I.I
To miał być zwyczajny dzień. Wstać, pójść do pracy, zrobić to co miał do zrobienia, wrócić do domu. Jak na ironię losu w mafii zazwyczaj było dość spokojnie. Rzadko na dalszą metę zdarzały się ważne akcje, a nawet jeśli to oczywiście osoby z niższych szczebli nie były do nich dopuszczane bez konieczności. Zdarzyły się też takie sprawy gdzie podrzędne pionki nie miały nawet pojęcia o tym, że bezpieczeństwo organizacji mogło wisieć na włosku. Chuuyę czasami to irytowało, w końcu w Owcach mówili sobie praktycznie o wszystkim, jednak rozumiał skąd się bierze takie postępowanie. W takiej sytuacji mógł być po prostu wdzięczny, że on sam jest na tyle wysokiej pozycji by w razie czego brać pod uwagę jego integrację w akcję.
Spał sobie spokojnie dopóki nie obudził go telefon od samego szefa, który kazał mu jak najszybciej stawić się w mafii. Poinformował go, że samochód został już wysłany by go odebrać i wolałby żeby nie kazał mu czekać dłużej niż faktycznie było to możliwe. Chuuya oczywiście na wszystko się zgodził, raczej nie mógłby odmówić nawet jeśli każą mu się stawić w pracy dobre półtora godziny przed czasem. Z westchnieniem zaczął się przebierać z piżamy w strój dzienny jednak przedtem wziął szybki prysznic żeby mieć pewność, że zmył z siebie odór zwłok, który mógł pozostać na nim z wczorajszej akcji. Zjadł na szybko małe śniadanie po czym umył zęby. I właściwie zdziwiło go, że jeszcze w tym czasie nikt po niego nie przyjechał. Dopiero wtedy kiedy tak rozmyślał akurat usłyszał od strony okna trąbienie samochodu co świadczyło o tym, że zapeszył.
Szybko, żeby kierowca się nie denerwował ani nie przyciągał zbytniej uwagi tak długim staniem w miejscu na którym parkowanie jest niedozwolone, wyszedł z domu po czym zamknął go na klucz oraz zbiegł po schodach na dół. Kiedy znalazł z
się z przodu budynku jego oczom ukazało się spore czerwone auto, nie zaliczało się jednak jeszcze do furgonetki. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, a przez nie wyjrzała dobrze mu znana brązowa czupryna na której widok automatycznie podniosło mu się ciśnienie.
— Chuuuya~! — Krzyknął tym swoim irytującym głosem specjalnie przeciągając jego imię i używając nieco wyższego tonu głosu.
— Musisz z samego rana się drzeć?! — Fuknął na niego ani myśląc żeby podejść bliżej do swojego partnera, mimo swojego postanowienia o nie robieniu kłopotów wolałby już samodzielnie dostać się do siedziby portówki.
— I kto to mówi? — Mruknął pod nosem robiąc obrażoną minę i nadymając policzki czym zwrócił uwagę rudowłosego na to, że faktycznie podniósł głos trochę za mocno dzięki czemu zbierał kilka zdziwionych spojrzeń.
Nie chcąc robić już scen z ciężkim westchnieniem skierował się energicznym krokiem do samochodu po czym do niego wsiadł. Niemal natychmiast zapiął pasy po czym skrzywił się na to jak blisko siedział swojego partnera zawodowego, który niemalże jak małe dziecko kopał oparcie przed sobą doprowadzając biednego kierowcę do szału. Nakahara już szerze mu współczuł całkowicie rozumiejąc jego zdenerwowanie.
— Mógłbyś przestać? — Syknął na niego w końcu niebieskooki po kilku minutach.
— Ale w sensie, że to? — Odpowiedział pytaniem na pytanie po czym z jeszcze większym zaangażowaniem zaczął przebierać nogami w tę i w powrotem.
— Tak, to! — Krzyknął uderzając w jego klatkę piersiową na co drugi wydał z siebie jęk niezadowolenia, ale również i bólu na co Chuuya uniósł tylko brwi. Przecież nie uderzył go aż tak mocno. Tak czy siak młodszy zaprzestał swojej zabawy co spotkało się z zadowoloną miną niższego.
— Za to ty mógłbyś przestać nosić ten niemodny kapelusz. Ma chyba wieki — Odpowiedział mu po czym pochylając się w jego stronę zaczął tracąc dodatek do ubioru mafiozy.
— Ty za to mógłbyś się choć raz porządnie umyć, cuchniesz! — Natychmiast go odtrącił na co brunet wydał z siebie tylko kilka mruknięć by po chwili znów naruszyć przestrzeń osobistą chłopaka i zacząć na nowo próbować się dorwać do jego kapelusza. — Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapami!
— Oj, już nie bądź taki Chuuya — zamlaskał niezadowolony. — Kto to widział żeby pies gryz własnego pana?
— Nie nazywaj mnie psem idioto! — I tak rozpoczęła się mała wojna na przepychanki, której ten samochód miał nigdy nie zapomnieć. Chyba dalszej drodze do destrukcji auta na środku jezdni zapobiegło tylko to, że dotarli na miejsce o czym poinformował ich zmęczony i zestresowany tym wszystkim kierowca. Od razu było widać, że musiał dołączyć niedawno do mafii i najpewniej nasłuchał się o nich ostatnio plotek.
