Rozdział 16 ''Zgadzam się''

Całą noc przewracałam się z jednego boku na drugi. Ból brzucha nie odpuszczał i już nie pamiętam kiedy ostatnio przeżywałam taki niepokój. Wstyd przyznać, ale nawet strach o babcię czy mamę nie wyczerpał mnie tak bardzo, jak ta noc i oczekiwanie na rozmowę z Przemkiem oraz myśli krążące wokół jego osoby.

Czy ja naprawdę się zakochałam? Tak po prostu książkowo w mężczyźnie? W dodatku najlepszym przyjacielu? Podsumowując wszystkie odczucia, których przy nim doznawałam, właśnie na to wskazywały. Świdrujące emocje w żołądku, palące policzki, gdy tylko na mnie zerknął, zapierający dech w piersi, przyspieszone bicie serca oraz myśli, ciężkie, gęste wręcz niekończące się na jego temat.

Zakochałam się. I tak strasznie się bałam, że nie potrafię. Pierwszy raz w życiu czułam, pragnęłam bliskości mężczyzny, zależało mi na kimś i nie chciałam tej osoby stracić. Wydaje się, że to takie zwykłe przyziemne sprawy, ale dla mnie były nieznane, a przez to niebezpieczne.

Ten dzień to była istna katorga. W domu wychodziłam z siebie, nie mogłam znaleźć sobie dogodnego miejsca, a gdy mama powiedziała, że musi na chwilę wyskoczyć, straciłam ostatnie nerwy. Nie wytrzymałam i gdy tylko wyszła, pobiegłam do babci i poinformowałam, że jadę ją śledzić. Nie stopowała mnie, wręcz nawet ponagliła i przyznała, że to świetny pomysł.

Aby nie tracić cennego czasu, nie przebierałam się, tylko wybiegłam na zewnątrz w szarym topie i krótkich leginsach od kompletu. Wskoczyłam na rower i wyjechałam na ulicę, ale mój zapał szybko się ulotnił, bo gdy rozejrzałam się na prawo i lewo niestety nigdzie nie dojrzałam już mamy. Spóźniłam się.

Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Nie chciałam zawracać do domu, aby tam oddawać się smutkom, więc postanowiłam pojechać nad rzekę i schować się w wierzbie. Pedałowałam z trudem, bo nogi ciążyły jakbym w nocy przebiegła maraton. Brak snu oraz permanentny stres potrafią wykończyć nawet najsilniejszy organizm, dlatego w życiu tak ważny jest odpoczynek, ale niestety zachowanie zdrowego balansu w dzisiejszych zabieganych czasach, to sztuka.

Im byłam dalej od domu, tym mniej się powstrzymywałam, aż w końcu puściłam łzy, które ciekły po policzkach wartkimi strumieniami. Na koniec wyłam już z bezradności. W ostatniej chwili zmieniłam zdanie i skręciłam w lewo, obierając zupełnie inny kurs. Trasa była nieco dłuższa, ale nagle dostałam mocy i przyspieszenie samo przyszło, w rezultacie po kwadransie byłam na miejscu.

Zaparkowałam rower przy samej bramie i weszłam na cmentarz. Nie traciłam czasu na zakup znicza czy kwiatów, więc wyminęłam rozstawione stoiska i szłam przed siebie. Chciałam tylko porozmawiać z tatą.

Maszerowałam żwirowaną alejką, a serce waliło z całych sił. Z każdym krokiem tęsknota rosła w siłę. Marzyłam, żeby był tutaj z nami, na pewno pomógłby, zapanowałby nad wszystkim i byłoby prościej, ale przecież tak się nie stanie, nic go już nie przywróci. Z niemocy moje policzki znów zatopiły się w słonym wodospadzie.

Zbliżałam się pomału w okolicę grobowca. Musiałam skręcić w bok od głównej alejki, ponieważ pomnik stał pośrodku innych, ale raptownie zwolniłam, bo usłyszałam czyjś płacz i następne kroki stawiałam niepewnie. Skradałam się, żeby tego kogoś nie wystraszyć. Podeszłam bliżej i schowałam się za płytami, a widok, który dojrzałam zamroził mi serce. Przy grobie na ziemi siedziała mama. Jej drobne ramiona co chwilę drgały nieporadnie i unosiły się rytmicznie góra dół.

Ona nie płakała. Ona rozpaczała.

