Rozdział 13

Walczyłam ze śmiercią, by poczuć, że żyje.

Ale nigdy nie było mi przeznaczone przeżyć.

Zaślepiła mnie wizja wygranej.

Myślałam, że mam przewagę.

Złudna nadzieja.

Jednak muszę wrócić do żywych.

Czy to zmartwychwstanie?

Nie.

Żywe trupy nie zmartwychwstają.

Odżywają, choć nie żyją.

To takie paradoksalne.

Żyję będąc martwą.

Będąc martwą, zostałam skazana na śmierć.

****

Wierciła się niespokojnie, jak rozjuszone zwierzę zamknięte w klatce. Brak eliksirów i naparów ponownie dał się we znaki. Nikt nie chciał jej słuchać. Nawet Ezarel, choć doskonale wiedział w jakim jest stanie... No może nie doskonale. Ale mógł się domyślać. Zaciskała dłoń na boku, wbijając w niego paznokcie. Zabawne, że bólem, starała się ulżyć sobie w bólu.

Tysiąc myśli w ciągu jednej sekundy przebiegało jej przez głowę. Zabiją ją? To pewne. Teraz, czy zdecydują się dać jej jeszcze kilka dni? Stanie do odpowiedzialności przed prawem, czy sami postanowią wykonać wyrok? Własnoręcznie ją zabiją, czy wydadzą wściekłemu tłumu? Już miała przed oczami obraz feary bijących ją kijami. Brzuch, głową, twarz, ręce, plecy, nogi. Uderzaliby tak długo, aż ostatni oddech opuścił by jej usta. A ona z każdym uderzeniem, każdą przelaną kroplą krwi, błagałaby o śmierć. Albo inaczej. Stanie na stosie jak przystało na wiedźmę i zrobią wszystko, by była jak najdłużej świadoma tego, że umiera. Że jest palona żywcem. Istnieje też najłagodniejsza opcja. Utopią ją. Przywiażą jej do nóg worek przepełniony kamieniami i wrzucą do rzeki. Jak będzie miała szczęście, może ją wyłowią i odprawią pogrzeb. Choć to zbyt optymistyczna myśl. Jednak prawdopodobnie, ku uciesze tłumu postanowią się z nią podrażnić przed śmiercią. Będą zanurzali jej głowę w beczce z wodą. Wyciągną na chwilę by mogła nabrać powietrza, by następnie ponownie jej go pozbawić. Nawet jak straci przytomność, to tylko po to by ją ocucili i zabawa trwała dalej. By za którymś razem, już nie pozwolić jej na wzięcie oddechu.

Usiadła na deskach i oparła się o kratę. Spuściła wzrok i dopiero teraz zwróciła uwagę na swój lekko przyspieszony oddech. Uśmiechnęła się kpiąco na samą myśl jaka jest przerażona. Jak zwykła gówniara. Choć powinna być osobą, która już dawno temu zaakceptowała swoją śmierć. Jeszcze mocniej wbiła palce w swój bok, a wolną dłoń wplotła we włosy. Ale to właśnie w tym tkwił sęk. Jej całe życie praktycznie obracało się wokół tego, że bała się umrzeć.

Ale jak tu się nie bać, kiedy kostucha dyszy ci na kark?

- Cholera... To chyba naprawdę koniec - powiedziała cicho, choć wystarczająco głośno, aby elf zwrócił głowę w jej kierunku. Czując, że ktoś na nią patrzy, odwzajemniła to spojrzenie - Spalą, utopią, pobiją, powieszą?

