#8# Carpe Diem

#Gabrielle#

Po rozmowie z mamą czułam ulgę ale i też niepokój. Nie wiedziałam jak mam interpretować tą ''poważną rozmowę'' o której mówiła. Jakiś cichy głosik podpowiadał mi że ta rozmowa nie skończy się dobrze co potęgowało moją niepewność. Po prostu czułam że rozmowa z matką zmieni całe moje życie co mi się bardzo nie podobało. Westchnęłam cicho i przetarłam zmęczoną twarz  wchodząc na mostek gdzie przebywali dosłownie wszyscy. Przeleciałam wzrokiem po całym towarzystwie szukając Tonyego z którym bardzo pilnie chciałam porozmawiać. Może on rozwieje moje wątpliwości, pomyślałam z westchnięciem i podreptałam do wpół rozebranego blaszaka. 

- System się zaciął czy nie masz siły zdjąć reszty zbroi? - zażartowałam siadając obok przyjaciela i oparłam się o okno. 

- Chyba to i to. Wiesz że zaliczyłem dość solidną glebę. - westchnął z lekkim uśmiechem i oparł swoją czuprynę o moje ramię.

- Tylko nie zasypiaj. Musimy pogadać. - mruknęłam poważnie i rozejrzałam się dyskretnie czy nikt nas nie podsłuchuje. 

- O mojej akcji z rakietką? - zapytał niepewnie otwierając jedno oko.

- O tym też. - warknęłam cicho i zaplotłam ramiona na piersi. 

- Rozumiem. A teraz mów co się stało bo zaczynam się niepokoić. - polecił poważnie szatyn i wyprostował się, przypatrując mi się z uwagą.

- Rozmawiałam z mamą. Nie powiem była wściekła ale udało mi się jej wszystko wytłumaczyć. Jednak niepokoi mnie to że chce ze mną poważnie porozmawiać jak wrócę. - wymamrotałam przecierając czoło.

- Chyba się domyślam o czym będzie ta rozmowa. A konkretniej kto będzie jej tematem. - stwierdził ponuro szatyn a ja wciągnęłam gwałtownie powietrze.

- Chyba nie sądzisz? - zapytałam nie mając odwagi dokończyć.

- Oglądała telewizję. Na pewno go rozpoznała. - odpowiedział z przekąsem na co jęknęłam w sprzeciwie. 

- Zdajesz sobie sprawę z tego że będziemy musieli pokazać jej nagranie. - uświadomiłam przyjaciela z powagą w głosie. 

- Wiem o tym. - westchnął i podrapał się po nosie krzywiąc przy okazji. Sama westchnęłam wiedząc że nas dwoje czeka dość zażarta dyskusja.

- A teraz powiedz co ci strzeliło do łba aby wyprowadzić rakietę poza system?! - warknęłam przypominając sobie nagle że miałam opieprzyć Starka i Nicka. 

- Uratowanie ludzkości? - odparł odsuwając się ode mnie trochę.

- A nie mogłeś zmienić jej toru lotu w jakiś inny sposób?! Stark do cholery! Wiesz jak ja się bałam! - wysyczałam rozgniewana ale szatyn machnął na to ręką i tylko mnie mocno przytulił.

- Wiem, wiem. Nie martw się, Gabs. Nigdy cię nie zostawię. - zapewnił z tym swoim firmowym uśmieszkiem na co prychnęłam pod nosem zbulwersowana. 

- Takie kity to do fanek a nie do mnie. - mruknęłam niezadowolona jego odpowiedzią.

- Oj Gabrielle dobrze wiesz że nigdy w życiu nie zrobiłbym ci krzywdy. - wyszeptał uśmiechając się uśmiechem przeznaczonym tylko dla mnie i mojej rodziny. 

- No ja myślę. - prychnęłam i odwzajemniłam uścisk gdy usłyszałam nad sobą czyjeś chrząknięcie. Zaintrygowana uniosłam wzrok napotykając wpatrzone się we mnie błękitne tęczówki.

- Powinnaś udać się do medyków. To rozcięcie nad brwią nie wygląda za dobrze. - powiedział poważnie Kapitan skanując moją twarz z troską. 

- W sumie. Wolę sobie to opatrzeć nim wrócę do domu. - stwierdziłam wyobrażając sobie jaką kłótnię zapoda mi mama kiedy zobaczy moje krwawiące czoło. Westchnęłam i podniosłam się z siadu kierując do medyków którzy stali przy Furym.

- Musimy pogadać. - zapowiedziałam piratowi siadając na krzesełku naprzeciw dwóch doktorków którzy od razu do mnie doskoczyli.

- Domyślam się. A więc kiedy Dorothe zapowie mi wizytę? - zapytał siadając obok.

