Rozdział 20

    Następnego dnia, była wolna. No, względnie wolna, bo choć nie mogła opuszczać Kwatery, to przestała być ciągle nadzorowana. Dołączyła do straży, choć domyślała się, że nie zabawi w niej długo. Gdy tylko Nevra znajdzie wilkołaka, będzie musiała stąd odejść. Mówiła sobie, że tak musi być. W końcu nie porzuci od tak celu, do którego dążyła przez kilka długich lat. Zbyt długich. Nie po to tyle wycierpiała i zatraciła własne człowieczeństwo, by teraz o wszystkim zapomnieć. I tak za długo się to już ciągnęło. A jednak, gdy po raz kolejny siedziała z Ezarelem przy kolacji i słuchała jego żartów i wrednych zaczepek, część niej chciała tu zostać. Z nim. Zobaczyć gdzie to ich doprowadzi. Uratowali siebie nawzajem, wędrowali i uciekali u swego boku. Po raz pierwszy od kilku lat ponownie miała kogoś przy sobie, kogoś kto martwił się o jej dobro. A teraz ten ktoś będzie musiał o niej zapomnieć... Gdy już pozbawi go wspomnień z nią. Tak będzie łatwiej.

    Dlatego, w dniu kiedy Nevra podał jej namiary na Agrasa, wręcz wprosiła się na noc do pokoju elfa, ale mu wcale to nie przeszkadzało. Nawet jeśli próbował zadowolenie ukryć pod słowami, że czarownica jak zwykle wykorzystuje jego dobroć. Nie pozwoliła mu jednak za długo narzekać. Nie mieli na to czasu, a ona... Cóż, chciała się z nim pożegnać. Złapała jego kurtkę i trochę zbyt gwałtownie i zachłannie przyciągnęła go do siebie, by zgarnąć jego usta w pocałunku. Ezarel się zawahał. Doskonale to wyczuła, ale w końcu odwzajemnił gest, ostrożnie kładąc dłonie na jej biodrach.

    — Naira, ja... — zaczął, przy jej ustach, ale słowa plątały mu się na języku. Za dużo chciał powiedzieć w jednej chwili, za dużo myśli biegało mu po głowie. Mimo to chciał się nareszcie zdobyć na to wyznanie. Chciał po raz kolejny spróbować szczęścia.

    — Nie teraz, Ez — nie chciała poważnych rozmow. Nie chciała szczerych wyznań. Nie teraz. Nie chciała później sobie wyrzucać, że źle postąpiła. Nie chciała, aby te jeszcze niewypowiedziane słowa ją z nim związały. Nie teraz, gdy musiała odejść.

    Stłumiła jego słowa kolejnym pocałunkiem. Ale gdy dalej próbował, mówiła, że porozmawiają rano. Rano, gdy już jej tu nie będzie. Gdy on nie będzie nawet o niej pamiętał. Zsunęła kurtkę z jego ramion, by ta opadła na podłogę. Później pasek, podkoszulek. Desperacko pragnęła poczuć już jego skórę zetkniętą ze swoją. Jego dłonie rozbierały ją mniej pewnie, ale i tak czuła dreszcz, gdy ostrożnie badał palcami jej ciało. Tak delikatnie, z taką uwagą, z taką czułością. Położyła się na łóżku, ciągnąc go za sobą. Wisiał nad nią, opierając się na rękach i co rusz składał pocałunek na jej szyi, ramieniu, dekolcie, piersi.

    Wsunęła palce w jego włosy, nogami objęła go w pasie. Ich usta się złączyły w bardziej gwałtownym pocałunku niż do tej pory. Udało jej się wzniecić w nim ogień. Ich ciała ciasno do siebie przylegały. Dłonie nie znajdywały oparcia na dłużej w jednym miejscu. Rytm ich bioder, skóra uderzająca o skórę, krople potu spływające po ciele, stłumione jęki gnieżdżące się w piersi. Jego zapach uderzał jej do głowy, a każdy dźwięk, który udało jej się wydobyć z jego gardła, na długo zostawał w jej pamięci. Przez chwilę żałowała, że dopiero teraz się na to zdobyła. Chociaż podejrzewała, że wcześniej mógłby jej, aż tak do siebie nie dopuścić. Pierwszy i ostatni raz...

