Rozdział 22

    Znaleźli się na miejscu wręcz na ostatnią chwilę. Tłum gapiów ustawiał się już wzdłuż głównej drogi prowadzącej na rynek. Musiał wyciągać głowę jak najwyżej był w stanie, by cokolwiek dostrzec. W końcu zauważył stos, czekający na końcu ścieżki. Przybyli później niż powinni. Wręcz za późno, bo niby co mogą zrobić teraz? Gdy za niecałe pół godziny ma rozpocząć sie proces.

    Cholera, cholera, cholera! – powtarzał w głowie jak mantrę.

    Jednak wciąż nigdzie nie było czarownicy. Chciał wierzyć, że jakimś cudem udało jej się uciec. W końcu, tyle razy uciekali. Dla niej nie powinno to być nic trudnego. Kilka magicznych sztuczek i po sprawie.

    — Pójdę porozmawiać z tym, kto temu wszystkiemu przewodzi — powiedział Nevra, a niedługo później zniknął w tłumie feary.

    I niby co on teraz ma ze sobą zrobić? Powinien coś zrobić, ale co? Zniszczyć stos? Nie. To nic nie da. Poza tym, nawet nie pozwoliliby mu się zbliżyć. Starał się przedrzeć jak najbliżej ulicy, co udało mu się dopiero po dłuższym czasie. Gwar wzmógł się, gdy wyprowadzono Nairę na ulicę. Miał wrażenie, że serce mu zamarło, gdy ją zobaczył. Miała na sobie ciemną, poszarpaną suknie, wykonaną z lnu. Sięgała jej do połowy łydki, ukazując bose stopy. Szła powoli, bo kostki miała skute łańcuchami, które ciągnęły się za nią, wygrywając zgubną pieśń. Jej sylwetka była zgarbiona. Głowa spuszczona tak nisko, by nikt nie był w stanie dostrzec jej twarzy. Nie mieli jej zapamiętać. A i ona nie zamierzała patrzyć na nikogo z nich. Zatrzymała się, gdy gnijący już pomidor rozbił się na jej włosach. Jednak strażnicy idący za nią, szturchnęli ją w plecy, by idąc naprzód dalej znosiła upokorzenie, na które zasłużyła. Więc szła. Każdy krok nieubłaganie zbliżał ją do śmierci. Nie panikowała, choć całe jej życie było paniką, gdy uciekała, przed trucizną. Ezarel był wściekły, że nie walczyła, nie próbowała się uwolnić, uciec.

    Chciał do niej ruszyć, ale... Raczej nie powinien. Jeśli to koniec... Lepiej, żeby nie był z nią widziany. I naprawdę nienawidził się za to, że przeszło mu to przez myśl. Powinien przy niej być. Minęła go, idąc dalej. Chciał ją zawołać, ale czy jest sens przekrzykiwać tłum. Czy na pewno chciałaby go teraz zobaczyć? Odeszła od niego. Prawdopodobnie już wtedy przypieczętowała swój los. Miał wrażenie, że wszystko prowadziło ich do tej chwili od momentu, gdy się poznali. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Ktoś rozbił butelkę przed czarownicą, by boso przeszła po jej kawałkach. Nie mógł tam dłużej stać. Nie przejął się tym, że gapie zaczęli na niego buczeć. Nie przejął się pogardliwym spojrzeniem strażników, gdy prosił ich, aby pozwolili mu przenieść czarownice nad szkłem. Aż w końcu zawahał się, gdy jego spojrzenie padło na twarz Nairy. Lewe oko miała już tak opuchnięte, że nic przez nie nie widziała, dodatkowo sączyła się przez nie ropna wydzielina. Zaschnięta krew pod rozbitym nosem. Rozcięta dolna warga. Dostrzegł nawet ślady odbitych palców na jej szyi. Jej usta ozdobił słaby uśmiech, gdy powiedziała:

    — Chyba się nie spodziewałeś, że po wspólnej nocy piękna zmieni się w potwora.

    Otrząsnął się i wziął ją w końcu na ręce. Nawet gdy ominęli już szkło, nie postawił jej. Szedł dalej, razem z nią znosząc wszystkie obelgi, obrzucanie zepsutym jedzeniem, czy nawet kamieniami. Chociaż przy tym ostatnim, strażnicy reagowali rozkazami o zaprzestaniu. W końcu nikt nie miał prawa tu dokonywać samosądu.

    — Co oni ci zrobili? — zapytał szeptem.

    — Nic czego się nie spodziewałam. Zmusili do przyznania się do winy za wszystko co zrobiła i czego nie zrobiłam — oparła głowę na jego ramieniu.

