1
Bridgette przeciągnęła się na posłaniu przeraźliwe ziewając, a w jej zaspanych oczach pojawiły się łezki. Tej nocy nie spała zbyt spokojnie, gnębiona jakimiś dziwnymi snami. Zerknęła na Tikki która smacznie spała w swoim łóżeczku na szafce nocnej, i z jękiem zakryła głowę puchatą poduszką. Tak bardzo chciała jeszcze pospać. Może dałoby radę jeszcze dziesięć minut?
- Bridgette! Spóźnisz się do szkoły! - Krzyknął tata z kuchni.
- A więc jednak nie da rady - burknęła i zwlokła się niechętnie z łóżka. Ruszyła prosto pod prysznic skąd wyszła uśmiechnięta od ucha do ucha, jakby tej dziewczyny sprzed piętnastu minut nigdy nie było. Zjadła szybko śniadanie, zabrała plecaki i nieodłączną torebkę z Tikki, po czym ruszyła spacerkiem do szkoły. Nacisnęła przycisk stopu na przejściu dla pieszych, i wraz z kilkoma innymi ludźmi czekała na zielone światło. Przed pasami zatrzymała się czarna limuzyna w której na tylnym siedzeniu zobaczyła Felixa Agreste. Głośno wciągnęła powietrze do płuc, i z wypiekami na twarzy zaczęła bezceremonialnie się w niego wgapiać. Tłum poirytowanych ludzi którym tarasowała przejście, przecisnął ją przez pasy na drugą stronę ulicy.Bridgette jednak zdawała się tego nie zauważać i gdy samochód wreszcie ruszył, pomachała do chłopaka z promiennym uśmiechem. On jednak tylko się skrzywił i odwrócił od niej wzrok. Czarnowłosej wcale to nie zraziło i co krok podskakując, ruszyła w dalszą drogę myśląc nad prezentem upominkiem dla Felixa, na zbliżające się imieniny Atanazego dla Felixa. Chociaż były marne szanse, by kiedykolwiek mu go dała i tak lubiła to robić. Miała bardzo bogatą wyobraźnię jeśli chodziło o blondyna. Pamiętała jakby to było wczoraj, kiedy poznała go po raz pierwszy.
Cała szkoła żyła pojawieniem się nowego ucznia. Gdzie Bidgette by się nie obróciła, tam słyszała jak dziewczyny z ekscytacją rozmawiają o Felixie Agreste. Po chwili poczuła jak na ramieniu uwiesza się jej najlepsza przyjaciółka Emma.
- Słyszałaś już o Felixie? - Spytała podniecona.
- No nie, ty też? - Załamała ręce Brid - myślałam, że chociaż ty jesteś normalna - dodała za co oberwała kuksańca w bok.
- Sama zobaczysz, że jak wreszcie przyjdzie to będziesz inaczej śpiewać - odparła Emma udając oburzenie. Bridgette tylko wzruszyła ramionami i poszła w kierunku szkolnego bufetu, kupić cappuccino które uwielbiała. Zamyślona wpadła na czyjeś plecy i usłyszała zirytowany męski głos.
- Uważaj jak leziesz łamago! - Warknął chłopak. Bridgette podniosła na niego wzrok, by już mu odpowiedzieć równie zjadliwym tonem. Jednak kiedy zobaczyła, że go nie zna (a znała w szkole wszystkich) pomyślała, że to na pewno Felix, więc wypadałoby mu się lepiej przyjrzeć. Spojrzała na niego krytycznym wzrokiem, by móc go właściwie ocenić. Przyglądała mu się z każdej strony, jakby podziwiała jakiś posąg w muzeum. Był szczupłym i wysokim blondynem z gładko zaczesanymi włosami na prawą stronę. Jego oczy o zimnym spojrzeniu, miały kolor czystego szmaragdu. Był niesamowicie przystojny i Bridgette zaczynała rozumieć o co tyle hałasu. Chłopak uniósł dumnie podbródek i totalnie ją ignorując, odszedł w bliżej nieznanym kierunku. Felix Agreste był zupełnie inny od kogokolwiek kogo wcześniej znała. Wywyższał się ponad innych a z jego ust nie schodził kpiący uśmieszek. Bridgette jednak uważała, że w każdym znajduje sie ta dobra strona i bardzo chciała ja zobaczyć u przystojnego Felixa.
