22

Bunnix z fascynacją wypisaną na twarzy, oglądała jak z elipsy zawieszonej na ścianie w jej białym pomieszczeniu, nagle zaczęły wylatywać falujące wiązki światła, które przywodziły na myśl pyłek Dzwoneczka z bajki o Piotrusiu Panie. Jaśniejące wężyki zaczęły wirować wokół niej i wkradać się do pozostałych na ścianach elips, zaprowadzając w nich zupełnie nowy porządek. Naprawiały przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość, którą niekorzystnie zmienił Felix. 
- Udało ci się Bridgette. Jestem z ciebie dumna - powiedziała drżącym ze wzruszenia głosem. Większa grupa piaskowych wiązek wbiła się w mocno pokiereszowaną i nadal drżącą elipsę, która stała w miejscu jakby chciały przebić ją na wylot. Do nich dołączały coraz to nowe zalewając pomieszczenie jaśniejszym światłem. Bunnix zasłoniła ramieniem oczy które oślepione blaskiem zaczęły ją boleć i łzawić.  Wreszcie usłyszała dźwięk jakby kruszonego lodu a elipsa ustąpiła, pochłaniając wszystkie świetlne wiązki jakie jeszcze pozostały w pomieszczeniu. Gdy wreszcie Bunnix mogła odsłonić oczy zobaczyła, że elipsa została naprawiona a czas który dotąd ledwo się posuwał do przodu, teraz ruszył swoim naturalnym tempem.

Bridgette otwarła oczy i napotkała szmaragdowe spojrzenie Felixa, a jej usta kończyły wypowiadać zaklęcie równowagi. Nadal ściskała jego ramię, kiedy spomiędzy nich nagle zaczęły strzelać ku górze wiązki jakiegoś dziwnego niemalże namacalnego światła. Stali tutaj, w tym samym miejscu, razem. Ona jako przedstawiciel równowagi a on, jako antybohater próbujący zmienić rzeczywistość. Wrócili do tego świata a to oznaczało, że wygrała. Felix jednak ją pokochał a w jaki lepszy sposób można było udowodnić miłość do kogoś, niż oddać za niego życie?Felix właśnie to uczynił. Stali wpatrzeni w siebie a podmuchy wiatru wywoływane dziwnymi promieniami targały ich włosy. Oboje w tej chwili doskonale pamiętali co się stało. Bridgette jednak nie miała pewności czy to wszystko co się dotąd wydarzyło... to, że była Biedronką, że Emma żyła, że Kochała Feliksa ponad własne życie... czy to odgrywało się tylko w ich umyśle, czy też wydarzyło się naprawdę? Felix czuł się jakby wybudzając się z jednego koszmaru, znalazł się w drugim i to chyba nawet gorszym. Poprzednia rzeczywistość realna czy nie, przynajmniej sprawiała, że miał przy sobie kogoś kto się o niego troszczył. Teraz wraz z powrotem wspomnień w których widział pogardę i nienawiść jakim darzyła go Bridgette czuł, że nie posiada nawet tego. Wiedział, że stojąc tutaj teraz był już kimś zupełnie innym niż w chwili gdy wypowiedział swoje życzenie, jednak czy to mogło wystarczyć by Bridgette mu przeznaczyła? Choć z drugiej strony on sam sobie nie mógł wybaczyć więc jak?... Wiedział jedno... Tutaj nie zasługiwał na szczęśliwe zakończenie.

