Rozdział 4

    — Widzi pan tamtego mężczyznę stojącego pod wieżą? To Ezarel, szef Straży Absyntu — wskazała odpowiedniego mężczyznę.

    — Więc dlaczego to z tobą rozmawiam?

    — Bo to moje zadanie. I szczerze powiedziawszy otrzymaliście naszą pomoc właśnie ze względu na to, że szef chce zobaczyć moje umiejętności w prowadzeniu misji. Chcę awansować w straży, no rozumie pan? Oczywiście dokonam wszelkich starań, aby pomóc wam jak najlepiej.

    — I jak wielu was jest?

    — Tylko nas dwoje. W obecnej sytuacji Straż Eel nie może sobie pozwolić na wysyłanie zbyt dużej ilości osób w jedno miejsce. Ale macie o tyle szczęścia, że jeden z szefów oferuje właśnie wam swoją pomoc. Więc jaka jest pańska decyzja?

    — Oczywiście przyjmiemy waszą pomoc, każda para rąk się teraz liczy. 

    Słuszna decyzja – powiedziała do siebie w myślach. Jednak w odpowiedzi na jego słowa, tylko uśmiechnęła się miło.

    — Mój przyjaciel, Haavar — wskazał mężczyznę siedzącego na kanapie, który jak do tej pory, jedynie przyglądał się czarownicy — Zaprowadzi was do pokoju, w którym będziecie mogli odpocząć po podróży. Czy wezwać do pani pielęgniarkę?

    Naira zamrugała zaskoczona, jednak szybko zrozumiała o co chodzi dowódcy wioski.

    — Nie, nie. Nie trzeba. Potrafię się zająć swoją nogą, ale dziękuję za propozycję.

    — Jeśli można spytać... Czy coś zaniepokoiło was w trakcie podróży? Mieliście jakieś... Utrudnienia?

    Na chwilę zamilkła patrząc w szare oczy mężczyzny. Może była zbyt podejrzliwa, ale miała wrażenie, że on wręcz chce usłyszeć o zmutowanych chowańcach. W każdym razie, ton głosu bruneta jej się nie spodobał, wobec tego pokręciła przecząco głową.

    — Wszystko było w porządku, miałam tylko mały wypadek podczas podróży, jak pan widzi.

    — Wypadek?

    — Tak, spadłam z shau'kobowa i skręciłam sobie kostkę. Ale jest dobrze, nie kuleję już, aż tak bardzo.

    — Rozumiem. Haaver — przeniósł wzrok na drugiego mężczyznę, który wstał i podszedł do Nairy.

    — Proszę za mną — poprowadził ją do wyjścia.

    Kobieta oczywiście poszła za nim, a jakiś czas później znaleźli się przy Ezarelu, który spuścił głowę i szal tak, by zakryć jak najwięcej swojej twarzy. Naira uśmiechnęła się rozbawiona widząc jego próby ukrycia faktu kim jest. Szkoda tylko, że wie o tym każdy, oprócz jego samego. Haavar zaprowadził ich do odpowiedniego pokoju. Bez słowa zostawił im klucze i wyszedł.

    Pomieszczenie było dość skromne, jeśli chodzi o wystrój. Były tu tylko dwa łóżka, szafa i biurko. Czarne meble dość mocno wybijały się na tle pomarańczowych ścian, jednak narzekanie na ów pokój, byłoby co najmniej nietaktowne.

    — Nareszcie chwila odpoczynku — od razu podeszła do łóżka i się na nim położyła.

    — Dlaczego dali nam pokój? Coś ty im powiedziała? — spojrzał na nią podejrzliwie.

    — Nic takiego — machnęła lekceważąco ręką — W ramach czynszu mamy po prostu pomagać wiosce w odbudowie i leczeniu — zamknęła oczy.

    — Odbiło ci? Miałem się ukrywać przed innymi, a nie im pokazywać.

    — Spokojnie, Eziu. Ukrywając się tym bardziej będziesz na siebie zrzucał podejrzenia.

    — Nie nazywaj mnie tak.

    — Mhm... — mruknęła sennie.

    Elf chwilę jej się przyglądał, po czym zajął się rozpakowaniem swoich rzeczy. W tym czasie kobieta zdążyła już zasnąć, a jemu później nie pozostało nic innego, jak skupić się na swoich notatkach sporządzanych w trakcie podróży. Jego wzrok padł na sugestię, którą zapisał ze względu na czarownicę. Z tego co zdążył zauważyć, w rzeczach, które były rzekomo jego, nie miał ani pecteilis, ani lithopsu. Ale nie było w tym nic dziwnego. W eliksirach te składniki łatwo można zastąpić innymi, mniej szkodliwymi roślinami. Przeniósł wzrok na śpiącą kobietę. Naira się chyba nie obrazi jak pożyczy od niej dwie rośliny.

