12
Bridgette nie mogła się powstrzymać i pod postacią Biedronki, po raz kolejny usiadła na drzewie z którego miała dobry widok na pokój Felixa. Sama nie wiedziała dlaczego znowu tu jest. Czy dlatego, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku, czy też z powodu nie dających jej spokoju myśli. Spoglądała na niego uważnie, jakby próbowała znaleźć cokolwiek co naprowadziłoby ją na ślad, że jest Czarnym Kotem. wiedziała, że nie powinna tego robić tym bardziej, że sama nie była gotowa na to by, wyznać mu swoją tożsamość. Gdyby okazało się, że to Felix, nie była pewna czy kiedykolwiek będzie w stanie wyznać mu prawdę. Swoją drogą była tu już tyle razy i nigdy nie widziała jego Kwami, a przecież gdyby je miał musiałaby prędzej czy później go zobaczyć. Sama nie wiedziała co myśleć ani co robić. Siedziała na grubym konarze drzewa w milczeniu obserwując Blondyna. Jego zachowanie nie odbiegało od znanej jej normy, może po za jednym szczegółem. Z jego twarzy nie schodził pogodny uśmiech co sprawiło, że Biedronce zrobiło się cieplej na sercu. Jej obserwacje przerwał kolejny atak akumy i choć to sprawiło, że nadążyła się okazja by mogła przekonać się na własne oczy, czy jej przypuszczenia były prawdziwe, natychmiast mocno zamknęła powieki odwracając się od rezydencji. Nie była jeszcze gotowa na poznanie prawdy. Domysły, domysłami ale jednak mimo wszystko, wolała chyba przekonać się o tym w zupełnie inny sposób. Przygryzła wargę prawie do krwi walcząc ze samą sobą, nim wreszcie przy pomocy yo-yo skoczyła na najbliższy dach oddalając się od rezydencji Agreste. Rozejrzała się dookoła próbując zlokalizować złoczyńcę i wtedy, zobaczyła po raz nie wiadomo już który Bobo Giganta przemierzającego ulice Paryża, który krzyczał "Baja! Baja! ". Biedronka uśmiechnęła się do siebie na ten widok. Nie powinno być z nim większych problemów. Zastanawiała się tylko, kiedy wreszcie Władca Ciem odpuści sobie dręczenie małego Augusta.
- Znowu mały wielki Bobo? - Usłyszał tuż obok siebie pytanie jakie zadał Czarny Kot - Co tym razem?
- Baja! - Krzyknął jak na zawołanie Bobo Gigant.
- Z tym nie powinno być problemu. Mam wrodzony talent do opowiadania bajek - powiedział napinając dumnie pierś.
- Nie wiem czy jest się czym chwalić Kocie - parsknęła, na co zachichotał zażenowany trąc dłonią swój kark. Przyglądała się temu uważnie mrużąc oczy, aż sam to zauważył.
- Co jest? Mam coś na nosie czy jak? - Zapytał zdezorientowany.
- Nie, tylko mi się wydawało - odparła przyłapana na gorącym uczynku i szybko się wyprostowała - No to ruszamy. Ty opowiadasz bajki a ja pozbywam się bransoletki z akumą - powiedziała i nie czekając na niego, ruszyła w kierunku górującego nad miastem Augusta. Nawet teraz będąc na akcji, nie mogła się powstrzymać od prób wyłapania jak najdrobniejszych szczegółów zachowania u Kota. Chat skutecznie odwrócił uwagę Augusta od Biedronki, która w tym czasie zajęła się resztą. Poszło na tyle płynnie, że żadne z nich nawet nie musiało użyć swojej mocy. Wspólnie odnieśli małego Augusta do zapłakanej mamy. Biedna kobieta już nie wiadomo który raz dziękował im za pomoc.
- Nie ma sprawy. Zawsze gdy zajdzie taka potrzeba przyjdziemy z pomocą - powiedział Kot z szerokim uśmiechem na ustach. Biedronka posłała jej również ciepły uśmiech i wraz z Chatem wskoczyli na dach budynku.
- Mogę wiedzieć co się dzieje? - Rzucił sucho Chat. Pomimo tego, że pomógł jej wtedy na wierzy, nic w ich stosunkach najwyraźniej nie uległo poprawie.
- A co ma się dziać? - Zapytała nie bardzo rozumiejąc, o co mu w tej chwili chodzi.