To wydarzyło się prawie dwa miesiące temu i od tego czasu, Bridgette ani przez moment nie przestała szukać pretekstów, by się do niego zbliżyć bądź porozmawiać. Była totalnie zauroczona tym chłopakiem, do którego wzdychała podobnie jak ona połowa szkoły. Emma nie wiedziała czy ją podziwia, czy uważa za psychopatkę skoro dziewczyna nie przejmowała się odrzuceniem, i ekscytowała za każdym razem gdy Felix na nią spojrzał, nawet jeżeli jego mina wcale nie świadczyła o niczym dobrym. Gdy Bridgette wreszcie dotarła do szkoły zajęła swoje miejsce, które ku jej radości znajdowało się tuż za plecami blondyna. W ten sposób mogła bezustannie się w niego wgapiać. Emma przewróciła tylko oczami nie próbując nawet tego komentować. Felix był po prostu jej małą obsesją.
Felix Agreste był synem Gabriela Agreste i jego żony Amelie de Vanily. Małżeństwo jego rodziców absolutnie nie należało do udanych, przez co jego życie nie było ani trochę normalne. Ojciec i Matka prawie wcale ze sobą nie rozmawiali chyba, że było to niezbędne, a i wtedy nie mogli wysilić się na bardziej przyjazny ton w stosunku do siebie. Blondyn czasem zastanawiał się jakim cudem doszło do tego, że tych dwoje postanowił stanąć razem przed ołtarzem. Przez ciągłe kłótnie rodziców, bardzo często był pozostawiany samemu sobie i odnosił niemiłe wrażenie, że jest traktowany jakby był ich życiowym błędem, podobnie zresztą jak sam ślub. Z początku bardzo cierpiał z tego powodu jednak później, po prostu zamknął się w sobie wyzbywając się okazywania jakichkolwiek uczuć, a ból zasłonił grubą warstwą dumy. Jak co dzień od dwóch miesięcy wysiadł z czarnej limuzyny, i krzywiąc się niemiłosiernie spojrzał na budynek szkoły. Wcale nie cieszył się ze swojej obecności w tym miejscu. Dotąd uczył się w domu, jednak wysłanie go do publicznej szkoły było pomysłem jego matki która uznała, że powinien poznać nowych ludzi by nie stać się takim zrzędliwym gburem jak jego ojciec. Agreste nie był zachwycony tym pomysłem, a po rezydencji jak echo niosły się codzienne kłótnie Gabriela i Amelie. Felix wreszcie nie wytrzymał i przyjął propozycje matki, żeby wreszcie odpuściła. I tak oto szedł korytarzem tego pełnego pospólstwa budynku zmierzając do klasy. Wszedł z godnością do środka i przejechał palcem po ławce oraz siedzeniu, sprawdzając czy wszystko jest wystarczająco czyste. Nie mógł przecież ubrudzić swojego drogiego ubrania. Uznając, że jest w porządku usiadł w ławce obok tego kretyna Nino, który codziennie uprzykrzał mu życie. Za plecami usłyszał ciche westchnienie i zazgrzytał zębami ze złości. Ta wariatka znowu musiała się na niego gapić. Zaczynał mieć już tego serdecznie dosyć. Jej, szkoły, rodziców.. Wszystkiego. Dobrze, że chociaż miał kogoś, kogo widok rekompensował mu całe jego nieudane życie. Biedronka. Felix pamiętał ich pierwsze spotkanie tak jakby to było wczoraj.
Felix zajrzał do pudełka które znalazł na swoim stoliku i zerknął do środka. Zobaczył srebrny skromny sygnet, który w niczym nie przypominałby czegoś co mógłby nosić. Jednak czuł jakieś dziwne przyciąganie do tego przedmiotu, i wyciągnął po niego dłoń żeby założyć na swój palec wskazujący. W normalnych okolicznościach ozdoba pewnie już dawno wylądowałby w koszu razem z pudelkiem. Gdy tylko przedmiot znalazł się na właściwym miejscu, przed jego oczami pojawił się mały Czarny kotek. Felixa zamurowało i po raz pierwszy w życiu nie wiedział co powiedzieć.
- Co się tak gapisz? Kwami nie widziałeś? - Odezwało się stworzonko spoglądając na niego zielonymi oczami.
- Kwa... Kwa... Co? - Spytał zdumiony.
- Kwa kwa co ty kaczka jesteś? Kwami mówię - odarł kotek dumnie unosząc głowę. Felix pomyślał, że stworzonko ma niezły charakterek i może faktycznie uda im się dogadać.
- Jestem Felix Agreste - przedstawił się wypinając pierś do przodu.
