I.IX
Idąc brukową ścieżką przez miasto Dazai cały czas go zaczepiał nie myśląc nawet o tym by przestać. Trącał go ramieniem, tańczył koło niego jakieś dziwaczne układy, zadawał jakieś dziwne, ale co najgorsze, wprowadzające go w zawieszenie pytanie, które aż się prosiły o komentarz. Pozostawał jednak cicho co wyraźnie przeszkadzało drugiemu. Chuuya jednak nie odczuwał z tego powodu dyskomfortu, wręcz przeciwnie. Czerpał przyjemność z widzenia jak chłopak się męczy próbując zwróć na siebie uwagę którą pozornie Nakahara poświęcał telefonowi w niebieskiej obudowie który trzymał w dłoni przed sobą. W sumie sam nie wiedział dlaczego starał się drugiego ignorować. Może chciał się z nim podroczyć? Albo udawać obrażonego, że wyciągnął go z domu, i to jeszcze do takiego miejsca? Rudowłosy w sumie nie wiedział co nagle napadło jego partnera na to by nagle chcieć gdzieś wychodzić i się bawić w taki sposób. Dazai nigdy nie był typem nastolatka co potrzebował do życia wyjść ze znajomymi, zabaw gdzie jest potrzebny jakikolwiek ruch fizyczny oraz spędzania czasu w dużym gronie ludzi wręcz na przeciw jego psotnego charakteru i wrażeniu, jakie może sprawiać kiedy zdaje się być tak bardzo swobodny przy otaczających go ludziach. Wręcz przeciwnie, chłopak o tęczówkach w odcieniu zaparzonej o poranku na rozbudzenie kawy nigdy nie przykładał zbytnio wagi do relacji między ludzkich, gardził osobami, które go otaczały i tylko nieliczne wyjątki zdobywały skrawek jego prawdziwej i w żadnym sposobem niewymuszonej uwagi. Jednostki, które natomiast natarczywie starały się zdobyć jego względy były pierwsze na liście do wysłania na jakąś samobójczą misję od młodszego od nich samych przełożonego, ewentualnie jeśli ktoś zajmował wyjątkowo wyższe stanowisko (a to zdarzało się praktycznie nigdy) od Osamu to chłopak po prostu taką osobę ignorował od czasu do czasu wyciągając tylko jakieś na nią brudy by uprzykrzyć jej życie.
Chuuya nigdy nie był w stanie zrozumieć tego braku empatii do wszystkiego co było żywe lub choć trochę się ruszało u jego partnera jednak wiedział, że nigdy nie chciałby się znaleźć pod naporem żelaznego spojrzenia szatyna, który tylko by czekał by bez jakiegokolwiek uprzedzenia wgnieść go w ziemię pomimo tego, że to właśnie rudowłosy był dużo, ale to dużo silniejszy z ich dwójki. Po prostu nie był na tyle głupi żeby się oszukiwać, że gdyby wywiązała się walka na pozory oraz niszczenie psychiczne siebie nawzajem to byłby w stanie go pokonać bez użycia aspektów swojej zdolności i możliwości otwartego ataku w którym mogłoby dojść do rękoczynów. Osamu mimo wszystko nie był głupi, a jeśli chodziło o przemoc mentalną to też był w to dość wprawiony. Nakahara skrzywił się na tę myśl wyginając brwi ku dole i układając karmazynowe wargi w nieprzychylnym grymasie. Z jego ust wyleciało ciche prychnięcie na tą myśl, które przykuło uwagę jego partnera. To było jasne, że Dazai znał się na tej sprawie dość dobrze, przecież nie bez powodu nazywano go Cudownym Demonem, został najmłodszym egzekutorem w historii mafii oraz mógł jednym słowem sprawić, że wszyscy padną do jego stóp, a ten który tego nie zrobi będzie miał bliskie spotkanie z zimną lufą pistoletu brązowowłosego. Zamrugał kilkukrotnie powiekami kiedy przed jego twarzą zaczęła migać ręką, którą od nadgarstka zaczął szczelnie owijać bandaż. Niechętnie obrócił delikatnie kark tak by rzucić przelotne spojrzenie na swojego towarzysza po czym z jego ust uciekło ciche westchnienie rezygnacji.
