2.12

Marina walczy i stara się mnie odepchnąć. Robi to jednak nieumiejętnie, więc nabieram pewności, że to jest jedynie na pokaz. Opiera się, bo jest przekonana, że tak powinna zrobić. Czuję wdzięczność do Harry'ego i sądzi, że musi być mu wierna.

Smakuje usteczka mojego słodkiego ciasteczka aż zatapia ona zęby w moich wargach. Czuję ból i w pierwszej chwili od niej odskakuje. Czuję jak krew spływa po moich ustach.

— Mimo wszystko było warto — mówię posyłając jej uśmiech. — Dalej cię kocham Marino.

— Wypierdalaj stąd — wrzeszczy na mnie wściekła. Budzi tym moją córeczkę, która zanosi się płaczem. Szybko ruszam w stronę łóżeczka i ją z niego wyciągam. — Anthony zostaw moją córkę — rozkazuje, ale ja tym razem nie zamierzam jej posłuchać.

Spoglądam prosto w oczka mojej malutkiej. Jest taka doskonała, czysta perfekcja.

— To jest nasza córeczka, błagam nie zabieraj mi jej — proszę. Palcem delikatnie głaszcze jej maleńki policzek. Powoli się uspokaja, a to oznacza, że czuję się ze mną dobrze. Ona na pewno czuję, że jestem jej tatą.

— Jeśli zaraz mi jej nie oddasz to zadzwonię po Harry'ego i tym razem pozwolę mu cię zabić. Szczerze to już żałuję, że wtedy mu przerwałam. Dla nas wszystkich byłoby lepiej jakbyś umarł — cedzi przez zęby, ale ja wiem, że ona wcale tak nie myśli. Dalej przecież mnie kocha. Nie ma innej możliwości.

Z oczu płynie mi pojedyncza łza, bo mimo wszystko takie słowa z jej ust są bardzo bolesne.

— To ty sprawiłaś, że na nowo uwierzyłem, że mogę być szczęśliwy. Codziennie biegłem do tej kawiarni by tylko cię spotkać. Długo cię obserwowałem zanim odważyłem się podejść.

— Oddaj mi córkę! — wchodzi mi w słowa. Najwyraźniej one nic dla niej nie znaczą.

— Ona na pewno nie lubi jak jej rodzice się kłócą — tłumaczę, a Marina na chwilę przymyka oczy. Wygląda jakby starała się uspokoić. Nie znoszę jak się denerwuje, więc muszę jej ustąpić.

Podaję jej Marlene, a ona szybko ją do siebie przytula.

— Nigdy by ci jej nie odebrał. Mi zależy na was obu — oznajmiam, a następnie znikam jej z oczu.

Muszę szybko zaplanować jak je stąd zabrać. Najpierw jednak podjadę po wyniki badań i jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to jeszcze dziś zepsuje nimi humor mojego brata.

Marlene musi być moja. Nie dopuszczam do siebie innej myśli.

Pov Marina

Cła rozdygotana krążę z córką po pokoju. Zawsze byłam przekonana, że ludziom chorym trzeba pomagać, ale nie mam już siły do Anthony'ego. On coraz bardziej mnie przeraża. Przecież on w każdej chwili może kogoś z nas skrzywdzić.

Już raz próbował mnie zabić. Cholera wie co znowu mu przyjdzie do głowy.

Nagle drzwi się otwierają i wchodzi przez nie Harry. Zaraz po wyjściu Tony'ego po niego zadzwoniłam. Nie chciałam być sama.

— Już jestem skarbie — oznajmia i nas przytula.

— Musisz się go stąd pozbyć, a jeśli się nie da to my się stąd wyprowadźmy. Nie mogę zostać pod jednym dachem z nim ani chwili dłużej — wyjaśniam mu.

— Kochanie ja mam tu swoją pracę.

Też mi praca, rujnowanie życia innym ludziom — powstrzymuje się jednak przed wypowiedzeniem tego na głos. Nie chce się także z nim kłócić.

— Równie dobrze z mojego domu możesz sobie jeździć do pracy. Dla naszej trójki wiele nie potrzeba — Harry głośno wzdycha i już po jego minie wiem, że się nie zgodzi na moją propozycję.

— Zmuszę Anthony'ego żeby się stąd wyprowadził. Jeśli będzie trzeba to wynajmę kogoś kto będzie pilnował żeby on się do nas nie zbliżał. A w ostateczności go unieszkodliwie.

Jeszcze całkiem niedawno bym go przed tym powstrzymywała. Teraz jednak zależy mi tylko na tym by on zniknął z naszego życia. Anthony to już dla mnie zamknięty rozdział.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top