6
Bridgette rozłożyła się na leżaku na swoim balkonie i przykryła grubym miękkim kocem. Zamknęła oczy i nasłuchiwała dźwięków, jakie wydawała z siebie noc. Słyszała koncert koników polnych dobiegający z pobliskiego parku i rechot żab. Gdzieś w oddali swoją obecność zakomunikowała sowa głośnym pohukiwaniem. Delikatny wiatr potrząsał gałęziami, których liście zaczęły przyjemnie szeleścić. Bridgette kochała to robić. Wsłuchiwanie się w dźwięki otaczającego ją świata sprawiały, że czuła większą więź z naturą i jednocześnie uspokajała się po ciężkim i pełnym wrażeń dniu, jak ten dzisiejszy. Tikki umościła się wygodnie w zagięciu kocyka i zaczęła chrupać swoje ciastko z kawałkami czekolady.
- O czym myślisz Brid? - spytała widząc przyjaciółkę wpatrzoną w rozgwieżdżone niebo. Bridgette głośno westchnęła, jakby nosiła na plecach ogromny ciężar. W ciągu jednego dnia zdołała dwa razy doznać palącego uczucia, że zapomniała o czymś bardzo istotnym, a potem tańczyła z Felixem, który wyglądał tego dnia tak niesamowicie, że miała okropną ochotę dotknąć jego twarzy i opuszkami palców przejechać po linii jego żuchwy, a potem niżej ku odsłoniętemu dołeczkowi gdzie zaczynały się obojczyki, by później delikatnie pocałować go w tym miejscu. Odpłynęła tak daleko, że nawet nie słyszała wołającej ją od dłuższej już chwili Tikkii. Spojrzała na nią zamglonym wzrokiem, który nabrał ostrości gdy dostrzegła jej wykrzywioną ze złości minę. Zaśmiała się nerwowo przeczesując dłonią włosy z tyłu głowy. Nic nie mogła poradzić na to, jak Felix działał na jej wybujałą wyobraźnię. w dodatku to, że był prawie uprzejmy napawało ją niemałym optymizmem. Po tym wieczorze miała zdecydowanie mętlik zarówno w sercu jak i w głowie.
- Przepraszam Tikki, zamyśliłam się - powiedziała z delikatnym rumieńcem na policzkach.
- Zauważyłam - odparło z przekąsem czerwone Kwami - Znowu myślisz o Felixie? - Zapytała nie kryjąc niezadowolenia.
- Tak - przyznała ciężko błękitnooka - dzisiaj zachowywał się inaczej niż zwykle. Był tak jakby bardziej ludzki - dodała z iskierkami czułości w oczach - Po prostu to było coś zupełnie nowego i może jednak uda mi się do niego dotrzeć - zastanawiała się na głos podczas gdy Kwami Biedronki milczało.
- Boże Tikki! ja z nim TAŃCZYŁAM! - Wykrzyknęła nagle, jakby dopiero teraz w pełni to do niej dotarło. Usiadła na leżaku obejmując się dłońmi, a jej rozmarzony wzrok uciekł ku niebu.
