Rozdział 12
Zaufanie.
Czy osoba, której nie można ufać...
Jest w stanie komuś zaufać?
Czy powinna komuś zaufać?
Zdecydowanie nie.
Chłód.
Im więcej w tobie chłodu, tym lepiej.
Wtedy łatwiej się wszystko znosi.
Chociaż lepiej nie pokazywać tego otwarcie.
To odstrasza.
A bez ofiar, nie sięgnie się celu.
Uśmiech.
Fałszywy, słodki uśmiech, to klucz.
Klucz otwierający drzwi na skróty.
Skróty.
Tak mało czasu.
Oddech.
Oddech śmierci na karku.
Panika.
Eliksir.
Spokój.
Oddech.
Uspokajający oddech.
Symbol życia.
Wciąż żyję.
Żyję, będąc w agonii.
Żyję, będąc duszą już w piekle.
****
Doprawdy, kto był na tyle głupi, żeby doprowadzać się do takiego stanu? Kucnął przy niej i pomógł jej się podnieść z podłogi. Chociaż "pomógł" to za mało powiedziane. Oparł jej plecy o kanapę, żeby ponownie nie wylądowała na brudnych deskach. Poklepał ją delikatnie po policzku, by choć trochę ją ocucić.
- Jesteś tam jeszcze?
- Ez...?
- Tak, to ja. Przyniosłem ci herbatę, żebyś-... - w tym momencie kobieta pochyliła się do przodu, wpadając tym na jego klatkę piersiową. Zacisnęła palce na jego kurtce, mocno się do niego przytulając.
- Przepraszam... Nie chciałam... Boję się... Nie chcę umierać... Nie chcę umierać, Ez... Nie chcę... Nie prosiłam się o to. Pieprzony wilk, mam nadzieję, że zdycha gdzieś po kątach... Byłam taka głupia... Naiwna... Ezarel... Nie chcę umierać...
- Nie umrzesz, jak nie będziesz w siebie pakować tyle eliksirów. Napij się herbaty - sięgnął po kubek ze wspomnianym wcześniej napojem, do którego dodał eliksir, który miał zahamować przepływ maany w jej krwi.
- Nie chcę pić... - oparła głowę na jego ramieniu.
- Dzięki temu poczujesz się lepiej.
- Nie chcę! Jak będę chciała, to sama sobie zrobię.
- Jak chcesz... - zdecydowanie nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale nie mógł naciskać, by nie zrobiło się to podejrzane.
- Możesz mnie przytulić...? - zapytała cicho.
Chwilę nie reagował, ale w końcu delikatnie odwzajemnił uścisk. Siedzieli tak na podłodze wtuleni w siebie. Czarownica zamknęła oczy, skupiając się na jego obecności. Na dotyku, który nie miał w sobie nic erotycznego i nie zapewniał jej bliskości tylko na krótką chwilę. Zwykły uścisk. Tak dawno tego nie czuła. I choć zaczęła nienawidzić to, że czuła się przy nim tak dobrze, to nie chciała tego przerywać. Jedno zbliżenie chyba jeszcze nikogo nie zabiło, a z jakiegoś powodu chciała mu zaufać. Może to wynika z tego, że za długo zmagała się z tym sama? Może to przez eliksiry, które przytłumiły jej zdrowy rozsądek? A może po prostu nie była tak twarda jak myślała?
- Dobra ta herbata? - zapytała po dłuższej chwili.
- Bardzo. W końcu ja ją robiłem - podał jej kubek, a kobieta po chwili się napiła.
- Strasznie słodka.
- To nie wada.
Uśmiechnęła się rozbawiona i ponownie się napiła.
****
- Odpuść sobie na dzisiaj - złapał jej nadgarstek, gdy sięgnęła po eliksir - Chodźmy się przejść. Przewietrzysz się trochę.
- Bawisz się teraz w moją opiekunkę?
- Można tak powiedzieć - nie puszczając jej nadgarstka, pociągnął ją delikatnie w stronę wyjścia.
- Czekaj. Wezmę torbę.
- Daj spokój. Wyjdziemy tylko na chwilę. Nie ma sensu byś to nosiła - mimo wszystko wolał, aby nie miała artefaktu przy sobie. Od kiedy wypiła eliksir, minęło kilka godzin i choć efekt powinien się jeszcze utrzymywać, to jednak nie mógł mieć co do tego stuprocentowej pewności.
- Zawsze mam ją przy sobie. Nigdy nie wiadomo co się stanie - zabrała swój nadgarstek i poszła po torbę.
Przy okazji pogłaskała swojego chowańca po głowie i powiedziała, aby tu na nią czekał. Wróciła do elfa i razem wyszli z budynku.
- Więc... Gdzie chcesz iść? Raczej nie ma tu żadnych atrakcji.
- Możemy pójść pospacerować po lesie.
- Jest późno i dość ciemno.
- I co? Boisz się, że się zgubimy?
- Nie. Nieważne gdzie będę, Larisa zawsze mnie znajdzie.
- Nie wątpię.
Ostatecznie faktycznie trafili do lasu i spacerowali, cicho o czymś rozmawiając.
