20

Biedronka i Czarny Kot mknęli po Paryskich dachach ku Rezydencji Gabriela Agreste. Gdy zeskoczyli na niewielki dziedziniec przed domem, zobaczyli Władcę Ciem siedzącego jak gdyby nigdy nic, na dachu swojego domu.
- Czekałem na was - Powiedział z lekkim krzywym uśmiechem, który był wręcz identyczny z tym, jaki nieodmiennie od kilku lat towarzyszył Felixowi. Ich plan polegający na elemencie zaskoczenia, właśnie zawalił się u samej podstawy. Żadne z nich jednak nie miało zamiaru opuścić gardy, stając w pozie gotowej do ataku. Władca Ciem na ten widok jedynie prychnął z rozbawieniem.
- I jak wam się podoba mój pomocnik? - zapytał przy wtórze odgłosu kolejnych wybuchów, jakie nawiedzały tej nocy miasto. Biła od niego taka pewność siebie, jakby co najmniej już uważał, że wygrał - Układ z psychopatą kochającym zniszczenie, który pragnie Miraculum destrukcji dla siebie, był jednym z lepszych pomysłów. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że gdy już wypowiem życzenie prawdopodobnie nigdy go nie otrzyma  - zaśmiał się chytrze Gabriel.
- Wykorzystałeś chorego człowieka do swoich celów?! - wykrzyknęła Biedronka. Nie sądziła, że mógłby zniżyć się do tego poziomu. Teraz jednak już wiedziała, że był o wiele gorszy. Gabriel zwrócił na nią swoje stalowe spojrzenie zanim przemówił. 
- Musiałem kimś zastąpić Felixa - odparł zimno, że aż poczuła ciarki na plecach. Chat prychnął zakładając ręce na piersi.
- No fakt, Adrien nie żyje więc musiałeś znaleźć inny ideał ojcze - burknął
- Nie jestem już Twoim ojcem i może faktycznie Adrien nie żyje, ale już nie długo to on zostanie moim idealnym synem - powiedział uśmiechają się okrutnie. Jeżeli Felixa to zabolało, to ani trochę nie dał tego po sobie poznać. Biedronka była jednak ulepiona z innej gliny i krew w jej żyłach nagle zaczęła wrzeć ze złości.
- Jak możesz tak mówić do własnego syna!? - wykrzyknęła oburzona. 
- To nie jest mój syn - powtórzył a Czarny Kot zacisnął jedynie usta w wąską linię, jakby nie spodziewał się innej odpowiedzi - Moje małżeństwo z Amelie było błędem. Felix jako syn był błędem. Od początku moje miejsce było przy Emilie de Vanily - powiedział z mocą i Biedronka ani przez chwilę nie wątpiła w to, że naprawdę tak czuł.
- To nie Amelie była mi przeznaczona, lecz jej siostra. Moim przeznaczeniem była Emilie - powiedział.

Gabriel Agreste został zaproszony na bal przebierańców, organizowany przez  burmistrza i jako początkujący projektant ze świetlaną przyszłością, stawiał swoje pierwsze kroki w świecie bogaczy. Choć tego typu imprezy zupełnie go nie interesowały, nie mógł odmówić. Ubrany w swój najdroższy garnitur założył czarną maskę na oczy, którą wręczył mu lokaj stojący przy głównym wejściu i wszedł do środka. Z wnętrza przywitał go gwar rozmówi i dźwięki muzyki granej przez wynajętych muzyków. W głównej sali gdzie odbywały się tańce, a pod jedną ze ścian znajdował się bogaty w potrawy stół szwedzki, było strasznie tłoczno.  Nie zabawił tam zbyt długo kiedy jedna z przechodzących kobiet, nastąpiła mu boleśnie szpilką na stopę. Syknął z bólu sprawiając, że kobieta zwróciła na niego spojrzenie swoich szmaragdowych tęczówek. Mógłby przysiąc, że jeszcze nigdy nie widział oczu o tak głębokiej barwie.  Zasłaniająca połowę jej twarzy czarna maska, tylko jeszcze bardziej pogłębiała to wrażenie. Nieznajoma otwarła swoje kształtne usta układając je w zgrabne "O" i zaczęła go przepraszać, co wyglądało dość zabawnie. Gabriel uznał, że przyjmie przeprosiny jeżeli młoda dama ofiaruje mu swój taniec. Sam nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, bo jeśli miał być szczery sam ze sobą to wręcz nienawidził tańczyć. Podała mu swoją chłodną i smukłą dłoń, odrzucając drugą ręką swoje złote włosy na plecy i pozwoliła się poprowadzić na środek sali. Na jednym tańcu ta znajomość się nie skończyła i zaskakująco dobrze spędzili ten wieczór w swoim towarzystwie. Choć Gabriel nie był kochliwy, nieznajoma miała w sobie wrodzoną delikatność, była wręcz eteryczna co poruszyło jego serce i zapragnął poznać tą dziewczynę bliżej.
