I.XIII
Przepychali się niemalże cały czas. Czy to uderzenie z łokcia w żebra czy kopnięcie nogą w goleń, po prostu nie mogli zrezygnować chociażby dla własnej rozrywki. Ten jeden raz z nielicznych przypadków nie przejmowali się spojrzeniami nielicznych osób, które mijali zbyt zaoferowani bieganiem za sobą nawzajem nie dbając o to czy będzie miało to większe konsekwencję. Takie momenty zdarzały się im często w ostatnim czasie jednak pogoda znacząco im przeszkadzała. Już po około ośmiu minutach beztroskiego uganiania się za sobą młodszy miał zaróżowione policzki z gorąca, a pot na twarzy sprawiał, że grzywka jak i bandaże kleiły się do skóry. Może ktoś kto by go nie znał uznałby, że jak na taką pogodę to drugi nie wygląda najgorzej jednak rudzielec wiedział, że na tym bladym licu nigdy nie gościły rumieńce bez względu na okoliczności, w których niby powinny powstać. Co więcej musieli zatrzymywać się kilka razy żeby po prostu chłopak nie upadł na ziemię. Chuuya nawet kupił mu za własne pieniądze wodę, której ten stanowczo odmawiał chcąc utrzymać pozory niezależnego siedemnastolatka który nie potrzebuje żadnej pomocy.
Czy jednak naprawdę mógł nadal utrzymywać tą fasadę? Bawił się ostatnio przy stoiskach z grami niczym małe, niewinne dziecko, pokazał mu się bez bandaży mimo iż z chłodnym spojrzeniem to jednak jakąś dozą zaufania, stał się jakoś mniej irytujący niż wcześniej, a Nakahara z szokiem zauważył, że sam zdawał się być milszy dla młodszego. Oddanie ciuchów, pozwolenie mu u siebie spać, stawianie jedzenia i picia, a nawet pokazywanie środkowych palców ludziom którzy dziwnie się na nich patrzyli mimo własnego dyskomfortu. Raz nawet miał myśl, że tylko on może się patrzeć na tą Makrelę jak na osobę niepełnosprawną umysłowo co całkowicie wybiło go z rytmu. Takie zachowania były u niego niezwykle niesłychane i cieszył się, że ostatnio nie miał czasu by spotkać się z pewną różowowłosą kobietą, która opiekowała się nim odkąd dołączył do mafii. Wiedział, że od razu wychwyciłaby te niemalże subtelne zmiany.
Wpatrywał się z dziwnym uczuciem w podbrzuszu w sylwetkę wyższego kiedy ten podnosił się z ziemi i prawie go przewracając zaczął kierować się żwawym krokiem do celu ich podróży. Wykrzyczał kilka przekleństw w stronę partnera ciesząc się, że nikt ich tego nie słyszał bo chyba zapadłby się pod ziemię. Dość szybko dobiegł do szatyna wymieniając z nim kilka złośliwych uwag na temat tego jak wyglądają po czym zapadła komfortowa dla obu cisza. Wyjątkowo tylko trącali się od czasu do czasu dłońmi żeby mimo wszystko utrzymać przyjemną i niezaczęstą atmosferę w ich wydaniu. Musiało to jednak zostać przerwane kiedy dotarli do celu ich podróży. Stanęli przed trzypiętrowym oraz średniej szerokości, starym budynkiem z którego ścian powoli odchodziła farba. Niebieskooki skrzywił się na wspomnienie, że podobno mieszka, a właściwie pracuje tu niezwykle dużo uzdolnionych. Nie wyobrażał sobie, że szef naprawdę nie wykorzystał potencjału który dostał niemalże na tacy. Gdyby wciągnąć do mafii obiecujących użytkowników zdolności to ich potencjał pod tym aspektem wzrósł by jeszcze bardziej. Nie, że liczył na to jakoś dogłębnie czy życzył komukolwiek pracy w takim toksycznym środowisku, ale pozostawało to chyba nadal lepsze niż mus wykonywania takich rzeczy do jakich często jest się w takich miejscach przymuszanych.
Spojrzeli na siebie i kiwnęli porozumiewawczo głowami po chwili ruszając do przodu z zamiarem wejścia do środka. W tej samej chwili poczuli pęd powietrza za sobą. Obrócili się głowami w bok w ostatniej chwili unikając bolesnego uderzenia i twardego spotkania z betonem pod ich stopami. Nakahara użył swojej zdolności żeby zamortyzować się na wypadek gdyby ten gwałtowny wyskok sprawił, że utracił równowagę za to Osamu chwycił się latarni jedną ręką i oplótł się jedną nogą jednak to wystarczyło na tyle by jego chude ciało nie trafiło z impetem na ścianę budynku lub w łapska mężczyzny który stał zaraz przy ścianie z cegieł.
