54
— Pij kochanie — mówi do mnie Katie i stawia przede mną kubek z gorącą czekoladą. Nie mam w pobliżu żadnej rodziny, więc jedyną osobą, do której mogłam się zwrócić o pomoc jej moja była szefowa. Na po tak długiej nieobecności zdążyła już mnie wyrzucić z pracy. Nie szkodzi, bo ja i tak już nie mogę tu zostać. Muszę jak najszybciej wyjechać.
Najlepiej do siostry mojej matki do Francji. Niestety nie mam już pieniędzy, więc ciężko będzie mi się przemieścić do innego kraju.
— Bardzo się przestraszyłam jak usłyszałam, że oprócz ciebie zniknęła także twoja macocha i ojciec. Od razu uświadomiłam sobie, że musieliście paść ofiarą jakiegoś przestępstwa. Ty przecież nigdy byś się nie zachowała tak nieodpowiedzialnie — nie opowiedziałam jej wszystkiego z szczegółami, bo wtedy ona by mogła wezwać policję. A ja po prostu chce stąd wyjechać.
I tak wiem, że pan Harry jest zbyt wpływową osobą, żeby odpowiedzieć za swoją zbrodnię. Niestety tacy ludzie jak on zostają bezkarni. To cholernie niesprawiedliwe, ale prawdziwe.
— Nie chcę ci narobić problemów, więc proszę nie rozmawiajmy o tym.
— No dobrze — na szczęście nie drąży tematu. Stawia też talerz z kanapkami przede mną. Ja jednak nie czuję się na siłach by cokolwiek przełknąć. Mam żołądek związany na supeł.
— Dziękuje — mówię, a następnie upijam łyk czekolady. Swoją komórkę wyrzuciłam w trawę przed tym jak wsiadłam do taksówki, na którą wydałam wszystkie swoje pieniądzę.
— Nie przelałam ci kochanie twojej ostatniej wypłaty, bo nie wiedziałam co się z tobą dzieje. Oczywiście jutro ureguluje wszelkie należności — no tak przecież ja zostałam uprowadzona dosłownie przed wypłatą.
— A możesz mi dać te pieniądze w gotówce?
Ta suma na pewno by mi wystarczyła na bilet do Marsylii, a nawet jeszcze by mi zostało. Oczywiście wybrałabym autobus, bo nie trzeba podawać tyle danych co przy samolocie.
Idealnie dla mnie.
— Oczywiście, ale dopiero jutro — zaznacza, a ja energicznie kiwam głową.
Przecież i tak jeszcze muszę znaleźć autobus dla siebie. Mam nadzieję, że szybko mi się to uda.
— Jasne — odpowiadam z ulgą. Przynajmniej to poszło wedle mojej myśli.
***
Po tych wszystkich nieszczęściach, wreszcie los zaczął mi sprzyjać. Wsiadam do autobus i bardzo się cieszę, że nie ma w nim tłumów. Siadam sama i na chwilę przymykam oczy.
Wyjeżdżam właśnie do obcego kraju, nie znam języka i zamierzam się zwalić na głowę ciotce, której nie widziałam przez lata. Na pewno nie będzie mi tam łatwo, ale nie mam innego wyboru. Tu zostać nie mogę.
Czuję jak ktoś się do mnie przysiada. Otwieram oczy i widzę przed sobą Anthony'ego. Co on tu robi?
To dziwne, ale on nie wygląda na złego.
— Jesteś bardzo przewidywalna kochanie. Kiedyś mi opowiedziałaś, że nie masz tu żadnej rodziny ani przyjaciółek, więc od razu skojarzyłem, że poszłaś do swoje dawnej szefowej. A ustalenie jej adresu nie sprawiło mi żadnej trudności.
Kurwa, jestem chodzącą beznadzieją. Nie potrafię nawet od nich uciec. Było trzeba noc przesiedzieć na dworcu i spróbować coś innego wymyślić, ja jednak postanowiłam iść na łatwiznę i teraz mam.
— Dlaczego nie poczekałaś aż się obudzę? Przecież zabrałbym cię gdzie tylko byś chciała. Rozumiem, że nie chcesz mieć nic wspólnego z Harrym. Obiecuję nawet, że zrobię wszystko żebyś tylko nie musiała go nigdy oglądać.
— Błagam pozwól mi odejść — mówię patrząc mu prosto w oczy. W moich pojawiają się łzy. — Nie nadaje się do tego waszego świata.
— Wiem — odpowiada i odgarnia włosy z mojej twarz. — Dlatego stąd wyjedziemy. Zostawimy swoje wspomnienia i zaczniemy wszystko od nowa.
Tym razem siedem komentarzy, każdy od innej osoby i żeby to nie były emotki. Na pewno wam się uda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top