Rozdział 23

    Wydawało mu się, że jak ją zobaczy, to powie jej prosto w twarz, co sądzi o takim znikaniu i zostawianiu po sobie tylko jednego głupiego liściku. W drodze do tamtego miasta, nawet układał sobie w głowie wszystko to, co miał jej powiedzieć. A jednak teraz milczał, co jakiś czas, zerkając w jej stronę. Nie zabrał swojej dłoni z jej uścisku, choć chwyciła go zaraz po tym jak przekroczył portal. Przedstawiła go swojej matce jako kogoś szczególnie bliskiego, chociaż oficjalnie byli zaledwie lepszymi znajomymi. Nie komentował tego. Milczał, gdy rozmawiała z matką, milczał, gdy przy pomocy magii ją leczono i milczał, gdy zabrała go do pokoju. Miał pustkę w głowie, ale przez czarownicę mylnie zostało to odebrane jako gniew.

    — Ezarel... — zaczęła, ale sama nawet nie była pewna, co w takiej chwili powinna powiedzieć — Przepraszam. Musiałam to zrobić, bo w przeciwnym wypadku, to już zawsze by się za mną ciągnęło. A chciałam to w końcu zakończyć — schowała jego dłoń w swoich i utkwiła w nich wzrok — Wiem, że... Nie postąpiłam fair w stosunku do ciebie. Że po raz kolejny nadwyrężyłam twoje zaufanie. Ale... Jak to mówią, do trzech razy sztuka, co? — spróbowała zażartować, ale wyszło to wyjątkowo drętwo.

    — Miałaś już swoje trzy razy. Gdy dowiedziałem się kim tak naprawdę jesteś, gdy podmieniłaś nasze ciała i teraz – gdy odeszłaś.

    Spuściła wzrok i przygryzła dolną wargę. Miał rację. Była dla niego okropna. I naprawdę chciała całą winę zrzucić na Agrasa, ale pora wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.

    — Wiem, że nie zachowywałam się najlepiej, ale... — podniosła na niego wzrok — Naprawdę zależy mi na tej relacji, Ez. Bez względu na to, jak to zinterpretowałeś, tamtej nocy chciałam zapomnieć o przeszłości i po prostu zostać z tobą. Jednak to nie było możliwe. Mam nadzieję, że to rozumiesz... Ale teraz już nic mnie nie powstrzymuje. Więc jeśli tylko dopuścisz mnie do siebie, obiecuję, że tym razem będę się starać.

    — Czy ty...? — to słowo utknęło na jego języku, ale Naira i tak zrozumiała jego pytanie.

    — Czy cię kocham? Cóż... Tak zgaduję. Mam na myśli, że... Chciałabym się przekonać, do czego nas to zaprowadzi. W trakcie naszej podróży naprawdę stałeś mi się bliski. A w Kwaterze... — leniwie głaskała kciukiem jego dłoń — Byłam z tobą szczęśliwa. Nie mogę ci obiecać, że w przyszłości nie będziesz żałował tej relacji, ale będę się starać, aby tak się nie stało. Więc... Jeśli ty też jeszcze coś do mnie czujesz-... — urwała, bo Ezarel przyciągnął ją do siebie, przez co wpadła w jego ramiona. No... Tego się nie spodziewała.

    — Kiedyś mnie przysporzysz o załamanie nerwowe...

    Uśmiechnęła się na jego słowa.

    — To bardzo prawdopodobne — objęła go ramionami i jedną dłonią przesuwała po jego plecach — Czy to znaczy, że... Dostałam kolejną szansę?

    — Ostatnią. Więc jej nie zmarnuj.

    — Nie zmarnuję. Obiecuję — z tymi słowami, delikatnie się od niego odsunęła, by nareszcie móc go pocałować.