Tak więc mroczne duo skierowało się do wejścia siedziby i zaraz po tym od razu do gabinetu szefa. O tej porze nie było tu jeszcze za wiele osób - głównie tylko ochrona i osoby mieszkające w małych mieszkaniach w siedzibie choć w tym drugim przypadku mało kto wychodził z pokoju, a co dopiero najpewniej się obudził. Chuuya prychnął tylko pod nosem na wspomnienie tego jak sam tu mieszkał. Chciano mieć go na początku pod obserwacją na wypadek gdyby chciał jakkolwiek zaszkodzić organizacji, a potem zwyczajnie on sam nie miał czasu by szukać czegokolwiek własnego. Na dobrą sprawę przeprowadził się dopiero niedawno.
Obrócił się w stronę szatyna, który aktualnie wlepiał spojrzenie w swój zeszyt śledząc z zaciekawieniem tekst. Nakahara nawet nie wiedział skąd go wytrzasnął i chyba nadal nie chciał wiedzieć. Osamu nazywał go "podręcznikiem do samobójstwa" i z tego co mu było wiadomo to chyba dostał go od Moriego. No cóż, nie za bardzo on działał skoro jego właściciel nadal chodził żywy po świecie i wszystkich irytował swoją obecnością jak i samym wspomnieniem jego imienia. No i jakim cudem mu się to jeszcze nie znudziło? On chyba czytał to już dobre dwa lata w kółko. Potrząsnął głową wyrzucając z głowy myśli na ten temat. Ten maniak samobójstw nie zasługiwał na to by tak zaprzątać jego uwagę.
Stanęli przed ogromnymi drzwiami po czym zapukali. Kiedy usłyszeli przyzwolenie na wejście do środka natychmiast to uczynili by mieć to wszystko już za sobą. Gabinet szefa był duży jednak większość przestrzeni nie była zagospodarowana. Naprzeciw szklanej ściany z widokiem na miasto stały dwa fotele oraz jeden stolik kawowy, natomiast z tyłu znajdowało się biurko przy którym zazwyczaj zasiadał przy różnych rozmowach z podwładnymi lub przy robieniu interesów. Chłopcy bezzwłocznie stanęli przed mężczyzną kłaniając się lekko, a Dazai niepostrzeżenie schował swoją książkę do zdecydowanie zbyt dużej kieszeni płaszcza.
— Ah, Chuuya-kun, Dazai-kun miło was widzieć — posłał w ich stronę uśmiech. — Wybaczcie, że tak wcześnie jednak to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
— Czy chodzi o tą sprawę tajemniczych zaginięć? — Wtrącił się wyższy z dwójki siedemnastolatków na co spojrzenia skierowały się w jego kierunku. — W okolicach portu dochodzi do zaginięć. W większości przypadków są to uzdolnieni, ale na drugim miejscu również ich dzieci, które mają możliwości mieć w tym kierunku ewentualny potencjał.
— Dokładnie — przytaknął z westchnieniem szef. — Żadnych poszlak, żadnych świadków. Na dobrą sprawę właśnie oprócz zdolności nic ich nie łączyło jednak nie jesteśmy przecież w stanie zapewnić wszystkim uzdolnionym bezpieczeństwa, zwłaszcza gdzie są przypadki gdzie nawet oni sami nie zdają sobie sprawy z tego, że takową posiadają. Na razie musimy skupić się na tych z naszej organizacji. Poprosiłbym was o to żebyście zajęli się tą sprawą. Oboje macie silne zdolności i może być to ryzykowne, ale wiem, że dacie sobie radę.
— Kiedy powinniśmy zacząć? — Zadał pytanie Chuuya któremu ani trochę to nie przypadło do gustu. Za wiele rzeczy mogło pójść nie tak i patrząc kątem oka na Dazaia wiedział, że on też tak myśli. Pytanie tylko co planuje ich szef?
— Najlepiej od zaraz. Nie długo dostaniecie dokumenty dotyczące tej sprawy. Na razie to wszystko, możecie już iść.
Ukłonili się na pożegnanie po czym skierowali się w stronę drzwi, a następnie windy. Nakahara przeklinał w myślach to, że tak wcześnie wyciągnęli go z łóżka. Naprawdę była to sprawa aż tak istotna by przez resztę dnia chodził niewyspany? Jasne, musieli zostać ostrzeżeni i tak dalej, ale przecież by sobie organizacja poradziła przez tą godzinę bez nich, prawda?
— Co o tym myślisz? — Zapytał w końcu rudowłosy opierając się o metalową ścianę windy do której wszedł i przyglądając się twarzy partnera na której widniał zadowolony uśmieszek, co nie wróżyło to nic dobrego. Do jego uszu dotarł dźwięk zamykanych drzwi po czym przesuwania się w dół.
— Myślę, że może być ciekawie~ — zaśmiał się pod nosem na co rudy tylko wywrócił oczami w geście irytacji.
***
Edit: (Tekst po kiepskiej, ale jednak korekcie)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top