37
Boję się Tony'ego. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że swoim wyborem złamałam mu serce. On teraz pewnie będzie chciał się na mnie za to odegrać.
− Nie przywitasz się ze mną? – pyta wykrzywiając buzię. Jego wyraz jednak szybko się zmienia, na ustach pojawia się uśmiech, a następnie rozkłada ramiona i do mnie podchodzi. – No już, przytul się do mnie! – rozkazuje. Nie krzyczy jednak na mnie, jego głos jest jedynie stanowczy.
Niepewnie się do niego przytulam. Staram się też opanować drżenie ciała. Nie chce mu pokazać, że się go obawiam.
− Jak ja za tobą tęskniłem. Nie zamierzam cię już więcej zostawiać – muska ustami mój policzek i się ode mnie odsuwa.
Mój wzrok pada na mojego martwego ochroniarza. A może gdybym go nie zaprosiła do domu to nic takiego by nie nastąpiło? Chociaż on na pewno próbowałby powstrzymać Anthony'ego przed wejściem
− Nawet ładnie tutaj – mówi rozglądając się. – Niestety nie będziemy mogli zostać tu długo. Szkoda, bo sądzę, że dobrze byś się tu czuła.
Teraz mam już stuprocentową pewność, że chce mnie stąd zabrać.
Może wcześniej bym się cieszył z takiego obrotu sprawy, ale teraz wolę zostać z Harrym.
− Gdzie pojedziemy? – pytam niepewnie.
− Jeszcze nie wiem. Na pewno gdzieś gdzie mój brat nas nie znajdzie. Ten pieprzony hipokryta na pewno będzie nas szukał by mi cię odebrać. Nie dam mu satysfakcji, że znowu ze mną wygrał. Zaprowadź mnie do swojej sypialni – każe i wyciąga w moją stronę rękę.
Jest to dziwne polecenie, ale i tak je wykonuje, chwytam jego dłoń i wraz z nim idę do swojego pokoju.
− A teraz skarbie zapakuj swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chce tracić czasu na zakupy – zbliżam się do szafek i wyciągam z nich swoje wcześniejsze ubrania. Skoro mamy dużo podróżować, to potrzebuję czegoś wygodnego.
− Przyznaje, że bardzo mnie rozczarowałaś wybierając Harry'ego. Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie, w końcu do tej pory spełniałem wszystkie twoje potrzeby. Tak naprawdę to jedynie dzięki mnie jeszcze żyjesz.
Oczy zachodzą mi łzami, ale niestety wiem, że on mówi prawdę.
Wybrałam Harry'ego, ale tylko dlatego, że bałam się konsekwencji, które mogłyby mnie spotkać jakby Harry znowu nie zamierzał dotrzymać słowa.
− Chcę jednak wierzyć, że zrobiłaś to z dobrymi intencjami chcąc później wrócić do mnie. Prawda?
Odwracam się do niego.
− Ja jedynie chciałam znowu być wolna. Nie chcę się dalej czuć jak więzień.
− Teraz właśnie będziesz wolna – zapewnia mnie z uśmiechem na ustach. – Wyjedziemy razem jako para. Przecież to normalne, że jak ludzie się kochają to razem wyjeżdżają. Ja właśnie zamierzam zabrać moją ukochaną na wycieczkę bez powrotu.
Nie jest to jednak coś czego oczekuje od życia, ale mam też tyle oleju w głowie by teraz mu się otwarcie nie sprzeciwiać. Dopiero co zastrzelił człowieka, więc mógłby teraz i mi zrobić krzywdę tym pistoletem.
Nie chce nawet się zastanawiać jak bardzo boli rana postrzałowa.
Nagle jednak uświadamiam sobie pewną rzecz. By się nie rozpraszać schowałam komórkę do szafki koło łóżka.
− W lodówce jest sporo jedzenia, może weź coś na drogę. Nie będziemy musieli się nigdzie zatrzymywać.
− Doskonała myśl – chwali mnie, a następnie wychodzi.
Ja szybko dopadam do szafki i wyciągam telefon migiem piszę krótkiego smsa o tym co się dzieje i odkładam telefon na miejsce.
Teraz muszę jak najbardziej odkładać nasz wyjazd by Harry zdążył do nas dojechać.
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top