10. Kawowe ptaki

     Nie chcę więcej wracać myślami do tamtych chwil. Opowiedziałem mu o sobie wszystko, nie ukrywałem nic. To był wyjątkowo ciężki dzień. Nie wiem kiedy zapadł zmierzch i kiedy wypiłem trzecią filiżankę czarnej herbaty. Nie wiem jak zniosłem jego ciągły płacz, który zadawał mi okropne psychiczne rany. Z początku próbowałem go uspokajać, jednak wraz z rozwinięciem opowieści to robiło się bezsensowne. Ostatecznie po prostu pozwoliłem mu rozpaczać nad moim losem. Dziwił się jak to wszystko przetrwałem, a ja zastanawiałem się dlaczego tak się mną przejmuje.

 - Wierzysz w miłość?

     Pamiętam to pytanie - zadał mi je podczas naszego pierwszego spotkania. W tamtym momencie odpowiedziałbym "nie". Nie widziałem innej miłości niż między matką a dzieckiem. Co prawda niektórzy powiedzieliby, że kochałem Isabel. Sam nawet tak mówię. Bo może i ją kochałem, ale nie wierzę w to, by ktoś mógł pokochać mnie. Jak można obdarzyć miłością tak obrzydliwe stworzenie, jakim jestem ja? Nawet człowieczeństwo we mnie powoli zanika.

 - A na czym polega miłość? - zapytałem nie dlatego, że nie znałem jej definicji. Chciałem wiedzieć czym miłość jest dla niego. Domyślałem się, że czymś mnie zaskoczy, więc tylko na to czekałem.

     Uśmiechnął się uroczo kącikiem ust. Na moment odwrócił ode mnie wzrok, w dodatku delikatnie się zarumienił. Wziął głęboki wdech, później się zawahał, aby po chwili nagle na mnie naskoczyć i złapać w ramiona.

     Z głuchym pacnięciem uderzyłem plecami o kołdrę. Na moment tchu mi zabrakło, tym bardziej, że chłopak przygniatał mnie swoim ciężarem. Zaczął kręcić głową, aż w jego mniemaniu idealnie ją umieścił w zagłębieniu mojej szyi.

 - Miłość jest wtedy - szepnął, oddechem łaskocząc moją skórę - kiedy oddajesz ostatni kawałek pizzy. Albo kiedy robisz okłady, kiedy ta osoba ma gorączkę. Albo kiedy przypominasz jej po raz dziesiąty o posprzątaniu w pokoju, bo nie chcesz, by siedziała w syfie. I miłość jest też wtedy - podniósł się i spojrzał mi prosto w oczy - kiedy po prostu całym sobą martwisz się o tę osobę.

     Oto właśnie była definicja miłości według Erena. Prosta, a jakże prawdziwa.

 - Idąc tym tokiem myślenia - zacząłem, wciąż wpatrując się w jego uzależniające tęczówki - kochasz mnie?

 - Tak, Levi. Kocham cię.