- Widzę, że przez cały czas ciągle mi się przyglądasz. Wiem, że coś jest nie tak, a ty znowu nic mi nie mówisz - powiedział a w jego oczach dostrzegła śladowe ilości bólu. Wiedziała jednak, że nie powinna mówić mu o swoich podejrzeniach. Kot widząc, że nie doczeka się od niej żadnego wyjaśnienia, zacisnął usta w cienką linie jednocześnie marszcząc brwi. Podszedł do Biedronki na tyle blisko, że ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Spojrzał na nią a jego wzrok mimowolnie zatrzymał się na kolczykach. W tej chwili była tak bardzo bezbronna i zupełnie nieświadoma tego, jakie myśli dręczyły go od kilku dni. Wystarczyło teraz, w tej właśnie chwili, sięgnąć po jej Miracullum, a potem połączyć je z jego własnym i wypowiedzieć życzenie. Wtedy wreszcie usunąłby całe to cierpienie, które towarzyszyło jego życiu odkąd pamiętał. Usunąłby ze swojego życia także ją. Dziewczynę do której myślał, że coś czuł a ona brutalnie go odtrąciła, pomyślał sięgając dłońmi ku jej twarzy. spoglądała na niego ufnie choć nadal uważał, że to zaufanie nie było na tyle mocne by wyjawić mu jej sekret. To będzie takie proste, takie łatwe, zyska tak wiele nic nie tracąc. Pomyślał, gdy jego palce od kolczyków dzieliły zaledwie marne milimetry. Nic nie, straci, ale czy na pewno? cofnął dłonie od jej uszu mocno zaciskając je w pięści, gdy jego umysł podsunął mu obraz Bridgette opowiadającej mu z lekkim uśmiechem o swoim życiu. Skrzywił się marszcząc czoło w grymasie by po chwili odetchnąć, opierając swoje rozluźnione już dłonie na ramionach Biedronki. Bridgette stała się obecnie jedyny jasnym punktem tego życia, jego życia. Punktem którego z jakichś powodów nie chciał stracić. Biedronka nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak niewiele brakowało. Musiał jak najszybciej stąd odejść.
- Cześć - mruknął i ruszył przed siebie. Tym czasem Biedronka nie świadoma katastrofy która mogła nastąpić, stała w miejscu śledząc go wzrokiem. Bolał ją fakt, że go rani pomimo tego, że wcale nie miała takiego zamiaru. Starała się pomóc Felixowi, nie widząc jak bardzo potrzebuje jej Chat. Skupiając się na jednym z nich, zaniedbywała drugiego. Jej podświadomość usilnie doszukiwała się między nimi podobieństw, bo gdyby okazało się że są jedną i tą samą osobą, sumienie dręczyłoby ją o połowę mniej niż teraz. Spoglądała za nim dopóki nie zniknął z jej pola widzenia, po czym udała się do domu.
- Uf... tak nie wiele brakowało - odetchnęła Bunnix ocierają pot z czoła. Zerknęła zaniepokojona na tą jedyną elipsę, by z ulgą stwierdzić, że nic się nie wydarzyło.
- Powinnaś przestać tyle myśleć - warknęła na Bridgette, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że dziewczyna jej nie usłyszy. Stała w wielkim białym pomieszczeniu uformowanym na kształt kopuły, przyglądając się jednej z wielu elips ukazujących linie czasowe. Wszystkie elipsy na kopule pokazywały różne sytuacje z życia jej przyjaciół, jakby ktoś załączył właśnie filmy z nimi w roli głównej. Wszystkie, poza jedną jedyną, na której czas jakby zamarł w miejscu. Było to jednak mylne wrażenie, bo Bunnix bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że choć niezauważalnie dla oka, scena na ekranie rozwija się dalej. Spojrzała na nią z niepokojem oglądając jak Bridgette po transformacji przy pomocy Miraculum Równowagi, trzyma kurczowo Felixa wypowiadającego swoje życzenie. Na ich twarzach mogła dostrzec tyle różnych emocji. Od determinacji po przez strach na nadziei kończąc. Jeśli Bridgette się nie pospieszy, świat z tej prawie że zatrzymanej elipsy, świat który znała i w którym się wychowała przestanie istnieć.