    — Nie mieli prawa.

    — Mieli.

    — Nie. Nie mieli prawa cię krzywdzić.

    — Jestem czarownicą, Ez... Czy tu, czy na Ziemii, wszędzie podchodzi się do nas z rezerwą. W każdym świecie jesteśmy uznawane za te złe. To się nie zmieni... Nie powinieneś reagować. Jak już chciałeś sobie popatrzyć jak odchodzę, mogłeś to zrobić z pierwszego rzędu — rzuciła żartobliwie.

    — Przestań. To wcale nie jest śmieszne. A przyszedłem tu, bo nie po to, leczyłem cię kilka tygodni, byś teraz umarła. No i... Obiecałaś, że wrócisz...

    — Przepraszam... — wyszeptała.

    Zatrzymał się przed stosem, ale nie chciał wypuszczać jej z rąk. Bał się, że jeśli to zrobi, straci ją już na zawsze. Co w zasadzie nie było takie nierealne. Gdzie ten Nevra!? Strażnicy musieli ją od niego zabrać siłą. Co nie było komfortowe, ani dla niej, ani dla niego. Odsunięto go i trzymano blisko reszty gapiów. Przywiązali ją do belki, do której stała plecami. Pod nią układała się sterta gałęzi i siana.

    — Nie, błagam, nie! — krzyknął z bezradności i wyrywał się strażnikowi. Dostał pięścią w brzuch, jak i ostrzeżenie, że jeśli się nie uspokoi, wyląduje na kilka godzin w lochu.

    Słuchał jak wymieniano wszystkie ofiary Nairy. Wiedział, że zabiła wiele osób, ale nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli. W końcu powinien nią przez to gardzić. Razem z resztą feary powinien życzyć jej śmierci. Ale nie potrafił. Wyłapał jej spojrzenie. Smutno się do niego uśmiechnęła i raz jeszcze powiedziała bezgłośne "przepraszam", gdy kat podłożył pod nią ogień.

    — Naira! — wyciągnął rękę w jej stronę, a wokół czarownicy utworzyła się srebrna bariera, odgradzająca ją od ognia. Zamrugał zaskoczony. On to zrobił?

    Jednak w tym momencie przez tłum przedarły się dwie czarownicę. Jedna do złudzenia przypominała Nairę. Jakaś jej krewna?

    — Ten wyrok został wydany bezprawnie! — mówiła głośno, aby każdy zebrany mógł ją usłyszeć — Naira należy do Gildii Czarodziei i to do nas należy osądzenie jej! — przez tłum przebiegł cichy szmer szeptów, ale nawet sama skazana wyglądała na zaskoczoną. Kolejny czar zdusił płomienie, a czarownice stanęły przy stosie — Oczywiście weźmiemy pod uwagę sugestie dotyczące wyroku, nie mniej ostateczna decyzja należy do nas.

    Druga wiedźma rozwiązała Nairę. Większość osób była co najmniej zdezorientowana zaistniałą sytuacją. A niedługo później wszyscy zaczęli się przekrzykiwać.  Czarownice groziły zadarciem z Gildią, jeśli w dalszym ciągu będą się stawiać i nie pozwolą im zabrać ze sobą Nairy. Nic dziwnego, że były uważane za złe. Pasma magii niebezpiecznie wirowały wokół nich, grożąc każdemu, kto tylko spróbował się zbliżyć. Gdy otworzyły portal, szybko ruszył w ich stronę. Nie pozwoli na to, aby ponownie zniknęła.

    — Naira dołączyła do Straży Eel — zwrócił się do czarownic — Chciałbym uczestniczyć podczas procesu, jako przedstawiciel Kwatery Głównej. 

    Kobiety popatrzyły po sobie, jakby prowadziły między sobą niemą rozmowę. Chyba nie spodobał im się taki obrót sprawy.

    — Tak, to prawda — wtrąciła Naira, patrząc znacząco na czarownice do niej podobną.

    — Niech będzie. Proszę za nami — ruszyły w stronę portalu.

    — Ezarel... — usłyszał głos Nevry, więc spojrzał na niego.

    — Wracaj do Kwatery, ja... Tym razem wrócę. Nie będziesz musiał mnie szukać — odpowiedział, przekraczając portal, który zamknął się zaraz za nim.

~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Wybaczcie za tak długą nieobecność. Miło mi będzie, jeśli ktoś wciąż tu będzie.

Za wszelkie błędy przepraszam.

To tyle na dziś.

Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top