Z szoku kucnęłam jeszcze niżej, niemal lądując pośladkami na chodniku. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam psuć tej chwili. Nie chciałam informować o swojej obecności, żeby nie zakłócić rozpaczy, która ją rozdzierała. Na widok tego niesprawiedliwego bólu moje serce kruszyło się ze współczucia, nos szczypał, bo razem z oddechem wstrzymałam łzy i dusiłam w sobie emocje.

Życie dla nikogo nie ma litości. Na początku obdarza miłością, a później drastycznie ją zabiera i oczekuje, że każdy sobie z tym poradzi. Ale jak później człowiek ma niby żyć z wyrwaną dziurą w sercu?

Czy powinnam była ją pocieszyć, wziąć w ramiona? Podskórnie czułam, że lepszym rozwiązaniem będzie się ulotnić, bo gdy nakryję mamę w takiej sytuacji, może to ją jedynie zawstydzić, przez co zamknie się w swojej skorupie jeszcze bardziej. Uznałam, że lepiej będzie się wycofać. Porozmawiam z babcią i wspólnie ustalimy co z tym należało zrobić. Bo jedno było pewne, nie można było tego tak zostawić i udawać, że nie ma problemu. Już chciałam się zawrócić, gdy do moich uszu doszedł jej szloch.

– Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam – chlipała do granitowej płyty, którą głaskała czule jedną ręką. – Jestem okropną żoną. Tak bardzo tęsknię... Ale nie mam siły... – jąkała się przez spazmy, a ja zakryłam usta dłonią, bo zaraz wydałabym z siebie płaczliwy okrzyk. Szybko się wycofałam i wybiegłam w stronę głównej bramy, dopiero tam pozwoliłam sobie na wylewny płacz.

Zanim wróciłam przesiedziałam pół godziny na krawężniku na ulicy, żeby chociaż częściowo się uspokoić i wizualnie pozbierać do kupy. Nie chciałam wystraszyć swoim zachowaniem reszty domowników. Z wielką trwogą przekroczyłam próg domu, bo nadal nie wiedziałam od czego powinnam zacząć rozmowę. Na pewno musiałam zrobić to dyskretnie, tak aby dzieci nie wyłapały niepokojących informacji. Ale gdy przeszłam korytarzem z ulgą odkryłam, że chłopcy właśnie rozsiedli się na kanapie i zaaferowani włączali na telewizorze aplikację Disneya, a to oznaczało, że co najmniej przez godzinę przepadną w krainie bajek.

Stanęłam przed wejściem do kuchni, na odwagę wykonałam kilka głębszych wdechów i weszłam do środka, ale widok, który zastałam przegonił moje wszelkie dotychczasowe zamiary. Poczułam za to, jak żołądek zasznurował się w ciasny supeł, a do oczu podeszły łzy.

– Babciu, źle się czujesz? – spytałam wystraszona i podbiegłam do niej, bo wręcz skręcała się z bólu. Siedziała na krześle i trzymała się dłońmi za głowę, jakby chciał go zadusić, ale na pewno nie ułatwiał jej tego wielki gips na jednej z nich. – Ile ich wzięłaś? – zapytałam z lękiem, gdy zerknęłam na porozrzucane na stole leki przeciwbólowe i to te jedne z najsilniejszych.

– Tyle ile przepisał lekarz, nie martw się – ucięła krótko. Słyszałam w głosie udrękę, była już na granicy wytrzymałości, miała już dosyć, ale nie byłam pewna czy mojego wypytywania, czy tego bólu, który ją męczył.

– Długo tak cię boli? – próbowałam wybadać dokładniej sytuację, bo nie wiedziałam czy dzwonić na pogotowie, czy poczekać, aż leki zaczną działać.

– Nie, tylko chwilę, a po tych lekach na pewno zaraz przejdzie. Boli mnie tylko głowa, nic wielkiego, zdarza się każdemu – uspokajała uparcie i oparła się plecami o krzesło. Wyglądała na osłabioną, twarz jej zbladła, a oczy miała zasnute cierpieniem.

– Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? – zapytałam i pogłaskałam ją czule po plecach. – Przyjechałabym od razu.

– Nie chciałam ci przerywać akcji. Dowiedziałaś się czegoś? – zapytała z widoczną nadzieją, a ja przygryzłam od środka policzek i w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową.