— Czego chcesz pajacu? — Zapytał mierząc wzrokiem wychudzoną sylwetkę chłopaka od stóp do głowy. Na malinowych wargach drugiego czaił się delikatny lecz niebezpieczny uśmieszek co nie spodobało się ryżemu.
— Chuuya nie zwraca na mnie uwagi! — Krzyknął z dziwaczną pretensją w głosie po czym układając z ust tak zwany dziubek, spojrzał na niego spod przymrużonych powiek, a długie rzęsy rzuciły cień na szczupłą twarz. — No i zatrzymał się w miejscu na dobre kilka minut. Nie mogłem cię jakkolwiek ruszyć! — Wskazał na niego oskarżycielsko na co drugi wywrócił tylko swoimi szafirowymi oczami w odpowiedzi na zbędne krzyki młodszego.
— Zamknij się już. Ludzie patrzą na nas jak na wariatów — zwrócił mu jednak mimo wszystko spokojnie uwagę na ciekawskie spojrzenia dzieci, których mijali coraz częściej oraz ich rodziców i innych przypadkowych przechodniów lustrujących ich sylwetki patrząc to z zaniepokojeniem, to z obojętnością czy po prostu ciekawością na bandaże oplatające ciało Osamu.
— No i? Dzisiaj się bawimy! — Krzyknął wesoło na co Chuuya zrobił tylko załamaną minę.
Przed oczami stanęła mu sytuacja sprzed niemal dwóch lat kiedy jeszcze mieli po piętnastce. Kłócili się wtedy niemiłosiernie, nawet bardziej niż obecnie. Cięte słowa latały w powietrzu przecinając nerwową atmosferę za każdym razem jak tylko się widzieli, nawet jeśli tylko przelotnie i drugi miał za chwilę zniknąć z pola widzenia i okolicy. Nakahara miał żal do Dazaia za to co zrobił by wciągnąć go w szeregi mafii oraz odczuwał przy tym tak niepohamowaną złość jak o tym myślał, że czasami miał wrażenie, że już samo to wystarczy by rozerwać nowego partnera na pół. Tak więc wokół nich była dość nieprzyjemna atmosfera chociaż szatyn nie robił jakoś szczególnie nic by ją utrzymać. Żartował, śmiał się, raz nawet zaproponował wspólne wyjście na, które Nakahara stanowczo odmówił. Mimo jednak, że nie robił nic wielce wrogiego to często sobie żartował z Chuuyi i jego wzrostu oraz wypominał mu przegraną podczas gry na automatach, która jak rudowłosy był pewny, została z góry zaplanowana. Mori nie chcąc by ta negatywna energia wpłynęła na przebieg ewentualnej misji wysłał ich wtedy do kina. Jeśli niebieskooki dobrze pamiętał to byli na filmie akcji z przeplatającymi się wątkami psychologicznymi oraz fantastycznymi. Film przypadł mu nawet do gustu jednak z zaciekawieniem przysłuchiwał się żywej krytyce tej produkcji ze strony drugiego uczestnika seansu który mu towarzyszył. Zaraz po filmie wyszli z budynku i Chuuya już normalnie kierowałby się do siedziby mafii kiedy poczuł jak większa od jego dłoń chwyta się za jego dłoń. Obrócił wtedy głowę w stronę Dazaia ze niezrozumieniem, a on uśmiechnął się w tylko dla siebie typowy sposób i pociągnął go na miasto z właśnie takim tekstem: ,,Nie, Chuuya. Dzisiaj się bawimy!"