- Myślę że jeszcze w tym albo następnym tygodniu. Nie potrafię stwierdzić konkretnego dnia. Ale ja nie o tym chciałam porozmawiać. - wyjaśniłam i syknęłam cicho czując pieczenie.

- Chcesz mnie opieprzyć za akcję z głowicą jądrową. - sprostował jednooki a ja uśmiechnęłam się lekko. Przed tym facetem nic się nie ukryje.

- To miałam w planach. Czyj był ten kretyński pomysł? Gdyby nie Tony to całe miasto zmięło by się w proch! - syknęłam ponownie i podskoczyłam czując ukłucie. Widocznie zaczęli szyć mi ranę, pomyślałam krzywiąc się lekko. 

- Polecenie z góry. Zabrali mi dowodzenie i wystrzelili odrzutowce. Nie mogłem nic zrobić choć jeden zestrzeliłem ale drugi zdążył zbiec. - wyjaśnił a ja odetchnęłam głęboko. 

- Ci kretyni nie powinni mieć do tego praw. Co oni sobie myśleli chcąc poświęcić tylu ludzi. - warknęłam oburzona i podziękowałam doktorkom za poskładanie mnie. 

- Oni nie myślą. Oni od razu działają. Tego się im nie przetłumaczy. - westchnął czarnoskóry i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

- Leć ze Starkiem i Bannerem do Tower. Odświeżcie się i wracajcie aby odprowadzić Asgardzkich gości. - polecił i nim zdążyłam się odezwać poszedł w kierunku innych agentów. Uśmiechnęłam się dobrotliwie i podreptałam do Tonyego który rozmawiał z Brucem i  Stevem przy oknie. Stanęłam obok szatyna i oparłam głowę o jego ramię wzdychając lekko.

- Zbierajmy się. Fury kazał nam lecieć do wieży i się ogarnąć. Potem mamy odprowadzić Thora i Lokiego. - powiadomiłam z przyjaznym uśmiechem na ustach. 

- No to pożyczamy myśliwiec. Zapraszamy z nami Panie Banner. - powiedział Tony uśmiechając się szeroko i we troje żegnając się wpierw z Kapitanem skierowaliśmy się do hangaru.

- Na ile oszacowałeś remont? - zapytałam siadając obok bruneta który już majstrował przy sterach.

- Przy dobrych wiatrach zajmie nam to z dwa miesiące. - odpowiedział wesoło gdy ja przyglądałam mu się z szokiem w oczach.

- Słodko. - warknęłam pod nosem a obydwaj panowie roześmiali się rozbawieni. Pokręciłam głową rozbawiona i skuliłam się lekko na siedzeniu aby choć troszkę się zdrzemnąć. Wiedziałam że Stark da sobie radę sam w prowadzeniu maszyny więc miałam choć chwilę na odpoczynek.

- Tony? - mruknęłam w pewnym momencie doznając olśnienia.

- Co? - zapytał ciekawsko mi się przyglądając.

- Dzwoniłeś do Pep po akcji z atomówką? - zapytałam przyglądając się przyjacielowi z uwagą.  

- Nie. - odpowiedział wiedząc co chodzi mi po głowie.

- No to mamy przesrane. - podsumowałam wyobrażając sobie jaką to Pep zrobi nam rozróbę kiedy wróci. Uśmiechnęłam się samowolnie wiedząc że ta rozmowa nie będzie zbyt łatwa dla Tonyego. Dla mnie zaś będzie zabawnym widowiskiem.

- Nie uśmiechaj się tak. Wiem co ci chodzi po głowie. - prychnął rozbawiony geniusz lądując na pozostałościach Stark Tower. 

- Wasze porozumiewanie się bez słów jest bardzo interesujące. - zaśmiał się Bruce kiedy wyszliśmy na zewnątrz. 

- Znamy swoją mimikę reszty domyślamy się sami. - przyznałam rozbawiona widząc jak Tony łapie się za głowę widząc swój na wpół zniszczony barek.

- A teraz Tony będzie się wygrażał. - mruknęłam cicho w stronę doktora który uśmiechnął się delikatnie.

- Niech no ja tego jelenia dorwę to sam będzie mi uzupełniał zapasy! - warknął rozeźlony brunet podnosząc z podłogi flaszkę cherry. 

- Zapraszam za mną Bruce. On tak szybko się nie uspokoi. - zachichotałam i poprowadziłam doktora na piętro mieszkalne. Pokazałam brunetowi jeden z wielu pokoi gościnnych i upewniwszy się że niczego mu nie brakuje skierowałam się do swojego lokum. W podskokach wskoczyłam pod prysznic i z zadowolonym uśmiechem oparłam się o kafelki pozwalając aby ciepłe krople spływały po moim ciele.

- Żyć chwilą, co? - mruknęłam rozbawiona i zaśmiałam się cicho podsumowując cały dzień jako szalony wrażeń. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: