38
− Kochanie pośpiesz się – pogania mnie Tony. Ja jednak robię wszystko by jak najbardziej opóźnić nasz wyjazd. W duchu też modlę się by Harry odczytał tę wiadomość i jak najszybciej do mnie przyjechał.
− Muszę jeszcze lecieć do łazienki – jest to jedyna wymówka, która teraz przychodzi mi do głowy. Chociaż nie jest to wcale kłamstwo, bo od tych wszystkich wrażeń czuję jak coś mi się przewraca w żołądku.
− Rozumiem, że cieszysz się, że wreszcie będziemy razem, ale powinniśmy już jechać.
− Przysięgam, że to zajmie tylko chwilę – mówię, a następnie idę w stronę łazienki.
− Tylko się nie zamykaj, bo nie lubię jak coś nas oddziela. A nie chcemy przecież żebym musiał przestrzelić zamek – przymykam oczy przerażona jego sugestią.
Czyżby podejrzewał, że coś kombinuje? Mam nadzieję, że nie, bo nie chcę by władował we mnie cały swój magazynek.
Wchodzę do łazienki i opieram się o umywalkę. Odkręcam wodę, bo nie chcę by panowała tu martwa cisza.
Kurwa, mogłam nie wybierać Harry'ego, gdybym tak nie potraktowała Anthony'ego to on pewnie by nie oszalał. A teraz to nie wiem co mnie czeka.
Nagle drzwi się otwierają i przez nie wchodzi Tony.
− Coś ci dolega skarbie? – pyta obejmując mnie od tyłu w pasie. – Zrobiłaś się bardzo blada.
− Nie lubię widoku martwych ludzi – odpowiadam zgodnie z prawdą, a on składa pojedynczy pocałunek na moim policzku. – Smutno mi też, że znowu zostawię swój dom.
− Ale za to będziesz ze mną. To ci wynagrodzi wszelkie niedogodności, zapomnisz wreszcie o tym horrorze, który zgotował ci mój brat – ciągnie mnie za sobą, a ja w duchu się przeklinam, że jestem na tyle słaba by mu się sprzeciwić.
Dlaczego coś mnie powstrzymuje przed powiedzeniem mu, że nie chce z nim iść?
– Wolałabym zostać w swoim domu. Nie możesz mnie po prostu odwiedzać? Chodzilibyśmy na randki – głośno się śmieje na moje słowa. To przykre, że to czego pragnę go śmieszy i to właśnie jest podstawowy powód dlaczego go nie wybrałam.
Nie twierdzę jednak, że Harry jest w tym lepszy. On przynajmniej nie zachowuje się jakby czasem cierpiał na zaburzenia psychiczne.
– Daj, już z tym spokój. Harry, nigdy by nam na to nie pozwolił – nagle słyszę jak drzwi wejściowe się otwierają.
Z trudem nie okazuję jaka ulga mnie ogarnia.
– Zawsze tam gdzie nie trzeba – cedzi przez zęby i mocniej zaciska rękę na moim ramieniu. – Mam nadzieję, że to nie ty go tu sprowałaś? – pyta wściekłym tonem.
– Sam postanowiłem odwiedzić moją kobietę – z opresji odpowiedzi na to pytanie ratuje mnie Harry.
Nigdy wcześniej jego widok tak mnie nie cieszył jak teraz.
– Marina już dokonała wyboru, czego nie rozumiałeś gdy powiedziała, że woli mnie – pyta zbliżając się do nas.
– A teraz po przemyśleniu woli mnie. Prawda? – pyta i mi pistolet to kręgosłupa. Nie jestem lekarzem, ale wiem, że jak by mnie tam postrzelił to najpewniej zostałabym sparaliżowana.
Kurwa, jaka ja jestem ślepa i naiwna? Jak mogłam uznać Tony'ego za tego dobrego.
– Tak – odpowiadam cichym głosem.
– No widzisz, a ja postanowiłem skorzystać z twojej sugestii i wyjechać. A tak się dobrze składa, że Marina postanowiła mi towarzyszyć. Fajnie co? – i znowu ma ten swój miły i beztroski ton.
– Zostaw ją, to jest Marina, a nie Charlotte – czuję na karku jak Anthony zaczyna szybciej oddychać. Słowa Harry'ego mocno go wkurzyły.
Nagle popycha mnie na bok.
– Dobrze wiem, że to Marina. To ty wykorzystujesz jej podobieństwo do naszej siostry by wmówić mi chorobę psychiczną, ale mi nic nie jest!
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top