2.7
Wycieram się po szybkim prysznicu. Jest jeszcze zbyt wcześnie na branie długich kąpieli, które wręcz uwielbiam. To jest jednak niewielka cena za moje dziecko. Narzucam na siebie szlafrok i wycieram włosy. Później je wysuszę, bo najpierw trzeba zajrzeć do Marlene.
Otwieram drzwi i prawie doznaje szoku. Anthony siedzi na brzegu łóżka pochylony nad moim dzieckiem, które leży na środku.
— Zamknęłam drzwi na klucz — mówię poważnym tonem. Nie krzyczę jednak.
Podnosi wzrok na mnie i jak zwykle się uśmiecha.
— Wiem gdzie się znajdują się klucze do wszystkich pokoi. Poza tym mogłaś poprosić mnie o pomoc, lepiej by malutka nie była sama — głośno wzdycham i na chwilę przymykam oczy, bo nie wiem już jak nazwać jego zachowanie. Czemu do cholery nie może zrozumieć, że nie jest tu mile widziany?
— Lepsze to niż ma być z tobą.
— A to, to już było wredne — wypomina mi i znowu skupia uwagę na moim dziecku. — Też zasługuje na szczęście.
— Zgadzam się. Dlatego proszę byś stąd wyjechał i zaczął szukać swojego szczęścia. Potrafisz być uroczy, więc na pewno szybko sobie kogoś znajdziesz — nigdy nie powiem tego Harry'emu, ale gdyby nie ta sytuacja z moim ojcem i próba zabicia mnie przez Tony'ego to pewnie bym go wybrała.
Lecz czasu już się nie cofnie i teraz liczy się dla mnie tylko Harry.
— Kocham ciebie i naszą córkę.
— Ona nie jest twoja — staram się brzmieć pewnie choć niestety nie jestem tego pewna.
Prycha na moje słowa i dalej dotyka Marlene. Podaje jej swój palce, a ona swoją malutką rączką go obejmuje.
— To jak to będzie z tym moim lekarzem? — przerywa trwającą między nami ciszę. — Dalej chcę byś mi towarzyszyła podczas mojej najbliższej wizyty. Czyli jutro.
— Nie mam czasu, a teraz wyjdź, bo muszę wysuszyć włosy i się przebrać.
— Wiele razy widziałem cię nago. Nie musisz się też krępować, bo wiem, że po ciąży ciało się zmienia. Niedługo powinnaś odzyskać swoją figurę — on naprawdę jest bezczelny.
— Wyjdź! — podnoszę głos przez co Marlene zaczyna płakać. Tony szybko reaguje, bo bierze ją na ręce i zaczyna uspokajać.
— Przy malutkich dzieciach trzeba mówić spokojnie i cicho — poucza mnie, ale sprawia, że mała się uspokaja. Niestety tak samo jak ja szybko uległa jego urokowi. — A ty jesteś przemęczona i nadwrażliwa. Odpocznij sobie, a ja się nią zaopiekuje.
— Nie — twardo się nie zgadzam.
Zbliżam się do niego i wyciągam ręce, przez chwilę nic nie robi, ale niechętnie mi ją oddaje. Przytulam jej malutkie całko do siebie.
— Proszę cię wyjdź — Anthony wstaje. Przynajmniej wreszcie zaczął mnie słuchać.
— W każdej chwili możesz na mnie liczyć — oznajmia, i wychodzi. Siadam na łóżku i zaczynam się zastanawiać co z tym wszystkim robić.
Przecież tak dłużej być nie może. Nie mogę dalej tkwić w tym pieprzonym trójkącie.
***
Namiętnie całuje Harry'ego siedząc na jego kolanach. Jego dłonie błądzą po mojej tali. Odrywamy się od siebie dopiero jak nam obojgu zaczyna brakować powietrza.
— Jeśli chcesz to mogę ci obciągnąć — proponuje mu. Jeszcze przynajmniej przez półtora miesiąca moja cipka będzie nieczynna, więc muszę inaczej się nim zająć.
— Później. Teraz chodźmy zobaczyć naszą córeczkę, bo nie widziałem jej od rana — uśmiecham się na jego słowa. On świata poza Marlene nie widzi.
Energicznie kiwam głową, a następnie z niego wstaje. Oboje powolnym krokiem idziemy na górę. Wchodzę do naszej sypialni i zbliżam się do łóżeczka.
Nie widzę tam jednak mojego dziecka. Czuję jak nogi się pode mną uginają.
Gdzie jest moje dziecko?
— Cholera jasna! — krzyczy Harry. — Tym razem to go zapierdole! — woła i wybiega z pokoju.
Ja też nie odpuszczę tego Anthony'emu.
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top