    Nie odepchnął jej, tylko desperacko do siebie przycisnął, odwzajemniając każdy pocałunek. Naprawdę zawróciła mu w głowie. I coś czuł, że ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Czy mu to przeszkadzało? Nie. I tak już zdecydował, że chce raz jeszcze zaryzykować. Wplótł palce w czerwone loki, gdy usłyszeli przy drzwiach ciche chrząknięcie. Ezarel jak poparzony oderwał się od czarownicy i wygładził ubranie. Naprawdę czuł się niezręcznie za każdym razem, gdy ktoś go przyłapywał na czymś takim. A Naira, przyglądając mu się w rozbawieniu, stwierdziła, że te lekko zarumienione policzki są naprawdę rozczulające. Przeniosła wzrok na swoją matkę.

    — Co jeszcze? — zapytała trochę niemiło, bo ta właśnie świadomie im zniszczyła naprawdę przyjemną chwilę.

    — Czeka cię rozmowa z głównym kręgiem. Mimo wszystko nie możemy całkowicie zlekceważyć tego co zrobiłaś.

    Mina jej zrzedła i cały dotychczasowy entuzjazm wywołany rozmową z Ezarelem, natychmiast wyparował. No tak... Przecież to było oczywiste, że tak tego nie zostawią, pomimo, że miała rodziców w Gildii. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, a wtedy poczuła dłoń elfa na swoich plecach. Podniosła wzrok, by spojrzeć na jego twarz.

    — Jeśli to nie problem, chciałbym również być na tej rozmowie.

Przed tobą były już osoby, za które wziął odpowiedzialność. A teraz dla ciebie zgrywa bohatera.

   Z jakiegoś powodu przypomniała sobie słowa Nevry. Miał rację. Ezarel naprawdę czuł się za nią odpowiedzialny. Chociaż jej zbronie sięgały czasów jeszcze zanim w ogóle się poznali. Naprawdę był dla niej za dobry.

    — Myślę, że nie będzie z tym większych problemów. Przyda nam się zeznanie świadka. Możemy już iść, czy jeszcze się dostatecznie nie zaspokoiliście?

   "Czy każda czarownica musi być taka bezpośrednia?" — zapytał się w myślach, gdy jego policzki ponownie oblały się rumieniem.

    — Możemy iść.

    Naira westchnęła ciężko, wręcz teatralnie.

    — Jaka szkoda, liczyłam, że wytargujesz nam jeszcze kilka chwil sam na sam — mówiąc to, położyła dłoń na jego piersi.

    — Naira... — upomniał ją.

    — Tylko żartuję — powiedziała wyraźnie z siebie zadowolona i w końcu mogli iść.

    Wcześniej jakoś nie miał do tego głowy, ale teraz w końcu się przyjrzał siedzibie czarodziei. Była to wieża z ciemnego kamienia i ogromnym pokojem na każdym piętrze. Większość drzwi było zamkniętych, a na nich wyrysowano symbole, których znaczenia nie rozumiał, ale też o nie nie pytał. Nie było to teraz istotne. Udali się do najwyższej komnaty. Na jej środku znajdowało się tylko jedno krzesło. Reszta znajdowała się po bokach na wzniesieniach. Były już zajęte przez czarowników i czarownice. Naira została poprowadzona do tego na środku, a zaraz za nią stanął Ezarel, trzymając dłoń na jej ramieniu. Stresował się jakby to on sam został oskarżony i czekał go wyrok.

    Po raz kolejny słuchał o tym, jak została otruta. Jak później tułała się po świecie w poszukiwaniu schronienia i leku. Nie ukrywała tego ile osób padło jej ofiarą. Sam wiedział tylko o kilku i trochę go to zaniepokoiło, gdy wymieniała kolejne, i kolejne, i kolejne. Ale wierzył, że to nie było spowodowane chęcią mordu. To nie dlatego, że posiada jakieś sadystyczne zachowania... Po prostu... Szukała rozwiązania. W dziwny i pokręcony sposób, ale tylko o to chodziło. Nie była zimnym i bezdusznym mordercą...

    Czasami jej przerywano i zadawano różne pytania dotyczące jej życia i ofiar. Jego do głosu dopuszczono dopiero gdy Naira dotarła do tej części historii, w której już z nią był. Czasami prosili go o potwierdzenie jej słów.