Ezarel na moment przyjął dość zmartwiony wyraz twarzy. Jakby dopiero teraz mu uświadomiła, że wydał ją na śmierć... Ale przecież sama jest sobie winna. Nie powinien jej żałować. Jej, ani nikogo innego. W końcu przez to już raz sam wpakował się w kłopoty... Bo żałował człowieka. A mimo to i tak czuł swego rodzaju przygnębienie. Zanim dowiedział się wszystkiego nawet zdążył polubić jej obecność. Jej pewną siebie postawę, flirciarskie zagrywki, optymistyczne podejście, polubił nawet to jak czasem, bez jego zgody, przeczesywała palcami jego włosy, zachwycając się ich kolorem i miękkością. Lecz to wszystko było tylko przykrywką. Zasłoną dymną dla tego kim naprawdę była. Zmarszczył brwi i odwrócił od niej wzrok.

- Nie lubię jak feary wrzucają nas wszystkie do jednego wora... Nie każda czarownica posługuje się czarną magią. Nie każda robi wszystko, aby zawładnąć światem i nie każda jest zaślepiona zemstą.

- To dość oczywiste.

- A jednak nawet takie oczywistości ciężko niektórym przyjąć do wiadomości... A jak jest z tobą, Ez? Wierzysz w to, co uznajesz za oczywiste?

Wtedy bez wahania odpowiedział "tak". Dziś, słysząc jej wywód, pewnie by się zaśmiał na jej hipokryzję. Żąda od innych by nie postrzegali jej i innych wiedźm, stereotypowo, równocześnie swoim zachowaniem utwierdzając innych, że stereotyp ten nie wziął się znikąd. To doprawdy absurdalne.

Choć wiedział, że nie robiła tego wszystkiego bez powodu, to nie był pewien czy chciałby poznać jej motywy. Ale jakaś jego część naiwnie chciała wierzyć, że miała naprawdę dobry powód by popełnić te wszystkie zbrodnie. Wiedział o jej sześciu ofiarach, a pewnie było ich zdecydowanie więcej. Nawet będąc przez te miesiące z nim, czasem zdarzało się, że "nie była w stanie kogoś wyleczyć". Oczywiście ta opcja nie była niemożliwa. Ale ile w ich śmierci było jej ingerencji, a ile choroby? A nie raz mu udowodniła, że potrafiła kłamać bez choćby jednego zająknięcia. Wzbudzała zaufanie tylko po to by później wbić nóż w plecy. I przez to teraz czuł się oszukany... Pomimo, że to on wpakował ją za kraty.

****

- Jeśli nie wrócę za dziesięć minut, wtedy możecie kogoś za mną wysłać.

- Zgoda. Uważaj na siebie - odpowiedział wampir i odprowadził elfa spojrzeniem.

Ezarel cicho wszedł do domu, w którym był zmuszony mieszkać przez ostatnie kilka dni. Stawiał ostrożnie każdy krok, nasłuchując skrzypienia desek w innych częściach budynku. Pewnie dlatego, że wydał Nairę straży, teraz czuł się tak niepewnie w tym miejscu. Choć wiedział, że Solantis jest gdzieś w tym domu, to i tak się lekko wzdrygnął, gdy ujrzał w progu kuchni jego tęgą postać. Mężczyzna nic nie mówił, tylko patrzył na niego z dość surowym wyrazem twarzy. Jakby doskonale wiedział, co niebieskowłosy mężczyzna zrobił. Ale przecież nie mógł tego wiedzieć na pewno. Mógł się jedynie domyślać. Chociaż w to też wątpił.

Zrozumiał, że właśnie stoi po drugiej stronie salonu i gapi się na tego faceta bez słowa od dłuższego czasu. Momentalnie poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Miał nadzieję, że tamten był pod wpływem eliksirów i nie będzie większej uwagi przykuwał do tego, kto jak długo na niego patrzy. W końcu udał się dalej, by dotrzeć wreszcie do pokoju.

- Gdzie Naira? - odezwał się, zanim elf mógł zniknąć z jego pola widzenia.

- Pokłóciliśmy się - odpowiedział krótko.

- Nie powinna zostawać sama w mieście. Kręci się tu sporo dziwnych gości, którzy tylko liczą na taką okazję.

- Jest silna. Poradzi sobie - jego ton głosu brzmiał bardziej ponuro niż planował.