- Och i trzymał moją dłoń - przypomniała sobie spoglądając na nią z miłością jakby należała do Felixa a nie do niej po czym przytuliła ją do policzka. Tikki widząc to boleśnie uderzyła się dłonią w czoło. Przez tyle tysięcy lat poznała setki Biedronek, ale takiej jak Bridgette jeszcze nie było. Czarnowłosa z powrotem opadła na leżak, który donośnie zaskrzypiał pod jej ciężarem. Czuła nadal na sobie dotyk Felixa, jakim obdarzył ją tego wieczoru. Rękę obejmującą ją w pasie i dłoń która trzymała jej dłoń... Choć spodziewała się, że jego dotyk będzie zimny, z zaskoczeniem poczuła, że dłonie którymi ją dotknął były równie ciepłe, jak te należące do Chata. Podczas tańca w zasadzie nie wymienili między sobą ani jednego zdania, jednak Bridgette ani trochę to nie przeszkadzało. W zupełności wystarczał jej fakt samej obecności Felixa i to, że był tak blisko jak jeszcze nigdy wcześniej. Nadal kurczowo trzymała się nadziei, że jednak nie wszystko jest stracone i jeszcze uda się jej pokazać mu, jak piękny jest ten prosty świat który go otacza. Tikki spoglądała na to wszystko z politowaniem. Nie przepadała za Felixem z oczywistych względów i wręcz dziwiła się, że jak na kogoś kto często się wściekał, w zasadzie nigdy nie padł ofiarą Akumy. To było bardzo ciekawe i dające do myślenia spostrzeżenie, którym już kiedyś podzieliła się z przyjaciółką. Ona jednak zbyła je śmiechem uważając, że to niemożliwe. Jak się później okazało miała zupełna rację, gdy Tikki poznała tożsamość Czarnego Kota. O tak. To było jak miód na jej serce. Nie dlatego, że Felix faktycznie ma jakieś lepsze wnętrze, choć to i tak była kwestia sporna, tylko dlatego, że wreszcie Plagg dostał się pod skrzydła kogoś, kto z natury był nieczułym zadufanym w sobie ignorantem. Na jej ustach mimowolnie pojawił się złośliwy uśmiech, gdy wyobraziła sobie jakie ciężkie życie z kimś takim, musi w tej chwili mieć Plagg. Zdecydowanie mu się należało.
Plagg z czepkiem kąpielowym na głowie, siedział oparty o brzeg malutkiej wanny, zrobionej z metalowej podłużnej osłonki na doniczkę. Obok wanny stało obrócone do góry dnem wiaderko, stanowiące stolik na którym leżały kawałeczki Camemberta. Plagg skąpany w obłokach pary, uniósł pokrytą pianą łapę i sięgną po ser, który wrzucił do otwartego na oścież pyszczka. Ponownie oparł się o brzeg wanienki i położył na oczach po plasterku ogórka w kształcie gwiazdek, które stanowiły dekoracje dzisiejszej kolacji. Felix wyszedł z łazienki ubrany w piżamę i na widok przyjaciela przewrócił oczami. Czasami odnosił wrażenie, że Plagg ma się lepiej niż on sam.
- Plagg, czy ty aby nie przesadzasz? - Spytał stając nad nim z założonymi rękami. Kwami uniosło plasterek ogórka, by spojrzeć na niego jednym okiem.
- Dbam o siebie i ty też powinieneś. Patrz i ucz się od najlepszych - powiedział z dumą i ponownie położył ogórek na powiekę. Felix westchnął z rezygnacją, nie mając już nawet siły by jakkolwiek zareagować na jego przytyk. Jeśli ktoś tu o siebie dbał, to zdecydowanie był to właśnie Felix. Zresztą jako model i twarz firmy ojca nie miał innego wyboru.
- Tylko nie zapomnij po sobie posprzątać Panie NAJLEPSZY - prychnął kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Jego Kwami było za bardzo rozpieszczone jak na jego gust. Prychnął po raz kolejny kręcąc z niezadowoleniem głową i poszedł się położyć. Miał dość wrażeń jak na jeden dzień. Konfrontacja z ojcem tak jak przewidział nie należała do przyjemnych, jednak przez wzgląd na obecność Adriena, przynajmniej nie dostał szlabanu jak się tego spodziewał. Leżał wpatrzony w sufit słuchając jęków Plagga z wanny, które miały być prawdopodobnie śpiewaniem i usiłował zasnąć. Sen jednak długo nie nadchodził męcząc go niechcianymi obrazami czarnowłosej dziewczyny o błękitnych oczach. Gdyby to była jeszcze Biedronka, to przynajmniej uśmiechałby się teraz do swoich wspomnień, ale nie. To musiała być irytująca Bridgette która w zasadzie tego wieczoru aż tak irytująca nie była. Na pewno wreszcie zrozumiała gdzie jej miejsce, pomyślał i tak powinno już zostać. Ona gdzieś tam daleko nie wiadomo gdzie, a on tu, w swoich czterech ścianach które w zasadzie mogłyby być dla niego więzieniem. Z tymi myślami wreszcie udało mu się zasnąć. W poniedziałek podczas przerwy usiadł w cieniu drzewa, delektując się literaturą piękną. W życiu przed nikim nie przyznałby się, że lubił czytać książki z wątkami miłosnymi, dlatego zwykle robił to w samotności. Z tego względu podskoczył jak oparzony gdy tuż zza drzewa wyłoniła się jakaś osoba z głośnym okrzykiem na ustach:
- Cześć Felix!