    W sumie całe to przesłuchanie trwało dwie godziny. A kolejne dwie spędzili na czekaniu na decyzję kręgu. Widział, że czarownica była mocno zestresowana całą tą sytuacją, chociaż nie chciała tego po sobie pokazać. W akcie wsparcia, jedynie objął ją ramieniem, ale nic nie powiedział. Nie było go w tym momencie stać na słowa typu: "będzie dobrze", "jakoś wszystko się ułoży". Bo nie ułoży się dobrze i oboje o tym wiedzieli. Coś takiego nie pozostanie bez konsekwencji. Po to właśnie stworzono Gildię Czarodziei. By weryfikowali słuszność użycia magii u swojej rasy i wyciągali konsekwencje od tych, którzy w jakiś sposób zagrażają światu, mieszkańcom, czy samym sobie. A Naira tym zagrożeniem była. Była... Ale i tak za nie odpowie.

    Jednak dzięki wpływom jej rodziny, nie skończyło się to tragicznie. Czarodzieje zadecydowali o stałej kontroli nad nią przez najbliższe kilka lat. Nie było to jednak w formie ciągłego stania nad kobietą, wykorzystano do tego zaklęcie, dzięki któremu gildia, w każdej chwili mogła sprawdzić gdzie jest i co robi. Nałożono na nią też jakieś ograniczenia, ale Ezarel nie do końca wiedział co się z tym wiąże. Domyślał się, że uniemożliwi jej to korzystanie z niektórych zaklęć, ale na jaką skalę to było? Tego już nie wiedział. Nie mniej, oprócz dużego naruszenia prywatności, nie skończyło się to niczym szczególnie inwazyjnym. Dziki czemu, nareszcie mógł odetchnąć z ulgą. Naira, co prawda nie wyglądała na równie zrelaksowaną, ale musiała sama przed sobą przyznać, że mogło się to skończyć znacznie gorzej.

    Wrócili do pokoju, w którym od razu kobieta padła na łóżko.

    — Mam dość... To był ciężki tydzień — powiedziała, zamykając oczy.

    Elf przysiadł obok niej i chwilę przyglądał jej się bez słowa.

    — Nie mówiłaś, co cię spotkało w lochu...

    — Ezarel, a po co miałam to mówić? Każdy w mniejszym lub większym stopniu powinien się tego domyślać — podniosła się do siadu — Ale przypomniałeś mi, że mogę w końcu z siebie zrzucić tę obrzydliwą szmatę — powiedziała o więziennej, lnianej sukni. Wstała z łóżka i podeszła do kufra w poszukiwaniu czegoś znacznie wygodniejszego.

    — Mogę wnioskować tylko tyle ile zobaczyłem po twoich ranach... — odwrócił się do niej tyłem, by dać jej choć odrobinę prywatności, gdy się przebierała.

    — I to ci nie wystarczy? — uniosła brew — Chcesz dokładnie usłyszeć, do czego się posunęli, abym się do wszystkiego przyznała?

    Czy chciał o tym usłyszeć? Raczej nie. Ale... Czuł, że powinien. A skoro z jakiegoś powodu trzymała to w sobie... To moze wydarzyło się tam coś znacznie gorszego? Coś czego nie był w stanie zobaczyć po jej ranach. A jednak w jakimś stopniu ją to złamało. A może po prostu nadinterpretuje jej zachowanie? Przecież nigdy nie była szczególnie chętna, to zwierzania się ze swoich chwil słabości. I sam doskonale to rozumiał. Też miałby z tym problem, może nawet większy niż ona. Udawałby, że nic takiego nie miało miejsca, a ona po prostu nie chciała rozwijać tego tematu.

    Poczuł jak ramiona kobiety obejmują go w pasie, a jej broda oparła się na jego ramieniu, gdy stanęła na palcach.

    — Nic mi nie jest, Ezi. Nie musisz się martwić. Jestem silną dziewczynką — uśmiechnęła się do niego.

    Spojrzał w dół. Jej ramiona co najmniej od łokci nie były niczym okryte.

    — Tylko mi nie mów, że teraz całkowicie naga przytulasz się do moich pleców.