- Amelie de Vanily - powiedziała cicho gdy zapytał jak się nazywa, po czym jak kopciuszek umknęła z jego ramion kierując się prosto do wyjścia
Jakiś czas później idąc obok kwiaciarni w centrum Paryża, usłyszał  jak jakaś kobieta właśnie tak zwraca się do swojej klientki. Gabriel nie mogąc uwierzyć we własne szczęście zaczekał na nią tuż pod kwiaciarnią. Drzwi budynku otworzył się i na ulicę wyszła złotowłosa kobieta. Spojrzała na niego swoimi pięknymi oczami i już wiedział, że nie mgło być mowy o żadnej pomyłce. Ona jednak go nie rozpoznała. Ba ona nawet go nie pamiętała co zrzucił na zbyt duża ilość alkoholu, jaką widocznie musiała wypić tamtego wieczora. Ku jego radości Amelie zgodziła się na spotkanie i tak zaczęła rozwijać się ich znajomość. Choć Amelie na co dzień miała nie wiele z dziewczyny którą zapamiętał, nie przejął się tym za bardzo nadal budując ją w swoim umyśle jako ideał który poznał na balu. Jak ślepa ćma która pchała się do ognia, po mimo różnic zdań i kłótni jakie pojawiały się miedzy nim, nadal widział w niej tamtą dziewczynę i wreszcie się oświadczył. Olśnienie przyszło dopiero w dniu ślubu kiedy już po uroczystości na sali, Amelie przedstawiła mu swoją bliźniaczą siostrę, która choć bardzo podobna do jego żony, miała w sobie coś delikatnego, niemal eterycznego... Elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce, jednak było już za późno zwłaszcza, że Amelie była w pierwszym miesiącu ciąży z ich dzieckiem. Nota bene dzieckiem które kilka miesięcy późnej straciła.  Nigdy później Gabriel nie był w stanie zrozumieć, jak mógł być aż tak ślepy. Jaka nieczysta siła go opętała sprawiając, że pomimo konkretnych sygnałów nadal uparcie tkwił w tym związku. Był mężem Amelie, ale im więcej czasu spędzał z siostrami, tym bardziej był pewien, że od samego początku to do Emilie należał. Wyznała mu potem, że nigdy nie podawała nieznajomym swojego imienia. On jedna nalegał i pierwsze imię które przyszło jej do głowo, należało do jej siostry. Jeszcze wtedy nie sądziła, że to wszystko właśnie tak się skończy. Emilie jednak pogodziła się ze swoim losem. Gabriel z bólem serca obserwował jak Emilie po raz kolejny cierpiała przez Grahama, który ostatecznie słysząc o ciąży odszedł na dobre. Pamiętał jakby to było wczoraj kiedy zadzwoniła do niego z prośbą by zawiózł ją do szpitala gdy zaczęła rodzić. Nie miała nikogo innego, więc jakby mógł ją opuścić? Czekał w poczekalni a nieświadoma sytuacji akuszerka, wzięła go za ojca i przyniosła małego złotowłosego niemowlaka układając go w jego ramionach. Mała istotka nawet nie zapłakała wtulając się w jego duże ręce, po czym posłała mu niemowlęcy uśmiech. Kąciki ust Agreste mimowolnie uniosły się ku górze. Akuszerka zabrała niemowlę. Amelia sama była w siódmym miesiącu ciąży z Felixem, więc z przyczyn bezpieczeństwa nie odwiedzała szpitali. Z tego tytułu to Gabrielowi przypadło za zadanie odwiedzanie Emilie w szpitalu. Pamiętał z dokładnością co do sekundy, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg sali na której leżała. Spojrzała na niego błyszczącymi oczami w których kryła się radość i duże pokłady matczynej miłości. W jej ramionach zawinięty w kocyk spokojnie spał malutki blondynek. To był najpiękniejszy widok w jego życiu. Gdy usiadł tuż obok ,pogładził niemowlaka po policzku a ten uśmiechnął się wydając pomruk zadowolenia. 