Z hukiem zatrzasnął książkę obracając ją tylną okładką do góry, by nikt nie mógł przeczytać tytułu. Podniósł głowę i z niezadowoleniem zobaczył, że spogląda w uśmiechniętą twarz Bridgette, która pochylała się nad nim jakby miała zamiar dojrzeć co właśnie czytał. Mięsień na jego twarzy zadrgał z irytacji. Zebrał swoje rzeczy i po prostu sobie poszedł, jednak jak mógłby się spodziewać dziewczyna ruszyła za nim.
- Co czytasz ciekawego? - zagadnęła wskazując palcem na trzymaną przez niego książkę. Felix przystanął i obdarzył ją tak chłodnym spojrzeniem, że aż się zatrzymała.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele. To co wydarzyło się w klubie nie zmieniło absolutnie niczego - powiedział sucho i odszedł nie odwracając się nawet za siebie. Nie wiedział, czy płakała i prawda była taka, że nawet go to nie obchodziło. Właśnie tak miało być, tak było właściwie. Nie chciał czuć czegoś czego jego zdaniem nie powinien. Nie uszedł zbyt daleko, kiedy dopadła do niego Chloe a tuż za nią dreptała Sabrina z notatnikiem i długopisem w rękach.
- Jaki garnitur ubierasz na bal? - zapytała Blondynka - Czarny? Granatowy?
-Nie wiem - burknął Felix niezadowolony, że ktoś go zatrzymuje.
- W sumie to nie ważne, dopasujemy krawat - rzuciła Chloe machając lekceważąco dłonią i odeszła. Felix pokręcił tylko głowa nad głupotą dziewczyny i poszedł poszukać innego, zacisznego miejsca w którym nikt nie będzie mu już przeszkadzał.
Bridgette zacisnęła dłonie w pięści patrząc za odchodzącym Felixem.
- Co za dupek - powiedziała czując złość. Wydawało jej się, że przesunęła się w swych staraniach odrobinę do przodu a tym czasem nie dość, że tak nie było, to jeszcze odniosła wrażenie, że zrobiła dodatkowy krok w tył. Była po prostu wściekła. Nagle rozległo się donośne bicie dzwonu, który od jakiegoś czasu był sygnałem dającym znać o kolejnym ataku akumy. Bridgette wbiegła w najbliższe krzaki, które były w stanie ją zasłonić przed niechcianymi spojrzeniami przechodniów i przemieniła się w Biedronkę. Dopadła do super złoczyńcy jako pierwsza i mogła wyładować na nim swoją złość. Dzięki pomocy Mistrza wytrenowała swój własny i niepowtarzalny styl walki, z którego była wręcz dumna. Zaatakowała mężczyznę w zielonym kapturze który mianował się Robin Hood'em i strzelał z łuku strzałami które miały zdolność samo namierzania, ale na szczęście ograniczony zasięg. Gdy po raz kolejny uciekała przed jedną ze strzał, zaczęła w duchu żałować, że jednak nie zaczekała na Czarnego Kota. Tuż za jej plecami znikąd pojawił się kij Kota który odparł atak. Zeskoczył zwinnie tuż obok niej i spytał niewinnie:
- Może pomóc?
Biedronka wydała z siebie nieartykułowany pomruk wściekłości.
- Gdzie się podziewałeś tyle czasu? - wypaliła.
- Stroiłem się dla ciebie - odparł lekko na co przewróciła oczami. Nie miała nawet siły mu odpowiadać. Użyła szczęśliwego Trafu który podarował jej jarmarcznego gniotka z bujną czupryną z kolorowej włóczki. Rozejrzała się uważnie dookoła i już wiedziała co powinni zrobić. Wzięła spory zamach i rzuciła prosto w pseudo Robin Hooda, który z cwanym uśmiechem przebił gniotka swoją strzałą. Z wnętrza rozerwanego balonu wystrzelił kłąb mąki, który niesiony wiatrem wręcz rzucił się na jego twarz, wdzierając się do oczu i płuc. Zawołała na Czarnego Kota, który z gracją skoczył ku złoczyńcy i wyrwał mu łuk z dłoni, po czym złamał go z głośnym trzaskiem na swoim kolanie. Biedronka pochwyciła akumę by chwilę późnej odetchnąć z ulgą, gdy wreszcie wszystko zaczęło wracać do normy. Jednak po chwili z głośników w całym mieście rozległ się głos Władcy Ciem. Jego barwa była tak mroczna, że czuła jak po jej plecach przebiegły ciarki kiedy zaczął do nich mówić.
