Used to be soulless
Oliwier patrzył szarymi oczami na publikę. Zawsze lubił patrzeć na reakcje ludzi, co ich zazwyczaj dezorientowało. Inni wykonawcy poświęcali całą swoją uwagę na grę, przyglądając się własnym palcom, a co bardziej doświadczeni zamykali je, by mocniej wczuć się w muzykę i klimat utworów. On tylko patrzył w przód. W ani jednej nutce nie było niepotrzebnego zawahania. Grał jak z nut! Wprost jak czysty geniusz. W końcu jak mógł się mylić we własnej kompozycji?
Ciemne włosy miał ulizane do tyłu, sylwetkę wyprostowaną, a ręce trzymające flet poprzeczny były w idealnym poziomie. Na flecie zaś sunące palce. Wygrywał ciągłe nuty, jedna przenikała drugą, a przejścia były tak płynne, że przeciętny słuchacz nie mógł ich wychwycić i tylko rozszerzał bardziej oczy na tę delikatną falę nut. Nut połączonych ze sobą w niesamowitej kompozycji z wybrzmiewającą w nich harmonią.
Brunet zaplanował widowiskowe zwieńczenie utworu i odegrał na zakończenie szybką przeplatankę nut niskich, bardzo niskich i wysokich. Lawirował między akordami, tworząc wpadający w ucho rytm. Publika rozbudzona i zaintrygowana końcem od razu po jego wybrzmieniu zaczęła bić donośne brawa, a młodemu chłopakowi pozwolono w końcu w tle owacji zejść ze sceny. Za kurtyną wyczekiwał go już cały komitet powitalny składający się głównie z jego znajomych, rodziny i nauczyciela, który już zacierał ręce, by jako pierwszy pogratulować i porozmawiać z podopiecznym. To było oszałamiający wyczyn jak na czternastolatka.
- Byłeś niesamowity, kochanie. Razem w tatą jesteśmy z ciebie tacy dumni.
- Wiedzieliśmy, że na dziś przygotowałeś coś specjalnego, stary!
- Teraz przez najbliższy tydzień nie będę umiała się skupić na lekcjach, bo będę nucić ten utwór! Dzięki, Oli!
- Nie wiedziałem, że mam tak muzykalnego siostrzeńca. Talentu na pewno nie wziąłeś z tej gałęzi drzewa genealogicznego.
- Z tego co słyszałem z występu, to rośnie nam tu drugi Bach. Tylko gra na flecie.
- Ty z reguły mało słyszysz, dziadku. Braciszek już dawno go przewyższył!
Słuchając tych wszystkich komentarzy i pochwał, Oliwier wciąż się lekko uśmiechał. Każda inna reakcja, która naradzała się w jego głowie, wydawała się tylko bardzo wymuszona i nienaturalna. Dlatego znaczną część rozmowy milczał, tylko przyglądając się innym z półuśmiechem. Do czasu aż jego nauczyciel - pan Kruczek - nie poprosił go na bok. Rodzina i znajomi, akceptując obowiązki geniuszy, zostawiła ich samych i wróciła do żywych rozmów.
- Te nuty były naprawdę dobre - zaczął starszy, zaplatając ręce na piersi. - Z resztą tak jak ostatnie i jeszcze wcześniejsze. Czasem mi się wydaje, że tworzysz kompletnie nowy gatunek muzyki. - Brunet wciąż nie kwapił się do zaczęcia rozmowy, więc mężczyzna zaczynał być trochę spłoszony. - Mógłbyś je jakoś nazwać. - Zaśmiał się niezręcznie. - Ciężko jest mówić "Utwór 1", "Utwór 2". To nie brzmi.
- Mnie to nie przeszkadza. - Wzruszył ramionami chłopak, w końcu nawiązując jakiś dialog że starszym. A nawet, ku zdziwieniu mężczyzny, kontynuował dłuższą wypowiedź. - Kiedy nazywają się "jeden", "dwa", "trzy" łatwo je posegregować i są bardziej poukładane. Tytuły tylko by zaburzyły ten porządek.
Kruczek pamiętał, że parę razy chłopak się już na ten temat wypowiadał. Pamiętał jego odpowiedzi, choć naprawdę nie umiał się z nimi zgodzić. Spróbował podejść do chłopaka inaczej.
- Pomyśl choć o praktycznej stronie tego. Utwory z tytułem zapadają ludziom w pamięć. To sprawi, że naprawdę zostaniesz zauważony.
- To nie tytuł ma zapaść w pamięć, a rytm, muzyka i dźwięki. Tytuły tu niepotrzebne.
Starszy lekko zmarszczył brwi na wypowiedź Oliwiera, wykrzywiając usta
- Twoje poglądy naprawdę się nie zmienią? Nie odczuwasz jakiejś potrzeby, by swoje dzieła... nazwać? Coś nimi przekazać? Tytuły stanowią znaczną część duszy utworu.
- Nie. Nie ma nic, co chciałbym przekazać. Moje melodie nie mają większego znaczenia. Nie mają celu istnienia, więc nie mają i tytułu. To jest prosty układ.
