6. Gwiazdy

     Jeszcze tego samego dnia Eren przyniósł do mojego mieszkania swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrania, bieliznę, kosmetyki, książki i tego typu pierdoły. Czułem się naprawdę dziwnie. Z jednej strony pragnąłem tego, żeby był przy mnie, a z drugiej strasznie się bałem. Jednak nie mam pojęcia czego. Tego, że go skrzywdzę w jakiś sposób? Że nie będzie chciał dłużej u mnie mieszkać? Wiem, że mam trudny charakter. Mam tylko nadzieję, że obaj mu podołamy.

     Był już późny wieczór, kiedy siedziałem przy oknie i wpatrywałem się w pojawiające się na niebie gwiazdy. Na parapecie stał sobie mały świecznik, a obok filiżanka z czarną herbatą, z której co jakiś czas upijałem mały łyk. W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Wiedziałem, że to on, bo w końcu nikogo innego nie było w tym domu.

 - Proszę - powiedziałem cicho.

     Otworzył drzwi, wpuszczając do środka znikomą ilość światła z lampki, która paliła się u niego w pokoju, będącym naprzeciw mojego. Zamknął je za sobą, chyba stwierdzając, że blask świec mu wystarczy, by na nic nie wpaść. Wolnym krokiem do mnie podchodził, a moje serce mimowolnie zaczynało szybciej bić. Spoglądałem na jego sylwetkę, kiedy siadał obok mnie i ciągle o nim rozmyślałem. O tym jak się zachowa, co zrobi, w jaki sposób będziemy spędzać codzienny czas...

 - Ładnie pachniesz - stwierdził nagle, posyłając mi swój szeroki uśmiech.

 - Chyba ładnie pachnie. To te malinowe świeczki - odparłem, po czym upiłem kolejny łyk herbaty.

 - Nie - zaprzeczył. - Dobrze sformułowałem zdanie. Ładnie pachniesz, Levi.

     Brew mi drgnęła ze zdziwienia. Odstawiłem filiżankę i przetarłem dłońmi swoją zmęczoną twarz. Nawet nie zauważyłem jak się do mnie zbliżał, aż ułożył głowę na moim ramieniu. Ten dzieciak z każdą chwilą mnie zaskakuje.

 - Też uważasz, że dzisiaj jest wyjątkowo piękna noc? - wyszeptał, zwracając swój wzrok na widok za oknem. Udało mi się dostrzec, jak w jego szmaragdowych oczach odbijały się niezliczone gwiazdy, lśniąc niczym małe światełka. Widziałem w nich prawdziwą szczerość i radość spowodowaną chwilą.

 - Tak. W tej części miasta bardzo ładnie wyglądają - odparłem, podążywszy za jego wzrokiem. Było mi dziwnie przyjemnie, kiedy siedzieliśmy razem przy oknie i spoglądaliśmy na te małe, błyszczące kropki na niebie. Czułem każdy ruch jego ciała przy powolnych oddechach. To było naprawdę miłe, dotąd dla mnie nieznane uczucie.

 - Szkoda, że nie masz ogródka - westchnął, po czym się ode mnie odsunął. Spojrzałem na niego tęsknym wzrokiem, chcąc coś odpowiedzieć, jednak z początku nie miałem pojęcia co.

 - Znam pewne miejsce, które jest wręcz idealne do oglądania gwiazd.

     Cholera. Za późno ugryzłem się w język. To miejsce... nie powinienem o nim mówić. Było nasze, tylko i wyłącznie nasze. Mam prawo mu je pokazać?

 - Moglibyśmy się tam wybrać, o ile nie masz nic przeciwko - chyba dostrzegł zakłopotanie na mojej twarzy. Mam wrażenie, że gdyby tak nie było, to odpowiedziałby mi bardziej entuzjastycznie.

 - Nic na tym nie stracę.

