67

Muszę wypierdolić wszystkich swoich pracowników. Żaden się nie nadaje skoro nie potrafili powstrzymać Anthony'ego przed wejściem do domu. Mój brat szybko musi zostać poddany leczeniu, bo jeśli dalej będę to bagatelizował to może dojść do tragedii.

Nadal odczuwam ból, ale szybkim krokiem zmierzam do pokoju gdzie jest Marina. Mój brat na pewno robi wszystko by przekonać ją o swojej niewinności. Niby jego wina jest oczywista, ale ja wolę się zabezpieczyć, bo nie chciałbym by znowu zaczęła go słuchać.

Otwieram drzwi i widzę, że on nachyla się nad Mariną.

Kurwa, on ją dusi!

Szybko chwytam za lampkę i rozbijam ją mu na głowie. Anthony upada, a ja zauważam, że Marina jest nieprzytomna. Drżącą dłonią dotykam jej szyi i wyczuwam puls. Oddech samoistnie jej powrócił.

Przymykam na chwilę oczy, bo czuję wielką ulgę. Ona żyje, będzie słaba, ale żyje.

— Ona jest moja — mówi Tony. Dalej leży na podłodze, najwyraźniej mocno go uderzyłem. I dobrze.

— Prawie ją zabiłeś, lepiej siedź cicho, bo zaraz naprawdę rozwalę ci łeb — chyba naprawdę powinienem to zrobić. Zbyt długo się z nim cackałem, on prawie zamordował moją kobietę.

— To ty mnie do tego zmusiłeś! Po co jej o wszystkim mówiłeś, ona mnie znienawidziła. Mogła być moja tylko w innym świecie. Tam gdzie jest nasza Lottie — kurwa on już do końca ześwirował. — Jeśli już ma być żywa to przekonaj ją, że powinna być moja.

Mam już dość tych jego słów, więc żeby nie zrobić mu większej krzywdy mimo bólu biorę Marinę na ręcę i niosę ją do mojego pokoju. Tam układam na łóżku.

Piszę też wiadomość do jednego z ochroniarzy, że moją zamknąć Tony'ego w jego sypialni. On nie może chodzić po wolności.

Kładę się obok czarnowłosej i delikatnie głaszcze ją po policzku. Będę musiał zabrać ją do lekarza, bo to wydarzenie na pewno źle wypłynęło na jej serce.

Prawie przysypiam, ale szybko się rozbudzam czując, że Marina powoli zaczyna odzyskiwać przytomność.

— Spokojnie malutka — mówię czule i zaczynam delikatnie głaskać ją po policzku. Marina otwiera oczy i zaczyna się rozglądać. — Już nic ci nie grozi. Jesteś ze mną bezpieczna.

— Myślałam, że mnie zabije — ma zachrypnięty głos.

— Nie myśl już o nim. Obiecuję, że nie pozwolę by cię kiedykolwiek dotknął — Marina podnosi się do pozycji siedzącej. Pozwalam jej na to, ale też wstaje by ją asekurować, bo może dostać zawrotu głowy.

— I co teraz tak będzie wyglądało moje życie? Będziecie się naprzemiennie bawić moim życiem?

— Oczywiście, że nie. Anthony zostanie zamknięty w psychiatryku tam gdzie jego miejsce. Ja też nie będę cię do niczego zmuszał. Chociaż nie ukrywam, że bardzo mi na tobie zależy.

***

Wchodzę do domu i wiem, że to jest jeden z najgorszych dni w moim życiu. Właśnie podpisałem zgodę na zamknięcie mojego brata w szpitalu psychiatrycznym. Anthony wrzeszczał, że mnie nienawidzi i jestem najgorszym człowiekiem na świecie, ale wiem, że wreszcie zrobiłem to co powinienem.

Może to strasznie zabrzmi, ale żałuję, że sam nie zabiłem Charlotte. Jestem odporniejszy psychicznie od mojego brata i na pewno lepiej bym to zniósł.

— Dobrze, że pana widzę — nagle dociera do mnie głos Teresy. Czyżby coś się stało z Mariną?

— Marina zamiast odpoczywać to pobiegła do kuchni i zaczęła robić jakieś ciastka — uśmiecham się na jej słowa, bo to oznacza, że jest stan naprawdę jest dobry.

— Zaraz z nią porozmawiam — mówię i idę do kuchni.

Staje i opieram się o futrynę i przyglądam się pochłoniętej pracy Marinie. Mam ochotę do niej podejść i ją przytulić, ale tego nie robię. Nie chce jej wystraszyć.

— Wiem, że tu jesteś — nagle się odzywa. — Słyszałam kroki, a Teresa by nie stała w milczeniu. Dobrze, że wróciłeś, bo musimy poważnie porozmawiać.

Kurwa, czemu się boję.

6 komentarzy każdy od innej osoby i bez emotek i macie następny

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top