Felix rzucił się zmęczony na łóżko i zamknął oczy prawie natychmiast zasypiając. Plagg natomiast wyjął pokaźny kawałek Camemberta i usiadł przed telewizorem. Długo nie nacieszył się chwilą relaksu, umykając w ostatniej chwili do swojej szafki z serami. Cieszył się, że Kwami są w stanie wyczuwać obecność innych użytkowników Miraculi, bo inaczej już dawno zostaliby nakryci. Biedronka po raz kolejny pojawiła się na gałęzi przed ich pokojem. Na szczęście dla Plagga nie zabawiła tam zbyt długo i już po kilku minutach, ruszyła w dalszą drogę. Kwami ostrożnie wychynęło ze swojej kryjówki i z serem w łapkach usiadło na kanapie. Plagg doskonale wiedział o regularnych wizytach Biedronki, jednak nigdy ani słowem nie wspomniał o nich Felixowi. Czuł, że tak będzie lepiej dla nich wszystkich. Coś mu się kiedyś obiło o uszy, że przeznaczeniu nie wolno pomagać, bo samo znajdzie drogę. Nie mógł tylko sobie przypomnieć czyje to były słowa, ale na pewno to musiał być ktoś mądry. Felix wykończony spał jak kamień przez całą noc a jego sny nawiedzały błękitne oczy, jednak nie wiedział czy należały do Biedronki czy też do Bridgette. Gdy tylko wstał, głowę miał pełną niespokojnych myśli. Nie miał zbytnio apetytu i prawie nic nie zjadł na śniadanie, ku milczącej dezaprobacie matki. Jego mózg cały czas podsyłał mu obrazy z poprzedniego dnia, a serce zaczynało podejrzanie szybciej bić. W szkole zauważył, że Bridgette się nie pojawiła i nie wiedział czy bardziej się o nią martwił, czy też odczuł wielka ulgę z powodu jej nieobecności. Nie był pewny jak powinien się wobec niej teraz zachować. Nino któremu podobno Czarnowłosa się podobała usłyszał od Emmy, że jest przeziębiona i na wszelki wypadek została dziś w domu. Felix nie miał powodu by w to wątpić, bo biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo poprzedniego dnia przemokli, był szczęśliwy, że nic mu nie dolega. Cichy głos w jego głowie szeptał żeby poszedł odwiedzić ją po szkole, jednak postanowił go zignorować. Na długiej przerwie kiedy korytarze pustoszały od uczniów udających się na obiad do stołówki, Felix ukrył się w pustej bibliotece. Od niechcenia przeglądał książki na regale, choć tak naprawdę nadal zastanawiał się nad swoimi uczuciami, których nie potrafił rozszyfrować. Wiedział już, że na pewno ta dziewczyna znaczyła dla niego tyle, by z jej powodu nie próbowała wykradać kolczyków Biedronce. W dalszym ciągu jednak miewał wątpliwości czy to słuszna decyzja. Nawet nie usłyszał podejrzanego chichotu Plagga, który wyleciał z jego kieszeni uśmiechając się złowieszczo. Chłopak otworzył książkę na losowej stronie przebiegając wzrokiem tekst, jakby szukał czegoś co mogłoby go zainteresować. Plagg przeleciał po najwyższej półce regału, strącając po drodze wszystkie książki które znienacka zaatakowały Felixa. Spojrzał zdezorientowany na Kwami spod jednej z okładek, a Plagg trzymając się za brzuch zaśmiewał się do rozpuku. Blondyn spiorunował go wzrokiem i dumnie uniósł podbródek z oburzoną miną.
- Daj spokój! Rozchmurz się bo za dużo myślisz o tej dziewczynie - powiedział czarny kotek szturchając go w ramię. Felix spojrzał na niego już bez cieniu gniewu na twarzy, a w jego oczach czaiła się niepewność.
- Dożyłem dnia w którym Felix Agreste zainteresował się kimś innym niż Biedronką - zawołał Plagg.
- To wcale nie oznacza, że o niej zapomniałem - upomniał przyjaciela - Po prostu... sam już nie wiem... - westchnął a jego ramiona opadły, jakby ktoś położył na nich wielki ciężar. Plagg przyjrzał mu się uważnie czekając, aż chłopak powie coś jeszcze. Z doświadczenia wiedział, że nie wolno było na niego naciskać, bo mógłby się zirytować i nie powiedziałby już ani słowa. Tym czasem dobrze było wyrzucić z siebie od czasu do czasu dręczące myśli, by poczuć choć trochę ulgę.
- Plagg, czy ja mogę być naprawdę szczęśliwy? - zapytał niespodziewanie na co Plagga lekko zamurowało. Felix nigdy nie rozmawiał z nim na takie tematy, więc Kwami samo nie wiedziało co powinno odpowiedzieć. Co by powiedziała Tikki? Zastanowił się przez chwilę.
- Nie wiem młody - przyznał szczerze - to ty sam powinieneś sobie odpowiedzieć na to pytanie - rzekł wreszcie.
- Czuję, że coś we mnie pragnie szczęścia... Ale boję się, że jeżeli dopuszczę je do siebie to znowu spadnę w dół - powiedział Felix szczerze, a Plagg mógł dostrzec to w jego szmaragdowych oczach.
