I.II

Ich biuro nie było jakieś wielkie, ale też nie za małe. W sam raz jak to często mówił. Dwa biurka stały koło siebie, jedno naprzeciw drzwi, a drugie ustawione bokiem, ale stykające się z brzegiem pierwszego stało na przeciw ściany. Ściany były w beżowym odcieniu, a podłoga była wyłożona panelami. Z boku stała kanapa z stolikiem kawowym Chuuya lubił swoją połowę. Wszystko było wysprzątane i schludne w przeciwieństwie do drugiego biurka na którym panował istny chaos. Podłogę w jego obrębie ogarnęły okruszki, które jego partner już zdążył wysypać z pustej paczki po ciastkach za to blat mebla wcale nie wyglądał ani trochę lepiej lśniąc się od czego lepkiego pokrywającego go. Dokumenty i raporty robiły za podkładki dla jedzenia i pustych kubków z napojami, nie było tam praktycznie nic związanego z pracą oprócz nich. Chuuya nawet mógłby przysiąc, że widział tam kilka zabawkowych samochodów i kostkę rubika. Sam brunet obecnie zamiast wykonywać swoją pracę wylegiwał się na kanapie i grał na swojej przenośnej konsoli z taką powagą na twarzy, że w pierwszym odczuciu dało się pomyśleć, że robi coś ważnego; może planuje kolejną w tym miesiącu maskarę na jakimś wrogu mafii - mógłby pomyśleć jakiś podwladny. Kręcił się przez chwilę w miejscu by zacząć wymachiwać dłońmi we wszystkie strony i po chwili wydać z siebie jęk przepełniony irytacją gdy z głośnika urządzenia wydostała się ponura melodyjka najwyraźniej świadczącą o przegranej szatyna.

Chuuya prychnął na to tylko zirytowany. Naprawdę nie rozumiał co brązowooki widzi w tym czymś. Jasne, Nakahara lubił od czasu do czasu w coś pograć, ale nie w takiej ilości jak Dazai, aż dziw, że młodszy jeszcze nie nosił okularów. Kiedyś co tydzień wychodził z członkami Owiec do jakiegoś salonu gier lub gdziekolwiek gdzie mogli w coś pograć. Raz wylądowali nawet w jakimś podejrzanym barze. Grali przez jakiś czas z jakimś typkiem, ale nie wychodziło im to kompletnie. Kiedy w końcu facet najwyraźniej uznał, że naciągnął ich wystarczająco i zarządzał pieniędzy Chuuya używając swojej zdolności stworzył dywersję i wszyscy uciekli przy okazji najpewniej rozwalając kilka butelek droższego alkoholu na łysej głowie mężczyzny.

Na samo wspomnienie chłopak uśmiechnął się delikatnie do siebie. Był w Owcach odkąd tylko pamiętał. To tam się kształtował, zdobywał doświadczenia, znalazł pierwszych przyjaciół, znalazł rodzine. Jednak stracił to wszystko przez tego idiotę - wraz z tą myślą spojrzał na Osamu który aktualnie próbował ułożyć z czipsów jakąś wierzę, z marnym skutkiem musiał podkreślić. Zaraz jednak pokręcił głową. Fakt, jednym z czynników przez, które znajdował się tu, a jego dawni przyjaciele posądzali go o zdradzę był szatyn i zakład który z nim przegrał, ale i również to, że nie nadawał się na przywódcę. Poddał w wątpliwości to, że jest im lojalny. Gdyby zorientował się o co chodzi do niczego by nie doszło. Nie było to jednak już ważne. Teraz jego miejsce było w portowej mafii.

Westchnął przeciągle odkładając na bok długopis którym przed chwilą wypełniał rubryki oraz całkowicie obrócił się w stronę partnera. Wyciągnął z szuflady miękką małą piłkę antystresową, którą dostał kiedyś od Ozaki po czym rzucił ją w młodszego mafiozę wytrącając przy okazji grę z dłoni. Dazai zaczął rozglądać się na boki, a dostrzegając przepełniony wyższością wzrok rudowłosego prychnął tylko pod nosem następnie jakże dojrzale wystawiając mu język. Zaraz po tym zaczął grzebać w śmieciach na podłodze w poszukiwaniu swojej własności.

— Wiesz coś na temat tej sprawy? — Zapytał z ociąganiem mierząc go badawczym wzrokiem.

— Jakiej sprawy? — Odpowiedział pytaniem na pytanie nie podnosząc nawet w jego stronę głowy.

— Nie zgrywaj głupiego, doskonale wiesz jakiej - warknął na niego, a kiedy dostrzegł mały uśmiech pod nosem partnera krew się w nim zagotowała. — Ty coś wiesz - wskazał na niego oskarżycielsko palcem po czym wstał i podszedł do niego. Przyjrzał się badawczo i widząc jego samozadowoleniu i prychnął pod nosem zirytowany. — Gadaj.

— Oj Chuuya. Nie mogę. To tylko moje domysły, nie mogę wprowadzać wszystkich w błąd — oznajmił przesadnie smutnym tonem oraz przycisnął dłonie do klatki piersiowej robiąc przy tym zbolałą minę. Jeśli to w ogóle możliwe ciśnienie Chuuyi podskoczyło jeszcze bardziej.

