Rozdział 1

   Gdy tylko Naira zniknęła w salonie, wstał z łóżka i podszedł do skrzyni. Oprócz bałaganu wśród damskich rzeczy, znajdowały się tam trzy torby, z czego jedna była pusta, a także równiutko ułożone ubrania. Choć nie kojarzył, żeby miał kiedykolwiek coś takiego w swojej garderobie, to były to jedyne męskie rzeczy, jakie znajdowały się w tej skrzyni. W jednej z toreb znalazł kilka eliksirów, apteczkę, kilkanaście alchemicznych składników, a także książkę, która również była związana z alchemią. W drugiej zaś znalazł ubrania, o których istnieniu, do tej pory, także nie miał pojęcia. Zmarszczył brwi. To na pewno są jego rzeczy? W końcu między ubraniami, natrafił na coś szklanego. Wyjął to i uśmiechnął się delikatnie, widząc, że to słoik miodu. Nawet jeśli to nie jego, to ten słoik sobie przywłaszczy.

   Ubrał się, a następnie rozejrzał za jakimś lustrem. Zauważył je na jednej ze ścian, więc od razu do niego podszedł. Na początku jego wzrok przykuły ubrania. Wygląda na to, że całkiem dobrze na nim leżą. Dopiero później przeniósł wzrok na swoją twarz i znieruchomiał. Kiedy zdążył się tak zmienić? Wyglądał... Dojrzalej niż sam zapamiętał. Jak długo był nieprzytomny? Kilka lat? Nie. To niemożliwe. Czym ona go leczyła?

****

    Samozwańcza zielarka w tym czasie przyjęła resztę feary, którzy naiwnie łudzili się, że jej zioła są w stanie im pomóc. Owszem, były... Ale tylko na początku jej działalności w danym miejscu. Z czasem dawane przez nią zioła miały na celu doprowadzić do innego efektu, niż wszyscy się spodziewali. W zasadzie to nawet ona nie była w stanie przewidzieć skutków jakie przyniosą jej działania. Jednak... Na tym to właśnie polegało. Nie lubiła tego nazywać "doświadczeniami na feary" wolała to raczej nazywać "poszukiwaniami". Poza tym, osoby poniżej trzydziestego roku życia, raczej oszczędzała. Starzy feary i tak umrą prędzej czy później, a tak umierali w słusznej sprawie.

    Kto mógł podejrzewać, że to urocze dziewczę z serdecznym uśmiechem na ustach, skrywa w sercu demona? No dobra... Niektórzy podejrzewali. Jednak wówczas, gdy ktoś przychodził z pretensjami, czy zarzutami, kładła dłoń na czaszce i chwilę później, jak za dotknięciem magicznej różdżki, problem znikał. Jednak dla własnego bezpieczeństwa, nigdy nie pozostawała w danym miejscu zbyt długo. Powiedzmy, że od pierwszych nieufnych spojrzeń mijał miesiąc i już więcej jej nikt nie widział w danej wiosce. Wyjątkiem było jednak to miejsce. Powinna stąd wyjechać co najmniej tydzień temu, jednak powstrzymywał ją elf do niedawna leżący nieprzytomny w jej sypialni. Ale skoro już się obudził, to nic jej już tu nie trzyma.

****

  — Już jestem wolna. Jak się czujesz?

    — Coś ty mi zrobiła? — zmrużył na nią oczy.

    — Słucham? — zamrugała zaskoczona.

    — Rzeczy w torbach nie są moje, poza tym... Wyglądam inaczej.

    — Nic dziwnego. Byłeś nieprzytomny ponad miesiąc. To było oczywiste, że przez ten czas trochę... Zmarniejesz, że tak to ujmę. A co do rzeczy, nie mam pewności, czy są twoje, ale były niedaleko miejsca, w którym cię znalazłam, więc wniosek nasuwał się sam — wzruszyła ramionami.

    — Ponad miesiąc... — powtórzył po niej.

    — Zgadza się. Nawet zdążyli przysłać list z Kwatery Głównej.

    — Do mnie? Nawet ich wcześniej nie informowałem o tym, że chcę do nich dołączyć.

    Otworzyła szerzej oczy, uważnie mu się przyglądając. Czyżby miał zanik pamięci? Nie pamięta, że to on jest szefem Straży Absyntu? W takim razie... Idealnie się składa, bo może to wykorzystać.