- Żyje już na tym świecie miliony lat a w zasadzie od początku jego stworzenia i widziałem bardzo wiele. Nigdy nie jest tak, że cały czas można być szczęśliwym i żyć jak pączek w maśle...
- Plagg! Ja mówię o poważnych rzeczach, a ty znowu o jedzeniu?? - Zarzucił mu Felix czując rosnącą irytacje. Czy jego Kwami mogło chociaż raz być poważne?
- Słuchaj dzieciaku co chce ci powiedzieć i nie przerywaj! - Warknął Plagg a jego oczy niepokojąco zamigotały zieloną energia - chodzi o to, że życie nigdy nie jest tylko szczęśliwe albo tylko okropne! Zawsze po radości następuje smutek i odwrotnie. Tylko od ciebie zależy jak sobie będziesz z tym radzić. Bridgette znalazła swój sposób. Szuka małych radości nawet w najbardziej mrocznych miejscach - powiedział Plagg z mocą a jego energia aż iskrzyła w powietrzu - po prostu pozwól sobie być od czasu do czasu szczęśliwym zamiast zamykać się na wszystkich w okół - dodał.
- Więc będę siedział i czekał aż to szczęście wreszcie przyjdzie!? Nie jestem wariatem - burknął Felix zakładając dłonie na piersi.
- Nikt nie każe ci tylko siedzieć na tyłku dzieciaku - warknęło Kwami Czarnego Kota - Poza tym to szczęście już do ciebie przyszło - powiedział urażony unosząc podbródek do góry.
- Bridgette... - Wyszeptał Felix z zaskoczeniem, na co Plagg rozdziawił buzię ze zdumienia. Raczej uważał sam siebie za to szczęście o którym mówił. W końcu podarował mu możliwości super bohatera a wydawało mu się, że Felix bardzo dobrze czuje się w tej roli i w brew pozorom jest szczęśliwy. Tym czasem blondyn w pierwszej chwili powiedział imię dziewczyny, za którą nie przepadał odkąd pierwszy raz się spotkali. Już prędzej spodziewałby się, że Agreste pomyśli o Biedronce. Zaraz czy to czasem nie oznacza...
- Ty się w niej zakochałeś! - Wypalił Plagg z niedowierzaniem odmalowanym na swoim kocim pyszczku. Felix wybuchnął głośnym śmiechem na całą bibliotekę.
- Hah dobry kawał Plagg - rzucił w jego kierunki.
- Ale ja nie żartuję - powiedziało poważnie stworzonko czym zwróciło na siebie uwagę Blondyna. Chłopak spojrzał na niego uważnie marszcząc brwi, aż pomiędzy nimi pojawiła się głęboka zmarszczka po czym warknął:
- Chyba coś Ci się pokręciło przecież ja jej nie znoszę!
- Masz syndrom zaprzeczenia Młody. To normalne u osób takich jak ty - odparło Kwami wzruszając ramionami. Felix zazgrzytał zębami i już miał coś odpowiedzieć, kiedy poczuł jak ktoś stuka go po ramieniu. Odwrócił się zaciskając pięści ze złości i napotkał karcący wzrok bibliotekarki.
- Zajęcia teatralne są o szesnastej. To bardziej odpowiedni moment do ćwiczenia brzuchomówstwa niż moja biblioteka. Tutaj nie pajacujemy Agreste - powiedziała sucho i ruszyła do swojego biurka na drugim końcu biblioteki.Felix czując ogarniającą złość wyszedł na korytarz głośno zgrzytając zębami i wpadł na Chloe.
- Och tutaj jesteś Feliś. Wszędzie cię szukałam. To jak ubieramy się na bal? - zapytała. Felix spojrzał na nią osłupiały.
- Jak to my? - zapytał sucho mierząc ją wzrokiem.
- Przecież to chyba oczywiste, że idziemy razem. Muszę wiedzieć co założysz żeby się dostosować - odparła pewnym siebie głosem, jakby nie brała pod uwagę, że mogłoby być inaczej. Felix cały aż gotował się w środku na samą myśl, że miałby pójść z nią gdziekolwiek, a co dopiero jako para na bal sponsorowany przez jego ojca.
- Nie ma żadnego MY Chloe - powiedział akcentując przedostatnie słowo
- Jak to nie ma? - spytała zaskoczona jakby myślała, że właśnie się przesłyszała.
- Nie ma, nie było i nigdy nie będzie MY! Niech wreszcie dotrze do twojej pustej blond główki, że nigdy nie będziesz nosić mojego nazwiska - warknął i odszedł nawet nie oglądając się za siebie. Odprowadzał go jęk zawodu i głośny szloch Chloe, jednak on wcale nie czuł się z tego powodu winny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top