— Czego chcecie? — Warknął ryży. — To miejsce i tak należy do portowej mafii.
Nie było sensu zakładać, że należeli do ich organizacji, gdyby tak było to by nigdy ich nie zaatakowali wiedząc jak mogłoby się to skończyć. Prędzej byli oni członkami kilkuosobowego gangu który od pewnego czasu niezwykle często się tu kręcił. Mori szybko nawiązał z nimi ciche porozumienie o nieagresji jednak nigdy nie zostało ono stwierdzone oficjalnie co mogło ich w najlepszym razie zgubić gdyby byli nowicjuszami. Aktualnie byli jednym z najsilniejszych duo w całej mafii jeśli nie Jokahamie i nawet brak wiedzy na temat możliwych zdolności przeciwnika nie mógł ich powstrzymać, a przynajmniej w to wierzył rudowłosy.
— To nasz teren — odpowiedział tylko młodszy, nie miał na oko więcej niż dziewiętnaście lat chociaż mógłby mieć nieco mniej jeśli by się sugerować twarzą. Miał białe włosy zgarnięte w kitkę oraz żółte, niemalże tak jasne jak słońce oczy oraz bladą skórę i delikatne rysy twarzy. Wyglądał zjawiskowo jak i przeciętnie w tym samym czasie. — Nie życzymy sobie by tacy idioci jak wy się tu kręcili.
— Hę?! To nie my rzucamy się na wszystkich których zamiarów nie znamy.
— Czyli co? Przyszliście po prostu na dziwki? To chcecie powiedzieć? — Po tym pytaniu na twarz starszego wypłynęło obrzydzenie, a on sam spojrzał z niesmakiem na niebieskookiego.
— Nie rozumiem skąd takie założenie. My tylko w sprawach służbowych, z resztą ten budynek jak i zakład tu prowadzony należy do Portowej Mafii — odezwał się spokojny głos przez co wszystkie spojrzenia skierowały się na szatyna czy tego chciał czy nie. Wyraźnie tą jakże prostą uwagą zamknął usta białowłosego na dobre bo ten zrobił minę jakby się obraził.
— Tak, masz rację — tym razem odezwał się mężczyzna za Dazeim. Miał krótkie, potargane włosy o kolorze bordwym za to jego tęczówek nie było praktycznie widać przez taki, a nie inny odcień szarego. Jego ciało było dość masywne jednak po spojrzeniu dało się zorientować, że nie robił tylko i wyłącznie za tego idiotę który jest od chronienia przełożonych. Zlustrował wzrokiem obandażowanego nastolatka, a w jego oczach coś ledwo zauważalnie zalśniło. — Chodź Natsushiko, nic tu po nas — i zaczął iść w swoją stronę.
— Ej, czekaj na mnie! — Młodszy pognał za swoim współpracownikiem zostawiając zdezorientowaną podwójną czerń samą sobie.
Wymienili lekko zdjzwione spojrzenia po czym niemalże w tym samym momencie wzruszyli swoimi ramionami po czym ruszyli do pierwszego celu ich podróży. Lokal był mimo wszystko dość bogato urządzony. Duży jak na możliwości przestrzenne barek, dużo miękkich siedzisk oraz masywnych stołów wykonanych z dobrej jakości drewna. Duże i idealnie widoczne schody prowadziły na kolejny poziom budowli z którego wyraźnie dało się słyszeć męskie śmiechy będące wyraźnie podpite. Rudowłosy skrzywił się na gwałtowną zmianę jasności na ciemniejszą próbując dostosować swoją wzrok za to szatyn rozglądał się dookoła z tylko sobie spowodowaną nostalgią. Przejechał długim palcem po jednym z blatów nawet nie patrząc gdzie nim sunie jednak unikając niemalże każdej szparki. Chuuya postanowił wykorzystać ten moment opuszczenia gardy przez drugiego przyglądając się uważnie jego mimice oraz mowie ciała.