Przecież nie mogłam jej dorzucić kolejnych zmartwień, skoro ledwo siedziała i w każdej chwili mogła zemdleć. Postanowiłam, że zrobię to, gdy odzyska chociaż odrobinę siły. Czułam się potwornie, gdy kłamałam tak w żywe oczy, ale uznałam, że tak będzie najrozsądniej.

Z narastającym poczuciem winy, wysłałam ją do sypialni, żeby położyła się do łóżka i odpoczęła. Jedynie ostrzegłam, że jeśli w ciągu kilku godzin ból nie zelżeje, natychmiast zabieram ją do szpitala. Babcia mruknęła coś pod nosem, ale posłusznie skryła się w zaciemnionym pokoju.

Zerkałam nerwowo na zegarek, wyczekując z utęsknieniem powrotu mamy, ale zamiast jej przyjazdu, doczekałam się jedynie telefonu z informacją, że wstąpi do koleżanki na kawę i wróci w okolicach obiadu. Już chciałam coś powiedzieć, nie zgodzić się, ale stchórzyłam.

Naprawdę nie wiedziałam co począć, co byłoby najwłaściwsze? Czy postawić ją pod ścianą i przyznać się, że widziałam całe zajście na cmentarzu? Czy delikatnie podejść, żeby w końcu zdobyć częściowe zaufanie, tak aby sama zechciała się przede mną otworzyć i ze wszystkiego zwierzyć?

Z bezradności i przytłoczenia coraz większymi to problemami przeszperałam dokładnie cały Internet, i znalazłam w sieci kilka numerów. W pierwszej kolejności umówiłam się na poradę do psychologa. Zdecydowałam się na specjalistę, którego poleciła Blanka, ale wizyta miała odbyć się dopiero po weekendzie. Miałam nadzieję, że do tego czasu nic złego się nie wydarzy.

Następnie zadzwoniłam w miejsce, które na samą myśl krępowało, a co dopiero świadomość, że miałam tam stawić się osobiście i opowiadać otwarcie o niepokojących objawach. Szczęście w nieszczęściu, seksuolog był na urlopie i wizytę miałam wyznaczoną dopiero za ponad dwa tygodnie.

Nie wiedziałam w sumie co grosze. Czekać w podenerwowaniu i odliczać dni czy pójść na żywioł, przełknąć wstyd, ale mieć to szybciej za sobą? Niestety taka opcja nie była możliwa, więc pozostało cierpliwie i bez zbędnego nakręcania się poczekać, i wierzyć, że taka rozmowa pomoże mi przełamać moje lęki.

Po południu babcia stanęła na nogach, wyraźnie lepiej się czuła, bo na twarzy nie było widać cienia grymasu. Odetchnęłam, chociaż w głowie nadal paliła się alarmująca lampka, że te nawracające bóle głowy nie są normalne. Babcia oczywiście zapierała się, że nic jej nie jest, bo przecież miała robione kompleksowe badania i twierdziła, że nikt więcej nie jest w stanie pomóc.

W takim razie może należało poszukać przyczyny gdzie indziej? Może od gipsu nastąpiło obciążenie kręgosłupa i teraz naciskało na nerwy? Nie zaszkodzi skonsultować się z fizjoterapeutą. Musiałam ten pomysł subtelnie podsunąć dla babci, bo na wszystkie dobre rady ostatnio reagowała bardzo nerwowo.

Mama wróciła po południu, nie chciała jeść obiadu i schowała się od razu w sypialni. Miała błyszczące, zmęczone oczy, ale już nie były pełne smutku, jakby coś ją nagle oczyściło i dzięki temu znów miała zalążek sił. Nie męczyłam jej, nie miałam odwagi i pozwoliłam na schowanie się w prywatnym azylu. Może potrzebowała się wyciszyć?

Żeby zająć czymś głowę i zdjąć z niej chwilowo problemy, poszłam do mieszkania babci. W kuchni nadal unosił się wyrazisty zapach świeżej farby i nowej podłogi. Czułam dziwny skurcz w żołądku, gdy chodziłam i oglądałam zmiany, jakie zaszły w przeciągu tych kilku dni. Niemal identycznie, jak stało się z moim wnętrzem. Zmieniły się uczucia, emocje, tak jak zmieniły się ściany i podłogi. Czasem takie odświeżenie jest konieczne i zapowiada dobry początek. A czasem sprawia, że nie możemy się odnaleźć i w nowym wnętrzu nie czujemy się sobą.

