I.XI

Czuł się dziwnie spokojny. Wiatr muskał jego skórę, a promienie słońca grzały delikatnie twarz, którą zazwyczaj chronił kapelusz. Zielona trawa pod jego bosymi stopami wydawała się być aż zbyt miękka, zbyt kusiła go by po prostu się położył. Jednak on nie mógł, czuł, że ma coś ważnego do załatwienia. Tak więc ruszył po prostu przed siebie nie wiedząc gdzie bowiem jego oczy były zasłonięte. Dziwne uczucie. Hałas do okoła niego był jakby przytłumiony kiedy próbował wsłuchać się w odgłosy rozmowy dochodzącej obok niego, a jakby oddalonych o kilka dobrych kilometrów. Nabrał drżącego i płytkiego jedynocześnie oddechu poprzez delikatnie rozchylone wargi na co dźwięki momentalnie zniknęły jakby wystraszone takim działaniem. Chuuya pamiętał jak przez mgłę, że kiedyś kiedy był jeszcze nowy w mafii wszelkie rozmowy się tak urywały kiedy wchodził do pomieszczenia gdzie były prowadzone. Ludzie patrzyli na niego nieufnie, wręcz z odrazą i dopiero kiedy wykazywał niechęć do poznania treści takowej rozmowy to praktycznie go ignorowano i wracano do konwersacji jednak będąc przy tym o wiele ostrożniejszym.

Pamiętał jak bardzo go to bolało. Nie mógł zdradzić Portowej Mafii przez to, że chciał chronić Owce, nie zapominając też o tym, że Mori wywarł również na nim naprawdę duże, pozytywne wrażenie. Nie byłby w stanie. On taki nie był. Nie latał do okoła i nie zdradzał każdej możliwej organizacji jak co niektórzy. Cenił sobie lojalność jak nic innego i nic nie byłoby wstanie tego zmienić. Sama już taka sugestia obrażała go dogłębnie. Wtedy też głosy nabrały trochę więcej wyraźności. Dwie kobiety i mężczyzna. Reprezentantki płci pięknej nie brzmiały jakoś ani młodo ani staro jednak mężczyzna był wyraźnie starszy choć nie potrafił w ten sposób poznać jego wieku. Na nowo siłą woli spróbował otworzyć oczy jednak ponownie mu to nie wyszło.

— Raczy pan sobie żartować. Nie możemy pozwolić żeby jakakolwiek organizacja go zdobyła. To zbyt niebezpieczne! — Zbulwersowany głos krzyczał z determinacją. Rudowłosy nie był pewny, ale miał wrażenie, że wychwycił w nim też nutkę rozpaczy.

— Niestety, ale jesteśmy do tego zmuszeni.

— Ale niech pan pomyśli! — Zaprotestowała druga, jej głos był znacznie delikatniejszy i nieco bardziej wyrażający przerażenie. — To jest zagrożenie dla nas wszystkich — dodała sycząc, a Nakahara niemalże fizycznie poczuł wywierające dziurę w jego klatce piersiowej, oskarżycielskie spojrzenie.

— Bez przesady drogie panie, nie potrwa to dłużej niż maksymalnie dwa lata, mogę to obiecać — mówił stanowczo, a niebieskookiego tak dogłębnie irytowało, że nie był w stanie dostrzec jego twarzy, miał wrażenie, że to ważne.

— A co jeśli on się dowie?

Wtedy zapadła głucha cisza przepełniona napięciem. Niewypowiedziane słowa wyrażające nadzieję, emocje oraz oskarżenia zawisły w powietrzu wgryzając się boleśnie w atmosferę. Za to on zaczął rozmyślać. Nie bał się ani trochę. Było to dziwne uczucie jednak wiedział, że nic się nie stanie. Nikt nie będzie krzyczeć, atakować czy nagle bez uprzedzenia nie odejdzie. Chuuya po prostu to czuł i nie zamierzał tego wrażenia porzucać czując się z tą świadomością niekomfortowo.