     Tylko nabawię się choroby mnóstwa wspomnień. Tak, to z pewnością jest najlepsza decyzja w moim życiu.

~~~

     Dotarliśmy do polanki, a ja starałem się nie myśleć o rudych włosach. Zamiast tych rudych były tutaj brązowe, których właściciel cieszył się jak małe dziecko z nowej zabawki.

 - Tu jest cudownie - westchnął.

     Rozłożył koc, który ze sobą zabraliśmy i się na nim wygodnie ułożył. Ja z wolna usiadłem obok niego. Nie blisko, ale też nie daleko. Po prostu obok, jednak na wyciągnięcie ręki. Mimowolnie spojrzałem na jego profil. Było ciemno, a naszym źródłem światła był tylko księżyc, gwiazdy i delikatna łuna świateł miasta, które było daleko za nami.

     W szmaragdowych oczach widziałem szczęście i entuzjazm. Brązowe włosy przemieniły się w rude, a twarz nabrała łagodniejszych rys. Właśnie obok mnie siedziała moja Isabel, uśmiechając się do tych jasnych kropek na czarnym niebie. Piękna, delikatna i krucha.

     Zagryzłem wargę i wyciągnąłem do niej dłoń. Jednak kiedy dotknąłem szorstkiego materiału bluzy dotarło do mnie, że Isabel już nie ma. Zniknęła, przepadła, nie istnieje, rozkłada się kilka metrów pod ziemią.

     Eren zauważył, że dotknąłem jego ubrania. Jednak chyba odczytał to jako chęć zwrócenia przeze mnie swojej uwagi, a nie jakiś mój niepoprawny wymysł. Więc skoro już zwróciłem na siebie uwagę, muszę coś z tym zrobić, bo wyjdę na kretyna w jego oczach, a tego naprawdę nie chcę.

 - Zimno mi - połowicznie skłamałem. Było mi chłodno, ale nie na tyle, by musieć mieć na sobie kolejną warstwę ubrania czy koc. Jednak lepsze to niż milczenie, które całkowicie by mnie pogrążyło.

     Bez zastanowienia zdjął swoją bluzę i zarzucił mi ją na ramiona. Czułem jak się rumienię, zupełnie jak nigdy. Po raz kolejny się ucieszyłem, że jest tu tak ciemno. Kiedy ostatnio ktoś mi okazał tyle dobroci? Bez wątpienia okropnie brakowało mi tych człowieczych uczuć.

     Kiedy już myślałem, że tak zostaniemy on mnie objął. Potarł dłońmi moje ramiona i plecy, po czym delikatnie przyciągnął do siebie. Jakoś bez dużego zastanowienia oparłem głowę o jego klatkę piersiową. Nie dość, że tak było wygodniej, to jeszcze milej i bezpieczniej.

     Słyszałem rytmiczne bicie jego serca. Było dla mnie kojącym opatrunkiem, uspokajającą kołysanką i zieloną herbatą z aloesem. Wyciszające niczym tykanie zegara. Zamknąłem oczy i zacząłem odczuwać go wszystkimi pozostałymi zmysłami. Wdychałem jego miły zapach i mimowolnie skupiałem się na równomiernych ruchach jego klatki piersiowej.

 - Odejdź stamtąd - szepnął, a ja nie byłem pewien czy ten głos na pewno należał do niego. Może to tylko szept wiatru? Mimo wszystko otworzyłem oczy i uniosłem wzrok ku górze.

     Gwiazdy świeciły jasnym blaskiem w towarzystwie ich strażnika - księżyca. Zapach nocy wraz ze szczyptą rosy drażnił miło moje nozdrza, a ciche granie świerszczy budziło niepokój przed nieznanym, a jednocześnie dodawało uroku memu jestestwu w tym miejscu. Odsunąłem się od chłopaka, tym samym zmuszając go do zabrania ręki z moich pleców. Kiedy stamtąd zniknęła poczułem lekki chłód. Podciągnąłem kolana pod brodę i ją na nich oparłem. W tym momencie czułem się jak zupełnie zagubione dziecko. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, jednak żadne znane mi słowa nie potrafiłyby wyrazić tego, co naprawdę czuję.

     Wciąż milczałem. Nie spoglądałem w niebo, ani na Erena. O wiele ciekawsze w tym momencie zdawały mi się moje ledwo zarysowane na tle nocy stopy.

 - Wracamy? - zapytał, kiedy już do niego dotarło, że nie dostanie odpowiedzi na swoją prośbę. Kiwnąłem głową, jednak zorientowałem się, że on tego raczej nie dostrzeże, więc odpowiedziałem:

 - Tak.

     Gdy szliśmy drogą powrotną Eren raz się potknął i prawie przez to przewrócił. Nie znał dobrze tych terenów, więc nie dziwiłem się mu. Kierowany impulsem złapałem go za rękę, wiedząc, że zaraz ponownie może natrafić na przeszkodę. Jego dłoń była nadzwyczaj ciepła, a także miła w dotyku. Nie wiem dlaczego, ale nie zdziwiło mnie, kiedy ją zacisnął na mojej.

     Z niewyrażonym żalem wypuściłem jego chude palce dopiero przed wejściem do mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top