- Plagg. Kwami Czarnego Kota - odparło stworzonko - zostałeś wybrany na superbohatera Paryża, żeby walczyć z Władcą Ciem - powiedział - Skoro tu jestem to znaczy, że nastąpił atak.
- Atak? Jaki atak!? - Zawołał Felix i rzucił się do pilota by załączyć telewizję. Na wszystkich kanałach jednocześnie nadawano wiadomości na żywo, z ataku na Paryż podejrzanego kamiennego osobnika.
- No i proszę. Miałem rację - powiedział zdawkowo Plagg - musisz powiedzieć "Plagg! Wysuwaj Pazury" a wtedy się przemienisz.
Felix natychmiast wypowiedział formułkę, a pierścień zaczął wciągać małego kotka. Ostatnim co Felix usłyszał był jego przestraszony krzyk.
- Czekaj! Nie powiedziałem ci wszystkiego!....
Już po chwili Felix podszedł po lustra by się zobaczyć. Czarny strój choć miękki był tak obcisły, że wżynał się tu i ówdzie w jego delikatną skórę. Gdy zobaczył w lustrze swoje odbicie musiał przyznać, że nigdy by się nie poznał. Jego dotąd misternie ułożone, trochę przydługie włosy trwały w totalnym nieładzie lecąc mu prosto do oczu. Usłyszał bardzo dobrze jakiś szmer i zastrzygł uszami. Zaraz... On ma Kocie uszy! Chwycił w dłonie dwa dziwne obiekty, badając ich szpiczasty kształt. Próbował je zdjąć i syknął z bólu gdy mocno za nie pociągnął. No pięknie, pomyślał, a gdy się odwrócił kątem oka zobaczył jak coś za nim majta. Zerknął za siebie i zobaczył Czarny pasek imitujący ogon, który jakimś cudem ruszał się według jego woli. Jeszcze raz spojrzał w lustro. Może i nie prezentował się godnie jak Felix Agreste ale musiał przyznać, że w czerni było mu do twarzy. Uśmiechnął się kpiąco i wyskoczył przez okno na dach. Był już wieczór a na niebie pojawiły się gwiazdy, kiedy ją zobaczył. Przeskoczyła z jednego dachu na drugi na tle jasnego księżyca w pełni. Zaraz za nią ciągnęły się dwie czerwone szarfy, którymi przewiązane były jej kucyki sięgające za łopatki. Czerwony kostium w duże Czarne grochy opinał jej ciało uwydatniając kobiecą sylwetkę. Jej twarz podobnie jak jego zasłaniała maska na oczach. Zrobiła fikołka w powietrzu i zniknęła za budynkiem nawet go nie zauważając. Na jej widok aż zaparło mu dech w piersiach i poczuł jak w jego wnętrzu budzi się uczucie, którego nigdy wcześniej nie czuł. Zdecydowanie musiał bliżej poznać tą dziewczynę, pomyślał i ruszył jej śladem. Nieznajoma kimkolwiek była, dopadła pierwsza do kamiennego stwora i zaczęła go atakować ze zwinnością godną ninja. Szkoda tylko, że to nie zrobiło na potworze żadnego wrażenia. Dziewczyna odskoczyła do tyłu i wyrzuciła w powietrze swoje Yo-yo krzycząc:
- Szczęśliwy traf!
Gdy w jej ręce wylądował lateksowy strój przypominający ten, który nosiła na sobie, rozejrzała się dookoła i kiedy go zauważyła stojącego na dachu, krzyknęła:
- Potrzebuję twojej pomocy!
Felix gdy to usłyszał wyprostował się czując rosnącą dumę. Wypiął pierś do przodu jak prawdziwy bohater, i zeskoczył na ziemię tuż obok niej. Zacisnął dłonie w pięści i już miał zamiar skoczyć ku potworowi, kiedy dziewczyna chwyciła go za jego ogon powstrzymując przed atakiem.