Nie kontynuowali tej rozmowy, a temat zawisł w ich głowach pod znacznikiem "unikać". W późniejszym czasie i tak obaj rozeszli się w swoje strony. Dla żadnego nie było to zaskoczeniem.
~•~°^'''^°~•~
Niewiele lat później młody i dobrze rokujący kompozytor leżał na wygodnej, lecz małej kanapie w jednym z bardziej luksusowych hoteli w okolicy. Wchodząc zmęczonym do pokoju, padł na mebel i jedyne na co miał siłę to patrzenie się tęsknym wzorkiem na wygodne łóżko oddalone od niego ledwo trzy metry. Jednak był zbyt wycieńczony, by zmienić miejsce spoczynku.
Patrząc na mały stolik kawowy, niespodziewanie w głowie Oliwiera pojawiły się sceny i wydarzenia z jego pierwszym i zaufanym nauczycielem. Był przy nim od pierwszych klas podstawówki, kiedy jako mały dzieciak zaczynał przygodę z muzyką, jak i później, gdy zaczął wykazywać pewne talenty. Pan Kruczek był zawsze lepszym słuchaczem od niego i zawsze to jego słuchał.
Myśląc o kimkolwiek, człowiek najbardziej pamięta wydarzenia, które chciałby zmienić. Nie inaczej było i w tym przypadku. Zalała go fala myśli.
- Ahh... Nawet teraz, na szczycie!, którego mogę już nie sięgnąć, ty mnie prześladujesz. - Zmęczony potarł ręką twarz. Jednak gdy ja zdjął, wbrew sobie patrzył już prosto w biały sufit, wspominając.
Do prawie pełnoletności szkolił się pod jego skrzydłami. Był ciężkim podopiecznym, zwłaszcza im bliżej rzekomej dorosłości był. Ten okres pamiętał najlepiej. Starszy z lekcji na lekcję był coraz bardziej zmęczony i coraz mniej sobą. Aktualnie brunet porównałby to do powolnego wygasania. Jego nauczyciela w ciele było po prostu coraz mniej. Aż nie było go już dla nikogo wcale. Każdy miał odejść w swoją stronę... myślał teraz.
Równo półtora miesiąca po jego osiemnastce - kiedy już nabierał większego rozgłosu - przyszedł na jego pogrzeb. Choć nie mógł racjonalnie powiedzieć, że go to zaskoczyło, to w środku i tak czuł wielki szok. Ten szok przybrał w nim wiele twarzy i skutkował wielu emocjom.
Jego okres rozkwitu zamarł w połowie drogi na szczyt.
Wszyscy jego fani i osoby dla których był inspiracją nie wiedzieli, czemu przestał grać. Tylko brunet wiedział, co wtedy mu w głowie szumiało. Jego słuchacze dowiedzieli się tego prawie pół roku później, gdy media i portale muzyczne wręcz dzwoniły o powrocie geniusza. Geniusza, który znów zaskoczył wszystkich. Swoją pierwszą wydaną płytą.
Słuchając jej, jego fani z czasów młodości nie mogli powiedzieć, że nie znali tych dzieł. Lecz to nad czym autor tak długo siedział i czemu poświęcił się bez reszty przez pół roku, nadało twórczości Oliwiera innego brzmienia. Nie tylko w dosłowny sposób.
Wtedy wypuścił swój pierwszy zbiór melodii. Wszystkie jakie kiedykolwiek stworzył.
Przegrzebywał stare kartony, zeszyty, wracał do poprzednich mieszkań i znajomych, porządkując znalezione nuty. Wszystkie swoje konkursowe utwory odgrywane przed liczną widownią oraz te grane tylko w zaciszu dziecięcego pokoju położył na starym biurku jego mieszkania i... po raz pierwszy je nazwał.
Próbował przywołać wszystkie odczucia jakie miał, pisząc te nuty, lecz w przerażającej ilości przypadków po prostu nie umiał ich znaleźć. Więc zagrał je raz jeszcze, łatając te dziurę w muzyce jak i nagłówku.
Kiedy zamknął oczy i wsłuchiwał się w stare melodię, czuł, że tak naprawdę gra te dzieła pierwszy raz. Że pierwszy raz gra je tak, jak zawsze powinny być. Jakby to muzyka dyktowała jego sercu rytm oddechów i rządziła jego wyobraźnią bez jego świadomości . W niewyjaśniony sposób widział, jak fale dźwięków nadlatują z różnych stron, zderzając się ze sobą i mieszając, tworząc różnorodne wiry dźwięków i emocji. Obraz powstawał na bieżąco, co słyszana przez niego muzyka, dynamicznie się zmieniając, rozmazując i zachwycając wzorami. Był oszołomiony swoim zachwytem.
Tak oto po latach - z zupełnie innym spojrzeniem na muzykę, może trochę podobnym do pana Kruczka - w końcu zaczął swój nie-anonimowy debiut.
Jego początkiem był zagrany w nowej odsłonie tak naprawdę stary album, który w końcu dojrzał, by zostać nazwanym.
A może dojrzał nie tylko on.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top