Westchnęłam ciężko i usiadłam na podłodze. Dłońmi przejechałam po panelach, które tak starannie ułożył Przemek. Na próżno można było szukać na nich skazy, bo nie znalazłoby się ani jednej. Przybita nawet taką małą myślą o przyjacielu, zerknęłam z zawodem na zegarek. Dochodziła już dziewiętnasta, a Przemek nadal się nie pojawił ani nie odezwał. Zaczynała wątpić w to, że jednak przyjdzie. Wczorajsza sytuacja w samochodzie napawała mnie cichą nadzieją, ale teraz patrząc na to z dystansu, zdawałam sobie sprawę, jak wiele zaryzykowaliśmy tamtym pocałunkiem.

Moje myśli bezwiednie popłynęły w tym kierunku i zaczęły odtwarzać po raz kolejny tę scenę. Ruchy ust, smak chłopaka i silne dłonie, które pobudzały wszystkie końcówki nerwowe. Odchyliłam głowę, oparłam wygodnie o ścianę i pozwoliłam ponieść się fantazji. Gdy tak brylowałam w krainie przyjemności, nagle usłyszałam stuknięcie drzwi wejściowych. Zaskoczona czyimś najściem otworzyłam oczy i zamrugałam kilkukrotnie, żeby pozbyć się mroczków.

W drzwiach do kuchni stał i przyglądał mi się Przemek. Od razu twarz spłynęła rumieńcem, bo jeszcze przed chwilą całowałam go w myślach, a teraz stał naprzeciwko i nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, aby go przywitać. Chłopak też się nie kwapił do wylewnego powitania, podszedł ostrożnie w moją stronę i usiadł podobnie, z tym że zachowując spory dystans.

– Cześć – powiedział, nie spuszczając ze mnie oczu i oparł głowę o ścianę za sobą. Jego spojrzenie było zmienione, poważne, widziałam w nim, że podjął jakąś ważną decyzję. Pewnie dlatego mnie unikał, nawet dzisiaj zjawił się dopiero wieczorem, bo najwyraźniej musiał sobie przemyśleć naszą relację.

– Cześć – odpowiedziałam z westchnięciem i podkuliłam kolana pod brodę. Wzrok przeniosłam na okno i spostrzegłam, że niebo znów przybierało burzowy odcień, przez co w pomieszczeniu robiło się coraz ciemniej, bo światło paliło się jedynie obok w salonie.

– Przepraszam, że dzisiaj nie przyszedłem wcześniej, ale... – zaczął skruszony i czułam w nim prawdziwie poczucie winy.

– Przemek, naprawdę nie musisz przychodzić, poradzimy sobie. Poszukam ekipy do składania mebli albo poproszę Patryka, on też przecież zna się na takich sprawach. I tak już mnóstwo nam pomogłeś, niczego więcej nie oczekujemy – wytłumaczyłam, bo nie chciałam, aby odczuwał, że wykorzystałyśmy go z premedytacją.

– To nie tak, po prostu mieliśmy nagłą sytuację w ośrodku i musiałem pomóc rodzicom. Wybacz, że cię nie uprzedziłem, ale cały dzień miałem zapierdziel. Podczas ostatniej wichury powaliły się aż trzy drzewa na naszym terenie i musieliśmy usunąć je jak najszybciej – wyjaśnił miękkim głosem. Ulżyło mi, że jego ton nie był zimny tylko przyjacielsko nastawiony, dawało to szansę, że rozmowa nie potoczy się tak źle, jak z początku zakładałam.

– Brzmi strasznie, mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało? – zapytałam przejęta i znów skupiłam wzrok na przyjacielu, który nadal się we mnie wpatrywał.

– Nie, na szczęście te drzewa rosły przy ogrodzeniu od ulicy, a tam nie mamy domków. Ale nie zmienia to faktu, że mam masę rąbania, cięcia piłą i układania, bo ojciec nie da rady mi pomóc w taką pogodę. Obawiam się, że nie pomogę wam już z remontem, ale dzwoniłem dzisiaj do sklepu meblarskiego i zarezerwowałem montaż na piątek. Także przyjdzie specjalistyczna ekipa i uwinie się z tym raz dwa – powiedział, a ja już otwierałam buzię, żeby zaprotestować, bo zapewne też zdążył opłacić usługę. – Pchełko, nawet nie wspominaj o pieniądzach – odparł srogo i posłał mi upominające spojrzenie.