    — A przeszkadzałoby ci to? — wręcz wymruczała to pytanie.

    — ... Nie — odpowiedział szczerze.

    Zaśmiała się cicho tuż przy jego uchu i pocałowała go w szyję.

    — Więc... — zaczęła wodzić dłonią po jego torsie — Może wrócimy do tego co nam wcześniej przerwano?

    — ... Czy naprawdę w taki sposób będziemy unikali każdej poważnej rozmowy? — zapytał, chwytając jej dłoń za nadgarstek.

    Westchnęła cicho.

     — Niech będzie... Co konkretnie chcesz wiedzieć?

    — Opowiedz mi o tym, co się działo, gdy już cię złapano.

    — No... Zaciągnęli mnie do lochu, oskarżyli o morderstwo, na którym mnie złapali, a później jeszcze o kilka innych. Nie wszystkich, których zabójstwo mi zarzucili, faktycznie zabiłam, ale nie liczyli się z moim zdaniem. Więc próbowali siłą wyciągnąć ode mnie przyznanie się do winy. W końcu, mając już dość, przyznałam się do wszystkiego, do tych których zabiłam i do tych których nie zabiłam też — wzruszyła ramionami — Więźniów traktuje się źle, a tych, którzy otrzymali wyrok śmierci, jeszcze gorzej. Ale nie dziwi mnie to. Dlatego znalazło się kilku "stróży prawa", którzy byli żądni sprawiedliwości, a wyrok śmierci to było dla nich za mało.

    — Ktoś cię... No wiesz...?

    — Nie. Dla większości feary, czarownice są odrażające, Ez. Poza tym, sam widziałeś, że najlepiej to ja wtedy nie wyglądałam. Więc już sam rozumiesz, że nic wielkiego mi się nie stało — pocałowała go w policzek — Ale to słodkie, że się o mnie martwisz.

    — Naira... Pobicie, to nie jest "nic wielkiego" — obrócił się w jej stronę, ale na razie wolał nie schodzić spojrzeniem niżej niż jej twarz.

    — Ezarl... To już minęło, nie na sensu się nad tym rozwodzić — położyła dłoń na jego policzku — Może inaczej. Teraz, już nic mi nie jest. Lepiej?

    Lekko się skrzywił, ale nie rozwodził się już dłużej nad tym tematem. Chociaż wątpił, by nawet dla niej, coś takiego, to było "nic". Ale dobrze. Niech tak będzie, powiedziała mu, co chciał wiedzieć, a skoro nie potrzebowała wsparcia, to nie będzie jej go siła wpychał do gardła. Odetchnął cicho i spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem.

    — Trochę lepiej — w końcu jej odpowiedział — To... Na czym wtedy skończyliśmy?

    Uśmiechnęła się szeroko.

    — Gdy spotkałam cię po raz pierwszy, nigdy nie sądziłam, że kiedyś sprawi mi tyle radości to, że w końcu odpowiesz na moje zaloty.

    — Trwało to tyle czasu, bo byłaś w tym beznadziejna — odgarnął za ucho jej czerwone loki.

    — To ty byłeś zbyt wybredny.

    — I dobrze mi to służyło. Nagle zaniżyłem standardy i skończyłem z trucicielką.

    — Ale ładną trucicielką?

    — Czy to jest tu teraz istotne?

    — Czyli tak?

    Rozbawiony, teatralnie przewrócił oczami.

    — Czyli tak — potwierdził jej słowa, tym samym zdobywając się na drobny komplement.

    Nie ciągnęła już dłużej tej sprzeczki, po prostu zarzuciła ramiona na jego szyję i przyciągnęła go do siebie.

~~~~~~~~~~~

Hejo!

Wątek historii Nai oficjalnie został zakończony. Ale już chyba w poprzednich rozdziałach wspominałam, że zmierzamy dużymi krokami ku końcowi. Teraz to przypominam.

Spróbuję zakończyć tę książkę jeszcze w tym roku, ale niczego nie obiecuję, żeby nie zapeszać.

To tyle na dziś.

Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top