Na wspomnienia z tamtego okresu ogarnęła go dziwna melancholia której nie potrafił pojąć. Czuł jakby coś wżerało się w jego skórę, przenikało przez tkanki i mięśnie i wraz z krwią w krwiobiegu przedostało się prostu do serca jednocześnie uderzając go świadomością pewnej rzeczy której nigdy by przed sobą nie przyznał. Tęsknił za tamtymi czasami. Tęsknił za tamtymi chwilami gdzie obaj byli na siebie skazani praktycznie cały czas, dwadzieścia cztery na dobę. Tęsknił za słodkim smakiem pewnego rodzaju beztroski, odurzającym odczuciem tego, że znalazł swoje miejsce. O Boże, czuł się wtedy taki ludzki...
— Chuuya, dobrze się czujesz? — Padło kolejne pytanie, na które tym razem postanowił nie udzielać odpowiedzi by przypadkiem z pomiędzy jego ust nie wydobyło się pełne bezsilności westchneinie i nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony drugiego, pociągnął go przed siebie zanim na dobre popadnie w stan wyłączenia. Teraz był minimalnie wdzięczny temu, że nie siedzi sam w domu i nie rozmyśla chociaż to właśnie przez to wyjście się tak poczuł.
Już po kilku minutach marszu, który przebiegł im w ciszy jednak z połączonymi w uścisku dłońmi, mieli przed sobą składający się z ponad kilkudziesięciu różnych atrakcji. Porozstawiane stoiska z wszelkimi rodzajami jedzenia były okupowane przez tłumy ludzi na co ryży wyraźnie się skrzywił nie rozumiejąc jak można płacić tyle pieniędzy za zwykłe mochi lub curry z własnej woli. Do okoła stały różne atrakcje - samochodziki, mały rollercoaster, dom strachów, łódki i wiele więcej. Chłopak o oczach w odcieniu lazuru spojrzał na miłośnika samobójstw zaraz koło niego. W rdzawych oczach pojawiły się małe ogniki, które nie były tam za często widywane, przynajmniej te szczere, a jego mięśnie się napięły w oczekiwaniu. To drugie był w stanie wyczuć tylko poprzez nadal połączone wbrew jego świadomości kończynom. Przypatrywał im się chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić i kiedy miał już wyrwać swoją dłoń przez pojawiające się z opóźnieniem zawstydzenie obecną sytuacją poczuł silne pociągnięcie do przodu i jak uścisk się wzmacnia. Bodźce te uderzyły w niego silniej niż się spodziewał przez co bez namysłu od razu podążył potulnie za Osamu nie wiele się zastanawiając nad obecną sytuacją.
Już po chwili stanęli w kolejce do kasy z biletami. Mieli szczęście, że udało im się tako jako wepchnąć choć zgromadzili w ten sposób dość wiele nieprzychylnych oraz oburzonych spojrzeń nie tylko małych chłopców i dziewczynek cierpliwie czekających na swoją kolej, ale również i osób ich pilnujących którzy wyraźnie woleli by gdzieś usiąść zamiast stać w tym łańcuchu. Ściągnął brwi ku sobie w niezadowoleniu po czym spojrzał na swojego partnera chcąc mu powiedzieć, że nie zamierza w tym uczestniczyć skoro jest tu tyle ludzi jednak widząc beztroskę buchającą z jego postawy od razu zamknął usta i postanowił przeboleć. Na skraju pamięci nadal miał beznamiętny wzrok szatyna i jego skażoną lekko na nadchodzącymi na siebie prostych kresek w postaci blizn, ale też świeższych ran. Zagryzł zęby tak mocno, że aż zgrzytnęły co aż za wyraźnie usłyszał. Odetchnął głęboko chcąc zdławić w sobie miażdżące poczucie irytacji i choć raz zrobić coś bez sensu. Bo kto mu zabroni? Kiedy wreszcie dorwali się do budki wyższy z nich o kasztanowych włosach wykupił przepustki na niemalże każdą atrakcją na co Chuuya zarejestrował kątem oka, że sprzedawca z zdecydowanie kryzysem wieku średniego przygląda się mu jak nienormalnego. Kiedy już miał coś mówić rozeźlony tym w jakim położeniu się znalazł i ze świadomością, że mógł wylegiwać się teraz w domu na kanapie pokazał mężczyźnie środkowego palca ku jego wzburzeniu i pociągnął za sobą uśmiechającego się jak głupi do sera znajomego - żeby nie mówić kolegę, lub broń Boże, przyjaciela.