- Gabrysiu przedstawiam ci Adriena - powiedziała z czułością w głosie Emilie a Agreste pomyślał, że właśnie tak powinno wyglądać jego życie. Kłamstwem byłoby gdyby powiedział, że przy narodzinach Felixa nic nie czuł, jednak nie było to to samo uczucie jakiego doświadczył gdy trzymał w ramionach małego Adriena. 

- Teraz nadszedł czas, bym wreszcie naprawił tą sytuację i zmienił rzeczywistość - ciągnął Władca Ciem - To Adrien powinien być moim synem a nie ty - dodał z wyrzutem w głosie. Chat miał już dosyć. Owszem, faktycznie  małżeństwo jego rodziców okazało się jedną wielką pomyłką, jednak to w żaden sposób nie usprawiedliwiało jego poczynań. Rzucił się na ojca z zamiarem wyprowadzenia ataku prosto w ten nadęty łeb, jednak zmienił kierunek w ostatniej chwili gdy usłyszał zapłakany głoś własnej matki. 
- Co jej zrobiłeś? - Warknął spoglądając na trzymaną przez Gabriela krótkofalówkę, z której dobiegał głos Amelie Agreste. 
- Twoja matka jest moim zakładnikiem - odparł spokojnie - oddaj mi swoje Miracullum a ja wypuszczę Amelie - dodał.
- Nigdy nie oddam ci Miracullum - warknął Chat zaciskając pieści - oddaj moją matkę! - krzyknął
-Sam sobie ją weź ale uprzedzam, że nasz dom to chodzący arsenał broni - rzekł z krzywym uśmiechem jakby wątpił, że uda mu się ominąć pułapki jakie niewątpliwie na nich zastawił. Biedronka podeszła do Felixa i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Ja pójdę - zaoferowała. Czarny Kot wyjął zza pasa swój catphone i zerknął na niego w zamyśleni by wreszcie kiwnąć głową na zgodę.
- Ale załóż komunikator - polecił. Super bohaterka dokładne tak zrobiła i odprowadzana wzrokiem przez obu Agreste, podeszła do olbrzymich drzwi rezydencji w której nigdy nie była. odetchnęła głęboko i otworzyła ciężkie skrzydło wchodząc do środka. Felix w kilku sprawnych ruchach włamał się do systemu monitoringu, co było dla niego proste jak bułka z masłem. Prześledził kamery w pomieszczeniach i odnalazł mamę w jednym z pokoi na piętrze. Siedziała przywiązana pasami do krzesła, a na jej policzkach znać było ślady łez. 
- Kieruj się na piętro. Ostatni pokój w lewym skrzydle - poinstruował Brid a sekundę później odskoczył z ledwością unikając ataku Władcy Ciem. Mógł się spodziewać, że Gabriel nie będzie bezczynnie siedział i czekał, aż pomoże dotrzeć Biedronce do celu. Wysunął ze swojej nieodłącznej laski szpadę i zaczął atakować. W słuchawce echem odbił się pisk Biedronki.
- Tu się roi od pułapek jak w egipskiej piramidzie - stęknęła. Felix zacisnął wargi w wąską kreskę i próbując unikać ataków ojca, zerknął na catphone. Jeżeli miałby chwile czasu, mógłby włamać się do systemu całego domu i dezaktywować wszystkie pułapki.  Tym czasem Biedronka z ledwością ominęła pierwszą pułapkę, kiedy to w zasadzie znikąd w jej kierunku wystrzeliły sztylety. Wykonała kilka zwinnych obrotów, a jeden ze sztyletów zrobił dziurę w jej czerwonej szarfie spływającej z kucyka.  