- Wiem. Ale pewnie tym sobie przysporzy kolejnych problemów. A ja nie chcę tu kolejnej wizyty jej matki. Znów tu wpadnie, będzie się wydzierać, że naćpałem jej córkę, a wszystkie jej przewinienia spróbuje zamieć pod dywan... Co prawda było to lata temu, miała z siedemnaście lat... Wtedy mi się bardziej podobała. Młoda twarz, długie włosy spięte w warkocz i biała koszula, której dwa górne guziki były zawsze rozpięte... Czasem i więcej. Co prawda miała mniejsze cycuszki niż teraz, ale i tak miała czym oddychać - zaśmiał się, a do takiego wniosku przynajmniej doszedł Ezarel słysząc dźwięk podobny do tych, które wydawały dławiące się chowańce - No i nosiła spódnice, która czasem jej się podwijała. I te nogi... - zamruczał zadowolony i zamknął na dłuższą chwilę oczy - Żałuj, żeś jej wtedy nie widział.

Elf jedynie skrzywił się z niesmakiem, słysząc jak seksualizuje jej postać. Zwłaszcza, że mówił o niej, jako o dziewczynie, która nie była wtedy nawet pełnoletnia. Domyślał się, że już wtedy doprowadzała się do nienajlepszego stanu i nawet nie chciał zgadywać jak bardzo ten facet to wtedy wykorzystywał. Jak wcześniej czuł się przy nim niepewnie, tak teraz czuł tylko obrzydzenie i pogardę.

Zanim sam się zorientował co robi, jego pięść wylądowała na szczęce głupkowato uśmiechającego się mężczyzny. I chyba zaskoczył tym samego siebie. Od kiedy stosował się do przemocy przy takich sytuacjach? Saykil upadł na podłogę i kląc siarczyście na elfa, spróbował się podnieść.

Były szef szybko wpadł do pokoju i zabrał swoją torbę. Larisa podniosła gwałtownie głowę i jedynie na niego patrzyła, strosząc pióra, a gdy tylko elf wyszedł znów ułożyła się do spania. Ezarel zaś biegiem wrócił do Nevry i reszty.

****

- Twój eliksir i napar. Przyniosłem ci też koc i coś do jedzenia - powiedział, podając jej wspomniane rzeczy przez kraty.

Czarownica spojrzała na niego podejrzliwie.

- Trucizna?

- Nie. Po prostu... - westchnął cicho - Jeszcze nie otrzymałaś wyroku, więc oprócz pozbawienia wolności nikt nie może ci nic zrobić.

- Wydałeś mnie. A ja mam teraz coś od ciebie przyjąć? - uniosła brew.

- Wcześniej prosiłaś, abym podał ci eliksir.

- Wcześniej... - powiedziała krótko i odwróciła wzrok.

- Mhm... Na wszelki wypadek i tak to tu zostawię - położył rzeczy na deskach.

Czyżby jednak jej żałował? Słowa Solantisa bardziej na niego wpłynęły niż te jej, bo teraz miał praktycznie pewność, że to co usłyszał było prawdą. Oczywiście, cześć sobie dopowiedział, ale cześć była jasno powiedziana. Już w młodym wieku sięgnęła po taki silny narkotyk. Nic dziwnego, że ostatecznie skończyła właśnie tu. Za kratami i prawdopodobnie z dożywotnim wyrokiem. Jednak zastanawiał się, dlaczego? Co pchnęło ją właśnie w takim kierunku? Dlaczego dobrowolnie zniszczyła sobie życie? Spojrzał w jej złote oczy zanim się odezwał:

- Powiedz mi wszystko. Tylko bez żadnych kłamstw. Chcę poznać twoją prawdziwą historię.

~~~~~~~~~~

Hejo!

Tak, tak, pamiętam o specialu, jest w fazie produkcji. Możliwe, że zobaczycie go niebawem. Ja sama mam taką nadzieję.

To tyle na dziś.

Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top