2.1

Kartka wypada z mojej dłoni, jedną rękę opieram o blat żeby nie upaść. Ciąża to ostatnie czego teraz potrzebuje.

— Marino co się dzieje? — pyta zmartwiony Harry i łapie mnie w pasie. — Jesteś na coś chora? Jeśli tak to się nie przejmuj, na pewno sobie poradzimy.

Powinnam się cieszyć, że to nie żadna poważna choroba, ale nie umiem. W głowie nadal mam myśl, że mogę nosić dziecko Anthony'ego mnie przeraża.

Na moje milczenie Harry kuca i bierze wyniki badań i teraz zaczyna je czytać, on jednak uśmiecha się na treść tego dokumentu.

— Wiem, że jesteś bardzo młoda i boisz się, że sobie nie poradzisz, ale masz przecież mnie. Zaopiekuje się tobą i naszym dzieckiem — on nawet nie pomyślał o tym, że to dziecko może nie być jego. Powinnam go utwierdzać w tym przekonaniu, ale ja tak nie umiem. Muszę mu przypomnieć jaka jest gorzka prawda.

— Przecież wiesz, że wtedy spałam zarówno z tobą jak i z Anthonym! A z nim nawet częściej, bo on szybko po tym uknuł tą intrygę przez co nie mogłam nawet na ciebie patrzeć — odsuwam się od niego kilka kroków.

Kurwa czemu tak zawsze jest, że jak moje życie zaczyna się układać to wszystko z czasem i tak zaczyna się pierdolić?

— Ja tam jestem przekonany, że to moje dziecko i nie zamierzam tego w żadne sprawdzać — spoglądam na niego z zdziwieniem. Naprawdę nie spodziewałam się po nim takich słów. — Już ci mówiłem, że cię kocham Marino, a twoje dziecko jest moim i to się nie zmieni.

To wielka ulga, że nie zostaje z tym sama.

— Nie sądziłam, że to powiesz.

Zbliża się do mnie i znowu mnie do siebie przyciąga.

— Rozumiem, że masz o mnie najgorsze zdanie, ale ja się zmieniłem. Może nie jakoś spektakularnie, bo nie wierzę w wielkie zmiany, ale jednak pojąłem, że jesteś dla mnie ważna. I to już się nie zmieni — zapewnia mnie, a ja chce w to uwierzyć.

***Parę miesięcy później

— Przyj! — rozkazuje mi położna, a robię to co mi każe. Czuję jak pot spływa po każdym skrawku mojego ciała. Jestem pozbawiona wszelkich sił, ale wiem, że muszę walczyć. Dla mojej córeczki.

Mocno ściskam dłoń Harry'ego, który co chwilę wyciera moje czoło.

— Jeszcze tylko chwilę skarbie — zapewnia mnie.

— Mówiłeś tak już godzinę temu — mówię mu z pretensją, przed którą nie mogę się powstrzymać.

— Teraz już naprawdę zbliżamy się do końca — słowa położnej odrobinę mnie uspokajają. Ona przynajmniej wie co mówi.

Bolesny skurcz znowu mnie atakuje, a ja zbieram w sobie resztę swoich sił i znowu zaczynam przeć. Robię to dłużej i mocniej, aż wreszcie słyszę najpiękniejszy dźwięk jaki tylko istnieje.

A mianowicie płacz mojego dziecka.

Wyczerpana opadam na poduszki, ale nie potrafię przestać się uśmiechać. Wreszcie ona jest z nami.

Położna zamiast mi najpierw podaje ją Harry'emu przez co czuję się odrobinę zazdrosna, że ona ma szanse wcześniej ode mnie dokładnie się jej przyjrzeć. Musi jednak być perfekcyjna, bo nie może on oderwać on oderwać niej wzroku i patrzy jak zahipnotyzowany.

— Harry — odzywam się by zwrócić na siebie jego uwagę, dzięki czemu wreszcie mogę wziąć w ramiona swoje dziecko. — Jest cudowna — stwierdzam z całkowitą prawdą.

— Ależ oczywiście, z takich rodziców nie mogło być inaczej — uśmiecham się na jego słowa.

Jestem tak bardzo zmęczona, ale przynajmniej szczęśliwa.

No i mamy pierwszy rozdział drugiej części, na razie spokojnie, ale długo to nie potrwa. Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top