Rozdział 8
Powoli posadziła go na łóżku, nawet na chwilę nie odrywając swoich ust od jego. Pomimo wszelakich wrednych odzywek elfa, które sugerowały, że nie jest zainteresowany czarownicą, to mężczyzna dość chętnie oddawał każdy pocałunek. Powoli przesunęła dłonie na jego ramiona i pchnęła go na łóżko, sprawiając, że ich usta oderwały się od siebie. Ezarel podparł się na łokciach, czekając na jej kolejny ruch, jednak wtedy kobieta sięgnęła po nóż i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość... Dał się podejść jak niedoświadczony gówniarz...
— Odłóż to — powiedział poważnie, wstając z łóżka.
Naira patrząc mu prosto w oczy, rozcięła skórę na wewnętrznej części swojej dłoni. Cicho syknęła i zacisnęła dłoń, z której na podłogę zaczęła spływać krew.
— Ból jest otrzeźwiający, nie twój popęd seksualny — mruknęła, odrzucając na bok nóż i sięgnęła po znalezioną wcześniej apteczkę, by opatrzyć ranę.
Ezarel już nic więcej nie powiedział. Zacisnął usta w wąską linię i ignorując kobietę, położył się na łóżku i zamknął oczy. Chociaż doskonale wiedział, że w tym miejscu nie zaśnie. Jakiś czas później, poczuł jak materac obok niego się ugina. Otworzył oczy i spojrzał kątem oka na czerwone włosy rozsypane na poduszce. Kobieta lekko się skuliła i przykryła kocem. Nie widział jej twarzy, więc nie był w stanie stwierdzić, czy wciąż ma oczy otwarte.
— Ej, Ezarel... — powiedziała cicho.
— Co?
— No, bo teraz to tak przerwałam, ale jakbym tego nie zrobiła, to... Chciałbyś się-...?
— Nie, nie chciałbym — wtrącił jej się w zdanie.
— Mhm...
Tej nocy już się więcej do siebie nie odezwali, choć oboje nie byli w stanie zmrużyć oka. Nawet jakby chcieli, to utrudniały im to dźwięki wydawane co jakiś czas przez zmutowane chowańce.
****
Następnego ranka, czas minął im w dość napiętej atmosferze. Nic dziwnego, oboje byli wyczerpani, głodni i niewyspani. Nawet nieszczególnie się do siebie odzywali, zastanawiając się nad tym, co powinni zrobić.
— Słyszałeś to? — zapytała, odwracając głowę w stronę kolejnego hałasu.
— Ta, to tylko kolejny chowaniec.
— Ciii... — przyłożyła palec wskazujący do ust. Jeszcze chwilę nasłuchiwała, aż w końcu pobiegła w kierunku dźwięku.
— Naira! Cholera... — ruszył za nią.
Wbiegł za nią do jakiejś sali, która miała dziurę w dachu. Na środku stał owlett, który odziwo wyglądał normalnie.
— Larisa... — wyszeptała. Podbiegła do chowańca i przytuliła się do jego szyi — W końcu, ile można na ciebie czekać?
Elf powoli do nich podszedł, a chowaniec uważnie go obserwował, lekko strosząc pióra. Czarownica się od niego, a raczej od niej, odsunęła. Zbliżyła się do jej boku i wsiadła na jej grzbiet.
— Chodź, piękny, wynosimy się stąd — zwróciła się do Ezarela, wyciągając do niego dłoń.
Elf także miał już zdecydowanie dosyć tego miejsca, więc bez żadnego słowa sprzeciwu, wsiadł za nią. Larisa potrzebowała chwili aby się rozpędzić i wzbić razem z nimi w powietrze. Wylecieli przez dziurę w dachu i nareszcie mogli odetchnąć z ulgą, opuszczający to miejsce.
— Trzeba o tym powiadomić jakieś władze — zasugerował — Powinni się zająć tym miejscem.
— Jak już znajdziemy miejsce, gdzie nikt nie będzie chciał nas zabić, to może się tym zajmiemy. A teraz cisza, bo muszę odnaleźć swój artefakt... — zamknęła oczy, a chwilę później wokół niej tym razem dość chaotycznie wirowały pasma energii.
Mężczyzna postanowił dać jej się skupić, więc tego nie skomentował. Nie skomentował też fioletowych żyłek na jej nodze, które na jego oczach zaczęły się rozrastać, aż do jej kolana. Chyba faktycznie ma to coś wspólnego z magią.
