8. Łańcuchy wspomnień

     Wytrzymałem kilka pierwszych dni, o ile w ogóle mogę to tak nazwać. Rozwijałem w tym czasie moją relację z Erenem. Dowiedziałem się, że jego siostra jest adoptowana, a także to, że stwierdziła, iż "mogę być", co jest swego rodzaju osiągnięciem, a przynajmniej według niego. Jednak zauważyłem, że po prostu się męczę. Pomimo tego, że zaczynałem wreszcie w pewien sposób odżywać, a jednocześnie spędzać czas z męską kopią Isabel, tak brakowało mi mojego uzależnienia. Czułem się z tym naprawdę okropnie, nie miałem gdzie wyładować swoich żądzy i zaczynałem chodzić jeszcze bardziej zdenerwowany. A poza tym łapałem się na spoglądaniu na Erena w ten inny sposób. Mimowolnie zacząłem oceniać go pod każdym względem. Więc kiedy zacząłem fantazjować powiedziałem sobie stanowcze: dość.

     Chłopak dzisiaj poszedł spotkać się ze znajomymi, więc nie miałem żadnych obiekcji ku temu, by wyjść. Zostawiłem mu karteczkę na lodówce, że wrócę nad ranem. Żadnych zmartwień, żadnych problemów, żadnych kłopotów. Po prostu znikam na kilka godzin.

     Był wieczór kiedy szedłem już w kierunku hotelu. Było ciepło, pogoda dopisywała. Na ulicach roiło się od ludzi. Niektórych pijanych, jednak w większości trzeźwych. Zmroziło mnie nagle, kiedy zdałem sobie sprawę dokąd właśnie zmierzam. Zatrzymałem się w półkroku. Spuściłem głowę i zacząłem się wpatrywać w swoje buty.

     Prosił mnie. Dwukrotnie. Z początku zdawał się mnie pilnować. Martwił się o mnie, jak o prawie zwiędły kwiatek, który jeszcze da się odratować. Czy byłem dla niego jak taki kwiatek? Delikatny i kruchy? Uwięziony w doniczce?

     Ruszyłem dalej. Miałem dość swoich myśli.

~~~

     Ta noc była dla mnie wyjątkowo ciężka. Już podczas drugiego stosunku żałowałem, że się tutaj wybrałem. Znów czułem na sobie brud, którego nawet najlepsze mydło nie sczyści. Byłem splamiony, poturbowany, a także pobity. Z moich oczu leciały łzy, jednak jemu się to podobało. Był wyjątkowo brutalny, zawzięty i okrutny. Ból emanował z całego mojego ciała, a jego palce powodowały u mnie odruchy wymiotne, ponieważ tak namiętnie wpychał mi je do gardła. I czemu ja się na to godzę? Czemu pozwalam, by jakiś niewyżyty psychopata w tak okrutny sposób się nade mną znęcał? Przecież nie potrzebuję tych pieniędzy, które mi płacą. Mam już ich wystarczająco dużo. Jednak wciąż tu jestem. Przykuty łańcuchami wspomnień, które wciąż na nowo i na nowo rozdzierają moje serce.

     Isabel spotkałem po raz pierwszy kiedy umarła moja matka. Rudowłosa, śliczna dziewczynka, na oko mająca może ze dwanaście lat siedziała skulona w kącie między śmietnikiem a brudnym budynkiem. Na sobie miała śmierdzące łachmany, a butów jej brakowało. Skuliła się bardziej, kiedy mnie dostrzegła. Szczególnie wtedy, kiedy przed nią kucnąłem. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę i delikatnie ułożyłem na jej głowie. A ona podwinęła nogi pod brodę, tym samym nieświadomie pokazując mi czerwoną plamę między jej nogami.

 - Chodź, nakarmię cię i wykąpię - szepnąłem, starając się włożyć jak najwięcej ciepłych uczuć w swoje słowa, mimo to głos mi drżał, tak jak zresztą całe moje ciało.

     Dziewczyna dała się przekonać, jednak naprawdę niechętnie. Wstydziła się swojego wyglądu, kiedy obok mnie szła i wciąż spoglądała na mnie nieufnym wzrokiem. Nogi stawiała krzywo, każdy krok sprawiał jej ból, którego uparcie próbowała nie okazywać. Domyśliłem się od razu, co przeszła. Została zabawką na krótką chwilę. Nie chciałem myśleć czy krzywdę zrobił jej tylko jeden, czy było ich więcej.

     Wciąż milczała. Dotarliśmy do domu, wpuściłem ją i jakby mimowolnie chciałem przywitać się z matką, jednak przypomniało mi się, że jej już nie ma. Więc teraz zamiast zajmować się matką, zajmę się zgwałconą, bezdomną dziewczynką.

     Wskazałem jej łazienkę i dałem czyste ubrania. Z ciężkim sercem podarowałem jej kilka ubrań matki, jednak wiedziałem, że ona byłaby z tego zadowolona.

     Zacząłem się dusić, próbowałem go odepchnąć, ponieważ wpychał mi go w gardło zbyt głęboko, jednak nie mogłem. Nie kontrolowałem ugryzienia. Zaskoczyłem nim tak samo jego, jak i siebie. Krzyknął, odsunął się ode mnie, a ja łapczywie złapałem w płuca powietrze. W ustach czułem metaliczny posmak krwi. Ledwo podniosłem wzrok, kiedy uderzył mnie na tyle mocno, bym spadł z łóżka. Zwinąłem się w kłębek, przytrzymując obolałe miejsce. Oko pulsowało mi ostrym, nieprzyjemnym bólem, nic na nie nie widziałem, ba, nie potrafiłem go nawet otworzyć. Do tego krew płynęła mi gdzieś z głowy, może z czoła, może z brwi, nie umiałem określić jednoznacznego miejsca.

     Czy tak się czuje zabijane młotkiem kocię?

     Drzwi się otworzyły, rozległy się jakieś krzyki, ktoś mnie przykrył kocem. Ochrona, zdecydowanie. A jednak na coś się w końcu przydali.