    — Nie do końca do ciebie... Chyba masz jakieś problemy z prawem, co? — na to elf nic nie odpowiedział, jednak wyraz jego twarzy mówił sam za siebie — Tak myślałam. Zbieraj się. Wysłali za tobą list gończy i pewnie za chwilę ktoś tu wpadnie, skoro tak bezmyślnie się dziś pokazałeś kilku osobom. Musimy stąd jak najszybciej uciec.

    Niebieskowłosy nie do końca rozumiał, czego tak właściwie się teraz dowiedział. List gończy? Z Kwatery Głównej? Pewnie rodzina królewska już ich poinformował o zaistniałej sytuacji, a straż Eel zgodziła się im pomóc. Więc nie ma mowy o ubieganie się o schronie w tamtym miejscu. Przeklął cicho. Wszystko jeszcze bardziej się komplikuje, tylko...

    — Dlaczego mi pomagasz? — podniósł ma nią wzrok.

    — Bo tak — zaczęła się pakować.

    Rzecz w tym, że to nie ona pomoże jemu, a on jej. Doskonale wiedziała, że nie może dłużej zwlekać i że musi stąd jak najszybciej zniknąć. W końcu, to pewne, że wreszcie wystąpią przeciwko niej. Przecież coraz częściej odzywały się głosy podważające jej dobre zamiary. Ta... Bycie zielarką to ciekawa praca. Dyskretnie schowała list z Kwatery zaadresowany do Ezarela, między swoimi rzeczami. Spali go, gdy tylko nie będzie mógł tego zobaczyć.

****

    — Gdzie jedziemy? — zapytał, gdy minęli już mury miasta.

    — Przed siebie. Byle jak najdalej od tej wioski — uśmiechnęła się delikatnie.

    — Co do tej czaszki... Jesteś czarownicą, mam rację?

    — Nie lubię tego określenia — skrzywiła się — Ale tak... Za co cię ścigają?

    Ezarel ponownie zamilkł. Nie wiedział jakie kobieta ma podejście do ludzi, a jeśli straci jeszcze jej pomoc, to będzie miał marne szanse na przeżycie, skoro nawet Kwatera Główna postanowiła stanąć po stronie elfów. Całe szczęście Naira wcale nie dopytywała. Nie rozumiał jakim cudem jest w stanie zaryzykować swoim bezpieczeństwem dla niego. Przecież w ogóle się nie znają.

    — Dlaczego mi pomagasz? — ponownie zadał to pytanie — I nie zbywaj mnie odpowiedzią "bo tak".

    Rudowłosa milczała długą chwilę. W końcu odwróciła głowę w jego stronę z uśmiechem i delikatnym rumieńcem na twarzy.

    — Bo mi się podobasz, panie elfie — puściła mu oczko — Kto wie, może liczę na coś więcej z twojej strony — ponownie spojrzała przed siebie.

    Ezarel skrzywił się na te słowa.

    — Już chyba wolałem argument "bo tak".

    Kobieta zaśmiała się na jego słowa i dodała:

    — Tylko żartowałam. Rana na twojej piersi się jeszcze nie do końca zagoiła. Ktoś musi zadbać o to byś się w pełni wyleczył, a tak gdyby ci się wdało zakażenie, to byłby problem.

    — Mhm... — mruknął w odpowiedzi, dalej nie do końca przekonany.

    Po chwili doszedł do wniosku, że nie ważne czym ona się kieruje, to wykorzysta szansę od losu, który zesłał mu do pomocy czarownicę. Miał tylko nadzieję, że potrafi ona zrobić jakiś większy użytek ze swojej magii. Kto wie, może uchroni go to przed elfami? Bo bez względu na wszystko, zamierzał się z całych sił trzymać swojego życia.

    Więc jechali tak w ciszy, łudząc się, że jedno będzie w stanie wykorzystać drugiego.

~~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Ha! Nie spodziewaliście się, że Naira nie będzie taką nieskazitelnie czystą istotką, prawda?

Przynajmniej mam taką nadzieję.

Proszę nie przyzwyczajać się do tak częstych rozdziałów. Początki u mnie zazwyczaj pojawiają się całkiem często, by później zwolnić... Tak mocno zwolnić. W każdym razie, tę książkę już na chwilę zostawiam i idę zająć się rozdziałem do rycerza. Także... Z większością z was to tam będę się widzieć.

To tyle.

Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top