W Cierpieniu
Powoli oswajam się z nowym uczuciem, jakim jest unoszenie się w powietrzu. Nie czuję ciężaru ciała, które wcześniej sprawiało mi tyle bólu.
Czyżbym je straciła? Może...umarłam? Nie potrafię tego pojąć. Nawet, jeśli znikłabym z tego świata, zmieniając się w ducha, powinnam unosić się do góry. Przynajmniej tak mi się wydaje. Tymczasem uparcie podążam naprzód, wciąż niezdolna się ruszyć. Pamiętam słowo świetnie opisujące moją sytuację. Paradoks.
***
Niewiedza jest rzeczą straszną. Moja ciekawość musi być zaspokojona. Ktoś mnie niesie? A może to tylko urojenie? Wsłuchuję się w rytm kroków. Nieregularny. Moje ciało czasem lekko opada, by osoba niosąca mnie odsapnęła. Jestem jej wdzięczna, mimo, że nie znam jej zamiarów. Wszystko lepsze niż wieczna pustka.
***
Czuję się coraz lepiej. Czasem słyszę głos mojego Wybawcy. Już wiem, że to mężczyzna. Nie wiem, jak to określić...jest...po prostu dużo czasu minie, zanim umrze śmiercią naturalną. Jego zatroskany głos działa niczym opatrunek na tak bardzo doskwierającą samotność.
***
Mój stan się pogorszył. Czuję się okropnie, ciałem wstrząsają drgawki. Krztuszę się nieznaną, metaliczną w smaku substancją. Słyszę krzyki. To On. Prosi, żebym go nie opuszczała. Nagła fala bólu sprawia, że głos mi się załamuje. Z mojego gardła wydziera się zwierzęcy ryk wyrażający ogromne cierpienie. Mężczyzna jest załamany. Słone krople spadają na moje usta, kapią na policzki...płacze.
***
Trwamy w męczarniach razem. Mój świat zaczyna się niebezpiecznie trząść. Jest strasznie zimno. Wiatr zarzuca Naszymi ciałami. Nie mam pojęcia, jak mój Wybawca to wytrzymuje.
Wchodzimy na wyjątkowo stromą górę. Podejmuję próbę otworzenia oczu. Udało się. Z trudem patrzę w dół. W tym samym momencie tracę przytomność.
***
Gdy ponownie otwieram powieki, jesteśmy już na szczycie. Mężczyzna niosący mnie jest już u kresu sił, nogi mu się trzęsą coraz bardziej. Ja też czuję się wyczerpana. Kolejny atak bólu sprawia, że mało nie mdleję. Oparłam się chęci zatopienia w ciepłej, kojącej czerni. W następnej chwili tego żałuję. Wybawca przekroczył swoją granicę. Nastał moment, którego tak panicznie się bałam.
Upadek.
Ze szczytu góry.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top