— Nawet jeśli to pracuje nad tym jak go pokonać — wyznał w końcu męski głos. — Jeśli to się uda będziemy mogli też zapanować choć trochę nad nim.

— To jest nadal ryzykowne. Nie możemy tak po prostu tego zrobić. Co jeśli przez to wszystko upadniemy? Pogrążymy się i upadniemy na dno? Pamiętaj, że to ty poprzysiągłeś nam pomóc. Jako jedyny dałeś nam szansę. Nie możesz nas teraz zostawić z jakimś obcym dzieciakiem tylko dlatego, że masz kaprys!

— Mai przestań!

Znów zapadła cisza. Niski chłopak czuł, że właśnie stało się coś dziwnego jednak nie wiedział co. Może chodziło o sam fakt podniesienia głosu? W sumie jeśli się nad tym bliżej zastanawić miał kilka takich sytuacji jak jeszcze był w Owcach jednak nie miały zbyt wielkiego znaczenia. Wtedy jeszcze mu ufali i po takich wybuchach był tylko śmiech czy po prostu się przekomarzali. Lubił taki stan rzeczy, lubił tamte czasy. Ile on by dał żeby do tego wszystkiego wrócić... Nakahare aż czasami przerażało jak szybko się przywiązywał i oddawał w cudze ręce. Był wykorzystywany jak zwykłe narzędzie, bawiono się nim jak jakąś szmacianą lalką by zaraz o nim zapomnieć na rzecz nowej zabawki. Bał się, że kiedyś naprawdę obróci się to przeciwko niemu. Nie chciał by ktokolwiek go zostawił. Jeśli jednak doszłoby kiedykolwiek do takiej sytuacji zamierzał pokazać światu, że nie zamierza sobą pomiatać. Co to to nie. Sprawi, że suka, która go w taki sposób poniży pożałuje, że kiedykolwiek się narodziła.

— Może znajdźmy jakiś kompromis? Tak byłoby najlepiej — zasugerowała bezimienna. Następnie usłyszał niechętne prychnięcie jeśli dobrze zrozumiał, Mai. Swoją drogą kojarzył to imię. Nie mógł sobie tego jednak przypomnieć, miał wrażenie jakby ktoś nalał mu wody do głowy i zastąpił nią mózg.

— Co byś proponowała? — Zainteresował się starszy co było słyszalne również w jego głosie.

— Może... Może go zostawmy w slumsach! — Krzyknęła głośno, a lazurowooki już czuł w kościach nadchodzące oburzenie. — Zanim cokolwiek powiecie! Będziemy mogli go nadzorować. No wiecie, chodzić za nim i tak dalej. Po za tym Owce tam urzędują więc idealnie się składa! Może przyjmą go tradycyjną drogą niż poprzez kogokolwkiek z nas. Byłoby to podejrzane gdybyśmy tam nagle poszli i powiedzieli, coś w stylu: "No hej no bo to jest chłopiec, który był przetrzymywany w tajnej bazie wojskowej i stanowi zagrożenie dla całego kraju, a może i świata. Zajmijcie się nim dopóki nie znajdziemy sposobu na okiełznanie go, okej? Pa".

— Co nie zmienia faktu, że to nadal by gwarantowało, że nie trafiłby do jakiejś organizacji co zna się bardziej na uzdolnionych. A co jeśli przypadkiem natrafi na portową mafię? — Nadal oponowała. Przy mówieniu tego w jej głosie najbardziej obijała się determinacja. — Dobrze znacie jej szefa, to skończy się katastrofą.

— Tak jak mówiłem, mam już plan na opanowanie sytuacji.

— Mówiłeś tak miesiąc temu i co? I nadal nic! — Przerwała mu. Akurat w tej z jej wypowiedzi najbardziej dało się usłyszeć rozpacz. Nakahara był pewny, że w innych okolicznościach przeszłyby go ciarki. — Nie zamierzam ginąć nawet nie wiedząc za co!

— Yuuko...