– Przemek... Nie może tak być, że za wszystko płacisz i robisz za nas... – próbowałam nadal protestować, bo to naprawdę było nie w porządku.

– Jaśmina, zapewniam cię, że to żaden problem. Chcę wam pomóc i uważam to za naturalne, traktuję was jak rodzinę. Rozumiem, że jesteś zakłopotana, ale nie ma powodów. Taki montaż nie kosztuje majątku, więc jak tak bardzo się upierasz i dzięki temu poczujesz się lepiej, to możesz za niego oddać. Ale więcej nie przyjmę ani grosza – oznajmił i w końcu dojrzałam w jego oczach bursztynową iskierkę, która kiedyś zawsze zdobiła tęczówki.

– Dobra, niech ci będzie – westchnęłam z poddaniem i wysilałam się na wymęczony uśmiech. – Czyli skończyłeś z naszym remontem... – podsumowałam z prawdziwym niezadowoleniem. Bo to oznaczało, że przestaniemy się regularnie widywać i znów będziemy spędzać ze sobą mniej czasu.

– Skończyłem – potwierdził równie twardym głosem co mój. Może także przejmował się tym faktem i chociaż odrobinę doskwierała mu ta sytuacja?

– Znowu będziemy się rzadziej widywać. A przyzwyczaiłam się już, że spotykamy się prawie codziennie... – przyznałam szczerze i zaczęłam miętolić zdrętwiałymi palcami, które do tej pory leżały sztywno na kolanach.

Przemek tylko się skrzywił i pokiwał głową w zgodzie. Znowu będziemy musieli wykradać marne chwile i godziny na przyjacielskie spotkania. A gdy będzie regularnie jeździł do Okuninki do ośrodka i wracał późnym wieczorem, nie będzie na to zupełnie czasu. Dodać do tego randki z Amandą, wtedy nasze możliwości kurczyły się do znikomych szans.

– Ale będziesz na imprezie urodzinowej Irki? – zapytałam pełna wiary, że chociaż wtedy uda nam się znów pobyć w swoim towarzystwie.

– Tak, na pewno będę – zapewnił, więc poczułam ulgę, ale niestety tylko na jedną, krótką chwilę, bo Przemek dorzucił następne zdanie. – Ale z Amandą.

Usłyszałam i aż zacisnęło mi serce. Złapałam dłonią za klatkę, bo jeszcze jedno słowo z jego ust, a obawiałam się, że pęknę i wykrzyczę wszystko co czułam.

– Co prawda przyjedzie tylko na chwilę – zaczął wyjaśniać, bo chyba spostrzegł moją panikę. – Powiedziała, że musi tam być, ale równie szybko zmyje się do swojej cioci – tłumaczył, ale w niczym mi to nie pomagało, bo w środku czułam jak rosną olbrzymie emocje, a do oczu cisną się łzy.

– Czyli między wami jest na poważnie? Jesteście w oficjalnym związku? – spytałam roztrzęsionym głosem, bo nie byłam w stanie zapanować nad drganiem całego ciała.

– Nie do końca. Tak jak wspominałem wczoraj, okazało się to trochę skomplikowane, ale wszystko ci wytłumaczę, gdy tylko będę mógł – odpowiedział bardzo tajemniczo.

Wzięłam głęboki wdech i oparłam się dłońmi o podłogę. Starałam się wyregulować oddech, tak żeby Przemek niczego nie zauważył i nie przejął się moją reakcją. Wystarczyło, że ja musiałam się zmierzyć ze swoimi uczuciami, więc aby je ukryć pokiwałam w zrozumieniu głową.

Nagle poczułam subtelne muśnięcie na małym palcu. Przeniosłam wzrok na lewą rękę i zobaczyłam, jak Przemek ostrożnie przysuwa swoją dłoń do mojej. Spojrzałam na niego zdumiona, a chłopak patrzył na mnie zgaszonym wzrokiem. Znów pociemniałym i bez tego czekoladowego połysku. Nie zabrałam ręki, więc znów przejechał delikatnie opuszkami po dłoni, a ja czułam jak szczypie mnie nie tylko zduszone serce, ale też wrażliwa skóra.

– Zgadzam się – wyszeptał z wymalowaną powagą na twarzy, a ja zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam o czym mówił.

– Na co się zgadzasz? – zapytałam zdezorientowana nagłym oświadczeniem i nie odrywałam spojrzenia od jego skupionych oczu. Na dłoni czułam nadal wędrówkę dużych palców, które roznosiły przyjemne ciepło w głąb ciała.