Gabriel Agrest stał Kilka metrów od nich z uniesioną szpadą, kiedy wybuch światła zwrócił jego uwagę. Wiązki światła które nagle się pojawiły, prawie jak niezwykła Biedronka zaczęły naprawiać wszystko czego dotknęły. Zombie które go atakowały nagle zaczęły znikać. Adrien, Marinette i pozostali super bohaterowie, również zniknęli a słońce i księżyc zaczęły się cofać w szybkim tempie, jakby czas przewijał się w raz z nimi do tyłu. Ludzie pojawiali się na placu przed wierzą i cofali do tyłu, jak w filmie który ktoś próbował przewinąć do początku, aż wreszcie wszystko ustąpiło a niebo rozjaśniało popołudniowe słońce. Gabriel nie miał pojęcia ile czasu w ten sposób upłynęło, czy były to tylko dni, czy też może miesiące. Tuż nad nim uniosła się biała szkatułka z wygrawerowanym na wieczku logo jego firmy. Wirowała w powietrzu, kiedy do jej wnętrza z różnych stron Paryża wracały Miraculla pozbawiając swoich właścicieli ukrytych zdolności. Natomiast Miracullum motyla zostało przypięte do jego garnituru, by już po chwili obok jego twarzy pojawiło się małe fioletowe Kwami. 
- Witaj Mistrzu - Rzekł uroczyście Nooroo kłaniając się w pasie nowemu Strażnikowi. 
- Nooroo. Przyjacielu - powiedział Gabriel na którego ustach pojawił się uśmiech. 

Bridgette puściła ramię Felixa i odsunęła się o krok, nie będąc pewna jego reakcji. Oboje wyglądali na zdezorientowanych i oszołomionych tym co się stało. Żadne z nich nie miało pewności, co się tak na prawdę wydarzyło. Czy to wszystko faktycznie trwało zaledwie kilka krótkich sekund, podczas których wypowiedzieli zaklęcia? Po chwili tuż obok nich, pojawił się portal z którego wyszła rozpromieniona Bunnix i rzuciła się na Bridgette. Przytuliła ją mocno do siebie prawie przy tym dusząc. Błękitnooka wyrwała się z jej objęć dysząc strasznie, jednak Bunnix wcale to nie przeszkadzało by klepnąć ją mocno w plecy i powiedzieć:
- Dobra robota Bridgette, wiedziałam, że ci się uda.
Mina Bunnix zrzedła dopiero kiedy jej wzrok padł na nadal stojącego w miejscu Felixa. Nagle w jej oczach zapłonął ogień a na twarzy pojawił się grymas wściekłości.
- Nawet nie masz pojęcia od jak dawna  o tym marzyłam - warknęła i przywaliła mu pięścią prosto w twarz, aż zatoczył się do tyłu. Z rozciętej brwi obficie popłynęła krew, która spływając po policzku skapywała na wybrukowany plac pod wieżą. 
- Co ty wyprawiasz!? - Wykrzyknęła Brid stając przed Bunnix. Była pełna determinacji by chronić tego chłopaka co zaskoczyło nawet ją samą, biorąc pod uwagę ile złego wyrządził.
- Nie przejmuj się Bridgette - usłyszała a gdy się odwróciła, dostrzegła jego pełne smutku spojrzenie - Zdecydowanie sobie na to zasłużyłem - dodał po czym odwrócił się chcąc odejść.
- Felix poczekaj! - zawołała za nim wyciągając do niego rękę. On jednak nie posłuchał w dalszym ciągu oddalając się od nich. Chciała za nim pobiec, jednak zamiast tego zacisnęła w pieść nadal uniesioną dłoń i przyciągnęła ją do swojego serca. Nie wiedziała, czy teraz wypadało jej za nim pobiec, nie wiedziała czy w ogóle tego chciał. To nie był już tamten świat w którym należeli do siebie.