     Serce zabiło mi nienaturalnie szybko. Jestem pewien, że zacząłem je słyszeć. Moje ciało zaczęło wariować. Na zmianę drżałem i odczuwałem nagłe przypływy gorąca. A to wszystko w krótkiej chwili po wypowiedzeniu przez chłopaka tych słów. Dostrzegłem jak warga mu zadrżała, a przez ciało przeszedł delikatny skurcz. Chciał się nachylić i mnie pocałować, ale zwątpił. Zamiast tego zarumienił się i ze mnie zszedł, a ja samolubnie zacząłem żałować jego decyzji.

~~~

     Minęło kilka miesięcy. Eren zaczął studiować, jego siostra nas odwiedzała co najmniej raz w tygodniu i za każdym razem kiedy zostawaliśmy w pokoju sami starała się mnie podpytać o moją relację z jej bratem. Zazwyczaj ją zbywałem, mówiąc, aby sama go zapytała, jednak ona nie dawała za wygraną. Raz chciała mnie wyciągnąć w środku tygodnia na kawę, a ja próbowałem grzecznie odmówić wykręcając się ważnym zajęciem, jednak nie udało się jej ot tak spławić.

 - Uważam, że to najlepsza kawiarnia w mieście - stwierdziła, stając przed oszklonym wejściem do kawiarenki. Posłała mi pytające spojrzenie, a ja wzruszyłem ramionami, po czym otworzyłem jej drzwi i przepuściłem przodem.

 - Dziękuję - szepnęła miło zaskoczona.

     Wybrała jeden ze stolików, które nie były w samym centrum. Jednak też daleko mu było do stania w kącie. Już miała złapać za krzesło, jednak ją ubiegłem i je odsunąłem specjalnie dla niej. Na jej twarzy wciąż malowało się zaskoczenie. Nie mam pojęcia co Eren jej o mnie naopowiadał, ale - jak widać - póki co robię dobre wrażenie. Usiadłem naprzeciw.

     Kiedy przyszedł kelner poprosiliśmy o polecenie czegoś, a on zaczął się rozwodzić nad większą częścią ich oferty. Ostatecznie Mikasa zamówiła jakieś wymyślne cappuccino z obrazkiem na jego tafli, a ja najzwyklejszą czarną kawę. Chłopak zarzekał się, że nie pożałujemy żadnego wyboru z menu. Po spisaniu zamówienia podziękował, skłonił się i odszedł.

 - Często tutaj przychodzisz? - zagadałem, przenosząc wzrok na dziewczynę. Wyglądała ładnie, jednak nadzwyczaj blado.

 - Nie - pokręciła głową. - Tym bardziej odkąd Eren zaczął studiować - westchnęła. - Jeszcze w wakacje byliśmy stałymi bywalcami, ale teraz praktycznie nie ma dla mnie czasu.

 - Dla mnie też nie - pokrzepiłem ją. - Wciąż siedzi w pokoju i się wszystkiego uczy.

     Po jej twarzy przebiegł delikatny uśmiech. Widocznie ucieszyły ją moje słowa.

 - Levi, chciałabym...

 - Oto państwa zamówienie - przerwał jej głos kelnera, który już zaczął ustawiać przed nami filiżanki. Podziękowałem, a Mikasa w ślad za mną zrobiła to samo. Mimowolnie zawiesiłem wzrok na rysunku stworzonym ze śmietanki na zamówieniu dziewczyny.

 - Ptaki - stwierdziłem, przypatrując się mu dłuższą chwilę.

 - Ładne, prawda? Kilka miesięcy temu Eren wymyślił, że zawsze będzie zamawiał rysunek z ptakami. Kiedyś jeden wyszedł taki trochę nieudany i stwierdził, że bardziej przypomina anioła z wyrwanym skrzydłem.

     Przez ułamek sekundy straciłem oddech, jednak już po chwili w moim wnętrzu rozlało się miłe ciepło. Doskonale wiedziałem do czego nawiązywał wtedy Eren. A nieświadomość Mikasy w tej kwestii sprawiała mi swego rodzaju satysfakcję.

 - Zrób dla niego zdjęcie - zaproponowałem.

 - Dobry pomysł - odparła, po chwili wyciągając telefon z torebki. Włączyła aparat i delikatnie się odsunęła, by znaleźć idealną perspektywę. Zmarszczyła na moment brwi, jakby się nad czymś zastanawiając.

 - Obrazisz się, jeżeli zrobię zdjęcie nie tylko kawy, ale też i ciebie?

     Trochę mnie to zaskoczyło, jednak ostatecznie nie miałem ku temu żadnych obiekcji. Zgodziłem się i postarałem dobrać odpowiednią pozycję.

 - Przechyl głowę bardziej w prawo. I uśmiechnij się!

 - Nie umiem się uśmiechać - odparłem, układając głowę tak, jak o to prosiła.

 - Nie gadaj głupot. Każdy umie. Pomyśl o czymś miłym - zaproponowała.

     A ja jakby mimowolnie pomyślałem o Erenie. Zacząłem wspominać wszystkie miłe chwile, które razem spędziliśmy. Zaczynając od nocy pod gołym niebem, a kończąc na naszym jedynym, a w dodatku niepoprawnym pocałunku. Zastanawiałem się, co chłopak robi teraz. Jakie ma zajęcia, o której wróci do domu...

 - Jejku, ale jesteś fotogeniczny - szepnęła dziewczyna, po czym obróciła telefon w moją stronę, ukazując mi zdjęcie, które zrobiła i zdążyła już wysłać z podpisem bratu.

 - "Ukradłam ci twoje ciacho"? Żartujesz sobie? - zapytałem, przenosząc wzrok ze swojego zdjęcia na jej twarz. Zawstydziła się i oblała delikatnym rumieńcem. Już chciała coś odpowiedzieć, jednak przerwała jej wibracja telefonu. Zerknąłem na wiadomość od chłopaka.

Ereś ♥: Jestem zazdrosny ;-;

 - Mogę? - zapytałem, chcąc wziąć od niej telefon. Oddała mi go bez słowa sprzeciwu. Pisząc wiadomość do chłopaka wreszcie upiłem łyk kawy. Była naprawdę dobra, tak jak zarzekał się kelner, jednak nieco mocna.

Ja: Nie masz o co, Mikasa pije wymyślne cappuccino, a ja zwykłą czarną kawę.

     Nie musiałem długo czekać na wiadomość. Dziewczyna zabrała się za swój napój, pozwalając mi na rozmowę z chłopakiem.

Ereś ♥: To nie ty miałeś widzieć tę wiadomość Levi :')

Ja: Tak wyszło. Poza tym nie powinieneś teraz przypadkiem słuchać wykładu?

Ereś ♥: Nie mogę się skupić, kiedy Mikasa mi tu pisze, że mi moje ciacho ukradła

     Prychnąłem, czując uśmiech wstępujący na moją twarz. Nieudolnie spróbowałem go ukryć, oddając telefon dziewczynie. Teraz już nie będzie miała żadnych wątpliwości, nawet jeżeli obaj zaprzeczymy jej domysłom. Jestem tego pewien.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top