#9# Chwila spokoju
#Gabrielle#
Po odświeżającym prysznicu i nieco spóźnionym obiedzie, razem z Tonym i Brucem zapakowaliśmy się do jednego z pojazdów zapełniających garaż Starka. Z piskiem opon ruszyliśmy w kierunku parku gdzie mieliśmy spotkać się z resztą drużyny.
- Jak nic po całej tej zabawie będę spać z ładny tydzień. - mruknęłam z lekkim uśmiechem wsadzając głowę pomiędzy dwa przednie fotele na których siedzieli panowie.
- Musimy odbudować wieżę. - stwierdził przekornie Tony na co spojrzałam na niego zabójczo.
- Ty się lepiej módl aby moja mama nie przetrzepała nam skóry jak się jej jutro pokażemy. - syknęłam rozeźlona na co siedzący na miejscu pasażera Bruce się roześmiał.
- Mam przez to rozumieć że zapraszasz mnie na śniadanie? - zapytał rozbawiony w ogóle nie przejmując się, czającą się w moich słowach groźbą.
- Oczywiście! A ty będziesz daniem głównym zaraz po mnie! - warknęłam zirytowana na co geniusz machnął tylko ręką.
- Nie będzie tak źle. - stwierdził posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie przez które zamilkłam zmartwiona.
- Obyś miał rację. - westchnęłam i zaśmiałam się rozbawiona widząc dziwne spojrzenie które mi posłał.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział nagle Bruce spoglądając na mnie i Tonyego z rozbawieniem w oczach.
- My tak zawsze. - usprawiedliwiłam się z niewinnym uśmiechem na co doktor się roześmiał. Pokręciłam głową uśmiechając się lekko i poczekałam jak Tony zaparkuje przy chodniku. W lepszym humorze wysiadłam z samochodu i razem z Tonym podeszłam bliżej miejsca odlotu Thora i jego brata. Z cichym westchnięciem oparłam głowę o ramię szatyna, obserwując jak doktor Selvig podaje Bannerowi tubę do której Hulk za pomocą norzyc włożył niebieską kostkę. Uzupełniona tuba została zamknięta a sam Selvig podał ją Thorowi z miną winowajcy. Uśmiechnęłam się szczerze widząc jak gromowładny ze zrozumieniem na twarzy wybacza doktorowi jego czyny i odbiera od niego Tesserakt. Rozejrzałam się dookoła i zaśmiałam się cicho widząc zadowolony uśmieszek Clinta skierowany do Lokiego który miał na sobie iście modny kaganiec i kajdanki. Przewróciłam oczami rozbawiona i zwróciłam swoją uwagę na Thora który przekręcił machinerię tuby aktywując tym samym kostkę. Po chwili on i jego brat pochłonięci w niebieskiej wiązce zniknęli a my powoli zaczęliśmy się zbierać w swoje strony. Pożegnawszy się z Clintem i Natashą wsiadłam na tylne siedzenia samochodu Starka opierając się o fotel kierowcy. Z uśmieszkiem zadowolenia przyglądałam się Tonyemu i Kapitanowi którzy podali sobie ręce a kiedy Ameryka spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem, żartobliwie mu zasalutowałam kiwając przy tym głową na pożegnanie. Każde z nas posłało sobie ostatnie spojrzenia i w rytmie silników, ruszyło z piskiem opon. Westchnęłam cicho i oparłam się wygodnie o siedzisko pozwalając aby wiatr rozwiewał moje rozpuszczone włosy.
- Pep jest już w wieży. - powiadomił nagle Tony na co uśmiechnęłam się przebiegle.
- Szykujesz się na opierdziel? - zapytałam rozbawiona na co szatyn prychnął pod nosem.
- Bardziej na planowanie remontu. - warknął zadowolony z siebie na co tym razem ja prychnęłam niezadowolona.
- To ty sobie będziesz planował z Pepper, a ja oprowadzę Brucea po pozostałościach z wieży i zrobię kolację. - powiadomiłam uśmiechając się słodko a geniusz westchnął pod nosem.
- Jak wolisz. - zawołał pokonany i zaparkował na podjeździe.