Pierwszą atrakcją był dom strachów, który wypatrzył na początku Nakahara. Nie było tam nic takiego co byłoby straszne jednak i tak wyszedł stamtąd w nerwach bo Dazai wpadł na jakże genialny pomysł by spróbować się powiesić na linię zawieszonej w jednym pomieszczeniu. Mimo wątpliwej jakości tworzywa na której był zawiązany sznur, plastik się nie załamał za to sznur się rozwiązał z powodu niepożądanego słupa co sprawiło, że chłopak wyrżnął boleśnie o ziemię ku uciesze Nakahary do którego śmiechu po pewnym czasie zaczynały dołączać jęki niezadowolenia młodszego. Nie było im jednak już tak do śmiechu kiedy ochrona została wysłana żeby ich z tamtąd wyrzucić. Mieli więc za sobą pierwszą z wielu następnych zabaw z jakże wspaniałym wiszącym nad ich głowami zagrożeniem, że jeśli jeszcze raz odwalą coś w tym stylu to nie będą już mieli czego tutaj szukać.
Drugą atrakcją były karuzele. Normalnie Chuuya nigdy nie dałby się na to zaciągnąć jednak kiedy tylko brązowooki zapytał się czy boi się wsiąść na różowego pegaza o oczach jakby przed chwilą brał jakieś psychotropy, nie mógł zrezygnować. Usiadł na nim patrząc dumnie na szatyna przed nim który usadził się tyłem do przodu swojego kota w niebieskie pręgi i o nienaturalnie szerokim uśmiechu. Założył ręce na piersi i z zadowoleniem wymalowanym na twarzy jednak szybko przerodziło się to w lekko spanikowany wyraz kiedy maszyna ruszyła do przodu, a on sam o mało nie spadł w akompaniamencie głośnego śmiechu swojego rudowłosego towarzysza.
Trzecią aktrakcją oczywiście był dmuchany domek z siatką w środku zamiast szczebli oraz wypełniony w każdym pomieszaniu kulkami. Były tam przejścia w różnych kształtach, a wpadli nawet kilka razy na zapadnię do basenów pełnych plastikowych kul. Pierwszy wpadł tam Chuuya bo to właśnie on uciekał od szatyna który próbował ukraść mu kapelusz, natomiast zdezorientowany Dazai nie zdążył w porę wychamować i również tam wleciał spadając jakże niefortunnie na Nakahare i wciskając go głębiej w plastik obijając mu przy okazji żebra. Zdenerwowany rudy zrzucił z siebie uśmiechającego się szeroko Osamu wygrażając mu i chwytając pierwszą lepszą piłkę i rzucając nią w brazowokiego akurat trafiając mu w głowę. Kiedy już niebieskooki miał wygrzebywać się w całości na powierzchnię poczuł jak ktoś łapie go za kostkę i ciągnie w dół. Nie wiedząc co się dzieje zaczął się wierzgać przy okazji najpewniej nabijając siniaka na głowie chłopaka o kakaowych oczach który postanowił podokuczać drugiemu.
W taki sposób pomiędzy nimi wywiązała się mała wojna. Rzucali w siebie czym popadnie, co tylko mieli pod ręką i zaczęli ścigać się na zmianę po całej atrakcji. Kiedy to później wyższy uciekał przed niższym potknął się niefortunnie, a właściwie Chuuya podstawił mu nogę po czym wpadł w jedno przejście i sturlał się w dół. Pewnie rudowłosy byłby ustafakcjonowany gdyby nie to, że w tym samym czasie kiedy młodszy upadł mimo miękkiego podłoża pod nim stęknął z bólu żałośnie. W ten sam sposób starszy z ich dwójki przypomniał sobie, że przecież nie tak dawno najmłodszy egzekutor mafii został postrzelony. Podbiegł do niego trochę spanikowany jednak kiedy spojrzeli sobie w oczy na przekór wszystkiemu Dazai zaczął się po prostu beztrosko śmiać. Nakahara patrzył na niego z pewnie nie dość mądrym wyrazem twarzy marszcząc nos jednak po chwili jego mimika wygładziła się kiedy dźwięczny i perlisty dźwięk śmiechu nie skończył się po paru sekundach. Szatyn śmiał się szczerze rozbawiony, tak, że nawet w kącikach jego oczu pojawiły się łzy, a brzmiało to jednocześnie tak szczerze, że aż nierealnie. Chuuya nigdy nie słyszał takiego śmiechu u swojego partnera, takiego czystego i beztroskiego. Zazwyczaj brzmiał on bardziej kpiąco, tak jakby istnienie jego rozmówcy było niezwykle śmieszne przez tylko sobie znane powody. A teraz? Teraz to było coś innego.