Wypowiedzenie zaklęcia równowagi miało swoje konsekwencje, jak każde inne które mógłby wypowiedzieć użytkownik łączący Miracula tworzenia i destrukcji. Od tej chwili nic nie było już takie jak dawniej, a świat który znali choć z pozoru taki sam, był jednak w jakimś stopniu inny. Gabriel otworzył szkatułkę a jego oczom ukazały się wszystkie Miracula. Wszystkie co do jednego, oprócz Miraculum równowagi które zniknęło być może na zawsze. Gabriel przesunął dłonią po Miraculum Biedronki i Czarnego Kota, by następnie wziąć  do ręki Miraculum Pawia, które zostało w pełni naprawione. Tak, tym razem wiele rzeczy zapowiadało się inaczej. Zamknął szkatułkę, a Nooroo schował się w kieszeni jego czerwonych rurek. Wziął skrzynkę pod pachę i ruszył w kierunku swojego domu, czując na plecach ciepło słonecznych promieni. Jeszcze tydzień temu nie przypuszczał, że zostanie pełnoprawnym strażnikiem wszystkich Miraculi, a na dodatek nie będzie miał zamiaru użyć ich do własnych celów. Los po raz kolejny sobie z niego zadrwił. Stanął po przeciwnej stronie drogi tuż przed własna Rezydencją, która wyglądała elegancko i okazale jak zwykle i westchnął. Konsekwencje równowagi. To było coś z czym musiał się zmierzyć podobnie jak Bridgette i Felix. Młody de Vanily już do końca swojego życia, będzie musiał nieś na swoich barkach odpowiedzialność za to co zrobił.  Przekroczył próg swojej posiadłości i wspiął się po schodach.
- Bogu dzięki Gabrysiu, że jesteś! Już zaczynałam się martwic - usłyszał aksamitny głos, gdy drzwi do domu stanęły otworem. Gwałtownie podniósł wzrok na osobę stojącą w wejściu do domu. Jej twarz w kształcie serca okalały blond kosmyki spięte w kucyk i ułożone na lewym ramieniu, a przenikliwe zielone oczy spoglądały na niego zatroskane. Gabriel stał przed nią u szczytu schodów z lekko rozchylonymi wargami. Na jego twarzy widniał szok i niedowierzanie. Bał się poruszyć lub cokolwiek powiedzieć, żeby postać którą widział nie rozwiała się jak nocne widmo.
- Gabrielu? - zapytała spoglądając na niego. Agreste nagle z radosnym okrzykiem na ustach porwał ją w swoje ramiona i okręcił z nią dookoła własnej osi, po czym tak po prostu mocno do siebie przytulił zatapiając nos w jej włosach. zaciągnął się ich kwiatowym zapachem i już wiedział, że wrócił do domu.
- Emilie, moja kochana Emilie - powiedział niemal łamiącym się głosem.
- Wszystko w porządku? - zapytała zaniepokojona Emilie - Owszem, zawsze Ci powtarzam Gabrysiu, żebyś wyluzował ale jeśli jesteś pijany.... - zaczęła niezadowolonym głosem.
- Tak jestem pijany! - wykrzyknął spoglądając prosto w jej piękną twarz - jestem pijany szczęściem, że cię mam - dodał po czym odcisnął na jej ustach mocny pocałunek, na co zachichotała jak nastolatka a nie  żona wybitnego projektanta mody i matka dorastającego syna.
- Znowu się migdalicie? - zapytał Adrien z obrzydzeniem w głosie. Przecisnął się obok nich z plecakiem przewieszonym przez ramię, a z ucha dyndała mu słuchawka - idę na lekcje szermierki - zakomunikował - a wy lepiej nie róbcie scen przed domem bo wstyd przy ludziach - burknął urażony, mierzwiąc dłonią swoje włosy. Na jego nadgarstku spoczywała  ręcznie robiona bransoletka z drewnianych paciorków.
- Mówisz tak jakbyś ty nie robił scen ze swoją Marinette - rzucił Gabriel 
- Marinette? - zapytał zdumiony Adrien - Jaka Marinette tato? chyba coś ci się pomieszało, nie znam nikogo o takim imieniu - powiedział szczerze zdumiony - to ja lecę - powiedział i wypadł na chodnik prosto w czarnowłosą dziewczynę z kucykami, której oczy barwą przypominały fiołki. Przez sekund pomyślał, że skądś ją zna, ale ta myśl równie szybko zniknęła co się pojawiła. Pochylił się by podnieść szkicownik który upuściła i podał jej go elegancko się kłaniając.
- To chyba należy do ciebie - powiedział i puścił jej oczko na co się zarumieniła.
- Niesamowite.... znaczy ty jesteś niesamowity..., znaczy.. Boże co ja mówię - dukała - chciałam powiedzieć dziękuję - powiedziała wreszcie.
- Nie ma za co Księżniczko - odparł z uśmiechem, po czym ją wyminął. Obrócił się jeszcze za nią na moment a jego policzki zabarwił delikatny rumieniec, po czym ruszył dalej. Czarnowłosa dziewczyna przycisnęła jedną zwiniętą w pieść dłoń do piersi i odwróciła się za Adrienem, jakby nagle zapragnęła za nim pobiec. Po chwili jednak oderwała od niego wzrok i pogrążona w myślach poszła własną drogą. 
Gabriel spoglądał na to w milczeniu z pochmurną miną. Bohaterowie Paryża, którzy dla jego mieszkańców byli gotowi walczyć do samego końca, poświęcili najwięcej. Biedronka i Czarny Kot poświęcili swoje uczucie i samych siebie. Jednak po chwili na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Objął swoją żonę i wprowadził do domu. Przecież nikt nie powiedział, że to koniec. Wręcz przeciwnie. Ten świat dał im wszystkim czystą kartę. To był dopiero początek i to  od nich samych zależało, jak wykorzystają swoją drugą szansę.

