcję, że wywołałam w nim taką radość i w odpowiedzi pokręciłam energicznie głową.

– Chcesz powiedzieć, że jutro się zobaczymy?! – dopytywał wciąż niedowierzając, więc tym razem potwierdziłam skinieniem głowy, a rozsypane wszędzie włosy zasłoniły mi na chwilę twarz. – To najlepsze co mogłem dzisiaj usłyszeć! – odparł Przemek, a ja miło połechtana jego reakcją, już zaczynałam się niecierpliwić na to spotkanie.

Odetchnęłam głęboko, unosząc pierś do góry i odgarnęłam ponownie włosy do tyłu, żeby mieć lepszy dopływ powietrza dla przyspieszonego oddechu.

– Też się cieszę – przyznałam, a dłońmi zebrałam loki w wysoki kucyk, bo zrobiło mi się dziwnie gorąco.

– Pchełko, byłaś w tej sukience na randce? – Przemek spytał niespodziewanie i zerknął niedyskretnie na mój dekolt, na co moje serce zacisnęło się dziwnie w środku klatki.

– Tak? – odpowiedziałam zawstydzona, gdy Przemek przez dłuższy czas nie odrywał wzroku od mojego ciała.

Sukienka miała głęboki dekolt, a cienki kremowy materiał wyraźnie odznaczał kształt piersi, które teraz raptownie były pokryte gęsią skórką. A że nie lubiłam, gdy coś krępowało mi ruchy, bielizna nie była moją ulubioną częścią garderoby i zazwyczaj nie nosiłam biustonosza.

– W takim razie nie dziwię się, że rozmowa się nie kleiła. Gdybym miał przed oczami taki widok, też bym zaniemówił jak Diana – odpowiedział ochrypłym głosem, a ja poczułam jak pali mnie skóra na twarzy, przyprawiając o intensywne rumieńce.

Niby byłam przyzwyczajona do jego tekstów podszytych dwuznaczną aluzją, ale tym razem nie wiedziałam, jak zareagować, bo słowa zaświdrowały w moim brzuchu i odebrały jasność umysłu. Na szczęście ktoś nade mną czuwał, bo raptem rozdzwonił się telefon i uratował z nieoczekiwanej opresji.

Zerknęłam na wyświetlacz, Mama.

– Przemek, przepraszam cię, ale dzwoni mama, muszę odebrać – rzuciłam pośpiesznie, a chłopak natychmiast zareagował zrozumieniem.

– W porządku, później jeszcze pogadamy, jeśli będzie miała ochotę.

Zamierzałam zakończyć rozmowę, drugą ręką wciskałam już zieloną słuchawkę w telefonie, gdy Przemek dorzucił w ostatniej chwili:

– Pchełko? – zagadnął, więc zerknęłam na niego. – Już nie mogę się doczekać naszego spotkania – wyznał, a ja nawet nie zastanawiałam się nad odpowiedzią, bo sama wypłynęła z moich ust.

– Wiem, ja też – wyznałam szczerze, a potem połączenie się zakończyło.

Nie miałam czasu na ochłonięcie i odebrałam telefon od mamy. Ale nie mogłam skupić się w pełni na rozmowie, bo przez cały czas rosła mi dziwnie temperatura, a w brzuchu świdrowało z emocji.

W myślach, witałam już nowy dzień. Swoje miasto. Przyjaciół.

I Przemka.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top