— Gadaj co wiesz. Nie rozumiesz, że to nie zagraża tylko pojedynczymi osobom? Oni definitywnie czegoś szukają. Kto wie, może jesteśmy na ich liście do odstrzału? Nie obchodzą mnie aktualnie twoje motywy bo pewnie robisz to dla zabawy, ale jeśli komukolwiek komu znam stanie się przez to krzywda to osobiście cię zabiję — syknął. Nawet nie widział kiedy podszedł do niego na tyle blisko żeby chwycić go za kołnierzyk, który aktualnie ściskał w pięści sprawiając, że nieprzyjemnie wbijał się w szyję szatyna. — A zresztą — puścił go — rób co chcesz, ale na mnie nie licz — wyszedł z pomieszczenia zostawiając brązowookiego samego sobie.

Wiedział, że to było kłamstwo. Wiedział, że gdyby zaszła potrzeba rzuciłby się za chłopakiem bez namysłu, jednak nie chciał do siebie tego dopuścić. Nie chciał być komukolwiek aż tak ślepo posłuszny nie znając nawet jego prawdziwych intencji. Kiedy tak szedł rozmyślając poczuł, że na kogoś wpada. Osoba ta wywróciła się wraz z stosem dokumentów za to Chuuya sam ledwo utrzymał równowagę. Spojrzał on do tyłu, a widząc kogo przewrócił natychmiast pobladł i rzucił się do pomagania w zbieraniu papierów. Bowiem każdy kto już raz zdenerwował Hirostu nigdy nie miał u niego tyle samo sympatii jak wcześniej (a trzeba było sobie na nią porządnie zasłużyć), a sam on nigdy jakoś nie był z nim blisko żeby żeby dużo się jej nazbierało względem jego osoby.

Hirotsu mimo niepozornego wyglądu starszego mężczyzny był posiadaczem dość dobrej zdolności, o nazwie Odpadająca Kamelia. Przetrwał w mafii niezwykle sporo czasu dzięki czemu zyskał sobie szacunek oraz wysoką pozycję i zaufanie szefa. Był średniego wzrostu i postury, a w jego oku tkwił monokl. Był ubrany w czarny strój wraz z płaszczem nieograniczającym ruchów. Spojrzał swoimi mądrymi oczami na twarz Chuuyi, na co ten drugi się opanował dreszcz, który chciał nim wstrząsnąć po czym uśmiechnął się pod nosem.

— Przepraszam, zamyśliłem się — próbował się wytłumaczyć starając się układać dokumenty tak żeby potem nie było z tym problemu.

Kiedy przewracał jedną kartkę na drugą stronę jego uwagę przykuł nagłówek jednego raportu, nosił on nazwę "Dzień Niebieskiej Błyskawicy". Do tego było dołączone zdjęcie wypalonej ziemi z pojedynczym niebieskim kwiatem po środku. Zapatrzył się na to chwilę i zmarszczył brwi kiedy zdał sobie sprawę z tego co robi. Dokument wypadł z teczki z napisem "ściśle tajne" więc nie powinien tego czytać. Pospiesznie włożył go z powrotem na jego miejsce dziękując Bogu, że starszy nie zwrócił na to uwagi. Jednak ciekawość względem tego pozostała. Co było w tym tak wyjątkowego, że dostęp do tego był aż tak ograniczony? Ręce świerzbiły go żeby jeszcze raz po to sięgnąć. Miał przeczucie, że to coś ważnego.

— Nic się nie stało — z przemyśleń wyrwał go mafiozo. — Ja też nie uważałem — i zabierając resztę dokumentów od Chuuyi po czym wstał i otrzepał ubranie. — Życzę miłego dnia.

- Dziękuję i wzajemnie Hirostu-san - ukłonił się na szybko odruchowo kiedy mężczyzna zaczął się oddalać choć to on miał wyższą pozycję od mężczyzny.

Spojrzał na ścianę jakby miała mu zdradzić wszystkie tajemnice wszechświata po czym westchnął przeciągle drapiąc się po karku. Nie wiedział dlaczego cały czas wracał w swojej głowie do tamtego kawałku papieru. Nie było tam raczej nic interesującego. Nie zdążył oczywiście przeczytać treści, ale nie sądził, że to go zainteresuje. Nie był jednak na razie w stanie oddalić się od tego myślami.

— Tu jesteś — znieruchomiał znając ten irytujący głos. Obrócił się akurat żeby zobaczyć jak Dazai jedną dłonią zamyka nieco nad głową swój zeszyt w czerwonej obudowie. — Doszedłem do wniosku, że będę miłym przyjacielem i powiem ci to i owo co o tym myślę. Co ty na to? — Uśmiechnął się niewinnie dzięki czemu zarobił poirytowane spojrzenie. Nie można było tak od razu?

— Dobra. Chodź do biura i tam mi powiesz — przewrócił oczami po czym kiedy już chciał wyminąć młodszego ten zagrodził mu ręką w której nadal miał zeszyt drogę. — No co? — Spojrzał na niego podirytowany.

— Skończyliśmy właśnie pracę — dał mu pod oczy podręczny zegarek który wskazywał szóstą wieczorem. — Nic nie zapowiada na nadgodziny więc nie chcę siedzieć w tej budzie dłużej niż to konieczne.

— A więc co? — Zapytał choć rozumiał już do czego to zmierza.

— Jak to co? Jedziemy do ciebie! — Krzyknął z wielkim entuzjazmem którego Chuuya ani trochę nie podzielał.

***

Korzystajcie z mojej aktywności ile się da bo nie długo pewnie ona bardzo spadnie. Chyba w ogóle powinnam jakiś grafik ustalić, ale nie jestem pewna czy byłabym się w stanie go trzymać. Mówcie mi też co mogłabym zmienić w zachowaniach postaci bo chciałbym żeby wyszło jak najbardziej kanonicznie.

Edit: (Tekst po kiepskiej, ale jednak korekcie)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top