kilka dni później
Bridgette pędziła na złamanie karku prosto na główny dworzec kolejowy. Odkąd Felix odszedł, czuła jakby wraz ze sobą zabrał również cząstkę jej samej. W dalszym ciągu nie wiedziała czy to, co wydarzyło się w tym drugim życiu było prawdą. Jednak szczerze w tej chwili miała to w nosie. Teraz wiedziała, że nie miało to najmniejszego znaczenia, bo liczyło się wyłącznie to co czuła. Wbiegła na peron gdzie do wagonów wsiadali już ostatni pasażerowie. Czuła rosnącą panikę i w akcie desperacji wykrzyknęła na całe gardło:
- Felix!!!
W jednym z przedziałów otworzyło się okno z którego wyłonił się de Vanily, z jak zwykle misternie ułożoną fryzurą. Na jego łuku brwiowym widniała zakrzepła krew, dookoła której zauważyła okazałego siniaka. Podbiegła do niego zdyszana wiedząc, że nie zostało jej zbyt wiele czasu by powiedzieć to, na czym jej zależało.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytał a w jego głosie nie usłyszała nawet cienia dawnej wrogości. Zaczerpnęła powietrza dając sobie tym samym chwilę do namysłu.
- Chciałam Ci powiedzieć, że nawet jeżeli to co przeżyliśmy było tylko fikcją, ja mówiłam prawdę. Nie obchodzi mnie co złego zrobiłeś Felixie - powiedziała z błyszczącymi od emocji oczami -  nie obchodzi mnie czy to co tam przeżyliśmy było prawdziwe, bo wiem co przez cały ten czas czuję - dodała z mocą - a to co czuję, jest najprawdziwszą, rzeczą jaka mnie spotkała w całym moim życiu - prawie wykrzyczała niezrażona tym, że z innych przedziałów zaczęli się wychylać kolejni gapie. 
- Więc co czujesz Brid? Dlaczego tutaj jesteś? - zapytał ponownie, jakby już wiedział co zaraz usłyszy.
- Jestem tu bo cię kocham Felixie - powiedziała ze łzami w oczach. Odkąd tylko nastąpiła równowaga, nie mogła przestać o tym myśleć i z każdą chwilą coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to była prawda. Prawda z którą nie mogła walczyć. Kochała go jak nikogo innego na świecie. Kochała go jako Felixa Agreste, kochała go jako Czarnego Kota a także kochała go jako Felixa de Vanily, który był teraz nimi dwoma. Konduktor zagwizdał i pociąg powoli ruszył. Felix spojrzał na Bridgette.
- Nie długo wrócę! - Krzyknął a dziewczyna ruszyła za nim biegiem - wrócę bo też cię kocham Kwiatuszku! - dodał z wypiekami na twarzy a jego radosny uśmiech sięgnął  także szmaragdowych oczu. 

Przeznaczenie zawsze znajdzie drogę...
 

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top