I właśnie to zapadło mu najbardziej w pamięć kiedy ich zabawa dobiegała końca. Nie zwracał zbytnio uwagi na widoki za oknem diabelskiego młynu poświęcając swoją uwagę roześmianemu licu tuż koło niego czując jakby to było w tej chwili najważniejsze. Wpatrywał się w jego żywe oczy, podczas jazdy samochodzikami i mimo iż odpierał każdy atak na jego pojazd, a nawet sam najzacieklej szarżował na drugiego wyzywając go przy okazji od nieudaczników oraz krzycząc, że on mu pokaże jak to się robi, które aktualnie były przepełnione ciepłem z wnętrza jego ciała, dzięki pozytywnym emocjom najwyraźniej wypełniającymi go od środka.
Pamiętał jak zaproponował, że zapłaci za naleśniki dzięki czemu drugi skakał do okoła jak małe dziecko i specjalnie wybrał najdroższą porcję tylko po to żeby posprzeczać się z ryżym co w sumie mu się udało. Pamiętał, że jak przypatrywał się jego sylwetce to miał ochotę dotknąć jego włosów na co od razu karcił się w myślach i unikał podnoszenia głowy żeby drugi nie zobaczył jak jego policzki pokrywa delikatny róż przez zawstydzenie tego typu myślami. Wydawało mu się to niepoprawne, wręcz złe jednak nie rozumiał dlaczego takie odczucia mu towarzyszą za każdym razem kiedy Osamu chwytał go za rękę chcąc pokazać mu coś konkretnego i próbując przez gestykulację wykazać swoją ekscytację.
Kiedy w końcu obaj wyczerpali swoje baterię społeczne na najbliższy czas, postanowili się rozstać żeby tego nie przeciągać i by nie poczuć się w końcu niekomfortowo. Brazowoki obiecał swojemu druchowi, że jutro w mafii odda mu jego ciuchy na co kapelusznik od razu przystał nie widząc żadnych zastrzeżeń do tego rozwiązania. Z resztą, te ubrania były na niego i tak za duże i nie wiedział skąd je zatrzasnął więc dodał też, że jeśli będzie chciał je zatrzymać to może to zrobić bez kłopotu bo raczej i tak mu się nie przydadzą. Kiedy miał zamiar już się odwrócić i pójść w swoją stronę ignorując oddalającego się szatyna, usłyszał krzyk w jego stronę wypływający z ust chłopaka który tak bardzo ostatnio zajmował mu myśli.
— Dziękuję Chuuya — powiedział spoglądając chwilę na jego zaskoczoną twarz i z ciebie odwracając się do tyłu i idąc w stronę portów. — Dzięki tobie naprawdę poczułem się jak człowiek.
I zostawił go z natłokiem myśli oraz szokiem wymalowanym na jego twarzy kiedy słowa dotarły do jego uszu.
***
Umówmy się tak, że rozdziały będą w dni wolne od szkoły okej? Okej
Był*ś? Zostaw coś po sobie.
Po edicie: Lol wyszli mi tutaj bardzo ooc. Spokojna głowa, naprawię ich w dalszych rozdziałach i wytłumaczę dlaczego się nie zabijają na taką skalę jak w canonie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top