- W takim razie zapraszam za mną Bruce. - zachichotałam i razem z doktorem weszłam w głąb wieży. Chodziłam z Bannerem po każdym nieuszkodzonym piętrze pokazując mu co i jak. Trajkotałam jak najęta opisując każde pomieszczenie by w końcu zatrzymać się w salonie połączonym z jadalnią i kuchnią.
- Ja będę teraz łazić po tym piętrze aby nam coś ugotować. Jakbyś czegoś potrzebował to zawołaj Jarvisa. - powiedziałam kończąc tym samym oprowadzanie.
- Dzięki. Mam nadzieję że się nie zgubię. - powiedział posyłając mi lekki uśmiech.
- Uwierz że ja przez pierwsze parę miesięcy również się tu gubiłam i Jarvis musiał wyznaczać mi trasę. Tony miał z tego niezły ubaw ale odpłaciłam mu się przesoloną zupą. - opowiedziałam uśmiechając się wesoło na samo wspomnienie tamtej sytuacji.
- No to nieźle musiał ci zajść za skórę. - zaśmiał się Bruce opierając się biodrem o sofę.
- To to jeszcze nic! On za każdym razem jak u niego nocuję to wręcz musi oblać mnie wodą lub porazić prądem. I tak za każdym razem! - stwierdziłam rozbawiona rozstawiając produkty na wyspie.
- No to masz tu z nim wesoło. - mruknął przyglądając się jak robię naleśniki.
- I to jak. W sumie nie dziwię się że połowa miasta sądzi że jesteśmy rodzeństwem. Jakbyś zobaczył jak się wydurniamy sam byś tak sądził. - zaśmiałam się podrzucając kremowego naleśnika.
- Nie jesteście do siebie podobni ale jesteście zgrani i rozumiecie się bez słów. Wyglądacie mi bardziej na zżytych przyjaciół niż na rodzeństwo. - stwierdził Bruce skinąwszy mi głową gdy podałam mu talerz pełen ciepłych naleśników.
- Masz rację. Znam Tonyego od berbecia. Nasze rodziny się przyjaźniły i tak staliśmy się nierozłączni. - wyjawiłam pisząc do Tonyego smsa powiadamiającego go o kolacji.
- Czyli znacie się od pieluch? - zapytał rozbawiony na co posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie wspominaj mu o tym bo zacznie opowiadać niestworzone historie o tym jak to musiał zmieniać mi pieluchy. - zastrzegłam słysząc dzwoneczek zwiastujący przybycie windy. Bruce jedynie roześmiał się wesoło ukrywając twarz w talerzu na co prychnęłam rozbawiona. Pokręciłam głową z westchnięciem i położyłam na stole porcję Tonyego i Pepper. W miedzy czasie gdy smażyłam kolejne placuszki przysłuchiwałam się rozmowie Pep, Brucea i Tonyego.
- Tony? O której jutro zamierzamy jechać do mojej mamy? - zapytałam przysiadając się do stołu ze swoją kolacją.
- Około czternastej powinno być dobrze. - stwierdził wycierając usta serwetką.
- Bynajmniej się wyśpię. - zaśmiałam się cicho i przy spokojnej rozmowie dokończyliśmy kolację. Zbierając talerze w towarzystwie Pepper śmiałam się cicho pod nosem słuchając paplaniny Tonyego i zmęczonego głosu Brucea.
- Opieprzyłaś go za akcję z atomówką? - zapytałam szeptem gdy wycierałam umyte przez rudowłosą talerze.
- Dobrze wiesz że nie umiem się na niego długo gniewać. - odszepnęła kobieta na co zachichotałam cicho pod nosem.
- On ma z tobą za dobrze. - stwierdziłam odkładając naczynia na suszarkę.
- A z tobą nie ma lekko. - zaoponowała rozbawiona.
- Jakoś się nie skarży. - zawołałam szeptem i obie roześmiałyśmy się rozbawione. Nie zwracałyśmy zbytnio uwagi na zdziwione spojrzenia panów i dokończyłyśmy zmywanie w wyśmienitych humorach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top