– Zgadzam się na twoją propozycję... – odparł i przełknął ślinę, więc ja zrobiłam to samo z przejęcia. Oddech już nie zwalniał, nawet o tym nie myślał, tylko skakał nieregularnie. – Pomogę ci. Zostanę twoim... Nie wiem jak to ująć... – zastanowił się chwilę i dokończył: – Testerem? – powiedział, a ja przestałam oddychać. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Tylko patrzyłam na niego wytrzeszczonymi oczami. Chyba musiałam wyglądać niepokojąco, bo Przemek szybko dodał: – Chyba, że już nie chcesz.

Zabrałam od niego dłoń i pokręciłam intensywnie głową. Zrobiło mi się duszno i bałam się, że zaraz zemdleję. Wstałam na nogi i powachlowałam koszulką, która przykleiła się do spoconych pleców. Nagle się wystraszyłam, a przecież sama tego chciałam! To był wyłącznie mój pomysł! Tylko że teraz nabrało to innego znaczenia.

– Wolę, żebyś całowała mnie niż nieznajomych, przypadkowych mężczyzn albo takiego nieodpowiedzialnego Sebka – oznajmił z paniką i poderwał się na nogi zaraz za mną. – Chyba, że któregoś z nich pokochasz...

Przetarł twarz dłońmi i przymknął oczy. Chyba zaczynał żałować tego co powiedział, bo jego twarz straciła cały zapał, jaki jeszcze przed chwilą rozpalał go od środka. Już chciał coś powiedzieć, ale złapałam go za dłoń i znów spotkaliśmy się spojrzeniem.

– Chcę – powiedziałam krótko, bo reszta słów była zbędna. Jeśli tylko dzięki tej głupiej umowie mogłam mieć go tak blisko, to byłam gotowa zaryzykować i wejść w ten układ.

Chłopak wziął głęboki wdech, po czym przygryzł usta. Mimowolnie powędrowałam wzrokiem w ich stronę, a on zrobił to samo z moimi. Poczułam na nich gorące spojrzenie i w sekundę zaczęły pulsować z pragnienia. Przemek zrobił krok do przodu, czym zmniejszył dzielący nas dystans. A ja musiałam zadrzeć wysoko głowę, aby nie stracić kontaktu wzrokowego, a bardziej ustno-wzrokowego.

– Obiecaj mi tylko jedno, że choćby nie wiem co się pomiędzy nami wydarzyło, nie zniszczy to naszej przyjaźni – wyszeptał i schylił nisko głowę, tak że jego oddech teraz krążył po moich zaczerwienionych policzkach. – Bo to tylko układ, tak?

Przeniosłam wzrok na jego oczy i zasznurowałam usta. Nie potrafiłam dać mu zapewnienia ani słowa. Jak miałam to niby zrobić, gdy czułam jak moje serce teraz go pragnęło i nie miało to tylko związku z nagłą zachcianką czy bezsensownym testowaniem. Nie chciałam nic sprawdzać, badać, po prostu chciałam go całować i poczuć jego bliskość.

Przemek czekał długo na odpowiedź. Oparł się czołem o moje i zahaczył koniuszkiem nosa mój. Nasze usta krążyły teraz wokół siebie i częstowały się jedynie oddechem. A ja nadal nic nie mówiłam. Nie mogłam mu tego zapewnić. Bałam się powiedzieć, że nie chcę, aby to była jedynie przysługa, więc milczałam, żeby go nie wystraszyć.

Chłopak ponowił głęboki wdech, puścił moją rękę, ale tylko po to, by wplatać ją w włosy i nakierować moje usta na swoje. Tym razem łagodnie musnął wargi, a ja odpowiedziałam mu takim samym nieśpiesznym tempem i poddałam się napływającej rozkoszy. Zrobiłam się lekka, jakby nagle osunęła się pod moimi stopami ziemia i żeby nie upaść przytrzymałam się napiętego bicepsa. Przemek drugą ręką złapał mnie mocno za biodro i przyciągnął blisko, aż zawirowało mi w głowie. A gdy pogłębił pocałunek i wsunął język, westchnęłam mu prosto w usta i oddałam z pasją pieszczotę.

W tamtej chwili nieważne było gdzie to nas zaprowadzi. Ważne, że oboje tego chcieliśmy. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top