- Cieszcie się zwycięstwem puki możecie, bo już wkrótce nadejdzie Wielki Finał - powiedział Władca Ciem i zamilkł. Biedronka i Czarny Kot spojrzeli po sobie z niepokojem wypisanym na twarzy. Cokolwiek ich przeciwnik miał na myśli, nie była pewna czy w tej chwili są gotowi na ten cały Finał. Wskoczyli na jeden z pobliskich dachów. Pozostało im nie wiele czasu na rozmowy, dlatego szybko musieli coś postanowić.
- Musimy się przygotować, zacząć ćwiczyć, porozmawiać z Mistrzem - zaczęła nerwowo wymieniać. Czarny Kot podszedł do niej i chwycił ją za przedramiona.
- Wiem, że się martwisz ale na razie nie powinniśmy panikować - powiedział.
- To co mam robić!? - wykrzyknęła czując rosnące napięcie.
- Na początek porozmawiamy z Mistrzem, a do tego czasu po prostu będziemy żyć normalnie - odparł rzeczowo. Wiedziała, że ma racje jednak jej umysł już działał na najwyższych obrotach i nie zanosiło się na to, by miał zamiar się uspokoić. Wysunęła się z jego uścisku obejmując się ramionami. Na jej twarzy odmalowało się przygnębienie. Czarny Kot podrapał się w zakłopotaniu za uchem jakby zastanawiał się nad czymś, po czym podszedł do odwróconej do niego plecami Biedronki.
- Biedronko... - zaczął niepewnie a kiedy nie zareagowała kontynuował - może za nim nastąpi ten Wielki Finał... dałabyś się zaprosić na randkę... - Gdy tylko zobaczył jak odwróciła się gwałtownie w jego stronę, a jej oczy sypały gniewnymi iskrami zaczął żałować, że w ogóle się odezwał.
- Czyś ty do reszty zwariował?? Mamy teraz ważniejsze problemy na głowie! - Zaatakowała go - Poza tym już ci mówiłam Czarny Kocie. Nie, nie i jeszcze raz NIE! Nigdy nie zmienię zdania rozumiesz! NIE KOCHAM CIĘ! - wykrzyczała mu prosto w twarz, wyładowując na nim całą swoją złość i frustracje. Głównie oberwało mu się niesłusznie przez to, jak Felix potraktował ją nie dalej jak godzinę temu. Ochłonęła kiedy zobaczyła jego zbolałą minę i wtedy dotarło do niej co zrobiła. Nie miała zamiaru aż tak bardzo go zranić. W tej chwili po prostu stres i zdenerwowanie wzięły górę i powiedziała coś, czego teraz żałowała. Owszem, powiedziała mu prawdę, jednak nigdy nie chciała mu tego powiedzieć w ten sposób.
- Po prostu cię nie kocham, wybacz mi - powiedziała już ciszej.
- Jasne, rozumiem - rzucił tylko, a jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia, który już kiedyś u kogoś widziała. Wyminął ją nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem i stanął plecami do niej na drugim końcu dachu. Ona nawet się nie poruszyła, gdy owionął ją zapach jego perfum które w zasadzie bardzo lubiła.
- Zobaczymy się jutro wieczorem u Mistrza - powiedział. Zerknął na nią kontem oka lekko obracając do tyłu głowę, podobnie zresztą jak ona sama. Błękitne oczy spotkały się ze szmaragdowym spojrzeniem, a wtedy jednocześnie odwrócili wzrok i w milczeniu każdy poszedł w swoją stronę.
- No to się porobiło - mruknęła Bunnix spoglądając z niepokojem w elipsę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top