— Nie! Zostawiam dla tego wszystko! Wszystko rozumiesz?! Oni myślą, że nie żyje! — Jej głos coraz bardziej się łamał aż rudowłosy miał pewność, że nie przerodził się on w szloch. — Oni mają moją córkę rozumiesz to? Zostawiam ją tak po prostu tylko i wyłącznie dla ciebie. Jakim cudem mam się niby nie denerwować?

— Musisz zrozumieć, że taka jest kolej rzeczy...

— Ona jest tylko małym dzieckiem! Ona wcale nie jest starsza od tego tutaj. To... To niesprawiedliwe! — Dało się słyszeć huk kiedy kobieta najprawdopodobniej upadła na kolana.

— Wiem... Lecz niestety musimy to robić. Ja też na życiu wielu postawiłem już kreskę choć kompletnie nie mam do tego prawa, jednak musimy się poświęcać jeśli chcemy powstrzymać tych dwoje.

— Oboje wiemy, że na dwójce się nie skończy. Takich idiotów będzie coraz więcej i nic tego nie powstrzyma.

— Niestety masz rację, oni nigdy nie zrozumieją co jest istotne i będą kontynuować pogoń za czymś co ona umożliwia. Dlatego musimy ich powstrzymać. Obiecaliśmy to w zamian za jej przychylność.

— Ale...

— Mei — przerwał jej.

— Hai!

— Zabierz go do slumsów. Zastosujemy twój plan, nie mamy już czasu do dłuższego namysłu. Yuuko, ty pomożesz mi z szefem portówki. Jeśli to się uda strażnicy wreszcie będą mogli powrócić do swojej pracy.

***

Obudził się ciężko dysząc. Pot kleił jego bluzkę do ciała, a w kącikach szeroko otwartych oczu zbierały się pojedyńcze łzy. Rozglądał się dookoła zdezorientowany i z lekkim przerażeniem nie wiedząc o co chodzi. Podniósł się powoli do siadu czując jak drążenie powoli pochłania jego rękę. To było naprawdę niekomfortowe uczucie. Niby zachowywał pełną świadomość, ale nie mógł niczego zrobić ze swoim ciałem. Kiwnąć palcem, otworzyć oczu, wziąć głębszego wdechu co czasami wydawało się niemalże bolesne. Wstał powoli po czym skierował się do kuchni nie bacząc na to, że musi obecnie okropnie śmierdzieć. Zamrugał kilka razy po czym jak już znalazł się w pomieszczeniu sięgnął od razu do szafki wyciągając z niej pudełko herbaty. Wpatrywał się chwilę tępo w etykietkę po czym wziął jedną saszetkę i włożył ją do kubka następnie włączając czajnik. To był naprawdę dziwny sen. Nie rozumiał co do przekazania miały mu te głosy, ale czuł, że coś ważnego. Tak jakby ktoś powiedział mu co ma zrobić, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć co przez natłok innych rzeczy. Irytujące.

Wlał ciepłą, wręcz parzącą wodę do kubeka po czym dołożył łyżkę miodu. Pomieszał chwilę po czym nie bacząc na temperaturę cieczy natychmiast się jej napił. Stał tak chwilę rozmyślając nad tym wszystkim kiedy uderzyła w niego nagle świadomość pewnej rzeczy. Szok kiedy zdał sobie sprawę z tego był tak wielki, że upuścił nawet kubek, który upadł z hukiem na podłogę roztrzaskując się i przy okazji pozwalając by gorąca herbata rozbryzła się na wszystkie strony. Napój przesiąkał jego ubranie parząc nieprzyjemnie skórę jednak nie zwracał na to uwagi.

On śnił.

***

Macie może jakieś teorię spiskowe? Ja chętnie posłucham xD

A tak w ogóle rozdział jest z specjalną dedykacją dla kam3lie , jeśli to czytasz to pozdrawiam ogromnie.

Edit: (Tekst po kiepskiej, ale jednak korekcie)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top