- Nie tak szybko kiciusiu - powiedziała - musisz pozwolić mu się złapać - dodała. Feliks spojrzał na nią zaskoczony. Myślał, że będzie tutaj odgrywał rolę bohatera a nie przynęty. Już otwierał usta by zaprotestować, kiedy dziewczyna spojrzała na niego z pod na wpół zamkniętych powiek. Felix sam nie wiedział dlaczego postanowił posłuchać dziewczyny. Wzruszył teatralnie ramionami i skoczył odpychając się od swojego Kija. Potwór zamachnął się i pochwycił go swoją pięścią, zaciskając mocno w okół jego ciała. Dziewczyna uczyniła to samo trzymając w dłoni swój kostium. Potwór pochwycił ją drugą wolną ręką, wypuszczając z dłoni pogniecioną czarną kartkę. Wtedy nieznajoma pociągnęła za sznurek i kostium zaczął się automatycznie pompować jak ponton, rozwierając przy okazji zaciśniętą pięść potrwa. Dziewczyna zeskoczyła na ziemię i czym prędzej nadepnęła na kartkę papieru, z której wyfrunął mały fioletowy motylek. Pochwyciła go swoim yo-yo i wypowiadając jakieś słowa, po chwili wypuściła tym razem już białego motylka na wolność. Tymczasem kamienny potwór rozpadł się w pył, ukazując naprzeciwko nich klęczącego chłopaka, który niczego nie pamiętał.
- Dziękuję za pomoc... - zawahała się na moment dziewczyna.
- Czarny Kot. Nazywam się Czarny Kot - przedstawił się Feliks.
- Biedronka - odparła wyciągając w jego kierunku rękę. Jednak nim on zdarzył się opamiętać. jej kolczyki donośnie zapiszczały.
- Muszę lecieć. Nie możemy poznać swoich tożsamości, ale to już pewnie wiesz - powiedziała.
- Wiem? - Uśmiechnął się do niej głupio - TAK! Oczywiście, że wiem - dodał pośpiesznie wyrwany z dziwnego otępienia, które go ogarnęło. Dziewczyna nie musiała przecież znać prawdy. Biedronka cofnęła się do tyłu i zarzuciła swoje Yo Yo na pobliski dach.
- Do zobaczenia! - Zawołała i już jej nie było.
Tamtego dnia dostał niezła burę od Plagga za swoją niecierpliwość, którą stworzonko przypłaciło własnym wycieńczeniem. Felix zaś był kompletnie zafascynowany Biedronką, z którą chciał nawiązać bliższe relacje. Była pierwszą dziewczyną która nie oszalała na jego punkcie zaraz po tym jak go zobaczyła. Oczywiście nie przypominał siebie gdy był Kotem, ale mimo wszystko to było przyjemne doświadczenie. Poza tym była odważną i silną dziewczyną, która w żadnym razie nie przypominała tych szkolnych panienek, których największym problemem był złamany paznokieć. Nie udało mu się jednak z nią wtedy dłużej porozmawiać. W zamian za to, miał dyszącą mu na plecy zarumienioną córkę miejscowego kucharzyny. Skrzywił się na samą myśl o tym, nie mogąc doczekać się końca zajęć. Gdy wreszcie rozbrzmiał ostatni dzwonek, z dystynkcją godną kogoś na jego poziomie, wstał powoli z ławki przepuszczając rozemocjonowany motłoch przodem.
- Masz rację Felixie. Takim jak my nie przystoi zachowywać się jak pospólstwo - powiedziała Chloe dumnie odrzucając włosy na plecy. Felix posłał jej krzywy uśmiech i ruszył do drzwi. On i ta Blondyna bardzo się od siebie różnili. Chloe była złośliwa i okrutna a on wycofany i pogardzający wszystkim i wszystkimi. Jedno jednak ich łączyło. Posiadali ten sam status społeczny. Dziewczyna nawet nie pytając go o zdanie wsunęła rękę pod jego ramię, i z dumnie uniesioną głową szła szkolnym korytarzem. Przy frontowym wyjściu na Felixa czekał już jego ochroniarz. Chloe zerknęła na niego z ukosa po czym zwróciła się do Felixa z szerokim uśmiechem.
- A może spotkalibyśmy się dziś wieczorem u mnie? Będzie super - zaproponowała.
- Nie sadzę - odparł sucho Agreste chwytając dwoma palcami mankiet jej drogiego sweterka, i wyjął jej dłoń spod swojego ramienia - Ale zawsze jutro możesz mi opowiedzieć jak było - dodał na odchodnym i pomachał jej dłonią na pożegnanie. Chloe stała oniemiała u szczytu schodów, spoglądając za odjeżdżającym samochodem. Po chwili przycisnęła rozanielona dłonie do piersi mówiąc
- Jaki on jest boski.
Intrygował ją swoją pogardą dla świata.
- Muszę go mieć - powiedziała zaciskając z determinacją dłonie w pięści - Sabrina! SABRINA! - Wrzasnęła - Gdzie ona jest kiedy jej potrzebuję.
I oto wpadł pierwszy rozdział drugiej książki. Ktoś ma jakieś pomysły co tu się właściwie dzieje? 😆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top