    Nad ranem całowała go w czubek głowy i przeczesywała palcami długie niebieskie włosy. Spał, przytulony do jej piersi, a ona wbrew zdrowemu rozsądkowi, chciała zostać, aż się obudzi. Jednak to nie było możliwe. Dała sobie jeszcze chwilę na przytulanie go do siebie, zanim ostrożnie się odsunęła i wstała z łóżka. Przysiadła z powrotem obok niego, dopiero gdy się ubrała i wzięła artefakt. Położyła dłoń na jego głowie. Niemal niesłyszalnie wypowiedziała zaklęcie, zaglądając do jego wspomnień, by powoli usunąć z nich swój obraz. Nie powinno to być trudne, jedno wspomnienie z nią, powinno prowadzić do następnego i następnego. A ona odbierze mu je wszystkie. Jednak zawahała się, gdy ujrzała jego ćwiczącego przed lustrem z bukietem kwiatów w dłoni. Wyznawał swojemu odbiciu coś, co miało być skierowane do niej i co prawdopodobnie usłyszałaby tej nocy, gdyby go nie uciszała. Chociaż to wspomnienie powstało już jakiś czas wcześniej, widziała wszystkie jego próby, których nie udało jej się zauważyć, gdy byli razem. Jak chciał podczas zwykłego spaceru przez ogrody chwycić ją za dłoń, ale z tego zrezygnował. Jak cicho powiedział jej komplement, ale go nie usłyszała i gdy prosiła, aby powtórzył, powiedział coś zupełnie innego. Jak przestał jeść ciastka miodowe, widząc jak bardzo jej zasmakowały i chciał aby miała ich więcej dla siebie. Jak będąc na targu kupił dla niej drobny prezent, ale ostatecznie, gdy się zobaczyli, za bardzo się zestresował i jej go nie dał. Przez każde jego zawahanie i niepewność przemawiał strach. Że ponownie okaże się być gorszy. Że znowu, jak w przypadku Idalii, będzie się starał, aż za bardzo, by ostatecznie zostać zdradzonym. Że będzie tylko chwilowym zamiennikiem za kogoś lepszego. Nie wiedział czego mu brakowało. Może tego bardziej męskiego wyglądu, może był za słaby fizycznie, może czasem zbyt ciężki do zrozumienia. Cokolwiek to było, sprawiało, że bał się ponownie wkroczyć w taką relację. Bał się być ponownie tym niewystarczającym...

    Wypuściła jego wspomnienia i zabrała dłoń z jego głowy. Nie chciała. Nie potrafiła. Nie mogła. Zacisnęła dłonie w pięści, gdy jej umysł podpowiadał jej, aby zapomniała o przeszłości, wróciła do łóżka i podążyła ku przyszłości. Ale to było tylko złudne pragnienie, które ostatecznie tylko gorzej by się na niej odbiło. Wstała z łóżka, poprawiając jego kołdrę, żeby nie zmarzł. Zostawiła jeszcze ostatni pocałunek na jego skroni. Podeszła do biurka i przed wyjściem, napisała dla niego list. Błagała w myślach by zrozumiał. By jej nie znienawidził. I przede wszystkim, żeby nie pomyślał, że odeszła, bo uważała, że czegoś mu brakuje.

****

    Obudził się w wyjątkowo dobrym humorze, który od razu przygasł, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma obok niego kobiety, przy której zasnął tej nocy. I czuł się dziwnie, będąc nagi pod pościelą, ze świeżymi wspomnieniami ich zbliżenia i z tą ciszą, panującą dookoła. Wstał z łóżka i w trakcie gdy zaczął się ubierać, zauważył list na swoim biurku. Poczuł niepokój. Powoli podszedł do biurka i rozwinął kartkę z ciężkim sercem. Jego spojrzenie przesunęło się po tekście.

    „Przepraszam, że nie potrafiłam ci powiedzieć tego prosto w twarz, ale musiałam odejść. Nie bierz tego do siebie, ostatnia noc była jedną z najlepszych w moim życiu i gdyby nie pewne okoliczności, nic nie wyrwałoby mnie z twojego łóżka. Pozostawiłam za sobą kilka niedokończonych spraw i muszę do nich wrócić.

    Z początku chciałam pozbawić cię wspomnień o mnie. Ale nie potrafię tego zrobić. Nie chcę, żebyś o mnie zapomniał. Nie chcę tak tego zakończyć, choć dzięki temu miało być łatwiej. Za jakiś czas chciałabym wrócić. Jeśli tylko będziesz skłonny mi wybaczyć i raz jeszcze dać szansę.

Naira”

    Zmiął karteczkę w dłoni, ale szybko zaczął ją prostować. Nie wiedział co powinien o tym myśleć. Odeszła z Kwatery. Nadstawiał karku, by jej nie odesłali na wykonanie wyroku w innych wioskach. Ubłagał ich, aby dali jej szansę się poprawić. Sam dał jej taką szansę. A ona... Odeszła. Bo zakończenie poprzedniego i najgorszego rozdziału jej życia, było dla niej ważniejsze. Chciała wrócić. Ale ile każe na siebie czekać? Dzień? Miesiąc? Lata?

    Wyrocznio, jak strasznie nienawidził, gdy zostawiano go w tyle i traktowano jako bezpieczną przystań, do której można w każdej chwili wrócić.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Tak, wiem, że pojawiam się tu raz na dwa miesiące, przepraszam... Ale już mamy za sobą więcej rozdziałów książki niż mnie. Z moich obliczeń wynika, że koniec będzie gdzieś między 25 a 30 rozdziałem.

To tyle na dziś!

Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top