- uf... nie wiele brakowało - westchnęła spoglądając na zniszczony kawałek materiału. Ruszyła schodami ku górze, kiedy pod jej stopami jeden stopień kliknął jak wciśnięty guzik. Ze ścian wysunęły się poziomo biegnące w jej kierunku piły tarczowe zamocowane na prowadnicach. W sumie cztery po dwie na stronę sunęły w jej kierunku. Szybko wyrzuciła Yo- Yo zahaczając je o żyrandol i modląc się w duchu, by wtrzymał jej ciężar skoczyła. Niestety to była kolejna pułapka. Lina na której wisiał żyrandol, pod jej ciężarem aktywowała schowane w suficie działka maszynowe. Biedronka szybko skoczyła z powrotem na schody, tuż za nadal działającymi piłami i rzuciła się do ucieczki. W ślad za nią pojawiała się ścieżka wbitych w ścianę i przedmioty pocisków. 
- Felix - jęknęła zdyszana do słuchawki.
- Pracuję nad tym - stęknął odpierając kolejne ataki ojczulka. Już naprawdę niewiele mu brakowało. Wystarczyło tylko złamać hasło i wszystko zostanie wyłączone. Tylko jakie hasło mógł wybrać jego ojciec? Wtedy uśmiechnął się chytrze do siebie i odskakując na bezpieczną odległość, wpisał "Emillie" po czym wcisnął przycisk potwierdzenia. Biedronka w wyniku aktywowania kolejnej pułapki, stała przyparta do muru a w kierunku jej gardła  nieubłaganie zbliżały się metalowe kolce, które wyrosły ze ściany na całej długości korytarza. Jak na ironię była w kropce i jeżeli zaraz Felix czegoś nie zrobi, będzie musiała zużyć swój szczęśliwy traf by ratować własne życie. Ledwo o tym pomyślała a wszystko zamarło, by po chwili zacząć na powrót chować się w swoich kryjówkach. 
- Gotowe, możesz ruszać - usłyszała głos Chata.
- w samą porę - mruknęła i rzuciła się do końca korytarza. Chwyciła za klamkę, jednak okazało się, że drzwi były zamknięte.
- Jeśli Władca Ciem naprawdę myśli, że zamknięte drzwi zdołają mnie powstrzymać, to grubo się myli - prychnęła po czym wywarzyła je jednym silnym kopniakiem. Podbiegła ku Amelie i odpięła trzymające ją na krześle pasy, po czym pomogła wstać.
- Mam ją - rzuciła do odbiornika ruszając powoli z kobietą do wyjścia. 
Władca Ciem odskoczył z powrotem na dach budynku, kiedy drzwi do rezydencji stanęły otworem i na zalane słońcem schody, wyszła Biedronka z Amelie Agreste uwieszonej na jej ramieniu. Gabriel spojrzał na nie z widoczną dezaprobatą, jednak już po chwili jego twarz ozdobił chytry uśmieszek. 
- Nie szkodzi - powiedział - W zasadzie Amelie i tak była nic nieznaczącym punktem planu - dodał. Złączył ze sobą obie dłonie na poziomie klatki piersiowej i krzyknął:
- Nooroo Duusu łączcie się!
Chat spoglądał zaskoczony jak strój Gabriela zaczyna się zmieniać. Garnitur który dotąd był fioletowy, teraz w słońcu zaczął mienić się odcieniami błękitu i fioletu. Z jego ramion spływała niebieskofioletowa peleryna, zakończona pawimi piórami. Powyżej ich, na samym środku peleryny ,widniał biały symbol ćmy. W jego dłoni pojawiło się małe fioletowe piórko, które po chwili wypuścił jak jedną ze swoich akum. Piórko załopotało na wietrze i wefrunęło do budynku. Biedronka podeszła do Chata wraz z jego matką, na chwilę przed tym nim cała rezydencja za trzęsła się w posadach. Po chwili budynek zaczął się zawalać pod naporem czegoś, co próbowało wydostać się na zewnątrz. Owionęły ich tumany kurzu od którego zaczęli kaszleć próbując odkrztusić pył, a ich oczy zaczęły łzawić. Z ruiny jaką teraz stanowiła rezydencja, wyłonił się olbrzymi mechaniczny ptak. Władca Ciem stał z szerokim uśmiechem na jego grzbiecie. Pomachał do nich swoją laską i odleciał, a w ślad za nim echem niósł się jego przeraźliwy śmiech. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top