    Wstał z krzesła i podszedł do jej torby, w której trzymała wszystkie swoje zioła. Zaczął ją przeszukiwać w poszukiwaniu dwóch konkretnych składników, lecz zamiast tego, trafił na pudełko, które ruda kobieta zaciekle strzegła i nie pozwoliła mu nigdy zobaczyć jego zawartości. Gdy raz o nie zapytał, to zaśmiała się nerwowo i zbyła go niejasną odpowiedzią. Już miał sprawdzić co się w nim kryje, ale ostatecznie odłożył je na miejsce. W końcu nie powinien nadużywać jej dobroci, a nie mógł sobie pozwolić na utratę sojusznika.

    W końcu odnalazł to czego szukał. Wrócił z roślinami do biurka i zrobił wszystko tak, jak poradziła Naira. Z braku lepszych alternatyw, uzyskaną mazią posmarował kawałek swojej skóry na dłoni. Zamiast poparzenia, poczuł jedynie delikatne ciepło. Po jakimś czasie starł maź i spojrzał na swoją dłoń. Faktycznie znajdowało się na niej przebarwienie o lekko fioletowej barwie. Domyślił się, że kolor by się wzmocnił, gdyby pozwolił dłużej zachodzić w reakcję substancji. I choć przebarwienie zgadzało się z tymi co u zmutowanych chowańców, to istniało przecież wiele innych eliksirów, za których pomocą uzyskałby ten sam efekt. W dodatku użycie ich wydawało mu się dużo bardziej logiczne. Więc w jaki sposób Naira znalazła tak nielogiczne rozwiązanie, które jednak miało odpowiednie działanie? Ponownie spojrzał w kierunku jej torby. Doskonale wiedział, w którym miejscu znajdzie pudełko, które tak go zaintrygowało. Spojrzał kontrolnie na czarownice. Dalej spała. Niespiesznie wstał od biurka i ponownie znalazł się przy torbie. Wyciągnął drewniane pudełeczko i dłuższą chwilę mu się przyglądał. Tym razem ciekawość wzięła w nim górę i w końcu je otworzył.

    W środku znajdowały się małe flakoniki z eliksirem, który oczywiście bez problemu rozpoznał. Zamknął pudełko i odłożył je na miejsce. Teraz doskonale zdawał sobie sprawę z jakim problem borykała się kobieta. Rozumiał też dlaczego tak bardzo próbowała to przed nim ukryć. Chyba będzie musiał z nią porozmawiać, chociaż... Domyślał się, że większością i tak będzie się musiał zająć po cichu, tak, żeby nie zdawała sobie z tego sprawy. Wygląda na to, że będzie miał trochę pracy w nocy, gdy kobieta ponownie pójdzie spać. Teraz istniało zbyt duże ryzyko, że obudziłaby się w trakcie.

    Flakoniki, które przed nim ukrywała, miały w sobie dość mocno uzależniającą substancję, która działała jak narkotyk. Zażywana regularnie sprawiała, że ciężko poznać po osobie, że jej stosuje, gdyż zawsze widzi się ją pod wpływem, co w końcu staje się normą. Mimo wszystko ciekawiło go co sprawiło, że sięgnęła właśnie po taki eliksir. Usiadł na drugim łóżku, a jedyne co mu pozostało, to czekać, aż się obudzi.

****

    — Jakim prawem grzebałeś w moich rzeczach!? Tyle dla ciebie zrobiłam, a ty mi się tak odwdzięczasz!? — domyślał się, że będzie wściekła, ale żeby, aż tak?

    — Tak! Zrozum, że sama też potrzebujesz pomocy. Z każdym dniem będzie już tylko gorzej.

    — Ja się czuje świetnie. Nie potrzebuję niczyjej pomocy!

    — A spróbowałaś choć przez jeden dzień tego nie zażywać?

    — Nie i nic ci do tego!

    — Naira... Ja zaufałem tobie i przyjąłem twoją pomoc. Pora byś ty zrobiła to samo.

    — Nie, Ez... — pokręciła przecząco głową.

    Stanął tuż przed nią i spojrzał jej głęboko w oczy.

    — Rozumiem, że boisz się tego odstawić, ale zaufaj mi. Naprawdę wiem jak ci pomóc.

    Nie. On nic nie rozumiał i nie powinien jej pomagać. W końcu, gdy świadomie zabija się niewinnych feary, potrzeba silnej podpory, by się przed tym nie cofnąć. A jeśli on jej to odbierze, straci wszystko to nad czym do tej pory pracowała. A na to nie mogła sobie pozwolić. Musiała za wszelką cenę znaleźć rozwiązanie. Albo ona, albo oni. Niestety za bardzo się bała wybrać ich.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Tak, obiecałam wam ten rozdział kilka dni wcześniej, ale okazało się, że szkoła mi na to nie pozwala. Wybaczcie.

MysiaSSS Cervena_, jak już mówiłam, będę waszych okładek używać zamiennie.

A teraz mała reklama.

Otóż...

Napisałam shota o Lucio z gry „The Arcana”. Jeśli bylibyście nim zainteresowani, to zapraszam do książki „Samotny Hrabia || Lucio x OC” na moim profilu.

To do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top