- Co do tych trzech facetów... Chyba chciałeś znać prawdę... - zaczęła niepewnie - Zabiłam ich, bo sobie na to zasłużyli. I tak, to był mój osąd, ale... Pobili i zgwałcili kobietę - objęła się ramionami. Informację o tym kim była ów kobieta, wolała zachować dla siebie - Nie potrafiłam tego od tak zignorować. Wiesz jak to musiało się odbić na jej psychice? Została potraktowana jak dziwka, jak śmieć. Widząc swoje odbicie w lustrze czuła obrzydzenie... Była mi bliska, więc musiałam coś zrobić. Resztę historii znasz. Zaciągnęłam ich do pokoju hotelowego i zanim zdążyłam się otrząsnąć, wszyscy trzej byli już martwi... Nazwij mnie bezduszną, ale nie żałuję tego. Sami zasłużyli sobie na ten los. A jeśli tobie dalej jest ich szkoda... To chyba zacznę wątpić w twoją racjonalną ocenę sytuacji.
- Skąd mogę wiedzieć, że mnie znowu nie okłamujesz?
- Och, daj sobie wreszcie spokój. To, że ci o czymś nie powiedziałam, nie znaczy, że od razu okłamałam.
- Ale to sprawiło, że mam mniejsze zaufanie co do twoich słów.
Złapała go za nadgarstek.
- Ale ja mam zaufanie do ciebie. Przepraszam, okej? Za to, że nie powiedziałam ci wszystkiego. I prawda jest taka... Ja po prostu... Potrzebowałam kogoś takiego jak ty. Wiem, że trochę nadużyłam twojego zaufania, ale... Daj mi jeszcze jedną szansę.
- Niech będzie. Jak się wytłumaczysz z innych swoich zbrodni? - spojrzał na nią wyczekująco.
- Słucham? - puściła jego rękę.
- To co słyszałaś. Wertro, Xirina, Ayiomi. Troje feary w podeszłym wieku, którzy zmarli po tym jak udzieliłaś im pomocy.
- Naprawdę zarzucasz mi ich zamordowanie? Nie jestem w stanie wyleczyć każdego. To po prostu niemożliwe.
- Mhm... Ich zatrucia były zupełnie różne, ale każdy z nich posiadał fioletowe żyłki na całym ciele. Jak to wyjaśnisz?
- Skąd ty...? Nie ważne. Widać zmarli z powodu tej samej choroby. I co to niby zmienia? Nie zabiłam ich.
- Mówisz, że mi ufasz, a w dalszym ciągu kłamiesz. Jedyne czego chcesz, to zrobić ze mnie swoją marionetkę, która będzie tańczyła jak jej zagrasz, ale to koniec. Nie jestem ślepy - powiedział, patrząc jej z powagą w oczy.
- Koniec? - uniosła brew.
Zamierza ją zabić i zakopać w tym lesie, czy jak? Uważnie go obserwowała, ale tylko stał patrząc jej w oczy. W pewnym momencie po prostu odwrócił wzrok, a ona straciła grunt pod nogami. Została przyciśnięta do ziemi, a kątem oka dostrzegła swojego oprawcę. To był ten sam wilkołak co wcześniej. Naprawdę ma pecha do tej rasy. Chwilę później pojawił się wampir i biała kitsune. Nevra położył dłoń na ramieniu elfa, który w dalszym ciągu nie obdarzał czarownicy spojrzeniem. Zdradził ją. I to w taki sposób? Czyżby odzyskał wspomnienia?
Chrome podniósł kobietę z ziemi, a kitsune zabrała jej torbę. W głowie szukała sposobu na ucieczkę. Czarowanie bez artefaktu nie jest niemożliwe, ale gdyby użyła czaru, który miałby ją uwolnić, magia prawdopodobnie rozerwałaby jej ciało na strzępy. Została wrzucona do wozu z celą, a ta zaś została zamknięta na dużą, żelazną kłódkę. Chyba nie ma innego wyjścia. Może przeżyje... Pomarańczowe, świetlne pasma zawirowały wokół jej ciała, by chwilę później się rozproszyć. Zamrugała zaskoczona. Co się właśnie stało? Ponowiła tę próbę, jednak z tym samym skutkiem. Elf podszedł do drewnianych krat.
- Dobra była ta herbata?
Spojrzała na niego zdziwiona. Dolał coś do herbaty? Na pewno. Przez to nie jest w stanie czarować. I z jakiegoś powodu jego zdrada zabolała bardziej niż powinna. Odwrócił się na pięcie i ruszył do reszty osób, ale szybko doskoczyła do krat i złapała go za rękę.
- Ezarel, błagam. Każ im mnie uwolnić. Oni mnie zabiją. Uratowałam ci życie. Ezarel, proszę...
- Już spłaciłem swój dług względem ciebie.
~~~~~~~~~~~
Hejo!
Moi drodzy, nadszedł ten dzień!
Dzień, w którym możecie zapewnić sobie udział w specialu!
Także poproszę tutaj pytania/wyzwania do postaci, które się pojawiły w tej książce →
Macie na to tydzień czasu (02.04).
Czekam z niecierpliwością na wasze pytania!
To do następnego!
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top