W sumie jeśli tak o tym pomyśleć to może Mori jednak skorzystał z okazji? Może jakimś cudem do domu publicznego trafiło tak obdarowane przez los zdolnością i inteligencją dziecko, a wtedy jeszcze lekarz niezależnie pracujący w podziemiu postanowił je wykorzystać? Jak spotkali się po raz pierwszy mieli po piętnaście lat, Ougai był już szefem od około roku. Dalsze myślenie uznał za niewłaściwe, wręcz niestosowne. I to nie dlatego, że sobie coś dopowiadał z części faktów jakie znał i starał się złożyć całość, to nie miało na niego żadnego wpływu. Wiedział, że każdy miał swoje potrzeby i tak dalej jak zapamiętał z przymuszonej lekcji wdż z Ane-san jednak mimo wszystko obraz jego obecnego bossa chodzącego do domów publicznych pojawiający się w jego głowie postanowił wyprzeć nie tyle co dla własnej psychiki jak i szacunku do mężczyzny. O czym on tak w ogóle myślał? Poczuł jak gorąco ogarnia jego kark z wstydu. Koniec teorii spiskowych na dziś.
Rozdzielili się, szatyn poszedł na górę za to niższy do barmana który miał być właścicielem tego miejsca. Mężczyzna musiał mieć około siedemdziesiątki. Miał wypadające już siwe włosy, spadające okulary z nosa oraz okrągłą sylwetkę w przeciwieństwie do krzatającej się tu obsługi. Niebieskooki skrzywił się znacząco kiedy kątem oka dostrzegł niemalże półnagą kobietę przy rurze której musiał wcześniej nie dostrzec. Na początku barman musiał ich nie zauważyć jak weszli do środka co było uzasadnione przez napór młodych mężczyzn przy długim blacie. Tak więc mafiozo usiadł z boku czekając cierpliwie na swoją kolej. Kiedy ta nadeszła chłopak poprosił o wino oraz zagadał do starszego o miłych rysach twarzy. Mimo wszystko wyglądał bardziej jak dobry dziadek bawiący się w wolnym czasie z wnukami niż osoba podlegająca mafii i prowadząca taki interes.
Tak więc zaczęli rozmawiać o osobach, które zostały w ostatnim czasie "wypożyczone". Zbierał informacje porządkowując je w głowie i dopiero jednak wiadomość wyrwała go z takiego stanu. Kassandra. To jedno imię obijało się w jego głowie nawet przez czas kiedy wracał z partnerem do swojego mieszkania by wszystkie informacje dziś zdobyte uporządkować i to napewno nie z powodu jej pewnego nie pochodzenia z Japonii. Dwudziestotrzyletnia kobieta o granatowych włosach i dość wysokiej i kształtnej posturze. Niby nic nadzwyczajnego w takim miejscu jednak jego uwagę przykuła wiadomość o jej ośmioletniej córce. Podobno była bardzo młoda gdy urodziła i cudem przeżyła jednak jej dziecko już od najmłodszych lat było wyjątkowo piękne. Z rys twarzy niesmowicie przypominała matkę. Brunetka była uzdolniona, mężczyzna choć nie chętnie, powiedział mu cicho, że jeśli dobrze ukierunkować jej dar to byłaby idealną bronią, ale nie zdradził nic więcej. Podobno została zabrana przez dość bogatego blondyna o dobrej budowie ciała i niebieskich oczach. Z pewnością był obcokrajowcem z tego co mówił wyższy.
W tamtej chwili niemalże z hukiem odstawił w pół wypity kieliszek wina i podziękowawszy za udzielenie odpowiedzi na jego pytanie poszedł szukać partnera. Pamiętał jak całe jego ciało oblał pot, a ręce dygotały delikatnie jednak wciąż niebezpiecznie jakby miał zaraz kogoś uderzyć. Jego skóra w jednym momencie stała się blada, a on sam miał wrażenie jakby wszystko co do tej pory przeszło mu przez gardło miało wydostać się za chwilę na wolność przez jego gardło. Nawet czuł podchodzące mu do ust wymiociny jednak nie pozwolił sobie na taką chwilę słabości. I nie ważne co robił przed jego oczami nadal pojawiał się obraz odchodzącego mięsa od skóry, w nozdrzach czuł zapach zgnilizny, a przed oczami wpatrywał się w młodą, wyraźnie wychudzoną kobietę, która miała ogrom krwi na twarzy, a zwłaszcza w okolicach ust.
***
Wszystkiego najlepszego Chuu.
Edit: (Tekst po kiepskiej, ale jednak korekcie)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top