~~~

     Kiedy się obudziłem słońce już było wysoko na niebie. Leżałem na plecach i wpatrywałem się w biały sufit. Lewego oka nie mogłem otworzyć, było całe opuchnięte, samo myślenie o nim sprawiało ból. Poza tym czułem też plaster na brwi. Mocno oberwałem. Chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by ktoś się na mnie wyżył aż tak. Delikatnie przekręciłem głowę. Ktoś tu posprzątał, kiedy spałem. Westchnąłem. Muszę wracać.

     Kiedy usiadłem przez moment miałem wrażenie, jakby znowu był deszczowy dzień trzydziestego marca. Przypomniało mi się subtelne pukanie chłopaka i rozmowa z nim. Oj, dzieciaku, pewnie niepotrzebnie się o mnie zamartwiasz.

~~~

     Dotarłem do mieszkania i je otworzyłem. Cicho zamknąłem drzwi i zacząłem ściągać buty. Miałem nadzieję, że nie zastanę teraz Erena, a nawet jeśli, to że w jakiś sposób uda mi się nie pokazać mu mojej obitej twarzy.

     Chyba w cuda wierzę, przeszło mi przez myśl.

     Szatyn wypadł ze swojego pokoju, kiedy tylko usłyszał te moje liche dźwięki. Jego twarz była pełna najróżniejszych emocji. Począwszy od nadziei i ulgi, a skończywszy na przerażeniu i smutku.

     Momentalnie zaczął płakać. Rozryczał się jak małe dziecko. A łzy jak grochy płynęły po jego policzkach, niczym po różowych liściach.

 - Levi - jęknął tylko i zaraz znalazł się przy mnie. Złapał mnie w ramiona i ścisnął. Po ułamku sekundy rozluźnił swój uścisk, jakby bojąc się zrobienia mi krzywdy, po czym znów mnie mocno objął. Płakał mi we włosy, zmuszając mnie, bym wciskał twarz w jego szyję. Był wyższy ode mnie, a co za tym idzie cięższy, a ja byłem zmęczony, więc nie miał problemu z padnięciem wraz ze mną na kolana.

     Trwało to chwilę, jednak moja słabość wygrała i także się w niego wczepiłem. Nie mam pojęcia co to wszystko miało znaczyć. Po prostu potrzebowałem jego bliskości, jak pozbawione matki małe dziecko. W tym momencie był moim wszystkim. Moim powietrzem, moją Isabel, moimi malinowymi świeczkami i moją czystością. Był niewinny, piękny, dobry i ważny, a ja byłem brudny, skażony i obrzydliwy. Nagle wszystko do mnie dotarło.

 - Zostaw mnie - warknąłem, odsuwając się od niego. Wstałem, po czym szybkim krokiem wszedłem do swojego pokoju i przekręciłem klucz w zamku. Cieszyłem się, że nie widzi moich łez, które właśnie zacząłem ronić. Osunąłem się po drzwiach i schowałem twarz w podwinięte kolana.

     Nie zareagowałem na żadną z jego próśb, by otworzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top