— Mam to — otworzyła oczy, a pasma zniknęły — Larisa, leć w stronę Nirlanu.
Chowaniec na zgodę wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, a następnie zmienił kierunek lotu.
****
— Tam jest! — wskazała w dół na shau'kobowa z ich bagażem.
Zlecieli na ziemię. Czarownica zeskoczyła z owletta i podbiegła do swojej torby, z której szybko wygrzebała drewniane pudełeczko z eliksirami. Szybko wypiła jeden z nich i odetchnęła z ulgą. Tego było jej trzeba. Ezarel pokręcił z dezaprobatą głową.
— Co teraz? — podszedł do swojej torby i wyjął z niej coś do jedzenia.
— Niedaleko jest Nirlan, możemy się tam zatrzymać, uzupełnić zapasy i... I zobaczymy co dalej — wzruszyła niedbale ramionami.
W zasadzie to planowała pozostać w tamtej wiosce na tej samej zasadzie co w poprzednich. Dopóki się nie zorientują, że szkodzi niektórym mieszkańcom, to tam zostaną. Miała nadzieję, że zaszybko nie dotrą tu wieści z Efetty. Ma coraz mniej czasu, a ciągłe ucieczki tylko jej go dodatkowo zabierają. W dodatku miała zbyt długą przerwę w zażywaniu naparu. Ale... W końcu znajdzie rozwiązanie. Czuła to. Była coraz bliżej. Na pewno.
****
Po względnym ogarnięciu się, ruszyli w obranym wcześniej kierunku. Na miejsce dotarli dopiero następnego dnia rano. Elf ponownie starał się nie rzucać w oczy, a czarownica załatwiła im pokój.
Stała naga przed lustrem w łazience i patrzyła z obrzydzeniem na swoje ciało. Na jej prawym boku znajdował się ciemnofioletowy siniec, od którego rozchodziły się wszystkie te żyłki na jej ciele. Od kolana prawej nogi, do lewego biodra. Cały brzuch i połowa pleców, aż do pośladków. Coraz mniej czasu. Przygryzła dolną wargę, gdy ta zadrżała. Głupia młodość. Głupia naiwność. Wzięła uspokajający wdech i policzyła do dziesięciu. Otworzyła oczy i spojrzała na swoją twarz w odbiciu lustra. Mocne spojrzenie, poważna twarz, pewny siebie uśmiech. Nie mogła się załamać. Nie mogła się poddać. Jeszcze jeden wdech. Zdąży. Jest coraz bliżej rozwiązania. Wie to. Wzdrygnęła się, gdy ktoś gwałtownie zapukał do drzwi.
— No wyłaź wreszcie, kobieto. Ile można? — powiedział zirytowany Ezarel, po drugiej stronie drzwi.
Pokręciła tylko głową na jego słowa. Nic mu nie okrzyknęła tylko weszła pod prysznic i odkręciła wodę, co spotkało się ze zbolałym westchnieniem mężczyzny.
****
— Mieliście zrobić wszystko, żeby ich zatrzymać — powiedział zirytowany wampir.
— Tak, ale... Udało im się uciec.
— Jak dawno?
— Wtedy kiedy otrzymaliśmy wiadomość, to... Było tydzień temu.
Nevra zdusił w sobie przekleństwo. Mieli cały tydzień przewagi! W dodatku teraz nawet nie wiedział, w którą stronę powinien podążyć, by ich znaleźć. Wplótł dłoń we włosy i zacisnął na nich palce. Cholerny Ezarel... Jak zwykle same z nim problemy. Po co w ogóle go szuka i próbuje uwolnić od kolejnej wariatki? Ten elf pewnie nawet mu za to nie podziękuje.
— Zaprowadź mnie do ich pokoju — odezwał się po dłuższym czasie.
Miał nadzieję, że znajdzie tam cokolwiek, co mu powie, gdzie się udali. Niestety nic takiego nie znalazł... Ponownie przepadli jak kamień w wodę i może jedynie czekać na kolejne zgłoszenia o tym gdzie byli widziani. Mimo to nie zamierzał się tak łatwo poddać.
~~~~~~~
Hejo!
Jak zauważycie jakieś błędy, to proszę mi je wskazać. ^^"
Jeśli ktoś pomimo ilustracji nie jest w stanie się zorientować o jakim chowańcu mowa, to oto on:
Chyba nie mam na dziś nic za bardzo do powiedzenia, więc...
Do następnego!
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top