List 1.
Tato,
nie proszę o dobra materialne. Nie chcę sławy, bogactw, uroku osobistego. Błagam cię o jedno. Zabierz mnie stąd jak najszybciej. Nie chcę się już męczyć. Widzę ludzi, ich rodziny, promienne uśmiechy egzystencji, które coś jednak znaczą. Mijają mnie młode matki z wózkami, babcie trzymające wnuczków za ręce. Nieubłaganie przypominają o tym, czego już nie mam. Rodziny.
Często słyszę od znajomych, że rany mimo wszystko się zabliźniają, że nawet po najdłuższym czasie krwawienie ustaje i zapominamy o bólu, złaknieni normalnego życia.
Prostota codzienności została mi nieodwracalnie odebrana. Nie potrafię po prostu zjeść śniadania, po prostu umyć zębów i po prostu zamówić taksówki. Każdy moment, który mi pozostał zapełniają wspomniania. Odór krwi, złote płomienie tańczące po moim ciele, ogólne poruszenie i panika.
Cameron trafnie ostatnio zauważył, że ja w gruncie rzeczy nie jestem samą skorupą, człowiekiem bez duszy, ale wyłączam się z normalnej, koleżeńskiej konwersacji w najbardziej niespodziewanym momencie, a w dodatku promieniuje od mnie taki smutek, że i on ma czasami przeze mnie ochotę rzucić się z klifu.
Mam nadzieję, że tego nie zrobi. Oprócz nadgorliwej Samanthy jest moim jedynym przyjacielem, a także jedną z niewielu osób, których nie brzydzi mój wygląd.
Chciałabym wrócić to tego, co było kiedyś i porzucić wszystkie blizny, którymi zostałam pokryta. Nie tylko te na sercu. Pozostają jeszcze na brzuchu, plecach, okalają prawą nogę jak sprytny wąż, kończą się za uchem, uprzednio pozostając na ramionach. O twarzy nie wspomnę.
Czasami mam wrażenie, że nadal pieką.
Łykam tabletki przeciwbólowe, ale te uczucie nie ustaje.
Na dzisiaj kończę.
Tato, mam nadzieje, że zobaczymy się niedługo.
Aiden
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top